Witajcie w naszej Potiomkinowskiej wsi!

Właściwie wszystko to już było. Zdarzyło się już dużo wcześniej. Tylko dekoracje były inne. Na ścianie nie wisiał Biały Orzeł. Przy długim stole nie siedzieli mężczyźni w słusznym wieku o zmęczonych twarzach. Dziurawą urnę, do której niczego nie spodziewający się obywatele wrzucali z powagą kartki – a którą odwrócono potem do góry dnem i kopano ze śmiechem, bo była tylko atrapą, zabawką, pudłem tekturowym z podwójnym dnem, z którego wyciągano te właściwe „głosy”- wyobrażała wtedy inna tekturowa konstrukcja. Sporządzona ze swobodą, z jaką robi się makiety teatralne,  pomalowana i ozdobiona tak, że z daleka

wyglądała jak prawdziwa

Jak prawdziwa wioska ! Wesoła, kwitnąca i zasobna. Zwłaszcza, gdy oglądało się ją z pewnego oddalenia. Ze statku, który sunął niespiesznie w dół Dniepru. Na jego pokładzie wraz z całym swym dworem siedziała Katarzyna II. Siedziała i patrzyła.  Jej serce się radowało, że tak szybko następuje rozwoj terytoriów przyłączonych do Rosji tak niedawno. Krymu, ziem wyrwanych imperium osmańskiemu. Autor tego przedstawienia, Grigorij Potiomkin, książę, generał i faworyt Katarzyny (w swoim czasie nie pozbawiony nawet ambicji, by być królem Polski) miał w końcu wszelkie środki, by widok ten (z daleka) naprawdę cieszył oko. I uspokajał.0

Jeden z najbogatszych ludzi w Rosji – dzięki swojej specjalnej pozycji przy boku Carycy – i bez wątpienia wielbiciel teatru, ustawił na brzegu Dniepru kilka przenośnych konstrukcji. Gdy statek Imperatorowej pojawił się na horyzoncie, milczący dotąd aktorzy – można by ich nazwać elektoratem wiodącej w sondażach ( jeszcze do niedawna, gdy się to opłacało) partii – ludzie Potiomkina, udający wieśniaków, zdzierali gardła w okrzykach na cześć płynącej rzeką, tak łaskawej dla nich władczyni. Cudzoziemcy we frakach, ambasadorowie państw europejskich, z podziwem spoglądali na te spontaniczne wybuchy radości. Cóż za szczęśliwy kraj, mówili do siebie półgłosem, co za uroczy lud!

Cóż za wspaniałe osiągnięcie transformacji, wolne wybory, moglibyśmy wykrzyknąć  (dwa tygodnie temu) patrząc na wysoką komisję wyborczą, starszawych mężczyzn z uroczystymi twarzami oraz na bilboardy. Na przykład ten: łagodnie uśmiechająca się pani i napis: „30 listopada wszyscy tworzymy Warszawę”. A jakże! Tylko zagłosujcie jak trzeba, wsiądźcie do tej ponętnej łodzi kołyszącej się cicho na falach wielkiej rzeki! Udekorowanej kwiatami i zielenią, tak samo jak mijane wsie. Wsie – widma.

Wtedy nie trzeba będzie żadnych specjalnych środków. Ludzie dostaną wódki – tak jak ci w rubaszkach i czerwonych butach – i rozejdą się zadowoleni.

Wszystko zostanie po staremu. Czy te oczy mogą kłamać?

Wielki apetyt księcia Potiomkina

O Potiomkinie głośno było już pod koniec XVIII wieku. Człowiek po prostu miał talent.. I łeb na karku. Nie chciał schodzić ze sceny jak byle bankrut, gdy stał się już dla Cesarzowej nieco nudny. Jego zadaniem miało być odtąd dbanie o dobry nastrój swojej protektorki. Skoro Krym w 1783 roku był już rosyjski (co tam traktat pokojowy zawarty z Turcją parę lat wcześniej…) trzeba było postarać się o to, by pięć lat później wszystko na drodze wiodącej z Sankt Petersburga na Krym, kwitło i śpiewało. Folklor zawsze robi korzystne wrażenie na władcach. Stalin i Bierut też uwielbiali pohukujący dziarsko “Śląsk”,  tkliwe i sentymentalne “Mazowsze”…

Postojów – według kronikarzy, do których należał w pierwszym rzędzie radca poselstwa saskiego w Petersburgu, Georg von Helbig, autor pierwszej wydanej na Zachodzie biografii Potiomkina – było 76. *) Miejscowości, które odwiedzano doprowadzone zostały do stanu wręcz idealnego. Naprawione drogi i płoty, świeżo pobielone domy. Wszędzie kwiaty w pełnym rozkwicie przytargane w wiadrach z oranżerii i wsadzone do ziemi. I gdzie się dało porozwieszane dzwonki.

U nas, w okresie kampanii wyborczej, gdzie niegdzie brakuje tylko tych dzwonków. Za to gwałtownie wytryskają fontanny.

Książe Taurydzki (Krym nazywany był w Rosji Taurydą), szczęśliwy posiadacz ogromnych dóbr na Kijowszczyźnie i Bracławszczyźnie, zwolennik dalszych rozbiorów Polski, czynnie działający na rzecz drugiego rozbioru, miał apetyt ogromny. Jak jeść to jeść, i wszystko co najlepsze. Znawca kronik von Helbiga, Adam Mickiewicz przytaczał podczas prelekcji paryskich wydatki Potiomkina: pięć, sześć milionów rocznie na kuchnię, ciasta sprowadzane ekspresową pocztą z Paryża.

Pałace, gdzie wydawano słynne przyjęcia na cześć Carycy, stawiał Potiomkin na stepach krymskich, na jeden nocleg.

Cóż, przy tym rozmachu, obiad czy kolacja u „Sowy…” to wręcz asceza.

Festyny zaś, pełne radości, uśmiechu i muzyki, którymi okraszają kampanię wyborczą przyjaciele zwykłego człowieka, (tego człowieka, którego trzeba przede wszystkim rozweselić, jak sądzą, by chciał na nich zagłosować), przypominają do złudzenia te, jakie odbywały się podczas wielkiej inspekcji Katarzyny II w 1878 roku, w drodze na świeżo pozyskany Krym. Ludzie muszą być szczęśliwi, by władza była zadowolona. Zróbmy ich szczęśliwymi! Pomalujmy im coś!

Potężny Potiomkin, gubernator Nowej Rosji, syn niewysokiego rangą oficera z okolic Smoleńska sam był przecież kiedyś „ludem”.

Dlatego w tych dniach, na trasie wiodącej na Krym, kwitł w miasteczkach handel, po drogach toczyły się rażno wozy pełne zboża. Nikt nie kradł, nie zataczał się, nie złorzeczył  i nie przeklinał, dobrobyt zaglądał ludziom w oczy.

Dziś jadą tymi drogami „konwoje sanitarne”. Drogi trzeszczą i uginają się pod ciężarem bandaży i plastikowych strzykawek.

Tak to wygląda w tamtej cywilizacji.

W naszej tak nie wygląda. Dlatego ci, których omamiono, tak jak w 1947 roku, „wolnymi, demokratycznymi wyborami”, nie będą siedzieć i pić, jak robi się w Rosji, czekając na kolejną „inspekcję”.

Zostali powołani na świadków, tak jak w 2010 roku.

0000W_zlocie_i_srebrze

Zostali też powołani na tych, którzy będą musieli przekazać całą tę wiedzę Zachodowi – tak jak Georg von Helbig i jak markiz Alphonse de Coustine, autor „Listów z Rosji”. Jak autor “Dziadów” i prelekcji paryskich, syn rodziny szlacheckiej z Nowogródczyzny, z Zaosia. Może on zgniły, ten Zachód, może zdradził sam siebie, ale tam nie budowano nigdy i nie buduje się współczesnych wiosek Potiomkinowskich. Urny nie są dziurawe, nie mają podwójnego dna. Barbarzyństwo nie zagarnęło wszystkiego. To inna cywilizacja.

Dekoracje są bezużyteczne.

Uważać zaś trzeba szczególnie na tych, którzy mówią dziś, że przyczyną gwałtownego runięcia fasady jest „słabość polskiej demokracji” – bo jesteśmy ” jako społeczeństwo” po prostu kiepscy (jak bohaterowie przygotowującego nas do tej roli serialu ), na nic więcej “nas” nie stać. Oraz na tych, co przestrzegają, by podczas całych wyborów przypadkiem „nie glosować na partię, a tylko na ludzi” (tych „sprawdzonych”, „znanych” etc.). To typowo potiomkinowska zagrywka. To przyklejanie kolorowych papierków do sztucznych płotów, by z daleka udawały, że są Polską.

Warto pamiętać, że wiedza o tym, czym były wioski Potiomkinowskie stała się w XIX wieku dostępna w całej Europie. I trwa do dziś.

Dlatego umarły, że taki czysty

Gdyby mówiono, że jesteśmy słabi i w tej słabości aż śmieszni, że „Prawo i sprawiedliwość” to żadna siła polityczna, trzeba przypomnieć Adama Mickiewicza. Był tylko poetą – emigrantem, żył w biedzie, z chorą psychicznie żoną. Ale miał głos. I ten głos usłyszano w Europie. Mówiąc o Konfederacji Barskiej podczas prelekcji paryskich zauważył rzecz, której na pierwszy rzut oko nie było widać:

„Pierwszy to raz królowie [mocarstw europejskich] zadrżeli na widok źle uzbrojonych i źle dowodzonych garstek wojska; zatrwożyli się widząc, że ich systemat równowagi europejskiej i sankcji pragmatycznej jest zagrożony. Królowie połączyli się, by zniszczyć tę ideę”.**)

Rachuby ludzkie, kombinacje dyplomatyczne potępione zostały przez tę garstkę żołnierzy w szlacheckich kontuszach; cała konstrukcja polityki europejskiej opartej o całkowicie niechrześcijańskie – już wówczas – zasady zachwiała się w posadach. Konfederaci mówili otwarcie, przez swój czyn, przez swoją bezkompromisowość, że nie pora paktować z Rosją. Nie pora paktować z nikim. I oni tego nie zrobią. “…bierze górę starożytna idea polska”, mówi Mickiewicz zdziwionej paryskiej publiczności w lutym 1842 roku, “idea szlachetności, poświęcenia się i zapału, która odrzuca wszelkie rachuby i łamie wszelkie trudności. Idea ta, zarzucona naprzód przez królów, potem przez wielmożów, podjęta jest teraz przez drobną szlachtę, nie tylko w Koronie, ale również na Ukrainie i na Litwie; staje się ona ideą narodową, ogarnia cały kraj”.

Wojciech Kossak - Ranny Kirasjer i dziewczyna

Wojciech Kossak – Ranny Kirasjer i dziewczyna

Warto zdać sobie sprawę, kto dziś jest tą “drobną szlachtą”. Kto uosabia te same postawy, te same cele, ten sam upór. Jaki typ ludzi. Jak zorganizowanych. Jak tamci, w konfederatkach, ze szkaplerzami na piersiach pogiętymi od kul… Podobni do nich. Może są jeszcze mniejszością, bo nie wszyscy w Polsce rozumieją powagę sytuacji, ale tak jak Konfederaci przedstawiają zdanie odrębne. Nie przyjmują narzucanych reguł gry. Odrzucają obowiązujący rytuał kłamstw. Postanawiają, że pozostaną tymi, którymi są. Polakami, chrześcijanami, rycerzami.

Ich postanowienia są jasne: ciągle stawiać opór, nigdy się nie cofać.

Gdyby mówiono z kolei, że nasze narodowe interesy jest w stanie zabezpieczyć tylko słowiański partner, Rosja, że jako Polacy mamy dbać o etniczną czystość, jak chcą niektórzy narodowcy, że tylko czysta polskość, czysta słowiańskość ma wagę i jakość, przypomnijmy słowa Norwida:

„Narodowość, nie jest wyłączność, ale jest to siła przywłaszczenia sobie tego wszystkiego, co do postępowego rozwinięcia żywiołów własnych potrzebne i konieczne jest. Angielski język gdyby się oczyścił z żywiołów obcych, to nie można by tym językiem nie tylko w parlamencie, ale nawet w podrzędnych przedmiotach rozmówić się. Czeski zaś jest bardzo czysty, ale dlatego właśnie umarły, że taki czysty! Ważne i ciekawe dla Polaków pytanie:  c z e m u   p u r y t a n i z m   n a w e t   w   r e l i g i i   j e s t  h e r e z j ą ???… Nawet w religii purytanizm doprowadziłby zawsze albo do żydostwa, albo do archeologii, i skończyłoby się na tym, że  K o ś c i ó ł   b y ł o b y   to   m u z e u m  s t a r o ż y t n o ś c i!”. ***)

Norwid przestrzega na końcu tego listu, że czynienie sekty z ojczyzny kończy się źle, kończy się fatalnie: fanatyzmem.

_____________________________

*) Georg von Helbig: „Potemkin, der Taurier. Anecdoten zur Geschichte seines Lebens und seiner Zeit”, Minerva, 1797-1800. Hamburg

**) Adam Mickiewicz – Literatura słowiańska. Wykłady w Collége de France, Kurs drugi 1841-1842, wykład XIV 18 lutego 1842, Warszawa 1933

***) List Cypriana Kamila Norwida do Bohdana Zaleskiego z 10 lutego 1864 roku,  za: Cyprian Norwid. Pisma wszystkie. Listy 1862-1872, PIW, Warszawa

Możliwość komentowania jest wyłączona.