Tego w naszych szafach nie znajdziecie

(Dokończenie tekstu “To był dopiero trzeci anioł”).

Metamorfozy polityczne kultury śmiechu

Pisząc o ukraińskim matematyku, dysydenckim pisarzu, więźniu psychuszki w Igreniu pod Dniepropietrowskiem (dziś Dnipro), wreszcie emigrancie politycznym Leonidzie Pluszczu (1939-2015) (w rozdziale Zwycięstwo nad karnawałem), Oksana Zabużko przywołuje “gry i zabawy” opozycyjnej inteligencji lat sześćdziesiątych, ludzi, wśród których było wielu twórców. Pojawili się oni w oficjalnej kulturze Związku Radzieckiego na fali chruszczowowskiej odwilży. W tej grupie artystów, pisarzy i naukowców modny był Michaił Bachtin i jego książka Twórczość Franciszka Rabelais`ego a kultura ludowa średniowiecza i renesansu. Fraza z wiersza Liny Kostenko: „Nie bądź rabem i śmiej się jak Rabelais” robiła karierę jako bon mot spotkań towarzyskich w kuchniach moskiewskiej i kijowskiej inteligencji. Rozmawiano coraz swobodniej, a anegdoty polityczne były coraz odważniejsze. Nie od razu zorientowano się, że „karnawał miał wyraźnie określone granice i był dozwolony w «reżimowym oknie wystawowym», czyli w Moskwie”.

W Kijowie dwaj dysydenccy pisarzy, którzy nie pojęli w porę prawdziwego ducha tej maskirowki i jej ścisłych rygorów, zapłacili niebawem za brak dyspozycyjności wobec wymogów epoki Breżniewa i Andropowa, za beztroskę i antysowiecką twórczość. Wiktor Niekrasow (1911-1987) został przymusowym emigrantem, Gelij Sniegiriow (1927-1978) – „wczorajszy hedonistyczny błazen”, a wkrótce autor antyradzieckiej opowieści biograficznej – umarł męczeńską śmiercią w więzieniu. „Słowem, «Rabelais» mógł być dobrym lekiem przeciwko systemowi dopóty tylko, dopóki «rabelazjanin» pozostał częścią systemu”, podsumowuje autorka Planety Piołun.

Dla opozycyjnie nastawionej inteligencji „Bachtinowska teoria karnawału” okazała się „idealną podpowiedzią, jak w warunkach ideologicznej dyktatury uważać się za ludzi wolnych, niczym przy tym nie ryzykując”, pisze Oksana Zabużko. Można było bezkarnie „opowiadać dowcipy polityczne i odnosić się do wszystkiego z szyderczym tumiwisizmem (i setki tysięcy «sług systemu» naprawdę tak żyły: dumnie szydząc z systemu, któremu służyły)”.  Jednak teoria ta, wraz z całym stylem życia, stała się pod koniec lat dziewięćdziesiątych „fundamentem nowej rosyjskiej dyktatury – w której modus vivendi, wyrosłe z karnawału cynizm, trolling i maskarada (…), stały się skutecznymi technologiami politycznymi…”, co przewidział już przyjaciel pisarki, Leonid Pluszcz, pisząc książkę W karnawale historii. Niemała grupa opozycyjnych inteligentów lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, po przejściu przez więzienia, zaczęła aktywnie działać „przy odbudowie imperium jako «technolodzy polityczni» po pieczą nowej Łubianki”. Autorka nie waha się nazwać Putinowskiej Federacji Rosyjskiej „krajem zwycięskiego karnawału” – rozkręcającego się na dobre, aż do wywołania «karnawałowej» czy raczej hybrydowej wojny światowej włącznie”.

Oksana Zabużko charakteryzuje „obłudną epokę détente” błyskotliwie i bez znieczulenia. Pisze przecież także o swoich znajomych. Obraz pseudoopozycji inteligenckiej – i dalekosiężnego zamysłu Kremla związanego z jej dwuznaczną, także międzynarodową rolą – przypomina to, co działo się w tym czasie na Zachodzie, gdzie kawiarnie literackie wprost upajały się twórczością ironiczno-melancholijnych bardów Rosji Breżniewa i Gorbaczowa, nie mówiąc już o Polsce…  Nostalgiczne utwory Agnieszki Osieckiej mówią wiele, może niechcący, o tęsknocie za prawdą podczas tego dziwnego zrywu bohemy warszawskiej, który okazał się w wielu przypadkach grą, maskaradą.

 

Leonid Pluszcz

W eseju o najbardziej znanym współczesnym poecie rosyjskim i królu dysydentów, wieloletnim emigrancie w Stanach Zjednoczonych, Josifie Brodskim, laureacie Nagrody Nobla, Oksana Zabużko podkreśla pionierską postawę polskiej slawistki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych, Ewy M. Thompson, która jako jedyna w świecie uniwersyteckim Zachodu nie obawiała się wprost postawić pytania (które powinno być głównym zagadnieniem współczesnej rusycystyki), “w jakiej mierze literatura rosyjska (jak wcześniej, w analogicznej sytuacji niemiecka…) może być obarczona odpowiedzialnością za duchową chorobę swojego kraju – za całkowicie już oczywistą, z zamkniętymi oczami widoczną, przemianę Rosji w «państwo totalitarne nowego typu»?” *)

Autorka Planety Piołun z gawroche`owską niefrasobliwością odważyła się w swojej książce naruszyć spiżowy wizerunek wielbionego także w Polsce, w środowisku dawnej opozycji antykomunistycznej, obecnie pookrągłostołowej koterii zwalczającej Prawo i Sprawiedliwość, Josifa Brodskiego. Skłoniło ją do tego ujawnienie wiersza Na niepodległość Ukrainy (powstałego pod koniec życia poety; utrwaliło go m.in. nagranie, w którym recytuje go sam autor), a który nosi cechy złośliwego pamfletu wobec kultury jej ojczyzny. Wiersz stał się natychmiast łakomym kąskiem dla rosyjskiej propagandy szowinistycznej. „(…) ostatecznie wybaczono zmarłemu wszystkie jego dawniejsze dysydenckie «grzechy» – i wygląda na to, że koniec końców Brodski przejdzie niestety do historii już nie jako poeta (poetów w jego epoce nie brakowało), lecz jako ideolog polityczny, i to dość toksycznego gatunku: to on właśnie stał się de facto pierwszym, na długo przed Putinem, rzecznikiem nowej geopolitycznej doktryny Kremla – zjednoczonego przez język rosyjski, na wzór Wielkiej Brytanii, wszechświatowego «imperium bez granic», innymi słowy russkogo mira” (z eseju Pożegnanie z imperium. Szkic do pewnego portretu).

Brodskiego pisarka poznała osobiście w Stanach, jako stypendystka Harvardu; podczas jakiegoś bankietu na swoją cześć uraczył ją ostentacyjnie okazywaną rewerencją – traktując jako koleżankę po piórze – i rozmawiał z nią przez dwie godziny, aby wkrótce potem, przy kolejnym spotkaniu, przejść do żenującej, jak na bądź co bądź Noblistę, i równie ostentacyjnie okazanej pogardy. „Ja pani nie pamiętam… Ukraina – gdzie to jest?”

Jedyna życiodajna substancja

Oksana Zabużko pisze językiem tajfunu. Zdania na pół strony – albo i całą – i niepowstrzymany przypływ przypisów, bogactwo metafor i dygresji charakteryzują język, który uwolnił się od wszystkich sztucznych form i zapożyczeń, jest samorodny, własny – i poświęcił się jednemu jedynemu celowi, dla którego został powołany: nie kręcić, mówić prawdę. Nie znajdziemy tu żadnego „jakby”, „niejako”, „że tak powiem”, „jeśli można się tak wyrazić”, „prawdopodobnie”, „tak naprawdę”. Nie ma zastrzegania i usprawiedliwiania się. Nie ma mgły i szarości. Rzeczywistość jest ukazywana jasno, w kontrastowych barwach.

Autorka Gwiazdy Piołun jest wybitnie „niekompatybilna” z jakimkolwiek współczesnym gorsetem umysłowym, intelektualną modą. Jest wręcz skrajnie nieufna wobec wszelkiej mody (ideologii) obowiązującej w „kręgach opiniotwórczych”, wylansowanej przez kulturę Zachodu w ślad za inspiracją płynącą ze Wschodu. Przypomina w jakiejś mierze jedną ze swoich bohaterek, Katerynę Biłokur, ukraińską chłopkę i genialną malarkę amatorkę, organicznie odrzucającą komunizm, nigdy nie hołdującą estetycznym wymogom systemu i jego ideologii, choć próbującą czasem (nieporadnie, klucząc opłotkami) obłaskawić go na swój użytek, jak obłaskawia się krwawego dzikiego zwierza. Bez złudzeń. Najtragiczniejsza sentencja z tego eseju: dobrze, że Kateryny Biłokur, której dzieła (nieliczne, które ocalały) dziś podziwiane są na Zachodzie, nie zostały docenione w Związku Sowieckim, dobrze, że ich autorka nie została uznana nigdy za artystkę – jedynie za „ludowego twórcę”, „prymitywistkę”, „malarkę dekoracyjną”, taką od wyszywanek, glinianych talerzy i malowanych pieców – którą można spokojnie lekceważyć i pozwolić jej tkwić całe życie w nędzny, przymierającą głodem i malującą własnoręcznie sporządzonymi (z warzyw i owoców) farbami niepojmowalne umysłem sowieckiego cenzora i czynownika „od iskusstwa” martwe natury – bo wtedy z pewnością nie przeżyłaby kolejnych czystek i zsyłek, którymi radzono sobie ze wszystkimi niepokornymi twórcami. Ludźmi, którzy mieli tylko jedno pragnienie, móc wyrażać własną duszę.

 

Kateryna Biłokur (1900-1960)

 

Oksana Zabużko jest mistrzynią języka – także gdy jej się słucha (dobrze mówi po polsku), uderza fakt, że wypowiada każde słowo z nadzwyczajną starannością; ma dykcję aktorki dramatycznej. Sukces swoich książek zawdzięcza jednak przede wszystkim tej jednej jedynej rzeczy: wyczuleniu na fałsz.

Planeta Piołun ukazała się w Polsce w najlepszym możliwym czasie. Pisarka przekonuje, że wbrew już ponad stuletnim wysiłkom Rosji, która chce uczynić niewolników ze wszystkich mieszkańców ziem, do których rości sobie pretensje, nie jest ona niepokonana. Jest słaba i bezsilna, o ile człowiek, który ma z nią jakąkolwiek styczność, nie godzi się być jej narzędziem. O ile nie uzna, za najlepszymi twórcami swego kraju, którzy rozpoznali żarzące się wciąż w Rosji jądro zła, „że to ty sam [„ty”, czyli też „ja” – EPP] przez cały czas tę swoją ziemię własnoręcznie zabijałeś, nawet nie zdając sobie z tego sprawy: na wzór komórki nowotworowej konsekwentnie nie pozwalałeś, by między twoją duszą a światem swobodnie przepływała życiodajna substancja – miłość. (…) w tym, że Ziemia «stała się gorzka», jest cząstka również i twojej winy”.

Zrozumiał tę zależność dobrze Andrzej Tarkowski – w jego Ofiarowaniu pojawia się religijny motyw dobrowolnej, całkowicie bezinteresownej ofiary jako jedynego aktu zdolnego wyrwać ludzką planetę spod władania duchowej trucizny, skrajnego egoizmu, materializmu i neopogaństwa.

„Kiedy planeta Ziemia, dotknięta wybuchowym rozrostem takiej «onkoludzkości» (gdzie każdy pragnie dobra, ale tylko «dla siebie»), zaczyna przemieniać się w planetę Piołun (w ostatecznej perspektywie – w jądrową pustynię), to każda zdrowa komórka ma szansę naprawić zaburzony przepływ substancji, przechodząc w stan całkowicie przeciwny do nowotworowego: odmówić czerpania z organizmu substancji odżywczych i w zamian dać mu całą siebie. Oto jeszcze i asceza jako recepta na ocalenie świata według Tarkowskiego – dobrowolne wypadnięcie z obiegu w przypadku szczęściarza i ulubieńca losu Aleksandra [bohatera filmu Ofiarowanie – EPP], który składa obietnicę, że powstrzyma się od wszystkiego, co sprawia mu radość, byle tylko to, co kocha, nadal istniało. Obietnica skutkuje cudem: wojna jądrowa zostaje odwołana, ludzkość otrzymuje drugą szansę”, pointuje Oksana Zabużko.

 

Mal. Kateryna Biłokur

 

Jej prognozy co do losów Ukrainy tchną nadzieją. Nie z powodu porywu serca, entuzjazmu dla rodaków i podziwu dla ich odwagi – także dla prezydenta Zełenskiego, którego czasem nazywa „Takim chłopakiem z Pragi” – ale z racji chłodnej konstatacji: niezależnie od tego o ile grzechów i straszliwych win oskarża się Ukraińców, „jednej rzeczy w naszych szafach – nieważne, jak długo by szukać – się nie znajdzie: tej właśnie  u l e g ł oś ci   w o b e c   p r a w a   s i ł y . Dobrowolnie, w wyniku konsensusu udzielonej przez naród ukraiński jako zbiorowy podmiot zgody na znęcanie się nad nim – w jakiejkolwiek formie. Czyli tego, co w «granicy funkcji» pośród ludzi i narodów nazywa się brakiem honoru”.

To właśnie może się stać, zdaniem autorki, „w tej nowej wojnie światowej kapitałem moralnym, złotą akcją na szalkach historii – która zadecyduje o losach ludzkości… ”.

Trudno zaprzeczyć, że tocząca się dziś wojna Ukrainy z Rosją wizję tę całkowicie potwierdza.

______________

 

*)  Por. Ewa M. Thompson, Zrozumieć Rosję. Święte szaleństwo w kulturze rosyjskiej, Teologia Polityczna, 2019; Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska i kolonializm, przeł. Anna Sierszulska, Kraków: Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas” 2000).

Cytaty za:

Oksana Zabużko, Planeta Piołun, tłum. Katarzyna Kotyńska, Anna Łazar, Joanna Majewska, Warszawa 2022

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.