Scena pod kościołem
Dwóch dżentelmenów opartych o murek zabytkowego kościoła w pewnej wsi pod Janowem Lubelskim dyskutuje o ostatnich wydarzeniach. Ten odziany w haftowane skóry, jak z corridy, który przyjechał na wielkim motocyklu, rozważa dziwną zmienność losu: ”…i tak go, panie, poniewierali, tak opluwali, błotem obrzucali – i, parz pan, został prezydentem!”. Wąsaty jegomość w kapeluszu uśmiecha się zamyślony, jakby słuchał pradawnej sagi, czy przypowieści. Scena, niczym kard z filmu. Ale to nie film. Wkraczamy znów w czasy, gdy naszym krajem rządzić będą nie papierowe postacie, członkowi gremium całkowicie p o n a d małymi, nędznymi tubylcami, ale człowiek z krwi i kości, powołany do tej godności przez Boga, wybrany przez naród. Mocny nie tylko mocą własnego intelektu i silnej psychiki, ale czerpiący z wiary i nadziei oraz z zaufania, jakim Polacy go obdarzają. Świadomy odpowiedzialności przed Bogiem, jak dawni królowie namaszczeni do dźwigania korony i losów państwa. Wraz z nim wszyscy ci, których wybrał osobiście.
To zmienia wszystko, zmienia całą perspektywę. Rozjaśnia pole widzenia. Politykę, kwestię władzy przenosi, w oczach milionów zwykłych ludzi, ze sfery abstrakcji w realny byt. Normalny człowiek nie rozumie rządów sprawowanych przez urzędników, nie rozumie żadnej formy władzy zbiorowej. Rozumie i respektuje rządy jednostki powołanej do władzy przez Boga, wyniesionej legalnie do jej sprawowania przez nich samych. I wtedy bez trudu odkrywa wszystkie towarzyszące jej symbole. Czuje się z nimi swojsko. Szanuje je. Widzi więcej niż piszą w gazetach i pokazują w telewizji. Dużo więcej.
Będzie w Polsce i Europie ciekawie. Dzieci czytać kiedyś będą powieści i uczyć się na pamięć wierszy o tych wydarzeniach.

Jan Matejko, Koronacja Bolesława Chrobrego (fragm.)