Zniesławienie, najtańsza broń

Posted on 11 stycznia 2016 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć
G. K.Chesterton, wielki przyjaciel Polski, powiedział kiedyś:
Moja instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń przeciwko niej – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzyło mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki, tylekroć odkrywałem w tych osobnikach, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski (przedmowa do Listów o Polsce prof. Karola Saroela).

Nienawiść toruje sobie dziś drogę nie przez zrzucanie bomb, palenie ludzi i domów, ale przez słowo. Przez kłamstwo, którego zadaniem jest zabijać. Kłamstwo wymierzone jest dziś w Polskę. Epidemia „pomyłek”, w które wplątani są – rzekomo niczego nie świadomi wydawcy i redaktorzy naczelni największych pism i stacji telewizyjnych na całym świecie, a w szczególności w Niemczech – w których obozy koncentracyjne i zbrodnie na narodzie żydowskim figurują jako “polskie” –  ma dziś swoje szczególne zwieńczenie w kłamstwach na temat rzekomego obalania demokratycznych instytucji, zamachu na praworządność i wolność słowa w naszym kraju. Tak jak Rzeczpospolita w ostatnich stuleciach była dla niektórych państw Europy niewygodna, tak dziś niewygodne jest odzyskiwanie przez nas politycznej niezależności i siły. Silna Polska wiele znaczy na kontynencie. Historyczne dowody bohaterstwa Polaków w obronie Ojczyzny, jakich nie znają dzieje Europy, pozostały wielką zadrą w sercach wielu nie tylko niemieckich polityków; budziły one zawsze i budzą niepokój ludzi tchórzliwych. Niepokój tego gatunku ludzi, którzy swoją pozycję polityczną łączyli – niejednokrotnie w dziejach –  z jakąś formą fałszu i przemocy wobec Polski.

Potwierdzają to dziś wszyscy, którzy w różnych krajach pracowicie fabrykują kłamstwa na temat rzekomego „łamania praw człowieka i swobód obywatelskich” w naszym kraju – tak jak kłamali na temat „zbrodni”, „obozów koncentracyjnych” –  lub dają na nie przyzwolenie.

Nie robią tego bezinteresownie. Wiedzą, że to służy osłabianiu naszej pozycji w NATO, jak zauważył niedawno minister Antoni Macierewicz.

„Polski problem nie będzie wreszcie problemem”

Pamięć Grunwaldu (po niemiecku Tannenbergu) przetrwała w niektórych niemieckich sercach niczym jątrząca ranę ość. Wspomnienie klęski zadanej Niemcom przez Władysława Jagiełłę odezwało się z zaskakującą siłą w XX wieku i podyktowało najpierw zniszczenie przez hitlerowców pomnika grunwaldzkiego w Krakowie (ufundowanego przez Ignacego Paderewskiego, postawionego w 1910 roku na placu Matejki), wkrótce zaś wyrok niemieckich agresorów na Warszawę. Przypomniał o tym fakcie w 1994 Andrzej Krzysztof Kunert w pracy „Rzeczpospolita Walcząca. Powstanie Warszawskie 1944. Kalendarium”. Na tę pracę powołał się Norman Davies, cytując w swojej książce „Powstanie`44” przemówienie Heinricha Himmlera wygłoszone 21 września 1944 w Jagerhohe (Reichsfûhrer SS nawiązywał w nim do rozmowy z Hitlerem, która miała miejsce 1 sierpnia tego samego roku). Oto ten cytat:

„Powiedziałem: Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią [zdecydowali się rozpocząć Powstanie Warszawskie – EPP]. W ciągu pięciu – sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków, będzie starta. Tego narodu, który od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem [Grunwaldem] ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas – nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym”.

Jan Matejko - Bitwa pod Grunwaldem

Jan Matejko – Bitwa pod Grunwaldem

Norman Davies, odnotowując okoliczności i nastroje towarzyszące decyzji dowództwa Wehrmachtu, że to SS „musi sobie poradzić” z Powstaniem, dodaje swój komentarz. “Hitlerowscy przywódcy zareagowali dziką radością. Powstanie dostarczało im pretekstu, aby raz na zawsze rozprawić się z Warszawą. Himmlera zawiadomiono droga radiową o 17.30. Natychmiast wpadł w szał i (wg niektórych źródeł) błyskawicznie wysłał depeszę do komendanta obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen; kazał zlikwidować generała >Grota<”.

Po zakończeniu walk w Warszawie Niemcy metodycznie niszczyli miasto, wysadzając w powietrze, paląc, rozwalając wszystko, co jeszcze trzymało się ziemi. Trudniły się tym specjalne formacje. I to wszystko bardzo zajmowało ich wtedy, gdy sytuacja na froncie była dramatyczna, gdy przegrywali wojnę! Nie szczędzili czasu i sił, by dokończyć dzieła, którym było wdeptanie w ziemię znienawidzonego centrum Polski, nawet gdy grunt palił im się pod nogami.

Obrona prawdy jest formą miłości. Są narody, które odrzucają prawdę o sobie i usiłują wymazać  wydarzenia z przeszłości. I wciąż z drogi, do której są wezwane przez Boga ześlizgują się na drogę nienawiści. W nadziei, że zapewni im to przewagę nad innymi. Historia tego zaślepienia wciąż trwa. Zapominają jednak, że jakakolwiek bitwa czy kampania nie może zostać przegrana wbrew woli Boga. A zwłaszcza, gdy bitwą tą jest wielkie starcie chrześcijańskiego rycerstwa Polski i Litwy z neopogańską potęgą, uchodzącą za „zakon” w służbie Kościoła, z mistrzami propagandy, mydlącymi oczy swoją fałszywą tożsamością całej niemal Europie. Kimś takim byli w Europie na przełomie XIV i XV wieku Krzyżacy. Jakże pamięć o tych wydarzeniach musi przeszkadzać niektórym ludziom mieszkającym dziś w Niemczech, w których głowach powstają wizje filmów jak „Nasze matki, nasi ojcowie”, którzy wydają i propagują w dużych nakładach książki Grossa o Polsce, i którzy dziś, gdy odzyskujemy po latach komunizmu i ‘transformacji” nasze państwo, pozwalają sobie na karcenie nas za “niedostatki demokracji”. Milczą zaś o tym, że w ich własnej ojczyźnie szaleją gwałty i przemoc, jak w 1968 roku za sprawą lewackich organizacji terrorystycznych w rodzaju Frakcji Czerwonej Armii – Badder Mainhof, a media podlegają haniebnej ideologicznej cenzurze.

”Niezdolni do żadnej formy bytu poza anarchią”

Chesterton całym sercem poparł Polskę w czasie wojny 1920 roku. Pisał wtedy:

„Polska to jedyny realny wał obronny przeciw barbarzyństwu. I jeśliby Polska upadła wraz z nią runąłby szaniec pokoju całego świata”.

Było to wtedy, gdy, nieprzypadkowo zapewne, po przepędzeniu przez nas bolszewików, w prasie brytyjskiej i amerykańskiej, pojawiły się doniesienia o rzekomych pogromach Żydów w Polsce, o czym przypominał Piotr Skórzyński: „Chesterton przeprowadził z bratem i H. Bellockiem własne dochodzenie i ogłosił, że są to kłamstwa”.

Chesterton, jeden z najciekawszych myślicieli XX wieku wobec ludzi krytykujących i szkalujących Polskę przyjmował postawę aktywnego sprzeciwu – udowadniał, że przypisywanie Polakom antysemityzmu ma wszelkie znamiona zemsty za naszą waleczność wobec Rosji bolszewickiej, jest kłamstwem i manipulacją. W postawie tych, którzy naśmiewali się z Polski, widział żałosne skutki zazdrości oraz sztuczne nadymanie swojej wielkości, by z moralnego karzełka urosnąć na atletę.

Jan Matejko - Śmierć Wielkiego Mistrza, Ulryka von Jungingen, Bitwa pod Grunwaldem (fragm.)

Jan Matejko – Śmierć Wielkiego Mistrza, Ulryka von Jungingen, Bitwa pod Grunwaldem (fragm.)

„Wykazywano nam”, pisał angielski pisarz w przedmowie do „Listów o Polsce” belgijskiego filozofa, prof. Karola Saroela, , „że Polacy są histerycznymi dziećmi, pozbawionymi dyscypliny, zmysłu praktycznego, niezdolni do wytworzenia żadnej formy bytu poza anarchią. Histeryczne dzieci odpowiadały ważkim argumentem, zadając bolszewikom jedyny istotny cios, jaki ich dosięgnął, i krusząc ich potęgę na polu bitwy, podczas gdy my poprzestaliśmy na zwalczaniu bolszewizmu w artykułach dziennikarskich, jednocześnie pobłażając mu tam, gdzie chodziło o zapewnienie sobie rynków zbytu”.

Dziś robi się daleko więcej, żeby skompromitować Polskę. Temat rzekomego polskiego antysemityzmu nie przestaje być atrakcją dla mediów na całym świecie – dziś na przemian ze straszeniem “dyktaturą” i “faszyzmem” Prawa i Sprawiedliwości. Robi się z nas antysemitów albo kompletnych durniów i nieudaczników, by wykazać, że coś jest nie tak z naszym katolicyzmem. Bo to w ślad za nim idzie odwaga intelektualna, trzeźwe myślenie, bezkompromisowość moralna. W polityce zawsze owocują one świeżością, niezależnością, zdecydowaniem. Zdolnością do czynów, sprawnością rządzenia. Odwaga, energia, pomysłowość jest po prostu cechą chrześcijaństwa.

W Polsce zawsze jest coś co się nie podoba.  A tym, co się generalnie nie podoba, jest to, że w porównaniu z Polską państwa sąsiednie gwałtownie tracą, powiedzmy, „na wizerunku”. W tym porównaniu wypadają czasem zupełnie fatalnie. Oto przykład, z niemieckiego obozu koncentracyjnego Ravensbrück, sprzed 75 lat:

„Raz, pamiętam, gdy przyniosłyśmy zwłoki do trupiarni jak zwykle, napadła na mnie z dzikim krzykiem grupa z Leichenkolonne, złożonej z Niemek i – głównie – z Cyganek. Padały jakieś straszliwe obelgi, których większości nie rozumiałam. Wreszcie zdołałam zapytać, o co w ogóle chodzi (…). Znowu wrzask. „Ty, taka a taka, ciebie to my dobrze znamy. Ty zawsze swoim trupom składasz tak ręce (tu złożyły swoje prawie trupie szpony jak do modlitwy) albo tak (ręce na krzyż). My dobrze wiemy, co to znaczy, my dobrze wiemy!” I znowu obelgi. We mnie wstąpił dziwny spokój w tym strasznym hałasie. Przeczekałam – wreszcie powiedziałam bardzo spokojnie, ale dobitnie: >Nie macie pojęcia, jak ja się cieszę, wprost ogromnie się cieszę, że wiecie, o co tu chodzi. Nie ma na świecie rzeczy ważniejszej i jest wielkim szczęściem wiedzieć, co ten znak mówi<.

Cisza. Stały bez ruchu, jakby piorunem rażone, wpatrzone we mnie z przerażeniem. Potem wbiły wzrok czarnych oczu w ziemię (…) pozdrowiłam je i wróciłam na blok z koleżanką, niosąc nasze drzwi [służące do przenoszenia zmarłych kobiet– EPP]. Nieraz później myślałam, nad tym, czy to nie była w życiu tych nieszczęsnych istot jedyna chwila, w której przez wąziutką szparę ujrzały blask Prawdy” (Karolina Lanckorońska: Wspomnienia wojenne).

Po takim wspomnieniu można lepiej zrozumieć intuicję Chestertona, który podkreśla, że wraz z upadkiem Polski runąłby szaniec pokoju całego świata. Mocno powiedziane, ale to właśnie jest sedno sprawy.

Jako i my odpuszczamy…

Sienkiewicz przedstawił je w genialnym obrazie z nocnego obozowiska, gdy chory z bólu Skrzetuski („od boleści się zapamiętał”, „desperacja mentem mu pomieszała”), na wieść (nieprawdziwą, jak się później okazało) o śmierci narzeczonej, zostaje uzdrowiony, wyznając publicznie, wobec zgromadzonych rycerzy, wiarę w Boga i przebaczając winowajcom.

Ta rzecz, której tak bardzo nienawidzili – i nadal nienawidzą – ludzie źle życzący Polsce, to splot katolicyzmu i polskości, wiary i polskiego charakteru, który ma źródło w rycerskim pochodzeniu Polaków. Przeszkadzała im, że Polacy nie przestali być rycerzami walczącymi zawsze o większą sprawę. (Przypomnijmy, ile osób spontanicznie nazywało pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, po jego tragicznej śmierci, „Małym Rycerzem”…). Przeszkadzają ci, którzy, jak mówił Wańkowicz, „są niezdolni „do ułatwiania sobie życia, tam gdzie się nie godzi”, bowiem zostali w takiej atmosferze wychowani i całe życie „nieśli w swojej psychice przyciężki złom zasad”. Przyciężki – i nie do odrzucenia.

Józef Simmler - Przysięga Królowej Jadwigii (fragm.)

Józef Simmler – Przysięga Królowej Jadwigii (fragm.)

 

Nie ma na świecie nic piękniejszego niż twarz człowieka, który przebacza lub prosi o przebaczenie. To piękno budzi zazdrość. Dlatego tyle fałszywych oskarżeń wzbudził „List biskupów polskich do biskupów niemieckich” z 1965 roku. Ile było wykrzykiwania o „sfałszowaniu historii”, reprezentowaniu „niemieckich interesów”, „zdradzie” (por. okumenty KC PZPR), tylko dlatego, że polscy biskupi wyciągnęli dłoń do pojednania z sąsiednim narodem. Znowu ci okropni Polacy, którzy okazali się prawdziwymi chrześcijanami! To się nie mogło podobać światu, tak jak nie podobało się komunistom. Bo tyle pokory, czyli prawdziwej miłości do Boga, było w tym manifeście wiary i polskości.

Arthur Bliss Lane, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce w latach 1945 – 47 w swoich wspomnieniach pt. Widziałem Polskę zdradzoną, opisuje rozmiar zbrodni, zmowy i kłamstwa, które paraliżowały naszą ojczyznę od chwili zakończenia wojny, oraz hańbę milczenia świata wobec tego co się u nas działo.  Ten dzielny amerykański dyplomata zdawał sobie jasno sprawę ze znaczenia sprawy polskiej nie tylko dla narodu amerykańskiego, ale dla całego świata. Widział to nie tylko w kontekście strategicznego położenia Polski oraz w związku z faktem, że miliony obywateli jego kraju mają polskie pochodzenie. Był przekonany, że tworzenie na terenie Polski państwa policyjnego, likwidacja opozycji, wszelkich dążeń niepodległościowych i unicestwienie wolności słowa, oznaczało coś dużo więcej niż zdławienie demokracji w tej części Europy. Wiedział, że na końcu tej drogi jest realizacja dążenia Rosji do światowej dominacji poprzez uzależnienie kolejnych państw europejskich, „aż do chwili, gdy przyjdzie kolej na Stany Zjednoczone”. Mówił, że zamykanie przez Zachód oczu „na to, czym jest imperializm komunistyczny” jest najkrótszą drogą do zagrożenia „naszego własnego istnienia”. Cytował w swojej książce odpowiedź prezydenta Roosevelta na swoje usilne prośby – przez jednego z wysokich urzędników Departamentu Stanu – do bardziej stanowczych działań wobec Stalina:

“Może pan dużo wiedzieć o sprawach międzynarodowych, ale nie rozumie pan polityki amerykańskiej”.

Arthur Bliss Lane, amerykański patriota, absolwent University of Yale, szczerze pragnął jak najlepiej wywiązać się ze swojej misji w Polsce (w przypominającej jedno wielkie gruzowisko Warszawie znalazł się już w lipcu 1945 roku). Po powrocie do Stanów doszedł jednak do wniosku, że musi wystąpić ze służby dyplomatycznej. Był rozczarowany postawą swojego rządu, zamierzał „poświęcić się sprawie poinformowania społeczeństwa amerykańskiego o rzeczywistym przebiegu wypadków w zajętej przez Armię Czerwoną Polsce”, jak pisze prof. M.K. Kamiński. Zajął się pisaniem pamiętników, które wydano w Chicago w 1948 roku. Jego głos przyjęto w Stanach z niedowierzaniem, „jedynie Polonia amerykańska zdawała sobie sprawę z grozy ekspansji komunizmu”.

„Rosjanie i hitlerowcy nie tylko doszli do porozumienia w przygotowywaniu zagłady państwa polskiego, ale stosowali także podobne metody dla zdławienia ducha niepodległości”, pisał w swoich Pamiętnikach jeden z nielicznych trzeźwo myślących ludzi swoich czasów. „Na szczęście”, dodawał, „ten duch żyje nadal i żyć będzie!” Na czym amerykański dyplomata opierał swoją pewność? Podkreślał narodową jednorodność Polaków, wspólną religię i język, a także „przeżyte cierpienia i ogromne poświęcenie dla własnej ojczyzny”. „Po rozbiorach w XVIII wieku okazali się narodem, który najtrudniej ujarzmić. W czasie okupacji hitlerowskiej nigdy nie stracili ducha ani poczucia jedności”. I dodawał: „Tak długo, jak zachowają względną wolność praktyk religijnych, ich siła moralna pozostanie nienaruszona”.

Jan Matejko - Jan Żiżka z Trocnowa; Bitwa pod Grunwaldem (fragm.)

Jan Matejko – Jan Żiżka z Trocnowa; Bitwa pod Grunwaldem (fragm.)

Pośród nieszczęść Polski zdradzonej, amerykański dyplomata zdolny był dostrzegać i podziwiać jej wielką wiarę – tak naprawdę, co być może przeczuwał, jedyne prawdziwe szczęście, jakie może przeżywać jakakolwiek jednostka i  jakikolwiek naród, wśród coraz bardziej spoganiałych narodów świata: zdolność rozpoznania, że to najmniejsze najniewinniejsze Dziecko leżące na sianie, w zimnej grocie, to sam „Pan niebiosów obnażony”.

Rzecz ciekawa, podobnie widział sytuację naszego kraj po wojnie francuski pisarz Paul Claudel. W Dzienniku (wydanym przez PAX w 1977 roku) zauważył – powołując się na jezuitę, ojca Gratry – że przyzwolenie ze strony chrześcijańskich państw europejskich na zniesienie Polski z mapy kontynentu w XVIII wieku, ten „ohydny rozbiór narodu chrześcijańskiego”, jest „grzechem śmiertelnym Europy”. I musi zostać odpokutowany – inaczej Europa nie zazna ani ładu moralnego, ani pokoju, ani pomyślności.

Typowo polska reakcja na to, co dzieje się dziś wokół naszego kraju – ostre reprymendy dyplomacji polskiej wobec pozwalających sobie na nieodpowiedzialne wypowiedzi polityków niemieckich i masowy odzew polskiego społeczeństwa w formie korespondencji do zachodnich mediów prostującej nieprawdę – jest wykwitem twórczego poglądu i postawy Polaków wobec rzeczywistości. Postawy, jaką zajmowaliśmy zawsze, gdy byliśmy duchowo wolni.  Ten pogląd i postawa są analogiczne do poglądu i postawy, jakie Polacy zaprezentowali w Konstancji w latach 1414–1418, w czasie Soboru, podczas konfliktu naszego państwa z Krzyżakami.

Konflikt ten na międzynarodowej arenie dyplomatycznej zakończył się w 1424 roku. Wówczas to papież Marcin V ostateczne potępił tezy o. Jana Falkenberga, dominikanina działającego w interesie Krzyżaków, głównego oszczercy Polski. To on rozpowszechniał na dworach Europy podczas Soboru dziełko pt. Satyra na herezje i inne nikczemności Polaków oraz ich króla Jagiełły. Zdołaliśmy wówczas nie tylko obronić naszą państwowość, ale udowodniliśmy Europie, że prawo, jakie do tej państwowości mamy, jest nienaruszalne, a w sporze z Krzyżakami racja znajduje się po naszej stronie. Tą racją jest chrześcijańska zasada życia społecznego, wywiedziona ze scholastyki, ze św. Tomasza z Akwinu – co jako Polacy, polscy intelektualiści owych czasów, uzasadniliśmy naukowo, na gruncie filozofii prawa.

Było coś jeszcze. Wykazaliśmy także, że mimo, iż Polska stosunkowo późno przyjęła chrześcijaństwo, jest ona w stanie dać, w ideowym pojedynku na argumenty filozoficzne i teologiczne, spójną ocenę moralną jednego z najgroźniejszych konfliktów politycznych tej epoki. Mieliśmy wówczas na Soborze swoich przedstawicieli reprezentujących świat polityki, nauki i kultury.

Feliks Koneczny porównał Szymona Włodkowica do Kopernika. Zauważył, że Polska od początku swojej państwowości szła własną oryginalną drogą. Nie przyjęliśmy jako kraj chrześcijański feudalizmu, owej „esencji [średniowiecznej] europejskości”. Odrzuciliśmy zasadę, że „…wszystko, co jest pomiędzy monarchą a niewolnikiem, ma być ujęte w ryzy hierarchiczne, tak że każdy ma być i czyimś suwerenem i czyimś wasalem”. W to miejsce rozwijaliśmy rodzimy ustrój rodowy, stanowiący „najjaskrawsze przeciwieństwo feudalizmu”. Taki był prapoczątek owej słynnej polskiej wolności, utożsamianej dziś w sposób nieuprawniony z liberum veto, pojęciem zresztą nadużywanym w nieuczciwej argumentacji, bez ukazania głębokiego sensu tego przywileju. W ślad za tym polscy królowie nie byli nigdy wasalami cesarza rzymskiego narodu niemieckiego. Nie uznawali jego zwierzchnictwa, co było dla Niemców prawdziwym zgorszeniem. (I czego chyba do dziś nie są w stanie nam wybaczyć).

To był wielki wyłom, prawdziwy skandal w ówczesnej Europie. Niezrozumiany przez wszystkich, którzy myśleli kategoriami zbiorowymi. Uważano powszechnie, że to przejaw „uporu barbarzyńców, nie ucywilizowanych jeszcze całkowicie”, jak pokpiwał Koneczny, podważanie „porządku europejskiego i dobra «całej familii chrześcijańskiej»”.

Jan Matejko - Zawisza Czarny, Bitwa pod Grunwaldem (fragm.)

Jan Matejko – Zawisza Czarny, Bitwa pod Grunwaldem (fragm.)

Tymczasem Polacy, wiedzieni zdrową intuicją, lepiej niż niektóre starsze narody odczytywali myśl św. Augustyna, potępiającego rzymski imperializm i przestrzegającego przez nawiązywaniem do niego w organizacji życia państw. W czasach, gdy Polska znajdowała swoje własne rozwiązania społeczne, w Europie „najmocniej akcentowali zwierzchność carską [tj. cesarską — EPP] ci, którzy nie uznawali papieskiej”. W XII wieku teoria czy pojęcie „dwoistości najwyższej władzy, duchowej papieskiej i cesarskiego «brachii saecularis»”, trzymała się już tylko „siłą bezwładności, zastosowana w praktyce tylko jako upozorowanie niemieckiej zachłanności względem Słowian”. Polacy to widzieli i doskonale rozumieli. Nie zamierzali być bierni.

Profesor Feliks Koneczny z wielką przenikliwością ukazuje ten trwający parę setek lat kontredans Polaków z ówczesną polityczną kulturą europejską, która była dla nas jednocześnie silnym magnesem, czymś pobudzającym umysłowy ferment, czymś rozszerzającym horyzonty —ale zarazem budziła czynny, zdrowy moralny sprzeciw. Ze względu na swoistą jej niekonsekwencję, na niechrześcijański sposób organizacji życia społecznego. Już wówczas, jak podkreśla Tymon Terlecki w swoim znakomitym, wydanym w Londynie w 1947 r. szkicu „Polska i Zachód”, „(…)u progu naszej historii walka przeciw Zachodowi złączyła się w tym dramacie z walką – o Zachód, o rdzenną prawdę jego kultury”.[1]

Tylko „dzicz” kwestionuje zasady feudalizmu! Tylko “dzicz” stawia w nawias polityczną poprawność!

Potrafiliśmy w tym czasie zachować dystans wobec utartych pojęć cywilizacyjno-prawnych średniowiecznego świata, ryzykując przy tym, że będziemy w oczach tego świata — w mniemaniu przysłowiowego burgundzkiego rycerza — dziczą! Bo tylko dzicz (w tym schemacie myślenia) kwestionuje społeczny porządek feudalizmu i wynikająca z niego kulturę zachowań. Tymczasem jak bardzo bogate, różnorodne, swobodne było życie polskie w wiekach średnich, na tle zachodnioeuropejskiego porządku przekształcającego się nieraz w ciasny formalizm i skostnienie. Przekonują o tym chociażby sienkiewiczowscy Krzyżacy.

Było to zresztą zwycięstwo Polski nie tylko polityczne i moralne, był to moment zwrotny dla polskiego życia umysłowego, początek prawdziwego rozkwitu  polskiej kultury.

Wtedy, w I połowie XV wieku, nie chodziło o ekwilibrystykę słowną i zręczność polityczną, jak podkreśla prof. Feliks Koneczny. (Choć i one miały znaczenie jako świadectwo poziomu cywilizacyjnego: finezji języka, taktyki dyplomatycznej i talentu politycznego). Nie chodziło też wyłącznie o waleczność na polu bitwy, którą udowodniliśmy wszystkimi naszymi wielkimi zwycięstwami nad rycerstwem Zakonu, wspieranym wówczas przez licznych przybyszów z całej prawie Europy (poza Włochami); przypomnijmy: Grunwald (1410), Koronowo (1410), Wiłkomierz (1435). To wszystko dopiero razem z wystąpieniem Pawła Włodkowica z Brudzenia, rektora Akademii Krakowskiej, na Soborze w Konstancji złożyło się na wielki sukces Polski, wcześniej niezbyt wiele znaczącego na arenie europejskiej, młodego chrześcijańskiego kraju.

Polacy zabłysnęli podczas Soboru nie tylko znakomitą analizą opartą o scholastyczne rozróżnianie pojęć, swobodą wypowiedzi w języku łacińskim i erudycją, ale także umiejętnością wykorzystania nowoczesnego wynalazku druku. Na Sobór w Konstancji, gdzie największe autorytety ówczesnego świata miały zająć się sporem pomiędzy Polską a Zakonem Krzyżackim, Polacy przywieźli dzieło, w którym wyłożyli swoje tezy, miażdżąco rozprawiające się z ideologią Krzyżaków. W rezultacie Jan Falkenberg zmuszony był odwołać wszystkie oskarżenia, wcześniej rozpowszechniane po dworach Europy w formie zjadliwych pamfletów — była to niesłychanie napastliwa i wyjątkowo skuteczna wojna propagandowa przeciw Polsce. Nasz oszczerca znalazł się ostatecznie w wiezieniu; zwolniono go na skutek interwencji polskiego króla, Władysława Jagiełly. Naszym dążeniom nigdy nie przyświecało pragnienie zemsty.

Jan Matejko - Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego, Ulryk von Jungingen

Jan Matejko – Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego, Ulryk von Jungingen

Musieliśmy jednak zawsze posiłkować się „teorią naukową”, jak nazywa to prof. Feliks Koneczny, by Zachód mógł rozumieć nasze wybory. Było to niezbędne już w czasach walk z Krzyżakami, gdy „nasze dążenia i nasze postępowanie było łamigłówką dla ludzi Zachodu” Dlatego, że byliśmy tacy trudni, tacy inni, zbuntowani, tak chciwie łowiono uchem pamflety na Polskę— nie tylko w Niemczech… (Wyjątkiem były Włochy, gdzie opinia uczonych, ludzi pióra i polityki skłaniała się ku Polsce).

Tak jak wielokrotnie bywało w historii, chociażby w epoce powstań — „sprawa polska stawała w poprzek europejskim zapatrywaniom na prawo narodów”. I być może w niektórych państwach europejskich jeszcze nie do końca jest pojmowana…

Co stawało na przeszkodzie? Czy nie ta sama bezkompromisowość w podejściu do zasad Ewangelii, którą Romuald Traugutt przeciwstawiał w swej Odezwie do Ludów Europy zewnętrznemu tylko, dekoracyjnemu katolicyzmowi Austrii? Prof. Koneczny precyzuje: „w Polsce teoria imperialistyczna ze swej istoty stawała się absurdem, spaczeniem, ohydnym nieraz wykoślawieniem tkwiącej w niej pierwotnie myśli i mającej jej przyświecać chrześcijańskiej zasady”. Polskie elity już u zarania naszej państwowości wychwytywały i odrzucały wszelkie jej zafałszowanie. Polacy nie byli w stanie przyjąć intelektualnego wypaczenia chrześcijaństwa.

Istota konfliktu sprzed sześciu stuleci jest nadal godna uwagi, choć nie istnieje Zakon Krzyżacki w jego dawnej potędze. A nawet dziś właśnie – co może wydawać się paradoksem – warta jest przypomnienia i namysłu.

Moralnie obowiązującym stanem rzeczy w ówczesnym świecie chrześcijańskim była teoria imperialistyczna Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Swoistą emanacją tej teorii, w wymiarze politycznym, militarnym i ekonomicznym, było państwo Zakonu Krzyżackiego. Krzyżacy byli obecni na kilku strategicznych obszarach Europy. Cesarstwo cieszyło się w stosunkach z papiestwem klauzurą najwyższego uprzywilejowania. Papiestwo uznawało ingerencję cesarstwa w życie i integralność innych państw katolickich za brachium saeculare, służące Kościołowi. Najwyższa w świecie chrześcijańskim władza była zatem władzą podwójną: cesarsko-papieską.

Co do Krzyżaków, nie było w zasadzie w Watykanie – który był wówczas faktyczną stolicą Europy, sercem kontynentu – wątpliwości, że w pełni oddani są Kościołowi. Bo kto mógł być bardziej oddany niż ci, którzy nawracają pogan? Czy sytuacja nie jest dziś, paradoksalnie, podobna? Choć żyjemy w odmiennym ustroju politycznym, a system prawny w państwach europejskich uległ całkowitej przebudowie – również za sprawą zmiany przyjętego znaczenia kluczowych pojęć i słów… Wiele pojęć, którymi od zarania dziejów posługiwały się narody chrześcijańskiej Europy i jej prawodawstwo – by określić fundamenty rozumowania i wartościowania, a co za tym idzie, budowania społecznych struktur – utraciło swój pierwotny sens. W naszym języku istnieją nadal słowa, których prawdziwego znaczenia już nie rozumiemy! Istnieją, jako pozostałość tamtych czasów.

W miejsce zasad moralnych, o których obowiązywaniu Kościół przypominał przez wszystkie wieki swojego trwania, w zasadzie bez oporów przyjmuje się tzw. moralność sytuacyjną. Relatywizm triumfuje, bo dzięki akceptacji dla rozciągliwych norm można zachowywać się podle i nie odczuwać niepokoju sumienia. Skoro nie ma zrozumiałych dla wszystkich i przyjętych przez prawo świeckie stałych i niezmiennych norm moralnych, nie może też istnieć oparte o nie prawo. Także to międzynarodowe. Dlatego wszystko w polityce jest dziś kwestią umowy, kompromisu i dogadania się. Zasady zostały wzięte w nawias.

Co łączy nas z tamtą Europą? Unia Europejska i inne organizmy ponadpaństwowe uznawane są — co do ich genezy i co do natury — przez Kościół katolicki. Prawa człowieka uzyskały status uniwersalnej płaszczyzny odniesienia. O prawach Bożych wspomina się rzadko; zwykle przywołuje się je jako cytat z odległej przeszłości (przedsoborowej, a więc z czasów zamierzchłych).

Prawa człowieka mogły zyskać tak szeroki aplauz tylko z uwagi na sukces idealistycznej filozofii i modernistycznej teologii, z której umiejętnie wypreparowano nauczanie o treści dogmatów.  Stało się faktem to, co przewidywał już na początku XIX wieku F. R. Chateaubriand:, przytaczając błędny sposób rozumowania ateistów: „…według ateusza, natura jest księgą, w której prawda znajduje się zawsze w przypisach, nigdy w głównym tekście, albo też językiem, o którego istocie i geniuszu stanowią odstępstwa od reguły”. [2] W sytuacji, gdy samą Ewangelię usiłuje się uczynić niezrozumiałą i dwuznaczną, prawa człowieka stały się rzeczywistą podstawę nowej humanistycznej religii i globalnej etyki. Wypiera ona z wielkim powodzeniem z umysłów współczesnych Europejczyków i Amerykanów chrześcijański światopogląd. Sprowadza wiarę do humanitarnej etyki.

Paul Claudel w swoim Dzienniku (pod datą 10 czerwca 1911 roku) przypomina symboliczny obraz z czasów Rewolucji Francuskiej:

„W roku 1793 zaledwie zbudowany okręt >Prawa Człowieka<, wychodząc z portu Audierne, natychmiast został zatopiony przez Anglików. Załoga — 600 ludzi — utonęła; ciała ich wyrzucone na brzeg pogrzebano w piasku. Niedawno burza rozmyła wydmę, piszczele i czaszki w nieładzie sześciuset ludzi znów zaściełają ziemię. Prawa Człowieka!”

Błąd rozumowania

Wróćmy do Krzyżaków i XV-wiecznej Europy. Krzyżacy w swojej polityce ekspansjonizmu terytorialnego i eksterminacji ludności jeszcze nie ochrzczonej, a stawiającej im opór, kierowali się zasadą, że ziemia pogan nie należy do jej mieszkańców, tylko do cesarza. Uznawali się zatem za prawowitych władców pogańskich krain. Formalne podporządkowanie Zakonu władzy cesarza niemieckiego dawało im ich zdaniem nieograniczone możliwości postępowania wobec „niewiernych” — oraz tych, którzy się ich władzy przeciwstawią.

Nieoczekiwany sprzeciw i opór wobec zasady prawnej, na którą się powoływali, to był właśnie przypadek Polski. Przypadek budzący gniew i wzywający do walki na wszelkich polach, również na tym, gdzie odbiera się dobre imię, pomawia i zniesławia, czym wsławił się zły duch Zakonu Krzyżackiego, dominikanin Jan Falkenberg.

Jan Matejko - Bitwa pod Grunwaldem (fagm.)

Jan Matejko – Bitwa pod Grunwaldem (fagm.)

Sytuacja była jednak niezmiernie trudna i delikatna, bowiem, jak podkreśla prof. Koneczny, „wywody o cesarskich nadaniach były pod względem prawniczym nienaganne i zupełnie logiczne” w granicach przyjętej zasady podstawowej. (Dzisiejsze prawo unijne, prawo międzynarodowe, choć nie odwołuje się do chrześcijańskich norm, również uznawane jest de facto przez Kościół; zawarte w nim sprzeczności nie stały się dotąd sygnałem alarmowym, który ostrzega, że cały ten system jest, łagodnie mówiąc, bardzo wątpliwy).

W XV wieku Polacy jednak wiedzieli, że Kościół, „jako kierownik sumienia zbiorowego, jako interpretator dobra i zła”, nie może kierować się ślepym formalizmem, samą tylko literą prawa. Polscy uczeni i teologowie dostrzegli jaskrawą różnicę pomiędzy duchem Ewangelii a bizantynizmem ustroju niemieckiego, który kształtował politykę Kościoła.

I tę różnicę elity duchowe Polski epoki jagiellońskiej postanowiły ukazać na najważniejszym europejskim forum i wyzyskać na swoją korzyść. Trzeba było ją unaocznić w sposób jasny, nie pozostawiający miejsca na wątpliwości, oraz przedstawić jako uzasadnienie naszego stanowiska. A był nim sprzeciw wobec praktyk państwa krzyżackiego — państwa w średniowiecznej Europie bardzo popularnego. Trzeba było stąpać ostrożnie, ale bez trwogi po rozżarzonych węglach…

Feliks Koneczny przypomina ten historyczny moment: „Gdy dwie armie zmierzały pod Grunwald, sympatie Europy nie były po naszej stronie. (…) W armii krzyżackiej dopatrywano się obrońców krzyża i chrześcijańskiego ładu w Europie, tym bardziej, że pamflety krzyżackie (…) robiły swoje”.

Ocalić obraz prawdziwego Boga

Aż do połowy lat 60. ubiegłego wieku Kościół nauczał (i wierni katolicy na całym świecie przyjmowali), że jest tylko jedna prawdziwa religia i w niej jedynie może zaistnieć wolność człowieka. Wolność pojawia się w relacji człowieka do prawdy. Państwa europejskie przez wiele wieków respektowały religię katolicką jako jedyną prawdziwą — gwaranta nie tylko wolności, ale wszelkiego społecznego ładu. Siła polityczna państw epoki średniowiecza była związana z ich odniesieniem do prawdy. Nad władcą świeckim był papież. Nad prawem świeckim — prawo Boże.

Oczywiście cała historia Europy pełna jest odstępstw od tej reguły, która jednak — właśnie jako racja nadrzędna — była aż do czasów reformacji uznawana. Gdy pojawiała się jakaś szczelina w zgodności tej zasady z praktyką polityczną — jak w przypadku cesarstwa niemieckiego i Krzyżaków — musiała pojawić się także reakcja na nią. Odwoływano się do Kościoła, by rozsądził spór. Kościół badał sprawę i zajmował stanowisko, ponieważ stał na straży moralnego ładu całego świata. (Wyjątki od powszechnej praktyki respektowania sądów Kościoła, opartych o jego nauczanie, jako ostoi ładu społecznego, zaczynały stopniowo ten ład rozszczelniać i coraz skuteczniej niszczyć. Wyjątkom nadawała szczególną rangę niewierność świeckich władców. Wstrząsy objęły cały Zachód Europy w czasach Marcina Lutra, Henryka VIII… Za sprawą Lutra rozpoczęła się rewolucja protestancka, za sprawą monarchy angielskiego, który wszedł w spór z papieżem – anglikańska. W ślad za nimi — francuska. Jednocześnie torowała sobie drogę do umysłów elity europejskiej uwodzicielska, niebywale atrakcyjna dla władców, amoralna doktryna Machiavellego. Jak przypomniał prof. Romano Amerio, „…z chwilą, gdy ulegnie przyćmieniu pojęcie Boga, bądź zostaje ono odrzucone, załamuje się cały system wartości”).

Gentile da Fabriano

Gentile da Fabriano

 

Uniżyć się przed Bogiem to jedyna postawa, jaka przystoi wierzącym, gdyż mają oni świadomość swej całkowitej zależności od Boga. Także polskim politykom, którzy prowadzą naród i reprezentują go wobec innych państw. Wobec całego świata. Paweł Włodkowic wobec całego świata zaprezentował swój kraj jako państwo par excellance chrześcijańskie. Nie idące na kompromisy z cesarzem. Niezdolne do zaakceptowania zła. I znalazł uznanie świata dla tego państwa. Takiej odwagi doczekaliśmy się dzisiaj od naszych przywódców poliycznych z Prawa i Sprawiedliwości.

Owoc bytu – kultura czynu

Od czasów średniowiecza zmieniło się w Europie niemal wszystko. Ale istota naszego dzisiejszego zadania wobec Europy jest taka sama jak wówczas, gdy nasz kontynent był cywilizacyjnie sparaliżowany cezaropapizmem.

Zmagaliśmy się z przemocą i z ograniczaniem rozwoju ekonomicznego kraju, bo Zakon Krzyżacki uniemożliwiał nam dostęp do morza, mimo że, jak przypomina Koneczny, „szlachta i miasta pruskie, były po naszej stronie (już w roku 1410), bo z Polską wiązały je interesy ekonomiczne”. Tymczasem Zakon Krzyżacki stał się doskonale prosperującą „instytucją zapomogową” szlachty niemieckiej. Dawał utrzymanie i otwierał karierę wojskową młodszym synom możnych rodów, pozbawionym dziedzictwa w systemie senioratu. Dziś podobną do niego rolę pełnią (także wobec Watykanu) państwowe banki oraz korzystne — z punktu widzenia jednej tylko strony — porozumienia gospodarcze (np. rurociągi naftowe).

Feliks Koneczny przypomina: „Istota państwa krzyżackiego polegała na tym, że zajęcie niemieckiego rycerza-rabusia zorganizowało się w nim na wielką skalę, korporacyjnie”. ( Członkami Zakonu Krzyżackiego byli nie tylko rycerze niemieccy ).

Papiestwo na przełomie XIV i XV wieku nie reagowało na nasze postulaty jednorazowo, radykalnym zwrotem w polityce wobec Krzyżaków. Polacy musieli być cierpliwi i spokojni, nie działać pospiesznie, nie dać się wyprowadzić z równowagi. Przeciwnik był silny, doskonale zorganizowany, przewidujący.

Odsunięcie się Kościoła od teorii imperializmu chrześcijańskiego nie nastąpiło nagle i wymagało również pracy pokoleń. Zaczęło się to (o ile w takich kwestiach można podawać ścisłe daty) w roku 1320 (pierwszy proces kanoniczny przeciw Zakonowi), a dokonało dopiero 1424 roku (ostateczne potępienie o. Falkenberga przez Marcina V).

Polacy pozostali w Konstancji przez trzy lata. Tyle czasu było potrzeba, by Ojcowie soborowi mogli w całej pełni przyswoić sobie i przedyskutować jak najstaranniej traktat scholastyczny De potestate papae et imperatoris respectu infidelium, którego autorem był Paweł Włodkowic z Brudzenia, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, kanonik i kustosz katedry. Feliks Koneczny uważa go za genialnego odkrywcę dwóch zasadniczych prawd, które miały rozbić dotychczasową formę ustroju europejskiego. Pierwsze z nich głosi, że te same prawa, które mają zastosowanie wobec chrześcijan muszą być respektowane wobec pogan. Drugie — że wiary nie wolno nikomu narzucać siłą.

Przeciw pewnej mentalności

Rewolucyjność tez przedstawionych przez Pawła Włodkowica w ówczesnym świecie Zachodu można zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę, jak mocno były ugruntowane w pewnej części średniowiecznej Europy imperialistyczne obyczaje. Niemieckie hasło ausrotten oznaczające eksterminację ludów czy narodów, które sprzeciwiały się ich zasadom, było zadomowione w mentalności Zachodu. Nie gorszyło. Wynajęty przez Krzyżaków pamflecista mógł bez zmrużenia oka głosić nawet podczas Soboru, jak relacjonuje prof. Koneczny,„(…) nie może być większej zasługi wobec chrześcijaństwa jak walczyć z Polakami; dla obrony porządku chrześcijańskiego wolno zabić bez grzechu każdego Polaka, dostojnikom zaś polskim i królowi należą się szubienice…”.

Takiej mentalności stawili czoła Polacy z uniwersytetu w Krakowie. Nie zamierzali nikogo przepraszać, że żyją. Nie twierdzili, że proszą tylko o mały azyl, skromną enklawę, a oni nie będą się nikomu naprzykrzać.

Przedstawiciele Polski jagiellońskiej udowodnili, że chrześcijaństwo nie daje pozwolenia na taki błąd myślowy. A tolerowanie go przez Kościół doprowadzi niezawodnie do herezji.

Gentile da Fabriano - Ucieczka do Egiptu

Gentile da Fabriano – Ucieczka do Egiptu

Opinia Zachodu musiała ugiąć się przed argumentacją Polaków. (Przypomnijmy, że w Konstancji sprawy polskiej broniło również ośmiu włoskich prawników, profesorów uniwersyteckich). Zakon Krzyżacki po tych wydarzeniach nigdy nie odzyskał dawnej popularności. Co nie znaczy jednak, że Krzyżacy natychmiast zaczęli opuszczać nasze terytorium. Przeciwnie, by doprowadzić do całkowitego militarnego zwycięstwa potrzebny był jeszcze sojusz z sąsiadami. W Czechach rozpoczynał się akurat narodowy ruch przeciwko Niemcom. Czesi także wojowali z systemem imperialistycznym, nazywając jednak swoją wojnę – jakże mylnie! – „wojną z całą nacją niemiecką”. Nie byli jednak wyposażeni w teorie polityczne, nie zajmowali się refleksją, po prostu „obalali to, co było dla nich szkodliwe. Zdolność do generalizacji, do wyrażania sądów, które trafnie i głęboko ujmowały sytuację ogólną, była naszą polską specjalnością. (W przyszłości ta słabość myśli Czech okazała się przyczyną ich mocniejszego jeszcze uzależnienia od Rzeszy niemieckiej i wpadnięcia w objęcia herezji, husytyzmu).

Nagroda za wierność

Cóż mogłoby być dzisiejszym odpowiednikiem zgromadzenia soborowego w szwajcarskim mieście Konstancji? Przypomnijmy — oprócz kilkuset hierarchów Kościoła przybyło tam pięć tysięcy przedstawicieli świata nauki z trzydziestu sześciu uniwersytetów. Parlament Europejski? Rada Europy?

Feliks Koneczny pisał w 1910 roku: ”Powszechnie mniema się, jakoby pokonanie Zakonu było dziełem kilku miesięcy, podczas, gdy owa «wielka wojna» trwała całych 30 lat, bo zaczęła się już w roku 1406, skończyła dopiero 31 grudnia 1435 (pokój brzeski). Całe pokolenie…”

Niedługo minie 100 lat od polskiego zwycięstwa nad bolszewikami, a zarazem blisko 250 lat duchowego zmagania się na naszej ziemi z wpływami kultury rosyjskiej. 250 lat walki duchowej i politycznej — jak się zakończą? Czym zaowocują?

Warto przypominać dziś te wydarzenia z historii, które pozwalały Polsce być bytem państwowym dojrzałym i określonym. „Walka przeciw Zachodowi w zakonie Rycerzy Krzyżowych” była zarazem „walką o Zachód, o prawdziwą treść jego kultury, w ideowym uzasadnieniu postawy wobec Zakonu”, a przy okazji „wytwarzaniem wartości własnych: odrębnych form współżycia międzynarodowego w rzeczpospolitej narodów i współżycia społecznego w demokracji stanowej”, przypomina Tymon Terlecki.

Okazaliśmy się zdolni do czynu. Dziś także wobec lawiny pomówień i kłamstw na nasz temat jesteśmy zobowiązani wykonać pracę intelektualną podobną do tej, jaką wykonali nasi rodacy w XV wieku. Potrafili oni udowodnić, że nasze zaangażowanie w spór z Krzyżakami, których powiększane ogniem i mieczem państwo zagrażało chrześcijańskiej Europie, nie jest kwestią irracjonalnego uporu. Paweł Włodkowic wyraził wówczas jedną z najbardziej istotnych prawd kultury chrześcijańskiej. „Jeśli w procesie norymberskim uznano wojnę napastniczą za przestępstwo karane przez prawo międzynarodowe, jest to pierwsze — po iluż wiekach, po ilu wojnach, napaściach i zaborach — urzeczywistnienie, jakże jeszcze niepełne i nieszczere, wielkiej idei Włodkowica”, pisał  na emigracji w 1947 roku Tymon Terlecki . (Niestety od tego czasu prawo międzynarodowe stało się jednym z narzędzi deprawacji sumień; zabijanie nienarodzonych i starców jest dziś przez nie gwarantowane jako „prawo człowieka”).

W XV wieku Polska została wysłuchana. Podobnie było w 1920 roku, choć musieliśmy się posługiwać innymi metodami. Podobnie będzie i teraz.

Zaduszona prawami człowieka Europa czeka dziś na wielki skok myślowy. Oddycha ciężko, chrapliwie, ledwo żyje od wdrażania w życie praw człowieka (i co za nimi idzie — praw zwierząt, roślin, skamienielin…). Umiera – nie tylko z powodu propozycji śmierci na życzenie. Także z powodu uporu, by trwała zabawa w życie, życie bez problemów i bez wyobraźni, co będzie potem. Umiera z powodu ucieczki od samego słowa: śmierć, konanie, koniec. Kres i wieczność.

„Wzgardzony – okryty chwałą…”

A jednak ten upór Polaków skupionych przy żłóbku Nowonarodzonego Zbawiciela Świata, ten upór i pragnienie, by klękać tylko przed Bogiem, uwielbiać Go, dziękować, gdy świat szydzi albo odwraca się obojętnie, ma w sobie wiele z tego uporu, by widzieć w świetle prawdy także wydarzenia polityczne. I bronić tej prawdy wytyczając sobie cele polityczne. Tak jak tysiące ludzi w Polsce broni pamięci o prezydencie Lechu Kaczyńskim i ofiarach Smoleńska.

“Kult prawdy i cnota mocy, czyli teologicznie nzawana odwaga, są nierozdzielne”, przypomina francuski benedyktyn, don Gérard Calvet. “Społeczeństwo pozbawione tego fundamentu nie jest w stanie oprzeć się destrukcji”.

Dzisiejszy międzynarodowy propagandowy atak na Polskę, jest atakiem na każdego z Polaków, na jego sumienie i na jego umysł. Dziś jednak to nie traktaty, nie eseje, ale obrazki w telewizji, billboardy i reklamy, oraz poprawno-polityczne manifesty, w których używa się sloganów pozbawionych treści decydują o tym, jak ludzie mają myśleć.

A jednak Polacy, którzy – w ogromnej większości – nie tylko szanują, ale czczą Boże Narodzenie, kultywują je z w swoich domach i w parafiach – otrzymują przedziwną siłę, by obronić przed tym atakiem swoje umysły i państwo. Nie ma też takiej mocy, która wyrwałaby Polakom sens symboliki związanej z Narodzinami Boga – Człowieka. Nawet zadeklarowani ateiści dzielą się u nas opłatkiem, śpiewają kolędy i walą na Pasterkę. Wigilia jest zawsze wigilią.

Gentile da Fabriano - Pokłon Trzech Króli

Gentile da Fabriano – Pokłon Trzech Króli

Gdzie jest taki drugi naród na świecie? Naród z tak intensywnym, żywym odbiorem Bożego Narodzenia – nie tylko nastroju, tradycji, ale przede wszystkim wstrząsającej prawdy wigilijnej nocy? Szczerego przekonania, że Bóg się rodzi, moc truchleje

Symboliczny jest fakt, że u nas nawet niewierzący śpiewają kolędy. A kolędy polskie mają niesłychaną teologiczną głębię, co zawsze podkreślają cudzoziemcy, i są urzekająco melodyjne. “Lud, który skomponował te pieśni, zasługuje, by rządzić się sam”, miał wyrazić się kiedyś francuski pisarz Henri Charlier. Bo cała wielowiekowa polska tradycja rodzinna jest podporządkowana teologicznej, biblijnej prawdzie, że Narodził się nam Zbawiciel. I to właśnie wciąż odróżnia nas od większości (już większości!) krajów Europy.

A za tym idzie polski niezawodny instynkt moralny, instynkt obrony państwowości i nieomylne uznawanie za prawdę tego tylko, co jest prawdą. I na to nie ma rady. Choćby włączono niezliczone najnowszej mody zagłuszarki, których ambicją jest obrócenie wszystkiego w żart…

Jesteśmy ostatnim już krajem na kontynencie, który zachował pojęcie Boga. Dlatego zwycięstwo prawdy, które pozwoli nam odbudować nasze państwo, jako cieszące się międzynarodowym szacunkiem, będące dla innych wzorem, a nawet oparciem, także nastąpi, o ile nie wycofamy się z kierunku działań, jaki wyznacza nam historia.

Do naszego polskiego Bożego Narodzenia 2015 – Pasterki, oktawy Bożego Narodzenia, Święta Trzech Króli  – dorzućmy więc, już w nowym roku, jeszcze jedną małą rzecz, dumę i wdzięczność Panu Bogu, że jesteśmy Polakami.


Wszystkie cytaty z Feliksa Konecznego pochodzą z książek: Z dziejów Polski, Lublin 2002 (rozdział Teoria Grunwaldu),

Arthur Bliss Lane: Widziałem Polskę zdradzoną, Warszawa 2008

[1] Tymon Terlecki, Polska i Zachód. Próba syntezy, nakładem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Londyn 1947

[2] F. R. Chateaubriand, Geniusz chrześcijaństwa, Poznań 2003

Możliwość komentowania jest wyłączona.