Żegnając papieża Benedykta

Posted on 3 stycznia 2023 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

„Prawdziwy kryzys, jaki przechodzi świat nie ma nic wspólnego z ekonomią. To kryzys wiary”, powiedział jeden z bliskich współpracowników Benedykta XVI (1927-2022), gdy 28 lutego 2013 roku ogłoszona została jego abdykacja.

Wiadomość o abdykacji Ojca Świętego Benedykta XVI wstrząsnęła całym światem chrześcijańskim. Wiadomo było jedynie — bo sam Benedykt XVI tego nie krył — że decyzja miała związek z jego stanem duchowym. Ale jaki był to stan? Zwątpienie, osłabienie wiary? Nie ulegało wątpliwości tylko jedno: nie była to prywatna decyzja schorowanego Biskupa Rzymu, który chciał się swoją chorobą zasłonić przed odpowiedzialnością za Kościół. Zaś kontekst i sposób jej ogłoszenia wskazywał, że Benedykt XVI przystąpił do decydującego rozrachunku z tym, co zapowiedział przy obejmowaniu Urzędu Piotrowego. Powiedział wówczas, że Kościół przypomina podziurawiony okręt, że woda wlewa się weń wieloma otworami oraz poprosił katolików całego świata o modlitwę „bym nie uciekł z obawy przed wilkami”.

Pojawiało się przypuszczenie, że Benedykt XVI nie mógł się podjąć w zgodzie z sumieniem dalszego kierowania Kościołem z tak nastawionym otoczeniem, bo nie mógł wypełniać swoich obowiązków stanu. Z drugiej strony czuło się skrywany niepokój w komentarzach. Kręgi niechętne Kościołowi nie były najwyraźniej pewne, co też ten sprytny Niemiec szykuje. Czy nie okazał się aby bardziej przewidujący od swoich przeciwników i nie zagrał va banque. Z kolei komentatorzy postępowi szukali na gwałt analogii z odejściem z tego świata Jana Pawła II i próbowali obu papieży porównywać w myśl zasady, że każdy fakt potwierdza, iż mamy do czynienia z „wiosną Kościoła”.

 

Adam Chmielowski – Roraty

 

Hasłem luteranizmu było: każdy człowiek papieżem!”, przypominał, przestrzegając przed doktrynalnym zamętem, szwajcarski kaznodzieja, ks. prałat Robert Mäder z Bazylei, jeszcze w latach 20. minionego wieku. „Hasłem nowoczesnej rewolucji: każdy człowiek królem! Hasłem radykalnego liberalizmu musi być konsekwentnie: każdy człowiek Bogiem!”, grzmiał ten propagator Akcji Katolickiej w Szwajcarii i autor książek o Chrystusie Królu cieszących się w Europie i Stanach Zjednoczonych wielką popularnością. Jedyność i wyjątkowość władzy papieża zawsze była i jest solą w oku wrogów Kościoła. Każdy sygnał czy przypuszczenie, że władza ta słabnie — a już szczególnie fakt tak spektakularny jak abdykacja papieża — budzi w tych kręgach prawdziwy entuzjazm. By zaś nie zaczęto się w Kościele gorliwiej modlić w intencji Ojca Świętego, który jest jedyną osobą, która może przezwyciężyć kryzys dotykający Kościół (jest wszak monarchą absolutnym, co jest bezspornym faktem wbrew rozpowszechnionej dziś kolegialności) zalewa się nas potokiem informacji, które nie niosą żadnej treści. „Niewidzialne królestwo Chrystusa jest widzialnym królestwem papieża i hierarchii kościelnej”, przypominał ten sam autor. Indywidualna jednoosobowa odpowiedzialność Głowy Kościoła za Kościół jest jednak czymś tak obcym dzisiejszemu światu, dla którego bezpieczne i zrozumiałe jest tylko to co zbiorowe, kolektywne (wspólnotowe), że niektórzy watykaniści nie wahali się w tamtych dramatycznych dniach wyrażać radość, że oto wszystko jest na najlepszej drodze, by wreszcie „własna osobowość” Benedykta XVI „nie zasłaniała wcielonego Boga”. Abdykacja papieża była w ich interpretacji „darem dla nas”.

Benedykt XVI powiedział tymczasem katolikom swoją decyzją dobitnie coś niezmiernie ważnego o stanie, w jakim znajduje się Kościół. Być może nie mógł tego uczynić w żaden inny sposób. W ten sposób zakończył się pontyfikat papieża, którego największym pragnieniem było, by katolicy zachowali wiarę. Także dlatego przywrócił do pełni praw „starą Mszę”. Mszę według rytu rzymskiego (lub tzw. trydencką). Mszę świętą wszechczasów. Stało się to po raz pierwszy od roku 1966, kiedy to praktycznie wszedł w życie tzw. Mszał Pawła VI (zatwierdzony w 1970 roku). Według tego Mszału w całym Kościele zaczęto odprawiać Msze św. o zmienionym (pod dyktando protestantów) porządku liturgicznym, Novus Ordo Missae. Benedykt XVI przywrócił Mszę trydencką w 2007 roku, na mocy Listu apostolskiego, motu proprio Summorum Pontificum. 21 stycznia 2009 roku zdjął ekskomunikę – wydaną przez jego poprzednika na Stolicy Piotrowej – ciążącą na biskupach przewodzących kapłanom i braciom zrzeszonym w Bractwie św. Piusa X oraz wiernym tego tradycyjnego Bractwa, gdzie odprawiana jest wyłącznie Msza trydencka. Tą decyzją ściągnął na siebie krytykę kościelnych “odnowicieli”. Tego mu nigdy nie zapomniano.

Gdy Benedykt XVI opuścił na własne życzenie Stolicę Piotrową i jako „emerytowany papież” pojawił się w Castelgandolfo, większość komentatorów o tym znamiennym  fakcie milczała – tak jak i rzadko przywołuje się go dziś, gdy żegnamy papieża Ratzingera. To nie był temat, który mógł być „nośny” na podsumowań siedmioletniego pontyfikatu. „Stara Msza”, w kontekście zakończenia posługi Ojca Świętego, tak jak i wcześniej, podczas jej trwania, nikogo prawie nie obchodziła. Dziś, gdy widać jak kościoły, gdzie odprawiana jest „nowa msza” gwałtownie na całym świecie pustoszeją, a te, gdzie sprawowana jest tradycyjna liturgia pękają w szwach, jest o czym pomyśleć. Jest też za co dziękować zmarłemu papieżowi, któremu tak zależało, byśmy zachowali wiarę.

 

Benedict XVI fot. Stefano Spazaiani PAP/DPA

Wiarę a nie nawyki, nie emocje odnoszące się do religijnych przeżyć, nie ogólne wyobrażenia o Bogu. Bo ryt „starej Mszy” zawiera pełnię doktryny Kościoła o zbawieniu i odkupieniu. Zawiera istotę ekskluzywizmu naszej wiary. Wyraża pełnię tego, w co jako katolicy wierzymy, a co nie pochodzi od ludzi. Pełnię tego, czego nie da się porównać z żadną inną religią i z żadnym innym kultem. Msza rytu trydenckiego w Kościele uznana została za świętą formę liturgii. W dawnym rycie – precyzyjnie, jasno i mocno oddającym istotę odkupienia ludzi przez Chrystusa – zawarta jest pełnia duchowej i intelektualnej treści, której jako katolicy potrzebujemy do zbawienia.

Żegnając z wielkim smutkiem papieża Benedykta XVI warto zauważyć, że słowo „Tradycja” pojawia się w wypowiedziach oficjalnych komentatorów w tym podniosłym momencie bardzo rzadko, a gdy już to z reguły przyobleczone w odmienną, albo cząstkową tylko treść. Mówi się o wielkim przywiązaniu Benedykta XVI do pism Ojców Kościoła i o jego katechezie opartej na nich. O jego niepoślednim znawstwie muzyki sakralnej i umiłowaniu piękna w sztuce sakralnej. O nawiązywaniu przez niego do dawnego stylu sprawowania liturgii. O głębi jego odczytywania Ewangelii, o tradycyjnej moralności, której bronił i zdecydowanym papieskim „nie” wobec nowej etyki dotyczącej sfery przekazywania życia oraz nowej koncepcji rodziny. To wszystko może być dla wierzącego człowieka ze wszech miar budujące. Nie mówi się jednak o istocie rzeczy. Istotą rzeczy jest w Kościele kult Boga. Kult, którego zasadę podał sam Bóg i który jest wynikiem zrozumienia, Kim Bóg jest oraz wyrazem posłuszeństwa i miłości do Niego.

Wielkość Kościoła polega na tym, że sprowadza on na ziemię Boga. Benedykt XVI był pierwszy papieżem od ostatniego Soboru, który o tym zadaniu Kościoła i o jego nadprzyrodzonej wielkości pamiętał i do tego wzywał ludzi wierzących (choć nigdy niestety nie odprawił publicznie Mszy świętej wszechczasów). Przywrócenie tradycyjnej liturgii Kościoła a wraz z nią doktryny katolickiej nieskażonej błędami modernizmu było najważniejszym zadaniem przed jakim stanął w 2005 roku Josef Ratzinger. Wszystko wskazuje na to, że pragnął szczerze je wypełnić.

Niemiecki papież wiedział, że kryzys, jaki nęka Kościół trzeba precyzyjnie określić. Kryzys Kościoła jest kryzysem wiary. (A nie efektem działania „lobby homoseksualistów” w łonie Kościoła, jak się nam nieustannie wmawia).  Benedykt XVI nie był „papieżem entuzjazmu, papieżem radości” jak chciałyby środowiska próbujące prawdziwe problemy Kościoła sprowadzić do bycia za pan brat z psychologią tłumu, dla którego Głowa Kościoła jest niczym więcej jak maskotką.

Zaczął swoją posługę papieską od fundamentu. Od prawdy. Bronił prawdy w Kościele i o Kościele z oddaniem, odwagą i heroizmem. Był realistą, nie łudził się, że przyszłość Kościoła w obliczu tak ogromnego kryzysu rysuje się w jasnych barwach. Na pewno bliskie były mu słowa Vittorio Messoriego, który pytany kiedyś o stosunek do przyszłości powiedział: „Wydaje mi się, że cała przyszłość mieści się w czterech słowach Jezusa, przekazanych przez Łukasza Ewangelistę: «Nie bój się mała trzódko…» (Łk 12,32). Wydaje mi się, że w tych słowach widzę wszystko…”.

___________________

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.