Ważmy słowa
Jak każda nagła śmierć i ta – śmierć Ojca Świętego – jest wstrząsem, nie znaczy to jednak, że nie należy uważać na słowa, jakie się przy tej okazji wypowiada. Jeśli wciąż słyszymy z ust hierarchów, że papież Franciszek „odszedł do Domu Ojca”, a przy tym tak często zapomina się, by wzywać do modlitwy za jego duszę – co jest pierwszym obowiązkiem katolików, gdy umiera Głowa Kościoła – jeśli już dziś się go w ten sposób kanonizuje, to nie jest to najlepszy przykład katolickiej postawy.
Nie do nas należy sąd nad zmarłym papieżem. Ale gwałtowany potok nowomowy w ustach niektórych ludzi Kościoła, którzy chcą Franciszka ze wszystkiego usprawiedliwiać, budzi konsternację. Jeden z naszych hierarchów stwierdził, że zmarły papież „na pewno wniósł nową rzeczywistość w życie Kościoła, ponieważ wniósł całą Amerykę Południową. Czyli wniósł ten kontynent, który jest bardzo katolicki, ale dla nas zasadniczo odległy”. Zagadkowe słowa. Kościół przed Franciszkiem nie byłby więc naprawdę wcale katolicki czyli powszechny, skoro Amerykę Południową trzeba było specjalnie „wnosić”, z jej folklorem, lokalnymi zwyczajami etc. No bo leży na innej półkuli… Dziwaczne nadawanie etniczności jakiejś wyjątkowej wartości trudno w ogóle nazwać katolickim pojmowaniem Kościoła. Jeśli dostojnicy Kościoła nie wahają się głosić poglądu, że to nie prawda o Bogu, ale lokalna „różnorodność religijna i kulturowa” jest jego prawdziwym bogactwem, to sytuacja nie jest wesoła. „Stąd rozumienie papieża Franciszka bywało trudne dla nas”, brnął dalej ten hierarcha. „Podobnie jak pewnie dla innych kontynentów było trudne zrozumienie papieża Jana Pawła II”, dodał. Cóż, pewnie dlatego, że jesteśmy biali, rzadko tańczymy przy ogniskach i Polska jest daleko…
Pomieszanie pojęć, jakie ujawnia się w dniach żałoby po zmarłym Ojcu Świętym, nie jest dobrą prognozą. Ale nikt tak jak Pan Bóg nie lubi niespodzianek. I tylko On może uratować Kościół.

Statua św. Piotra w Bazylice św. Piotra (fot. za Wikipedia)