Z obawy przed prawdą, z lęku przed rozumem

Posted on 7 stycznia 2024 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

Czy czasy są dziś „zupełnie inne”, jak często myślimy, pełne nieznanej wcześniej grozy, rozchwiania i zamętu? Czasy są zawsze takie same. Tę krzepiącą prawdę potwierdza wielkie święto chrześcijan Boże Narodzenie. I zarazem fakt historyczny, przyjście na świat Jezusa, syna Maryi z Nazaretu.

Czyż dwa tysiące lat temu z okładem, w epoce Pax Romana, cesarz Oktawian August nie był władcą, którego ambicją było podporządkowanie sobie wszystkich ziem i ludów? Ten człowiek o żelaznej woli postanowił, by „spisano cały świat”, jak to ujął „skromnie” w dekrecie. Rządził jednoosobowo, opierając swą władzę o wojsko, eliminując konkurentów i zachowując jedynie pozory republiki. Chciał mieć władzę totalną, potrafił egzekwować ją bezwzględnie. Święta Rodzina, pod przymusem, w najmniej korzystnym dla siebie momencie, gdy nastąpić miał poród Syna, podjęła wyczerpującą i niebezpieczną wędrówkę przez góry, pustynie, wąwozy, z Nazaretu do Betlejem, miasta skąd pochodził ród Józefa. Musieli wyruszyć w tę podróż dla kaprysu rzymskiego imperatora, inaczej groziłaby im śmierć za złamanie rozkazu.

Z kolei władca Judei, Herod, popadł w paniczny strach; obawiał się, że Niemowlę, które ma się narodzić zagrozi jego doczesnej władzy. Mieszanina ignorancji religijnej, zazdrości i zabobonnego lęku.  A stołeczni intelektualiści, uczeni w Piśmie, czy może oni stanęli na wysokości zadania? Znali przecież sens tego, co się dzieje, wiedzieli, że nadchodzi historyczna dla świata chwila, oczekiwany od zarania ludzkich dziejów, od tragedii, jaka miała miejsce w Raju duchowy przełom, Mesjasz zstępuje na ziemię. Ale nie zdobyli się na najmniejszy nawet wysiłek, by tego prawdziwego władcę Nieba i Ziemi odnaleźć. Okopali się w jerozolimskiej twierdzy i stamtąd obserwowali rozwój wydarzeń. A przecież wiedzieli, że narodzone w Betlejem dziecko jest Bogiem, byli w tej dziedzinie ekspertami. Księgi Starego Testamentu, które znali na wylot, nie kłamały. Podobnie postąpili arcykapłani Annasz i Kajfasz, którzy trzydzieści trzy lata później odkryli w Bogu wcielonym Jezusie Chrystusie swojego największego przeciwnika.

 

James Tissot – Jezus płaczący nad Jerozolimą

 

W każdej z tych figur starożytnego świata – który właśnie stawał się nowożytny – możemy odnaleźć cechy dzisiejszych aktorów teatru politycznego, który tak często wydaje nam się zupełnym horrorem albo jakimś groteskowym przedstawieniem, zabarwionym czarnym humorem, o natężeniu dotąd niespotykanym. Ale to wszystko już było, historia nieustannie się powtarza.

Dzisiejsze ambicje, zakusy i postawy wpływowej części polityków światowego centrum są z tego samego pnia. Państwa narodowe to przeżytek, świat nie może być tak głupio rozproszony! Trzeba go scalić, żeby łatwiej eksploatować jego dobra, zarządzać jego bogactwami, przede wszystkim zaś siłą ludzką. Okiełznać i podporządkować sobie ostatecznie ten nieznośny żywioł. Dzisiejsi władcy mają obsesję na punkcie zarządzania narodami. „Porządki” przeprowadzane właśnie w Polsce, przy pomocy kleconego na kolanie „prawa” i najść dziwnych grup na instytucje zaufania publicznego a zarazem obiekty o strategicznym znaczeniu dla niepodległego państwa przypominają jako żywo „odpały”, jakie przez wszystkie niemal wieki historii były udziałem wąskiej grupy ludzi o chorej wyobraźni, którym sprawowanie władzy kojarzyło się wyłącznie z wymuszaniem na bliźnich szkodliwych, niepotrzebnych nikomu zachowań. „Tupnę nogą i będziecie bić mi pokłony do samej ziemi!”, wołał niejeden szaleniec niepotrafiący zapanować nad atakami manii wielkości. Tacy ludzie bali się nade wszystko prawdy. Byli bałwochwalcami, sekciarzami, niedowiarkami albo czystymi heretykami. Chrystus im przeszkadzał. Gdy dziś wojewoda lubelski wynosi krzyż z głównej sali Urzędu Wojewódzkiego, by umieścić tam flagi UE, pani minister upojona swoją urzędową wszechmocą likwiduje lekcje religii w szkołach, Kościołowi w Polsce rząd zamierza zabrać pieniądze należne mu jako rekompensata za zawłaszczony przez komunistów majątek, zamyka się brutalnie usta wolnej opinii publicznej, nie jest to nic innego jak to, co czynili tamci nieszczęśnicy.

Wchodzą na scenę prawdziwi mędrcy…

Trzej Mędrcy, których przypominamy w święto Objawienia Pańskiego 6 stycznia, byli przedstawicielami perskiej kasty kapłańskiej. Wiedzieli, że Bóg jest. Tak jak wie – intuicyjnie czuje – każdy człowiek, który wystarczająco uważnie obserwuje świat. Dostrzega całą jego harmonię, doskonałość. Nie zamyka oczu na  niedościgłe piękno natury.  Zastanawia się, czym jest i skąd pochodzi życie. Mędrcy ze Wschodu byli pasjonatami nauki, za jaką w ich czasach uznawano wiedzę o Kosmosie. Tradycja nazywa ich „królami”, ale w istocie byli to uczeni dogłębnie analizujący rzeczywistość. Ludzie prawdziwej duchowej kultury, posiadający narzędzia do poznawania świata widzialnego.

 

James Tissot – Pochód Trzech Króli (fragm.)

 

Dostrzegli na niebie znak. Uważano go do niedawna, ze musiała to być kometa lecąca blisko ziemi. Dziś nauka skłania się ku tezie, że świetliste zjawisko było efektem koniunkcji, znalezienia się na jednej linii planet Saturna i Jowisza. W dodatku fakt ten – zdarzający się raz na osiemset lat – miał miejsce trzykrotnie w krótkim czasie. Mędrcy vel Królowie odczytali wymowę tego znaku, tym bardziej, że Saturn wiązano wówczas z narodem Izraela, Jowisza uważano za planetę bogów. Postanowili zaryzykować podróż w nieznane.

Byli ludźmi czynu, konsekwentnymi i odważnymi, najprawdopodobniej kimś w typie Krzysztofa Kolumba. Kolumb także najpierw dowiódł, że za Atlantykiem musi być ląd, a później podjął decyzję, aby zweryfikować swe odkrycie). Umysły tych ludzi pracowały sprawnie, domagały się prawdy.

Herod, Idumejczyk w połowie i zarazem Arab, drobny „królik”, był przeciwieństwem Mędrców. Choć pozostawał marionetką w ręku cezara, żył z jego łaski, posiadał wielkie ambicje. Chciał zawsze żywić słodkie poczucie, że jest uwielbiany, podziwiany. Tylko dlatego, że posiadał tę odrobinę władzy.

Uczeni w Piśmie, jego mentorzy z Jerozolimy, do których zwrócił się, by zweryfikować prawdziwość wieści przybyszy ze Wschodu o narodzinach „wielkiego króla”, byli najważniejszymi autorytetami religijnymi w tej części świata. Znali na wylot religijną mapę starożytnego świata. Wiedzieli dokładnie, gdzie ma się narodzić Mesjasz. A jednak oddali się na służbę zwykłemu pyszałkowi, który nie tylko nie chciał znać prawdziwego Boga, ale postanowił zgładzić Go, wraz ze wszystkimi Jego rówieśnikami. Choć był poganinem, doceniał kompetencje tych, którzy wykładali Pismo. Wiedział, że według uczonych w Betlejem judzkim narodził się Bóg. Nie ustrzegło go to przed zbrodnią. Uznał Boga za niebezpiecznego rywala.

Herod był oślepiony pychą. A faryzeusze i uczeni w Piśmie byli tchórzami, koniunkturalistami. Im także na nic nie zdała się wiedza o Bogu. Tak jak wielu dzisiejszym aktorom dramatu dziejów, na których patrzymy wstrząśnięci głębią ich moralnego upadku, zimną bezwzględnością, pragnieniem zemsty.

Wiara i rozum – „zbyt skrajne”

Mędrcy, którzy studiowali prawa przyrody, dzięki wiedzy i umiejętności obserwowania zjawisk astronomicznych dochodzą do wniosku, że we wszechświecie wydarzyło się coś niezwykłego i niepojętego. Zawieszone zostały prawa przyrody. Czy może to oznaczać coś innego, niż fakt, że na ziemię zstąpił jej Stwórca?

Rozum dyktuje człowiekowi, który to odkrywa, jedyną możliwą postawę: skoro przyszedł Bóg, trzeba się przed Bogiem ukorzyć. Oddać Mu hołd. Pogańscy myśliciele wędrują setki kilometrów, by dokonać aktu uniżenia swoich umysłów przed Bogiem – Prawdą, i ofiarować Mu cenne dary o symbolicznym znaczeniu. Złoto oznacza godność królewską Chrystusa, wypływającą z połączenia natury ludzkiej (mirra) z Boską (kadzidło). Przybysze ze Wschodu są mądrzy – czyli pokorni – tak dalece, że nie peszy ich postać tego Boga, który zstąpił na ziemię. Widzą maleńkie dziecko leżące wśród całkowitej nędzy. Ogrzewają Je ramiona Matki i oddechy zwierząt. Uznają w Nim jednak prawdziwego Króla, który przybył na ziemię, „którego panowanie ogarnia nie tylko wszystkie narody, ale i cały wszechświat”. Klękają przed Nim, zdejmują nakrycia głowy (nazywamy je koronami, choć mogły to być mitry czy turbany) na znak, że wobec Niego są nikim i uderzają w ziemię czołem. Istotą wydarzenia jest pokłon.

 

 

Wymowa tych gestów nie powinna być przez ludzi wierzących zapomniana i rozmieniona na drobne emocje. To nie są dumni przywódcy ludu, czy jacykolwiek inni wodzireje ludzkości przekonani o swojej genialności. To nie są groteskowi władcy w aksamitnych butach na wysokich obcasach, z kokardą pod brodą. Mędrcy ze Wschodu są pierwocinami narodów pogańskich. Za nimi w bramy Kościoła Chrystusowego wchodzą coraz to nowe ludy. Spełnia się proroctwo Izajasza.

Ta zapowiedź jest jasna: na wiarę w Chrystusa nawrócą się wszystkie religie, wszystkie narody. Jakkolwiek bylibyśmy skonfundowani dzisiejszą agresją wobec wiary politycznych graczy, szarych eminencji, czy zdezorientowani i zrozpaczeni coraz rozleglejszym kryzysem Kościoła – taka jest kolej rzeczy. Mędrcy – Królowie symbolizują ludzkość, która używając rozumu rozpoznaje swojego Boga.

Prawdziwa kultura to także obowiązek dochowania wierności prawdzie. Bywa on trudny i niewdzięczny. Zawsze znajdzie się jakiś pretekst, jakieś alibi. Mędrcy ze Wschodu nie mieli tego problemu. Herod kazał im wrócić do siebie i opowiedzieć dokładnie o miejscu, w którym przebywa prawdziwy Król Izraela. Odwrócili się do niego plecami i wybrali drogę okrężną, by powrócić do swojego kraju. Zyskali skarb – wiarę płynącą z Objawienia. Bali się tylko Boga. W takiej sytuacji znajdujemy się my, katolicy w Polsce, po ponad 1050 latach, jakie upłynęły od momentu Chrztu naszego państwa. Naprawdę, głupie są usiłowania, by uczynić z nas, polskich katolików, dzieci specjalnej troski, jak próbują to robić przeniknięci marksistowską drętwotą wodzireje uważający się za polityków.

Czy to dziwne”, mówi Robert H. Benson, „że świat uważa zarówno wiarę, jak i rozum Kościoła, za zbyt skrajne? Albowiem wiara Kościoła wyrasta z jego Boskości, a rozum – z jego człowieczeństwa. A taki potok Boskości i takie wymowne człowieczeństwo, taka wspaniała ufność w Objawienie Boga i taka niestrudzona praca nad zawartością tego Objawienia są zupełnie niewyobrażalne dla świata, który w rzeczywistości obawia się zarówno wiary, jak i rozumu”.

Wiara jest jedyną potęgą, która spaja ten świat. Jeżeli ktoś uważa, że obecność wiary na ziemi jest obojętne dla istnienia świata, że to jakiś niekonieczny dodatek, tkwi błędzie o tragicznych dla siebie konsekwencjach.

 

James Tissot – Orszak Mędrców ze Wschodu (akwarela)

_________

 

Inspiracją tekstu było kazanie wygłoszone przez ks. Konstantyna Najmowicza FSSPX

Możliwość komentowania jest wyłączona.