Wielki dzień Kreciego Oka

Posted on 30 listopada 2023 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

„Wyobraźmy sobie lokomotywę stojącą na szynach gdzieś na Dzikim Zachodzie, pozostawioną tam pod pełną parą przez maszynistę. I oto gromada Siuksów odkrywa w pewnym momencie tego «żelaznego rumaka». Zaciekawieni, wchodzą do środka i zaczynają dotykać wszystkich po kolei przycisków i pokręteł. Wśród Indian znajduje się jeden, zwany Krecim Okiem, może nienajlepszy myśliwy, za to pierwszy wśród nich kombinator”, przedstawiał sytuację społeczną w niejednym państwie dzisiejszej Europy prof. Adrien Loubier, belgijski socjolog.

Krecie Oko jest człowiekiem czynu. Gdy dostrzega swym świdrującym spojrzeniem rączkę regulatora, szybko pociąga za nią i oto z lokomotywy wydobywa się obiecujące sapniecie. Maszyna rusza. Powolne „czuch-czuch” wywołuje u części Indian przerażenie i panikę, wyskakują w biegu (Loubier nazywa to „pierwszą selekcją”),  mniej wystraszona i zuchowata reszta zostaje. Strach mija, podnieceni i zachwyceni jazdą Siuksowie wdzięczni są Kreciemu Oku, że się udało. Dzieje się coś, o czym się im śniło!

Wypisz wymaluj mamy dziś to samo. Jest lokomotywa – polskie państwo, jego dobra materialne, cały aparat administracyjny, zarządzana przez nie gospodarka, infrastruktura… No i potężny dorobek naszego państwa, jego historia, pozycja międzynarodowa.  I jest pewna grupa ludzi, którzy upojeni wizją władzy nad tym wszystkim, olśnieni wspaniałością możliwości, przysiadają się do miejsc, gdzie, jak są przekonani, będą mogli tego „żelaznego rumaka” okiełznać, by im służył.

Ale nie rozumieją precyzji skomplikowanego mechanizmu; nie wiedzą, jakie są jego cele i zadania. Głowy do tego nie mają. Nudzi ich to.

 

rys. Edward J. Gorey

 

Tymczasem Krecie Oko szybko zyskuje sławę „tego, który pociąga za sznurki”; umiał zrobić coś, czego nie potrafiła reszta. Wprawił w ruch „żelaznego rumaka”! Teraz, gdyby coś wybuchło, gdyby lokomotywa się wykoleiła, do głowy nikomu z Siuksów nie przyjdzie, by go o to oskarżać. Gdzie tam, winien jest na pewno czarownik! Krecie Oko, niegdyś ostatni ciura i pośmiewisko wojowników zyskał posłuch, jest „panem kierownikiem pociągu”, jest wielki, należą mu się oklaski… Jak pewien nowej generacji polityk w polskim Sejmie, gdy z wysokiej trybuny błyska białym garniturem uzębienia, dźwięcznym głosem gani, straszy i rozdaje pochwały.

A pociąg pędzi w nieznane, pośród huku kół, pokrzykiwań i niecierpliwego rozglądania się po okolicy Czerwonoskórych.

Cała władza w ręce Siuksów!

Czy łatwo jest przejąć władzę nad pociągiem, tą metaforą współczesnego państwa w Europie? Loubier przestrzega, że dla Siuksów – „którymi my jesteśmy”, czy też pewna grupa naszych niefrasobliwych współobywateli – oczekiwanie na to, by dorwać się pod jakimkolwiek pretekstem do samotnej lokomotywy i wprawić ją w ruch, jest wielką, podniecającą zabawą.  Nie zrezygnują z niej tak łatwo. „Wystarczy, by gromada przedsiębiorczych typów pod jakimkolwiek pretekstem weszła do środka i zaczęła majstrować przy pokrętłach”. Krecie Oko, czy inny pięciominutowy lider, niezawodnym instynktem wyczuwa swoją przewagę nad resztą; wie, że należy mu się cała władza. „Inni nawet tego nie spostrzegą, stanie się zaś to tym łatwiej, że bardziej będą zajęci celami swego stowarzyszenia czy zebrania, aniżeli mechanizmem jego funkcjonowania”.

Cóż, mogłoby się wydawać, że tego rodzaju scenariusze nie są niczym oryginalnym, po wielu już dziesięcioleciach egzystowania na całym świecie demokracji egalitarnej. Wszyscy są potencjalnymi „panami kierownikami”, jeśli wystarczy im sprytu. Każdy – niezależnie od kwalifikacji umysłowych – jeśli tylko dorwie się do urządzenia sterującego mechanizmem państwa może innych pouczać, besztać i grozić im.

 

rys. Edward J. Gorey

 

 

Jak dowodzi belgijski filozof Marcel de Corte, czymkolwiek nie byłoby dane społeczeństwo, musi swoje istnienie i trwanie zawdzięczać hierarchii, jest więc ono czymś na kształt piramidy. „Jest i zawsze będzie: głowa rodziny, szef przedsiębiorstwa, prezes gabinetu ministrów, głowa państwa itd. Realny kształt anty społeczeństwa jest odmienny. Wszystkie elementy, które się na nie składają, są przecież równe sobie, równoważne”. Jeśli wolne i równe jednostki zawiązują jakieś układy, tworzą zależności, to konstruują „społeczność” z gruntu sztuczną, bez żadnego odniesienia do wspólnot realnie i z natury rzeczy istniejących. Dlatego będą na przykład instynktownie zwalczać rodzinę jako taką, uderzać w naturalną hierarchie, sprzyjać rozpadowi państwa.

Rewolucyjna triada

Adrien Loubier oparł swoje refleksje na obserwacji wydarzeń z maja 1968 roku we Francji, których był, jak mówi, bezsilnym świadkiem i zarazem uważnym analitykiem. Zdobył wówczas wiedzę o tym, z jaką łatwością manipuluje się zgromadzeniami, które za swoją dewizę, podstawę działania, a nawet właściwy sens istnienia przyjmują zasadę wolności, równości i braterstwa (braterstwa rewolucyjnego, rzecz jasna, które z zasady wklucza prawdziwą wolność, a równość sprowadza do zasady równania w dół). Są to grupy, w których każdy głos, który próbuje się przebić z prawdą – na przykład o zagrożeniu suwerenności państwa, o konieczności stosowania zasad logiki, poszanowania prawa, o celowości podejmowanych decyzji dla dobra wspólnego, o wnioskach z niedawnej historii – będzie potraktowany jako jedna z wielu opinii. W sumie – o takiej samej randze jak inne, zupełnie z nią sprzeczne. A w końcu uzna się go za głos wrogi idei, jaką przyjął ogół, będzie odrzucony i wyśmiany, zaś jego rzecznik skompromitowany jako „element aspołeczny”, podejrzany i obcy. Takie jest prawo niwelacji i selekcji, narzucone owym gremiom z samej ich definicji. Jeśli zdrowy rozsądek nie pozwoli obalić liberalnej zasady konstytuującej owe gremia, próżna jest walka o zachowanie jakichś jego strzępków w trakcie podejmowania przez nie decyzji – z reguły zgubnych także dla ich własnej przyszłości, jak zgubne było wesołe podróżowanie gromady Siuksów w rozpędzonej lokomotywie.

A dzisiejsza kondycja naszej cywilizacji, zamęt polityczny na całym świecie, powszechne poczucie fizycznego zagrożenia, podcinanie bytu państw, społeczeństw, rodzin, w całej rozciągłości to potwierdza.

Jeśli dziś w niepokój i konsternację wprawiają nas buńczuczne hasła i brutalne pogróżki padające z najwyższej trybuny, jaką jest polski Sejm, dezawuujące autorytet suwerennych władz państwowych i ich dokonania, to przypomnijmy sobie, że już od czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego byliśmy systematycznie przyzwyczajani do tego, że osobę sprawującą najwyższy urząd w państwie można publicznie wyśmiewać, szydzić z niej. Psychologiczna operacja „niwelacji” przeprowadzana była wobec kolejnych osób z kręgów władzy państwowej po roku 2016. Nieliczne głosy oburzenia nie miały żadnej siły sprawczej, doświadczenie na żywym organizmie społecznym, by zneutralizować jego odruchową reakcję sprzeciwu, by nadszarpnąć reguły nie tylko kultury politycznej, ale właśnie naturalnej hierarchii zostało doprowadzone do końca. Dziś to już „norma”.

Wszyscy jesteśmy brudni, źli i godni pogardy. Bez wyjątku. Ten proces „niwelacji”, opracowywany precyzyjnie przez intelektualne zaplecze kolejnych rewolucji, począwszy od rewolucji francuskiej, jest odwracaniem porządku społecznego przyjętego w każdym państwie cywilizacji łacińskiej od zarania jego dziejów, po prostu dlatego, że taka jest natura państwa. Państwo nie jest tworem sztucznym, wyspekulowanym przez jakichś mędrków, fantastów czy cwaniaków. Jest instytucją naturalną, opierającą się na zasadzie autorytetu władzy i dobra wspólnego. Ma swoje zadania, które też nie podlegają zmienności, nie ewoluują. Są stałe, bo nie zmieniają się kategorie dobra człowieka i dobra wspólnego: bezpieczeństwo i rozwój państwa. Rozwój niezbędny, by zapewnić godziwe warunki bytu coraz to nowym jego mieszkańcom, urodzonym w rodzinach. Nie zmieniają się jego stałe cele.

Jeśli dziś szokiem jest dla nas spokojne przechodzenie tak wielu rodaków nad faktem publicznego gwałcenia zasad logicznego myślenia, ignorowania zasad bezpieczeństwa w wypowiedziach nowo wybranych posłów, wyśmiewanie się, gdy mowa jest o zagrożeniu państwa, to nie zapominajmy, że ma tu także miejsce proces „niwelacji” nas samych, członków społeczeństwa, Polaków. Mamy porzucić nasze stałe zasady, przestać się oburzać na ich łamanie. Przestać bronić kryteriów moralnych. Zakwestionować całą filozofię prawa. Kategorie dobra i zła mają być wyeliminowane. Władza ma być szanowana co najwyżej z powodu jej lisiego sprytu i cwaniactwa, pokornego zabiegania o pochwały u komisarzy UE, podlizywania się różnym Timmermansom, gładkiego wpisywania się w poprawność polityczną, a nie z powodu jej zasług dla społeczeństwa, bronienia kraju i przysługującego jej autorytetu. Taki jest cel tego eksperymentu.

 

Edward J. Gorey, “Donald wyobrażał sobie różne rzeczy

 

Trzeba wykazać się dziś przezornością i odwagą; nie dać się wkręcić w zardzewiałe rewolucyjne tryby eksperymentu prowadzącego do unicestwienia państwa.

„Być może Siuksom wydawało się, że polują na bizony. A jednak posuwali się bezmyślnie i bezcelowo po szynach zgodnie z celowością «żelaznego rumaka»” (A. Loubier).

________________

Adrien Loubier, Grupy redukcyjne. Techniki manipulacji i sterowania wewnątrz stowarzyszeń, Komorów, 2006

 

Tekst ukazał się w wydaniu “Gazety Polskiej Codziennie” z 28 listopada br.

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.