Wiedzieć kim się jest, czyli katolicka prawda w historii
Poprzez prawdziwą historię człowiek wie, kim naprawdę jest. Fałszywa historia powoduje, że człowiek myśli o sobie inaczej niż jest w rzeczywistości. Dzięki historii zachowana jest ciągłość państwa a jego charakter ustalony,
tę myśl zapisano w latach 20. zeszłego wieku, jej autorem jest przyjaciel G.K. Chestertona, katolicki myśliciel Hillaire Belloc*).
Odwykliśmy od podobnych sformułowań i terminów. Wielu ludzi myśląc o sobie ma na uwadze tylko swoje doczesne istnienie w konkretnym czasie, zapominając o więzi, która jest
nieprzerwana, a która łączy nas z przodkami. Państwo to dla nas najczęściej polityczno – ekonomiczna struktura, której głównym zadaniem jest nie utrudniać nam życia. To, jaki jest jego metafizyczny sens nie zaprząta naszej uwagi. A te pytanie stawiać należy, bo nie jesteśmy plemieniem. Nasz pierwszy polityczny władca przyjął chrzest. Nasza historia ma nam do opowiedzenia nie tylko „ciekawe historie”. Dzisiejszy sposób przedstawiania jej jakby była scenariuszem komiksu, czy filmu z dreszczykiem, sprawia, że tracimy orientację duchową. A ona ma nas prowadzić i chronić, bo to co istniało kiedyś wciąż nas dotyczy. Bezpośrednio.
Historię każdego kraju pisze Bóg – poprzez swoje narzędzia. Historia katolicka jest niepodzielną całością. Nie można jej zobaczyć tylko poprzez szczegół, ulubioną epokę czy wybraną dziedzinę, na przykład jedynie w perspektywie dziejów dynastii, grupy społecznej, gospodarki czy wojen. Taka perspektywa pozbawia historię prawdy. A bez prawdy nie zrozumiemy niczego. Dziś mamy zwyczaj patrzeć na wszystko oddzielnie. Przeinformowanie i brak hierarchii w układzie faktów, zanik myślenia o przyczynach i skutkach, brak prawidłowego kojarzenia wydarzeń, a przede wszystkim zanik świadomości, czym jest natura owego spoiwa istnienia postaci historycznych i współczesnych, zapomnienie o racji stanu – to wszystko tworzy w naszym umyśle chaotyczny krajobraz jak po bitwie. Nawet wyższe uczelnie mają dziś trudności z uszeregowaniem i wyjaśnieniem faktów historii, tak by nie tworzyły śmietnika ciekawostek lub infantylnego komiksu.
Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak myślenia o historii w perspektywie katolickiej. „Każdy rodzic – katolik zdecydowanie bardziej wolałby, żeby jego dzieci wzrastały w nieznajomości historii niż w nieznajomości prawd wiary i moralności, albo katolickich zwyczajów”, zauważa H. Belloc. Ale, dodaje zaraz, historię należy uznać za najważniejszy z przedmiotów nauczania. Dlaczego? Gdy przyjmie się np. w czasie nauki w szkole, określone spojrzenie na historię, człowiek będzie już zawsze w ten sam sposób postrzegał życie i społeczeństwo w którym żyje. „Historia jest pamięcią państwa i jednocześnie lekcją poglądową polityki. (…) Musi osądzać, zmierzać ku pochwale lub winie. Nie istnieje coś takiego jak zewnętrzna historia, ponieważ cała historia jest historią ludzkiego umysłu. Dlatego też w antykatolickim społeczeństwie będziemy mieli do czynienia z antykatolicką historią, antykatolickimi podręcznikami, antykatolickimi egzaminami, które będzie musiała zdawać młodzież katolicka”.
Historia jest najważniejszym spośród ziemskich tematów ludzkości, stwierdza Belloc, bo najbardziej dotyka duszy człowieka. Jeśli będzie wykładana w sposób antykatolicki, stanie się maszynerią przeznaczoną do wywoływania antykatolickich skutków. I nie są temu winne poszczególne stwierdzenia pojawiające się w podręcznikach, książkach naukowych i popularnych filmach, lecz pewna metoda.
Belloc zwraca uwagę na podstawy antykatolickiego ujęcia historii, tego co powoduje, że wszystko staje się w całości antykatolickie, chaotyczne i umowne:
To po pierwsze, antykatolicka selekcja materiału. „Przedstawienie jakieś opowieści jest sprawę selekcji. Jeśli wybiera się materiał w taki sposób, że poszukiwana prawda nie jest ukazana, wtedy opowieść, ogólnie rzecz biorąc, jest nie prawdą, chociaż każdy przedstawiony fakt jest prawdziwy. Fakty, które wybieramy, i porządek w jakim są przedstawione, determinują obraz który przedstawiamy.
Po drugie, ton lub atmosfera wywodu historycznego. Ton w historii nie jest czymś niejasnym, nieuchwytnym. Poddaje się analizie. Można zbadać jakiś fragment opisu czy analizy historycznej – odnotowując dokładnie użyte przysłówki i przymiotniki, również rodzaj czasowników, i nawet czasami rzeczowniki – i wyłapać to co nadaje szczególny ton i stwierdzić: W ten właśnie sposób zostało wypowiedziane kłamstwo”.
Po trzecie proporcja. Ilość miejsca i znaczenie, jakie przywiązuje się do różnych części opowieści, jest ostatnim elementem jaki determinuje całość. To nie jest to samo co selekcja. „Dwóch ludzi może dokonać selekcji tych samych faktów, jednakże zaaranżować je w proporcjach bardzo różniących się pod względem długości, znaczenia i wagi”.
Jak bronić się przed metodą czyniącą z historii opowieść nie kierującą się żadnymi regułami, snującą się bez ładu, bardzo dziś rozpowszechnioną, owym rodzajem zatrutego powietrza, którym oddychamy wszyscy?
Jedną z charakterystycznych cech prawdy jest być katolicką, zauważył wielki poeta, dramaturg i myśliciel francuski, Paul Claudel.
Można to ukazać posługując sie przykładem. W jaki sposób przemówiła w 1531 roku w Meksyku Matka Boża z Guadelupe? Tak, by Aztekowie uchwycili istotę rzeczy. Natychmiast i nieodwołalnie. Ludzie ci widząc wizerunek Maryi na płaszczu Indianina Juana Diego mogli ujrzeć od razu całą prawdę o Zbawicielu i Jego Matce. Ta prawa przeniknęła do ich umysłów. Zawładnęła nimi. Lud, który składał bogu Słońcu ofiary z ludzi, stał się w jednej chwili gotowy, by przyjąć chrzest. Ci, dla których wcześniej współczucie i miłosierdzie było czymś zupełnie niezrozumiałym i abstrakcyjnym, stali się ludem chrześcijańskim. Matka Boża poprzez wizerunek namalowany przez Boga na płachcie z włókien agawy, w czytelnej dla wychowanków kultury azteckiej symbolice, powiedziała o Panu Jezusie, Dziecku, które nosi pod Sercem, o Bogu Ojcu, a także o Swojej chwale. Wypowiedziała wszystko, co było niezbędne, by wstrząsnąć ich religijną świadomością. I odwrócić ją – bo tkwili dotąd w ciemności i rozpaczy. Orędzie złożone nie ze słów lecz ze znaków, barw i symboli, dotarło do ich niezwykle sprawnych, analitycznych, posługujących się żelazną logiką umysłów.
Aztekowie byli ludem inteligentnym, ich domeną była matematyka i sztuka. Znali mowę znaków i symboli., byli biegli w ich rozpoznawaniu. Odkryli na obrazie pozostawionym na płaszczu Indianina Matkę Boga, Królową Nieba i Ziemi oraz swoją Matkę. Zachwycili się Nią, pokochali Ją. Sami stali się zdolni do miłości. Wkrótce po objawieniu zniknęły bariery między Hiszpanami i Aztekami oraz sąsiednimi plemionami indiańskimi. Nawrócenie okazało się radykalne i bezpowrotne. W Meksyku powstał nowy naród, na wskroś maryjny. Począwszy od cudu objawienia się doskonałej i nienaruszonej Świętej Dziewicy Maryi, nie było na tej ziemi śladu jakichkolwiek antagonizmów na tle etnicznym czy rasowym. Hiszpańscy konkwistadorzy zmieszali się z Indianami, małżeństwa mieszane stały się codziennością. Na ogromnym terytorium naznaczonym krwią niewinnych ofiar wybuchła miłość pozbawiona uprzedzeń. A tak niedawno jeszcze kraj oddychał nienawiścią. Cywilizacyjnie dominujący Aztekowie prześladowali i tępili sąsiednie plemiona.
Chrześcijaństwo zawsze likwiduje sztuczne, wynikające z uprzedzę czy urazów bariery między narodami. Tak było z Polakami i Litwinami po chrzcie Litwy (aż do czasu, gdy wmieszała się Rosja i ideologia narodowa, która
jest prawdziwym wykwitem mentalności sekciarskiej, charakterystycznej dla kultury prawosławia).
Zauważmy, że w tym opisie historycznego wydarzenia selekcja, ton i proporcja są katolickie. Nie trzeba przywoływać wszystkich faktów, by ukazać istotę rzeczy, czyli poprowadzić do prawdy. Paul Claudel precyzuje, że prawda katolicka to nie tyle opis wszystkich faktów, lecz niejako logiczny skrót, spojrzenie z wysoka, by móc ujrzeć obraz w jego integralnej całości.
Przedstawiać prawdę katolicką to przedstawiać racje „wystarczające nie tylko dla pewnego rzędu faktów, lecz dla ich całości”, pisze Claudel. Ogromne szczęście, jakie spotkało Azteków, to możliwość ujrzenia nie oderwanych fragmentów, poszczególnych części, lecz od razu wspaniałej pełni prawdy o Niepokalanym Poczęciu, Wcieleniu, Narodzeniu i Odkupieniu. My, polscy katolicy, mamy do tej wiedzy dostęp od dawna. Dogmaty, w których tak ważne miejsce przypada Maryi są w naszej religii podstawą. Warto zapytać, jaki czynimy z tego użytek?
W naszym podążaniu za prawdą historyczną w naszych dziejach nie możemy zatrzymywać się przy nieistotnych szczegółach, wyrywać czegokolwiek z kontekstu, zastępować całości częścią.
By przeciwstawić się antykatolickiej atmosferze, która nas otacza i antykatolickiej historii, musimy pamiętać o tym, że Kościół katolicki w swym tradycyjnym, nie dotkniętym modernizmem nauczaniu, nie głosi jednej z wielu opinii, lecz pełną i nieskażoną prawdę. Jego duchowieństwo, przypominał H. Belloc w 1920 roku – nie jest częścią duchowieństwa wszystkich wyznań, lecz kapłanami Boga z mocą sakramentalną. Aztekowie pojęli to w jednej chwili, prosząc natychmiast hiszpańskich misjonarzy o chrzest (w ciągu dziesięciu lat ochrzciło się dziewięć milionów Indian). Juan Diego jest dziś świętym Kościoła… Także i my musimy bezwarunkowo odrzucić neopogaństwo – w kulturze, nauce, edukacji, a dziś zwłaszcza w polityce. Jeśli chcemy żyć prawdą i pragniemy, by nas wyzwoliła.
Bowiem “to co Kościół głosi definitywnie w jakiejkolwiek sprawie, nie jest prawdą subiektywną lecz obiektywną. Nie jest przedstawieniem czegoś co jest w umyśle, lecz tego, co nadal będzie istniało, choćby nawet wszystkie ludzkie umysły zostały zniszczone. Prawda wspiera prawdę, tak jak nieprawda nieprawdę – katolicka prawda jest częścią uniwersalnej prawdy”. (H. Belloc)
O katolickie książki dotyczące historii jest dziś trudno. (Tak samo jak o katolickie czasopisma). Ale choć trudno, zdobycie ich nie jest przecież niemożliwe. I to powinno stać się dla nas, katolików, punktem wyjścia.
*) Hilaire Belloc „Catholic and Anti-Catholic History”, The American Press, New York, 1920 strony 3-7. Tłum. Stanisław Kacsprzak