Szaleństwa lata, czyli wygląd nieprofesjonalny

Posted on 25 maja 2013 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

Chwyt jest prosty: zrzucanie z siebie kolejnych elementów stroju mniej kosztuje niż nakładanie ich na siebie, tak by całość stanowiła przemyślaną, dostosowaną do okoliczności kompozycję, a zarazem była estetyczna. A na tym wszak – na umiejętnym dopasowania stroju do okazji – polega prawdziwa elegancja, według niezmiennej od paru przynajmniej stuleci definicji.

Teodor Axentowicz - Włoska kwiaciarka

Teodor Axentowicz – Włoska kwiaciarka

A skoro zrzucanie jest łatwiejsze, a jeszcze w dodatku moda, czyli szantaż ze strony tych, którzy uchodzą w tej dziedzinie za autorytety, a także presja zbiorowości, przekonują, że to obowiązek, więc kobiety w różnym wieku, gdy przychodzi ciepła pora roku, zrzucają z siebie, przed wyjściem na ulicę, bez cienia jakiegokolwiek wstydu, kolejne sztuki garderoby (dziś już naprawdę niewiele do zrzucenia zostało), i mają poczucie, że wyglądają tak jak trzeba – modnie i elegancko.

Dziecko z bajki Andersena „Nowe szaty cesarza” było jedynym człowiekiem z całego miasta, który miał odwagę zakrzyknąć ze zgrozy: „Król jest nagi!”, na widok monarchy nie ubranego w nic. Ulegającego narzuconemu mu przeświadczeniu, że właśnie jest ubrany, i to wyjątkowo wytwornie. Można już zacząć liczyć dni do czasu, gdy ktoś tak samo wewnętrznie wolny  jak ów mały chłopiec, wyda podobny okrzyk widząc na ulicy kobietę przyodzianą (według swego mniemania) w „najnowszy krzyk mody”.

Kazimiera Iłłakowiczówna – znakomita poetka, z wykształcenia anglistka i polonistka; studiowała w Oxfordzie, Fryburgu, Genewie oraz na UJ – opisuje w swoich wspomnieniach dzień, gdy otrzymała posadę osobistej sekretarki Marszałka Józefa Piłsudskiego. Jako osoba dobrze wychowana znała obowiązujące reguły i potrafiła bez trudu pozbyć się nuty kobiecej próżności na rzecz wymogów kultury w nowym miejscu pracy. Zresztą z kulturą bycia łączył się zawsze u tej wyjątkowej kobiety – nota bene w swojej twórczości nie wyrzekającej się odrobiny szaleństwa – patriotyzm wysokiej próby. Oto więc słynna „Iłła”, smukła trzydziestoletnia kobieta obdarzona wyrazistą kresową urodą, szykuje się do objęcia nowej posady:

„…poszłam kupić perkalu na suknię z długimi rękawami i pod szyję – granatowego, w białe groszki. Nie wyobrażałam sobie, abym mogła w ówczesnym rodzaju sukni bez rękawów, wyciętej i nie sięgającej kolan, figurować „przy wojsku”!… Perkal śmierdział okropnie perkalem, tak że go trzeba było wyprać  przed uszyciem, za to był tani, ale krawcowa nie zgodziła się zrobić sukni dłuższej, niż o jeden centymetr za kolana.

– Nie mogę sobie dla pani psuć reputacji – powiedziała.

Postanowiłam więc, dla przykrycia kolan przy pracy, zażądać prawdziwego dużego biurka szafkowego. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych zawsze miałam tylko stolik, nie biurko. Rozumowałam, że bez tego biurka przyjmowanie interesantów nie byłoby dla mnie możliwe. Miałam tylko wątpliwość, czy dostanę to biurko na nowym miejscu. A cienkie cztery nogi zwykłego stolika nie odpowiadałyby celowi, nie przykrywałyby nóg.

Tymczasem postanowiłam chodzić stale w płaszczu od kurzu, który w całym tego słowa znaczeniu był   o k r y c i e m, bo mnie aż do kolan okrywał”.

Elegancja kosztuje

  • dosłownie i w przenośni, dodaje jeden ze współczesnych autorów rozprawek o modzie i sztuce savoir vivre`u, dr Stanisław Krajski. „…wymaga wysiłku, dyscypliny, wyrzeczenia, a gdy nadchodzą upały, zazwyczaj brak już na to siły i ochoty”.
Jozef Mehoffer - Portret żony

Jozef Mehoffer – Portret żony

Istotnie, dziś kobietom – jak i mężczyznom – narzuca się przekonanie, że wszędzie, gdzie tylko można, należy iść po linii najmniejszego oporu. Żadnego wysiłku! „Wiele kobiet niejako automatycznie rezygnuje z elegancji, zrzucając z siebie co się da i wybierając nagość jako receptę na przegrzanie organizmu”. (Tak naprawdę stajemy tutaj wobec sprytnie spreparowanego mitu, nic bowiem nie chroni przed upałem lepiej, niż obfite fałdy tkaniny, nie koniecznie bardzo cienkiej, w kolorze możliwie jak najjaśniejszym. Potwierdza to historia stroju wszystkich cywilizacji). Podobny jest werdykt Mary Spillane, cytowanej przez S. Krajskiego, uchodzącej na Zachodzie za znawczynię dobrego obyczaju w tej dziedzinie (dziś nosi ona dziwaczne miano „wizerunku”). Pani ta w jednym ze swych poradników zauważa z niesmakiem: „Coś dziwnego dzieje się w biurach, kiedy zaczyna przygrzewać wiosenne słońce”. A następnie zwraca uwagę, że “niektóre kobiety tracą profesjonalną ostrożność i wpadają w szaleństwa lata, rezygnując z wizerunku, na który pracowały przez cały rok” (S. Krajski). Nie będziemy przytaczać tu znanych powszechnie z naszych ulic skutków owej „utraty profesjonalnej ostrożności”, które to zjawisko kojarzy się coraz częściej z obrazami znanymi z atlasów historycznych, w jakich przedstawia się przykłady „ludzi prehistorycznych”, z wiadomymi atrybutami wyglądu. Mary Spillane eufemistycznie charakteryzuje nosicielki tego rodzaju garderoby jako osoby, które w biurze i na ulicy„przyjmują letni nieprofesjonalny i nieoficjalny wygląd odpowiedni raczej na weekend na działce”.

Moda ingeruje głęboko w życie człowieka. Okazy znane z atlasów pokazujących obrazki z prehistorii, sugerują istnienie ciągłości między światem zwierzęcym a człowiekiem.

Taki właśnie obraz kobiety narzuca dziś  moda. „Ideał” kobiety jaskiniowej wyrażają swoim wyglądem  – bezwiednie zapewne –  osoby, które prezentują publicznie długie włosy w niełazie, nagość skąpo przyobleczoną w luźne zarzutki (z daleka przypominające skóry dzikich zwierząt), na nogach zaś mają grube podeszwy przymocowane do kostek rzemykami. Dodatkowo ozdabiają ciało tatuażem, co podkreśla związki z kulturą plemienną.Kobieta jaskiniowa to jeden z typów wizerunku kobiety lansowanych przez kombinaty mody pod dyktando słynnych projektantów, dalekich o całe lata świetlne od wyobraźni ukształtowanej przez naszą cywilizację. To wystudiowany w każdym szczególe produkt wyobraźni artystycznej, która odrzuca a priori skojarzenia stroju kobiecego z cywilizacją uformowaną przez chrześcijaństwo. Stroju zgodnego z naturą kobiecą. Podstawowym wymogiem w tej dziedzinie było zawsze okrycie ciała, tak by nie obrażona była skromność kobiety, połączone z estetycznym pięknem. Współcześni projektanci robią co mogą, by zniszczyć zasadę, iż strój kobiety w kulturze europejskiej odzwierciedla duchową głębię i unikalne posłannictwo kobiety. Wynikający z jej natury, a rozwinięty dzięki katolickiej wierze ideał Dziewicy, Oblubienicy i Matki.

Najczęściej nie uświadamiamy sobie istnienia wszechobecnej w naszym życiu presji mody, a efektem jest to, że przy zakładaniu modnego stroju, zwłaszcza takiego, który łamie kobiecą wstydliwość, jego właścicielki wyłączają krytyczną refleksję, zasłaniając się argumentem, że są zobowiązane, by „być takie same jak inne”.  M u s z ą   naśladować określony styl i wzorzec stroju kobiety rozpowszechniony przez reklamę, telewizję, film, czasopisma, ulicę. To co „noszą wszyscy” staje się obowiązujące dla osoby, która jest wewnętrznie usposobiona do podległości owym arbitralnym wymogom. Nie potrafi być inna niż wszyscy. Zapomina o tym co mówi jej sumienie,  wrażliwość, jej osobiste wyczucie piękna, zmysł elegancji, wreszcie szacunek dla otoczenia. To  wszystko idzie w kąt, gdy pojawia się z gruntu fałszywa ambicja: wyglądać jak „wszyscy”.

Na to właśnie liczy centrum zarządzające wielkim teatrem mody (anonimowi ideolodzy, kreatorzy mody, bardzo często ludzie o homoseksualnych skłonnościach), które nigdy nie deklaruje swoich prawdziwych celów.

A jeśli ci “wszyscy”, to osoby, które pozwoliły sobą zdalnie sterować, wyłączywszy rozum?

Alfred Wierusz Kowalski - Panna Młoda

Alfred Wierusz Kowalski – Panna Młoda

Trzeba przestać udawać, że nie zauważamy, iż współczesna moda – w wielu jej przejawach – jest przede wszystkim wykwitem spotkania  ideologów i postmodernistycznych psychologów. Oszustów i wydrwigroszów, jak fałszywi krawcy z bajki Andersena. Zadaniem, jakie sobie ci ludzie stawiają poprzez kreowanie stylów i form, które posiadają ukrytą, symboliczną treść, jest zmiana obrazu kobiety. Obrazu, wynikającego z jej cech naturalnych i z jej duchowego życia, o ile jest katoliczką. Chcą, by kobieta sama zrezygnowała z tego, by obraz  kobiecości, który niesie nawiazywał do ideału dziewicy, oblubienicy i matki. By został on w niej zniszczony i zastąpiony obrazem kobiety wampa, uwodzicielki, niewolnicy z haremu, kobiety spod latarni, istoty płci żeńskiej pozbawionej odniesień do własnego kręgu kulturowego (kobieta jaskiniowa) lub kobiety – trybiku maszynerii (tu kłaniają się wszelakiego rodzaju mundury dla kobiet:  spodnie, marynarki, podkute buciory etc.).

W ślad za modą idzie dziś wymuszenie na nas sprzecznych z tożsamością chrześcijańską zachowań. Katolicy aż do tej pory wiedzieli doskonale: pewnych słów się nie wypowiada, pewnych gestów się nie wykonuje, również pewnych rzeczy na siebie się nie zakłada. Choćby nas tego na różne sposoby, włącznie z podstępem, nakłaniano, a wręcz zmuszano. Nie nakłada się – jeżeli nie chce się zostać marionetką w cudzych rękach, obiektem zabawy cyników, którzy chcą nas widzieć poniżonych i ośmieszonych. Chcą się naszym kosztem zabawić, porechotać na nasz widok.

Godzenie w kobietę to uderzenie w chrześcijaństwo. Ze względu na wyjątkową rolę kobiecą w naszej wierze. Ze względu na postać Niepokalanej.

Zauważmy, ludzie ze sfer wielkiego biznesu, kobiety i mężczyźni –  podobnie jak arystokracja – noszą, niezależnie od zmieniającej się mody, nienaganne klasyczne stroje, będące wykwitem niezmiennych zasad dawnej kultury europejskiej. Proste i zakrywajace ciało.

Nie dajmy się manipulować temu, co nosi niewinną nazwę mody, co nazywane jest estetyczną zabawą, a jest w istocie jedną z psychotechnik, doprowadzoną dziś do perfekcji przez sztaby naukowców.

Celem dzisiejszej mody nad wyraz często jest wywołanie w nas zmiany, nie zauważalnej przez nas samych, stopniowej, ale istotnej. Zmiany eliminującej krok po kroku nasze zasady i redukującej naszą osobowość. Konsekwentnie i niepostrzeżenie, z sezonu na sezon, z kreacji na kreację. Moda kusi i zniewala, ale katolik, katoliczka nie mają prawa być niewolnikami czyichś zimnych, wyspekulowanych zamysłów, czyjejś chorej fantazji, czy fałszywych koncepcji człowieczeństwa. 

Być może wszystko zaczęło się od Charlie Chaplina.

Umiarkowanie zabawna, poruszającą się niczym mechaniczna lalka, czarnobiała figurka w zbyt obszernym garniturze i meloniku, udawała mężczyznę, ale była pozbawiona jego cech. Miała symbolizować „biednych tego świata”, słabych, “innych”, dziwnych, wyrzuconych „za burtę”. Po raz pierwszy w historii kultury przynosiła wyraziście narysowany estetycznie wzorzec zniewieściałego mężczyzny. W dodatku, w wielu sekwencjach, brutalnie traktowanego przez „męską”, pozbawioną wszelkiej delikatności kobietę (żonę, towarzyszkę życia?). Apogeum pierwszego etapu porzucania przez kobiety swoich ról – roli strażniczki ogniska domowego, matki, żony, opiekunki – przypadało właśnie na  czas, gdy na srebrnym ekranie wzruszał i rozbawiał do łez mniej wybredną publiczność prostacki „człowieczek” Chaplina.

Apoloniusz Kędzierski - Tkaczka

Apoloniusz Kędzierski – Tkaczka

Przejmowanie przez kobiety rynków pracy, do tej pory dostępnych tylko dla mężczyzn, było w tamtym czasie wydarzeniem. Dziś niejako„samo przez się” rozumie się, że kobieta, także ta, która jest żoną i matką, może i powinna pracować. Brakuje refleksji, która pozwoli kobiecie odczytać Boży zamysł, jej prawdziwe powołanie. Czy rzeczywiście żony i matki, gdy nie muszą – przymus jest dziś, niestety, sytuacją najczęstszą  – powinny opuszczać ognisko domowe i „realizować” się w pracy zawodowej? Czy swoją misję kobiecą – duchową, kulturową, wychowawczą, związaną z  miłosierdziem –  muszą  wypełniać w przypadkowym środowisku zawodowym (a to jest casus 99 proc. kobiet)? Czy nie byłoby lepiej, gdyby sprawowały ją tam, gdzie chcą ją pełnić, bo czują się wezwane przez Boga, i by czyniły to w czasie, w którym na pewno nie potrzebuje ich obecności rodzina?

„Przebóg!, naróżowana!”,

jęknął ze zgrozą Tadeusz, gdy dostrzegł podczas uczty, że lica Telimeny pałają rumieńcem, bynajmniej jednak nie panieńskim .

Im dłużej kobieta, żona i matka przebywa poza domem, tym bardziej – bywa – uderza jej do głowy to, co wmawiają jej media. Że nie może być niepowtarzalna, lecz musi być „produktem seryjnym”, „jedną z wielu”, wyposażoną we wszystkie akcesoria wyglądu, wymyślone naukowo w kombinatach mody, nawet gdyby wygląd ten miał być – z założenia – czymś niedorzecznym, na przykład typowym dla mężczyzny (spodnie, garnitury, krawaty). Czy wybrał dla niej to przebranie ktoś kto na pewno ją osobiście zna, ceni, rozumie i pragnie uszanować jej wyjątkowość? Z całym szacunkiem, „dyktator mody”, przemysł, rynek, ulica, to nie są instancje, które rozumieją duchowość jakiejkolwiek kobiety. Zatracenie indywidualności przez kobiety to piętno czasu, który próbuje ją wykorzystać i uczynić z niej niewolnicę.

A przecież każda kobieta z natury jest artystką. Pan Bóg wyposażył ją w zmysł piękna.

Na ulicach i w urzędach spotkać dziś można żony i matki ucharakteryzowane na afrykańskie, czy arabskie księżniczki – niczym Telimena próbująca ukryć „wielką, straszną tajemnicę” upływającego czasu – przesadnie obwieszone biżuterią, wyzywająco ubrane, czy ozdobione mało estetycznym makijażem. Opuściły szarzyznę gniazda rodzinnego. Spieszą do pracy, gdzie czeka je porcja ekscytujących przeżyć.

Niegdyś kobiety stroiły się przed okazjonalnym „wielkim wyjściem”, gdzie pojawiały się w towarzystwie męża, dziś tym „wielkim wyjściem” okazuje się niejednokrotnie codzienne wyjście do pracy. Niepostrzeżenie, w przymus zatrudnienia matek i żon, wysterowany przez liberalny świat, który pragnie na każdym z nas zarobić, wślizgują się dramaty rodzinne, dramaty porzuconych dzieci i lekceważonych, odepchniętych psychicznie mężów.

Kobiety wiejskie nie miały, niemal aż do czasów współczesnych, tego problemu. Zajęcia typowo kobiece, wymagające zresztą wiele inteligencji i cierpliwości, przynoszące z reguły spokój

Olga Boznańska - W oranżerii

Olga Boznańska – W oranżerii

i radość, potrafiły łączyć z obowiązkami rodzinnymi. Co nie znaczy, że ich życie było sielanką. Często musiały pracować ponad siły w polu i przy inwentarzu. Ale nigdy nie opuszczały psychicznie domu. Z wiary w Boga i z radości życia rodzinnego domu czerpały swoją siłę. Góralki, noszące do dziś z prawdziwą godnością swe regionalne stroje, mogą być wzorem ponadczasowej kobiecej elegancji w najlepszym stylu.

Kwestia ubrania w biurze, czy przy jakiejkolwiek innej pracy, nie jest błaha”, dodaje Kazimiera Iłłakowiczówna (spisująca swoje wspomnienia tuż przed ostatnią wojną). „Ubranie jest dopełnieniem człowieka, i w nim wyrażają się tysiące zalet i wad naszego charakteru. Dużą część uprzedzenia, jakie szerokie masy żywią niewątpliwie do kobiet w pracy publicznej i zawodowej, pochodzi moim zdaniem 1) z ich zaniedbania w uczesaniu, 2) z ich nieumiejętności w dopasowaniu ubrania do otoczenia. Przez dopasowanie nie mam na myśli naśladowania otoczenia, ale dostrojenie się do niego tak, jak dopasowuje się obicie do pokoju, albo pomnik do placu…” Tymczasem dziś nawet niektóre pisma katolickie nakłaniają kobietę, by starała się wyglądać w pracy możliwie „seksownie”. (Ze słownictwem tego rodzaju usiłowałam walczyć swego czasu w pewnym znanym tygodniku katolickim; efekt nie był niestety zbyt imponujący, zwolniono mnie z pracy). 

Kazimiera Iłłakowiczówna była – aż do śmierci Marszałka – tym typem sekretarki, bez której ten twardy człowiek nie mógł się na co dzień obyć. Miał do niej stosunek ojcowski. Ona zaś, mając za sobą okres służby na rzecz rannych na froncie (we wczesnej młodości), traktowała go jako swojego dowódcę, a pracę jak rodzaj kobiecej służby wojskowej, i zachowywała w niej żelazną dyscyplinę; była lojalna, dyskretna, uważna, staranna oraz posługiwała się wyobraźnią. Była bystra, taktowna i dowcipna. Co nie znaczy, że między tym dwojgiem ludzi spędzających obok siebie długie godziny nie dochodziło do zgrzytów, a nawet kłótni; oboje byli mocnego charakteru. Iłlakowiczówna musiała swój charakter i wybuchowy temperament nieustannie temperować. Pracowała wśród mężczyzn, z których prawie każdy miał za sobą służbę w wojsku i walkę na polu bitwy. Oto jedna z jej refleksji i zarazem cennych rad:

„Kobietom jest specjalnie trudno w tych wypadkach, bo, jeśli są bardzo uprzejme trafia je zarzut, że chcą otoczenie przekupić swoją kobiecością, a jeśli twarde – że się mądrzą, że chcą rządzić i że przecież to, ostatecznie, tylko baby!!

Przede wszystkim nie należy złościć się. Kobieta rozzłoszczona jest    z a w s z e    śmieszna. Wiem to – niestety – po sobie”.

A jeśli do tego jeszcze – nie całkiem ubrana?

 

Kazimiera Iłłakowiczówna

Kazimiera Iłłakowiczówna

_________

Kazimiera Iłłakowiczówna: “Ścieżka obok drogi”, wyd. Rój, Warszawa 1938

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.