Srebrne ramię Mieszka I

Nasz pierwszy polityczny władca, Mieszko I był przedstawicielem „religijności ludowej”, czy należał do „inteligencji katolickiej”? Wyśmiewanie się z „religijności ludowej” należało do ulubionych motywów komunistycznej propagandy. Dziś gromkie wybuchy śmiechu budzi od rana do nocy w pewnym krakowskim tygodniku i w warszawskiej gazecie (najbardziej atrakcyjnej, najnowocześniejszej, najmodniejszej). Czym była „religijność ludowa”? Była przejawem czci dla świętości Boga. Ludzie, którzy ją praktykowali byli realistami, bo potrafili docenić wielkość dzieła Odkupienia i wspaniałość stworzonego świata. Mieli zdrowy rozum, mieli pokorę.

Tacy byli pielgrzymi zmierzający w latach wielkiego jubileuszu Chrztu Polski na Jasną Górę. Ludzie w większości prości, a przecież wspaniale rozumni. Wielu z nich szło piechotą, z jedzeniem na trzy dni w znoszonych teczkach. Wiedzieli, że ich życie zmierza do spotkania z Bogiem, że czeka ich sąd i trzeba robić wszystko, by zasłużyć na nagrodę, nie karę. Pan Bóg nie żartuje obdarzając człowieka duszą i ciałem, ani nie bawi się z nami w chowanego. Daje się człowiekowi poznać.

Ład chrześcijański w państwach powstaje, gdy sprawy publiczne porządkuje się zgodnie z logiką, zdrowym rozsądkiem i kanonem zasad moralnych – z myślą o nadprzyrodzonym celu człowieka. Ład ten uwzględnia panowanie nad naturą i nawet „doskonalenie” jej, ale tylko niejako mimochodem, przy okazji. Są bowiem rzeczy, których wielkość nigdy nie zaspokoi pragnień natury człowieka. Bóg, wieczność, świętość są naszym prawdziwym przeznaczeniem. Wydaje się, że ta perspektywa olśniła naszego pierwszego politycznego władcę, Mieszka, gdy zdecydował się zerwać z pogaństwem. Miał w tym swój wiekopomny udział pierwszy polski biskup Jordan. Dziś u pewnej grupy Polaków zauważyć można ambicje i dążenia wręcz przeciwne. Nęci ich i fascynuje neopogaństwo.

Czym było pożegnanie Mieszka I z naturalizmem? Było zerwaniem ze wszystkimi porywami zmysłów, które niweczą więź człowieka z Bogiem. A także z barbarzyńskim sposobem myślenia o sobie, o swoich powinnościach i o innych ludziach. A jakie są przejawy naturalizmu można się przekonać obserwując, w jaki sposób ludzie z opozycji wyrażają swoje uczucia wobec obecnego rządu i państwa na sali sejmowej, w studiach telewizyjnych czy podczas demonstracji ulicznych.

1056 lat od chwili odstąpienia przez naszych przodków od pogaństwa i naturalizmu, historia zatacza dziś koło. Obrona państwa utworzonego przez naszego pierwszego politycznego władcę na fundamencie Chrztu i przyjęcia do swojego umysłu pojęcia Boga – Trójcy Świętej, stała się dziś wielkim zadaniem polskich władz. Grupy ludzi wybranych w wolnych wyborach, którzy trudzą się nad dziełem utrzymania i wzmocnienia niepodległej Polski w Europie. Kontynencie ogarniętym przez szaleństwo ideologicznego i politycznego globalizmu, coraz bardziej ulegającego neopogaństwu (zawleczonemu m.in. przez ruch New Age). Usiłują, mówiąc krótko, powstrzymać dzicz.

 

Mieszko I wg. Jana Matejki

Nasze państwo zawsze było reprezentantem cywilizacji chrześcijańskiej. Niosła ona prawdziwy pokój, zapewniała rozwój. Miała też zawsze zapiekłych wrogów, czego doświadczaliśmy tu z nadzwyczajną regularnością. Gdy dziś patrzy się na twarze polskich polityków z naszego obozu, uderza fakt, że są to twarze ludzi spokojnych i – pomimo widocznego nieraz zmęczenia – zaskakująco pogodnych. Ludzi, których sumienia są czyste.

Mieszko I, przyjmując chrzest i podejmując decyzję o chrzcie swojego ludu, był człowiekiem wolnym. Oddanie w lenno całej swojej ziemi Bogu – co uczynił, a co poświadcza istniejący w odpisach dokument Dagome iudex *) – nie było żadną ekstrawagancją w czasach średniowiecza. I nie był to tylko poryw serca. Był to wolny akt rozumu. Powiedzenie: Tobie, Boże ufam.  Przyjmuję, że moja władza od Ciebie pochodzi. I wszystkie moje dobra nie należą do mnie..

To samo uczynił Bernard I wraz ze swą małżonką Clémence, właściciel hrabstwa Bigorre we Francji, na którego terenie leży dzisiejsze Lourdes. Ofiarował ziemię, a także zamek i miasto, w lenno Matce Bożej z Le Puy-en-Velay, najstarszego francuskiego sanktuarium maryjnego, 200 kilometrów na północny wschód od Lourdes. Był rok 1062. Do dziś istnieją we francuskich archiwach akty potwierdzające przekazanie tej własności. Gdy Matka Boska objawiła się w Lourdes, to właśnie na ziemi, która była jej prawną własnością. Oznacza to, jak niesłychany jest szacunek Matki Boga do prawa, które stanowią ludzie, i potwierdza tym samym, że źródła tego prawa tkwią w prawie naturalnym „[…] w określonych dniach roku, na najwyższej wieży zamku w Lourdes opuszczano hrabiowską chorągiew (a później sztandar francuskich królów, którzy przejęli te ziemie), a na jej miejsce wciągano flagę Notre-Dame de La Puy, aby w ten sposób pokazać, że władze ziemskie jedynie zarządzają tą posiadłością, do której prawa ma sama Królowa Niebios” (V. Messori , „Opinie o Maryi”).

Czasy średniowiecza odznaczały się precyzją myślenia w kwestiach nadprzyrodzonych. Ludzie nie mieli trudności w rozumieniu prawd wiary. Wiadomo było, czego Bóg wymaga od człowieka. Uznanie swojej całkowitej zależności od Boga nie sprawiało nikomu trudności; bo pojmowanie Boga nie miało nic wspólnego z projekcją własnej świadomości, uczuciami, marzeniami i rozbuchaną wyobraźnią. Tak było w Polsce w zasadzie aż do końca XX wieku. Katolicy wierzyli w sposób tradycyjny, jak ich przodkowie. Łączył ich z Bogiem konkret – nie przeżycia, nie emocje, nie „doświadczenie” – ale wiara, oparta na poznaniu Boga, rozum, który przylgnął do prawdy. A  wraz z nimi nadzieja na życie wieczne z Bogiem. Dopiero od niedawna tradycyjnych katolików zaczęto nazywać „ludem”, czyli prostaczkami i nieukami, i naśmiewać się z ich „wierzeń”, jakby był to fantastyczne mity i legendy.

 

 

Gdy człowiek poznaje Boga, od którego pochodzi i od którego całkowicie zależy, zaczyna dbać o swoje obowiązki wobec Boga. Bóg, dając się poznać, wymaga oddawania Mu czci i przestrzegania Jego praw. Dziś, gdy „prawa człowieka” wypierają prawa Boga, jednym tchem z „wartościami chrześcijańskimi” wymienia się „wartości ludzkie” i notorycznie myli się jedne z drugimi.

Dominuje ekspresja żywcem przeniesiona z prehistorii, typowa dla mentalności naturalistycznej – jakby w Polsce i w Europie nigdy nie istniała kultura inna niż barbarzyńska. Skądinąd tożsama z kulturą rewolucyjną, co do istoty i formy. Opozycja usiłuje bronić nie tylko dawnego systemu politycznego, ale przede wszystkim kultury typowej dla okresu barbarzyństwa. Jej znakiem szczególnym jest poddanie się instynktom, gwałtownym negatywnym emocjom, traktowanie tych, których identyfikuje się jako przeciwników, jak nie-ludzi. Zemsta, ofiary z ludzi, wielożeństwo i niewolnictwo, to charakterystyczne cechy pogaństwa.

Cywilizacja, która niesie pokój

Wulgarny język, agresywne hasła, dziwaczne ruchy przypominające niekiedy nerwowe drgawki podczas demonstracji przeciwników obecnej władzy, czynią wrażenie przygnębiające. Co tych ludzi łączy? Na pewno nie są to tylko emocje wobec nie lubianej władzy, której program wydaje im się mało wartościowy, czy, jak głoszą autorytety z dziedziny psychiatrii, coś na kształt zbiorowego obłędu. Istnieje coś głębszego. Jakaś idea, być może przeświadczenie, że szczęście ludzkie trzeba oddzielić od szczęścia moralnego. Dominujące poczucie – które zapewne towarzyszyło niegdyś Prasłowianom na naszych ziemiach – że dobro natury człowieka jest wyższym dobrem niż dobro jego duszy należącej do Boga. Poczucie, że panowanie nad światem materialnym musi być uznane za cel absolutny człowieka.

Wróćmy do postaci Mieszka I. Ten zuchwały wojownik w 966 roku był w sile wieku; lubił męskie zajęcia: wojowanie, łowy. Był odważny, miał cechy wybitnego przywódcy. Lubił też kobiety, miał ich na stałe przy sobie siedem; były oznaką jego prestiżu. Takiego wojownika w pogańskim społeczeństwie poważano i ceniono.

Ten człowiek o wielkich ambicjach i zdolnościach, po przyjęciu chrztu i odprawieniu na zawsze swoich nałożnic, zechciał zapewnić sobie i swojemu państwu opiekę Nieba. Ukorzył się przed Bogiem, gdy zrozumiał, co znaczyło, że Syn Boży poszedł za niego na krzyż. Pojął, że należy Bogu oddać hołd całym swoim życiem, nie zostawiając nic dla siebie. Ufając bezgranicznie. Jego lud, przyjmując za nim zasady wiary i prawo moralne, stał się stopniowo narodem chrześcijańskim. (Według kronikarza Thietmara z Mersenburga, wiele się z nimi (tj. poddanymi Mieszka) napocił, zanim – niezmordowany w wysiłkach – nakłonił ich słowem i czynem do uprawy winnicy Pańskiej).

Akt ofiarowania Stolicy Apostolskiej – czyli, jak mówiono wtedy, Świętemu Piotrowi – swojej ziemi w lenno, z czym wiązały się konkretne donacje na rzecz Rzymu, był gwarancją, że rzecz traktuje się poważnie. Skoro Bóg jest Panem, do Niego należy wszystko, co się posiada. O tym, że Mieszko naprawdę Bogu ufał, przekonuje także wotum w kształcie srebrnego ramienia, złożone u grobu św. Udalryka, biskupa Augsburga, spowiednika Ottona I, przechowywane w katedrze augsburskiej do dziś. Po swoim nawróceniu Mieszko został ugodzony zatrutą strzałą w ramię (podczas walk na Połabiu w latach 80. X wieku). Leżąc na łożu śmierci uroczyście ślubował, że jeśli zostanie uratowany, ofiaruje ten dar. Intencja została przyjęta, nasz pierwszy polityczny władca doznał uzdrowienia (por. prof. Krzysztof Ożóg, „966. Chrzest Polski“).

 

Złota Kaplica w katedrze poznańskiej

 

Dziś wielu ludzi uważa, że podczas ziemskiego epizodu musi zaspokoić wszystkie swoje żądze, które coraz umiejętniej rozbudza świat. W naszym kraju dochodzi do niszczenia i znieważania krzyży i wizerunków świętych; tak czynić mogą tylko wtórni poganie, barbarzyńcy wierzący w święte drzewa lub wojujący ateiści. Tak daleko posunęła się w Polsce ekspansja naturalizmu. Warto zauważyć, jakie siły polityczne z naturalizmem się dziś utożsamiają.

Po swoim nawróceniu Mieszko zrezygnował z handlu niewolnikami. Mimo, że był to bardzo dochodowy proceder w tamtych czasach i istotna część gospodarki jego państwa. Decyzja  ta wcale łatwa nie była, ale potwierdzała, że akt chrztu nie był efektem kalkulacji politycznej Mieszka, jak dziś się dość często uważa w kręgach liberalnych i co niektórzy historycy próbują mu imputować; był skutkiem przyjęcia wiary w Chrystusa. (Bliscy sąsiedzi, władcy Czech, bynajmniej nie zrezygnowali z handlu niewolnikami, mimo oficjalnego przyjęcia chrześcijaństwa).

Z pewnością nie „demokracja” i „prawa człowieka” są dziś gwarantem trwania Rzeczypospolitej, lecz uznanie przez jej suwerenne władze polityczne bytowości Boga w Trójcy Świętej. Także pamięć o tym, co uczynił Mieszko I, by zagwarantować pomyślność swojemu państwu. Jak bardzo był przenikliwy, przewidując zagrożenia ze strony ziemskich i duchowych potęg. Jego akt dobrowolnego poddania się Bogu nigdy nie został cofnięty i unieważniony; on nadal obowiązuje.

Walka o bezpieczeństwo granicy wschodniej, walka z próbami ograniczenia suwerenności przez Unię Europejską – i o uporanie się z wewnętrzną agenturą – to walka o wolność kraju, który wziął w posiadanie i oddał Bogu Mieszko I. I zarazem batalia o zachowanie naszej europejskiej tożsamości. „Srebrne ramię” Mieszka I, człowieka walki (także z samym sobą), może być oparciem dla nas, gdy myślimy z niepokojem o przyszłości naszego państwa.

Rozumowi ludzkiemu dziś właśnie w Polsce przywraca się prawdziwą rangę i znaczenie, łącząc podtrzymywanie i rozwój cywilizacji z racjonalnością w jej najbardziej szlachetnym, bo religijnym wydaniu. Widzimy to podczas wielu wystąpień pana Prezydenta, pana Premiera.

Nie ma przesady w twierdzeniu, że człowiek wierzący w Trójcę Świętą broni zarówno prawdziwej potęgi rozumu jak i suwerenności Ojczyzny. Człowiek stworzony przez Boga jest w stanie dochodzić do niezawodnej i niezmiennej prawdy. Prawda daje się poznać, Bóg daje się poznać. Gdy wierzą w to wodzowie i politycy, można być spokojnym o los kraju.

 

Jan Matejko – Zaprowadzenie chrześcijaństwa

________

*) Dagome iudex – incipit pochodzącego z końca X wieku regestu kopii dokumentu donacyjnego władcy identyfikowanego z księciem Polski Mieszkiem I, darowującego państwo, nazwane w dokumencie  Civitas Schinesghe, w opiekę Stolicy Apostolskiej. Dokument, na którym oparł się kopista, sporządzony został prawdopodobnie w kancelarii wystawcy w Gnieźnie około 991 roku.
Dagome – połączenie imienia Dagobert, które Mieszko I otrzymał na chrzcie oraz pierwszej sylaby łacińskiej formy imienia Mieszko (Mesco)

________________

Panu Tomaszowi Gromadce z UW dziękuję za konsultację naukową.

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.