Śmierć i życie
(…) Czy kiedykolwiek było takie samobójstwo, jak to, taka utrata szczytnych nadziei, taka ruina wszystkich ambicji, umieranie tak całkowite i nieodwracalne, jak umieranie Jezusa Chrystusa?
A teraz, w dzień Wielkanocy, spójrzcie raz jeszcze na Niego i zobaczcie, że żyje jak nigdy przedtem. Zobaczcie, jak życie, które było Jego życiem przez trzydzieści lat, życie Boga uczynionego człowiekiem, blednie i staje się niemal urojeniem wobec chwały tego samego życia, przemienionego przez śmierć.
Trzy dni temu osłabł pod chłostą i gwoździami. Teraz pokazuje blizny swej Męki, jako symbole nieśmiertelnej siły. Trzy dni temu przemawiał ludzkimi słowami tylko do tych, którzy byli blisko Niego i ograniczał samego siebie, według ludzkich uwarunkowań czasu i przestrzeni. Teraz przemawia w każdym sercu. Trzy dni temu dał swoje Ciało tym nielicznym, którzy klęczeli przy Jego stole.
Dziś w dziesiątkach tysięcy tabernakulów to samo Ciało może być czczone przez każdego, kto przychodzi.
Jednym słowem, zamienił życie naturalne na nadprzyrodzone, od razu na wszystkich płaszczyznach. Zrezygnował z naturalnego życia swego Ciała, aby na powrót przyjąć na zawsze Ciało, które stało się nadprzyrodzonym. Umarł, aby Jego życie mogło zostać uwolnione. Skończył, aby rozpocząć.
Łatwo jest zatem zobaczyć, dlaczego Kościół każdego dnia umiera[1] , dlaczego jest zadowolony, kiedy zostanie ogołocony ze wszystkiego, co czyni jego życie skutecznym, dlaczego także pozwala, aby jego ręce zostały związane, nogi – skute, piękność – oszpecona, a głos – uciszony, na tyle, na ile mogą to uczynić ludzie. Kościół jest ludzki? Tak, zamieszkuje w ciele, które jest przygotowane dla niego, ale przygotowane głównie po to, aby mógł w nim cierpieć. Jego sięgające daleko ręce nie są jego tylko po to, by mógł opatrywać tych, co mają złamane serca, ani jego szybkie stopy nie należą do niego tylko po to, by mógł biec na pomoc ginącym, ani jego głowa i serce nie są jego tylko po to, żeby mógł rozmyślać i kochać. Cały ten wrażliwy ludzki organizm należy do niego, aby w końcu mógł w nim cierpieć, krwawić z tysięcy ran, zostać w nim podwyższony, aby przyciągnął wszystkich ludzi do swego krzyża.
Kościół nie pragnie zatem na tym świecie tronu swego praojca Dawida[2], ani takiego triumfu, jaki pod tym pojęciem rozumie świat. Kościół pragnie tylko jednego życia i jednego triumfu – zmartwychwstałego życia Zbawiciela. To właśnie ostatecznie jest transfiguracja człowieczeństwa Kościoła mocą jego Boskości oraz potwierdzenie ich obu.
Ks. Robert Hugh Benson
(Fragment książki Paradoksy katolicyzmu, tłum. Beata Jankowiak-Konik, Sandomierz 2006).
_______
Robert H. Benson (1871-1914). Ksiądz katolicki, pisarz, apologeta. Konwertyta z anglikanizmu, syn anglikańskiego biskupa Canterbury Edwarda White’a Bensona
_________
[1] 1 Kor 15, 31
[2] Łk 1, 32
________
______
Alleluja! Chrystus żyje!
Drodzy Państwo,
czas próby weryfikuje wiarę. Im próba większa, tym wiara powinna być mocniejsza. Życzę tego wszystkim Czytelnikom. By dostrzec oczyma wiary “chwałą skrytą za hańbą, wieczny tron – za Krzyżem i przyszłość – za teraźniejszością”, jak mówił Benson.
Wartość cierpienia, niepewności, udręk duszy staje się nieskończona, gdy stajemy w obliczu Zmartwychwstałego. “Wspomnij, Panie, że cierpiałem u Twego boku”.
Tej wiary i wdzięczności Zbawicielowi życzę serdecznie,
Ewa Polak-Pałkiewicz
Wielkanoc` 2021
____________