Skąd wziął się żal w dumce kozackiej?
Ukraińcy, czyli dawniejsi Rusini, zwani w naszej literaturze najczęściej Kozakami, budzili w Polsce żywe uczucia, często sprzeczne i złożone. Od współczucia przez irytację, nieufność, strach, po respekt, fascynację i podziw. Polska literatura – ale także i malarstwo – jest pełna obrazów, które tego rodzaju uczucia uzasadniają. Choć Sienkiewicz pisał w „Trylogii” o Kozakach z mieszaniną podziwu i niechęci – z przewagą tej ostatniej – nie sposób nie zauważyć, że postać Bohuna w „Ogniem i Mieczem” jest bogatsza, bardziej złożona, niż dość czytankowa, jednowymiarowa postać Jana Skrzetuskiego.
W dumnych, mężnych i odważnych dzisiejszych obrońcach Ukrainy pragniemy odnaleźć rycerskie cechy tamtych Kozaków, jacy wryli się w pamięć naszych przodków.
Żeby zrozumieć istotę dramatu mieszkańców niegdysiejszej Ukrainy („ziem ukrainnych Rzeczypospolitej” jak nazywali ją nieraz historycy) warto sięgnąć do Adama Mickiewicza. Poeta w wykładach paryskich (wygłaszanych w latach czterdziestych XIX wieku), omawiając „sprawę ludu” w I Rzeczypospolitej – która posiada, jak zapewniał, swoje doniosłe „oblicze literackie” – nawiązuje do żywo obchodzącej go sprawy Kozaków. Przypomina, że Kozacy byli traktowani niesprawiedliwie, do czego sami Polacy się przyznają, jednak sedno tej niesprawiedliwości przedstawia się z reguły w sposób naiwny i uproszczony, „fałszywy i niedorzeczny”, przypisując zarazem Kozakom cechy, których nie posiadali. „Mówi się na przykład, że Kozaków katowano, chłostano na śmierć, że zmuszano ich do pracy ponad siły. Mamy miarodajne świadectwo: pieśni ludu kozackiego, gdzie nie ma ani słowa o podobnym postępowaniu. Przeciwnie, Kozacy byli dostatniejsi od innych chłopów. Nikt nie wydzierał im własności, zresztą oni sami o dostatki swe bardzo mało dbali. Ataman czy hetman kozacki, sprzedawszy zboże, wracał z miasta nadmorskiego z pieniędzmi, w atłasach lub aksamitach. Ale gdy tylko znalazł się wśród druhów, trwonił cały zarobek; wdziewał wtedy swoje atłasy i lazł w beczkę dziegciu, aby stać się na nowo Kozakiem”.
Mickiewicz jest przekonany, że ten typ człowieka nie jest zdolny do podnoszenia buntu dla kawałka zagrabionej mu roli. Kozacy byli w tych sprawach wielkoduszni mając ziemi pod dostatkiem. Rzecz w czymś zgoła innym: „Ale obrażono ducha Kozaków, chcąc im narzucić obcy obrządek, dając mu odczuć niższość polityczną, odmawiając przywileju uczestnictwa w elekcji królów polskich. Kozacy żalili się w swych pieśniach niemal wyłącznie na nadmierną zalotność szlachciców polskich, którzy im odbierali serca ich kobiet” (w przypisie Mickiewicz dodawał: „Szczególnie w dumie o pokoju białocerkiewskim”). Poeta zdaje się dużo więcej wiedzieć o mentalności i typie psychiki ukraińskich wojowników, ludzi dumnych, z charakterem i ambicjami, niż wielu historyków dzisiejszych, traktujących sprawy płasko, tylko materialistycznie i socjologicznie.
Kozacki kuferek
Wymieniając jako jedną z przyczyn buntu Kozaków fakt, że Polacy odmówili im prawa głosu przy elekcji króla, Mickiewicz ubolewa, że polska szlachta stawała się – począwszy od wieku XVII – czymś na podobieństwo zamkniętej w sobie kasty. Osłabienie moralne stanu szlacheckiego miało wymierne skutki polityczne dla Rzeczypospolitej i odpowiadało między innymi za zerwanie wszystkich więzi łączących Kozaków z Polską. Szlachta przestała im patronować. A ludzie tego pokroju – prości, lecz czuli na autorytet, pragnący widzieć w swoich „panach” także wzorzec moralny, wzór cnót rycerskich – byli wyjątkowo uczuleni na ten wymiar relacji. Do tego dochodziły pewne – zapewne nieuniknione – błędy duchowieństwa po roku 1596, gdy zawarto Unię Brzeską, wynikające ze zbyt pospiesznego, choć w intencjach chwalebnego, nawracania ludności prawosławnej na katolicyzm. „Polska nie miała już apostołów i wyznawców, nie mogła spodziewać się nawrócenia Kozaków, zniszczenia w nich żywiołu schizmatyckiego. Jezuici, kierownicy wyłączni wychowania publicznego, nie byli już zdolni do tego dzieła (…)”, podsumowuje Mickiewicz. Metody jezuitów były nazbyt polityczne i dyplomatyczne, skupione na antyszambrowaniu i poszerzaniu strefy wpływów; zabrakło szczerości, budowania zaufania, zwłaszcza wśród niższych warstw. „Nawykli do zwalczania na dworach kalwińskiego i luterańskiego możnowładztwa, do dyplomatyzowania w starciach z sekciarzami, [jezuici] nabrali niewinnej, lecz nader niebezpiecznej obłudy: prostotę życia i istną surowość obyczajów uczyli się ukrywać pod pozorną układnością i ogładą. Takimi występowali wśród ludu pasterzy i wojowników, wnosząc ze sobą ton delikatny i układny; natomiast w kazaniach publicznych silili się, według ówczesnego zwyczaju, na styl górnolotny, nadęty i przeładowany figurami krasomówczymi”. Inne zakony obecne wówczas na ziemiach Ukrainy nie posiadały nawet tych cnót jezuitów. Mickiewicz przedstawia tutaj swoją dość śmiałą, ale najprawdopodobniej trafną diagnozę: „Ogromna łatwość życia pośród ludności szumnej, gościnnej, dobrodusznej, psuła zakonników, opuszczali się w obowiązkach, gdy właśnie oni powinni zdobywać się na niezwykłe wysiłki moralne…”.
Jezuici zostali sprowadzeni do Rzeczypospolitej w 1564 roku. Natychmiast przystąpili do organizacji misji katolickich na rubieżach kraju. Ich bezpłatne szkoły mogły poszczycić się wysokim poziomem nauczania, dlatego napływ młodzieży, przede wszystkim dzieci szlachty prawosławnej, był niepowstrzymany. W naturalny sposób pozyskano zwolenników zjednoczenia Cerkwi prawosławnej z Kościołem katolickim.
Warto zauważyć, że Mickiewicz nie kwestionuje konieczności nawracania prawosławnej ludności na katolicyzm, jak to się dziś najczęściej czyni – a czynią to nierzadko sami ojcowie jezuici, twierdząc, że o nawracaniu w ogóle nie powinno być mowy, dominować powinien „dialog ekumeniczny” (gdyby ktoś jeszcze wiedział, co to naprawdę znaczy!). Tymczasem jeszcze sto pięćdziesiąt lat temu, w opinii ludzi wykształconych, rozróżnienie między doktryną prawosławną, która została poważnie zniekształcona w wyniku schizmy, a nauką katolicką, nie było żadnym problemem; uwagę zwracały jedynie niedoskonałości metod duszpasterskich. Późniejsza wrogość Kozaków wobec Polski musiała, zdaniem Mickiewicza. profesora Collège de France, mieć także swoje źródła w owych niedostatkach duszpasterskiej roztropności, czy nawet w pewnej niefortunnej pomyłce, co do prawdziwego charakteru Kozaków.
Współtwórcą Unii Brzeskiej i autorem programu nawracania z prawosławia mieszkańców Rusi był jeden z najwybitniejszych umysłów wśród polskich jezuitów ks. Piotr Skarga (1536–1612); angażował się on też w to dzieło osobiście z największym zapałem. Jego biograf K. Drużbicki zaznaczał: Wśród licznych dusz, które pozyskał bądź słowem, bądź przykładem, była też pewna księżna ruska, której uporczywe trzymanie się schizmatyckiego błędu złamał w końcu Piotr dzięki wielu argumentom i napomnieniom. […] tego rodzaju osiągnięcia dzięki codziennym wysiłkom mnożą się, a sprawa chrześcijańska nieustannie czyni postępy […]”. Ks. Skarga nie miał wątpliwości, że odnowa silnego polskiego państwa będzie możliwa tylko dzięki wykorzenieniu herezji i zwalczeniu schizmy. Zdawał sobie sprawę z tego jak niebezpieczny jest błąd religijny dla całego ludzkiego myślenia i w konsekwencji także dla postrzegania obowiązków stanu. Wiedział też, w jak opłakanym stanie znajdują się szkoły prawosławne (nie było wśród nich ani jednej szkoły średniej). Choć ugodowy tzw. dialog międzywyznaniowy, czy tolerancję religijną, opartą o kalkulacje polityczne, uważał za nieporozumienie i fałsz, sprzeciwiał się nawracaniu kogokolwiek przemocą, gdyż mogłoby to jego zdaniem doprowadzić do wojny domowej. Dał wyraz swojej politycznej mądrości propagując Unię Kościoła katolickiego z Cerkwią, co swoje ucieleśnienie znalazło w Unii Brzeskiej
Dziś, pomimo ewidentnych zasług królewskiego kaznodziei dla Kościoła i dla Polski, sprawa jego beatyfikacji utknęła w martwym punkcie, właśnie dlatego, że nawracał, a nie dialogował w duchu fałszywego ekumenizmu, zarówno protestantów, jak i prawosławnych mieszkańców Rzeczypospolitej.
Sicz zaporoska, albo „skromność wielka”
Przy tym wszystkim Kozacy, typowi konserwatyści, którzy wszelkie narzucane im zmiany, także w obrządku religijnym, przyjmowali z nieufnością i niechęcią, oparli zamysł stworzenia samowystarczalnej społeczności – która najbardziej wyrazisty kształt otrzymała w Siczy Zaporoskiej – na ścisłych zasadach, które i dziś, w warunkach wojny toczonej z Rosją, są przestrzegane na Ukrainie z całą surowością. Jędrzej Kitowicz, historyk, konfederata barski, a później ksiądz marianin, w dziele Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III, pisze o Kozakach z Siczy Zaporoskiej: „Choć w Siczy mieszkali najgorsi z całego świata ludzie, apostatowie od wiary i różnych zakonów, infamisowie, zbiegowie kryminalni z rozmaitych stron, skromność atoli wielka tam panowała i bezpieczeństwo tak wielkie, iż żadnemu podróżnemu z towarem, po towar lub w innym jakim interesie do Siczy przybywającemu włos z głowy nie spadł, pieniędzy nawet gdyby na środku ulicy położonych, nikt nie ruszył”. Sicz nie tolerowała złodziejstwa, dezercji, unikania spłaty zaciągniętych długów, paserstwa, sodomii, gwałtów i rozboju na własnych ziemiach. Za to wszystko wymierzano srogie, upokarzające kary na oczach całej społeczności. Spektakularność tych kar miała zniechęcić wszystkich potencjalnych rzezimieszków. Ten system pozwalał szybko uporać się z oszustami i wszystkimi, którzy łamali prawo republiki kozackiej. Obowiązywał porządek i respekt dla władzy. Kozacy przez wiele dziesięcioleci byli także przywiązani do polskiego króla i czuli się w obowiązku czcić jego dobre imię, nawet niezależnie od polityki hetmanów.
W Siczy zaporoskiej panował duch solidarności, wiele rzeczy było wspólnych, choćby kuchnia i fajki. Do pilnowania stale płonącego w kurzeniach ognia i gotowania strawy wspólnota kozaków zatrudniała fachowców, których nie tylko wynagradzano hojnie z podatków, ale obdarzano sowitymi napiwkami.
Po likwidacji Siczy 15 czerwca 1775 roku (brało w niej udział dziesięć pułków piechoty i osiem artylerii oraz trzynaście pułków Kozaków dońskich – armia rosyjska wracała właśnie z frontu tureckiego) Katarzyna II ogłosiła manifest: „Sicz Zaporoska została zniszczona z wykluczeniem na przyszłe lata samej nazwy zaporoskich Kozaków (…) na rozkaz nasz przez postępki swoje (…) i okazane przez Kozaków nieposłuszeństwo wobec naszych najwyższych rozkazów”. Ziemie Zaporoża dostały się carskim sługom i dworakom (m.in. Grigorijowi Potiomkinowi, Aleksandrowi Wiazemskiemu, Cyrylowi Rozamowskiemu). Grunty wcielono do guberni noworosyjskiej i azowskiej. „Wprowadzono rosyjską administrację i sądownictwo, zlikwidowano skarb wojskowy, zatarto wszelkie ślady autonomii. Zaporoże stało się częścią składową państwa rosyjskiego. Większość Kozaków zamieniono w chłopstwo, część wcielono do różnych pułków rosyjskich bądź osiedlono na nowych terenach” (Leszek Podhorodecki).
Jednak w tamtą pamiętną czerwcową noc ogromna liczba Kozaków zdołała wydostać się z oblężonego terytorium na bezszelestnych czółnach, zwanych czajkami, i uciekła do Chanatu Krymskiego.
Ciąg dalszy niebawem