Liryka i bijatyka. Jak “didy” szerzyły wolność na Ukrainie
„Ukraina to ponadczasowe poczucie wolności, poczucie posiadania własnego wyboru, własnego zdania i walka o swój wybór. Widać to szczególnie od 24 lutego 2022”, przypomina dr Mateusz Kamionka, badacz przemian społecznych na Ukrainie. Pragnienie wolności, a zarazem tęsknota za autorytetem, za odpowiedzialnym i mężnym przywództwem, za ojcostwem władzy, a nie jej tyranią, to wyrywanie się duszy ludzkiej do tego, czego każdy człowiek – i każdy naród – potrzebuje jak powietrza. A gdy go nie ma niczym nie jest sobie tego braku w stanie zrekompensować.
Na wskroś wiejscy – tacy w oczach wielu Polaków, ale i w ocenie historyków – byli i są Ukraińcy. Ale to nie znaczy, „znikąd”. Polacy, którzy znają Ukrainę od podszewki, bo spędzili tam nie parę tygodni, miesięcy, ale kilka ładnych lat, podkreślają, że naszych sąsiadów, w głębszym, nie tylko socjologicznym sensie, ukształtowała wieś, nie miasto. Cechy mieszkańców wsi można bez trudu rozpoznać wśród dzisiejszych Ukraińców: prostolinijność, operowanie konkretem, poczucie realizmu, zdecydowanie, zaradność, nierzadko także porywczość i dosadność języka. Ukraińcy nie potrafią bawić się słowami, udawać emocji – a może i potrafią, ale nudzi ich to. Życie na wsi nie jest sielanką, kształtuje twarde charaktery. Nie sprzyja infantylizmowi, nie toleruje dwuznaczności, wymusza szybkie uczenie się na błędach. Życie na wsi to nieustanna walka z naturą, z groźnymi żywiołami; walka, która nie jest niczym poetycznym.
Didy – Chorąży wolności
O tym, że źródła kultury tkwią tu właśnie „w prostym ludzie” – a prostota jest tu zaprzeczeniem prostactwa – zaświadcza Taras Szewczenko (1814-1861), narodowy wieszcz Ukrainy. Ten syn chłopów pańszczyźnianych spośród czterdziestu siedmiu lat życia spędził tylko dziewięć na wolności. Wykupili go z rąk „właściciela”, zruszczonego Niemca Wasilija Engelhardta zamożni przyjaciele – którzy dostrzegli w nim zadatki na malarza – za pokaźną sumę 2 500 rubli (równowartość dochodu z loterii, na której sprzedano portret poety Żukowskiego, namalowany przez rosyjskiego malarza Briułłowa, protektora Szewczenki). Wykształcony w petersburgdzkiej Akademii Sztuk Pięknych, dał się poznać przede wszystkim jako piszący po ukraińsku poeta i pisarz upominający się o Ukrainę. To się nie mogło w Rosji podobać. Donosy, szpiegowanie, prześwietlanie jego twórczości, deptanie mu po piętach zaowocowały oskarżeniami o „rewolucję”. Odtąd władze carskie na przemian więziły, zsyłały i uszczęśliwiały go nadzorem policyjnym. Jego liryka – przeniknięta tym, co określa się wzniośle mianem „miłości do ziemi”, ale przede wszystkim wyrażająca współczucie dla rodaków, niezgodą na niewolnictwo, chrześcijańskie uczucia, pragnienie sprawiedliwości i życzliwości między ludźmi różnych warstw – inspirowana była twórczością tzw. didów. Nasłuchał się ich i naoglądał jako mały chłopiec, któremu nakazano w majątku Engelhardta paść bydło.
Ci wędrowni śpiewacy, często niewidomi – lub udający niewidomych – prowadzeni przez dzieci, przygrywający sobie na kobzach, lirach lub bandurach, stali się symbolem wolności w zniewolonej Ukrainie. Pieśni wyłaniały się z połączenia tęsknoty za rodzinnym gniazdem, za bohaterami dawnych dziejów, za niegdysiejszą wolnością, z treściami religijnymi. Były tu proroctwa, przestrogi, wątki biografii świętych, ale i ludowe baśnie i zabawne opowieści. „Platon Kostecki *) pisał: Sam, samiutki starowina… / Bez chatynki, rodu, syna / Lira, kosztur, kawał szmaty. / W skazki za to — przebogaty! Często dzięki nim rozprzestrzeniały się wieści i kształtowały potoczne opinie. Szczególną rolę odgrywali w czasie wojen i kozackich powstań, pełniąc nierzadko funkcje emisariuszy. Otaczano ich powszechnym szacunkiem, przepisując dar jasnowidzenia (…). Żyli z datków, jednak wspieranie ich uważano za pewnego rodzaju powinność, przecież chwalili pieśnią Boga”, zaznacza historyk Roman Marcinek w szkicu o Lirnikach ukraińskich.**)
Żeby istnieć i prosperować na swoich pieśniach, didy musieli wykazywać się nie tylko talentem artystycznym, ale inteligencją, sprytem, znajomością geografii i historii. Byli bystrymi obserwatorami, potrafili błyskawicznie wykorzystać każdą sprzyjającą sytuację. Mieli poczucie humoru, sprawnie organizowali się w cechy i kształcili młodych adeptów „dziadowskiego” rzemiosła. Didów uwznioślała nieraz nasza romantyczna literatura – choćby w legendarnej postaci Wernyhory. Ten urodzony po Korsuniem lirnik zdobył sławę także jako znachor i prorok. Przywoływał jego postać Joachim Lelewel. „W czasie buntów kozackich działał na rzecz ukraińsko-polskiego pojednania. Przez lud ukraiński traktowany jako wieszcz i poeta, w świadomości Polaków utrwalił się głównie jako rzekomy autor przepowiedni przyszłego odrodzenia Rzeczpospolitej w jej dawnych granicach…” (R. Marcinek).
Rozszyfrował didów, jako nie tylko piewców ojczyzny, ale utalentowanych aktorów i wodzirejów, Józef Chełmoński, który w latach artystycznej młodości, wędrował po kresowych bezdrożach udając jednego z nich, opowiadając niestworzone historie, śpiewając i tańcząc na jarmarkach i w karczmach, oraz żebrząc. Gdy znajomi ziemianie z Kresów podpytywali go o tę „dziadowską” przygodę – a ktoś z nich go rozpoznał – zawsze wykręcał się: „To byłem ja? Czyżbym ja to był? Nie może być…” ***). Nie tylko on, ale także inni polscy malarze, jak Teodor Axentowicz, stworzyli całą galerią portretów tych malowniczych postaci.
Rosjanie nie znosili didów, bali się ich, uważali za szpiegów, a za czasów bolszewickich, za nacjonalistów z czarnym podniebieniem, i bez skrupułów ich mordowali. „W 1937 roku zaproszono dwustu lirników na „festiwal”; tam zostali aresztowani i wywiezieni na Syberię. Podobno wyrzucono ślepców z bydlęcych wagonów w zaśnieżony step i pozostawiono na śmierć z zimna i głodu” (R. Mazurek).
Kabaretowo-teatralne zacięcie niektórych dzisiejszych wojowników ukraińskich, którzy potrafią bawić się wojennymi sytuacjami i opowiadać o nich z wisielczym humorem, to z pewnością zasługa genów tych wolnych ludzi, jakimi byli na Ukrainie didy.
Pasterze, siewcy i wojownicy
Przywiązanie do ziemi, typowe dla ludzi wsi, to jedna z ważniejszych, choć nie ujawnianych wprost i nie zawsze werbalizowanych przyczyn dzisiejszego zaciekłego oporu, jaki stawia najeźdźcom wojsko i ludność cywilna Ukrainy. Nie jest ono tylko wyrazem dążenia do zabezpieczenia sobie środków do życia. To coś bardziej subtelnego, dotykającego istoty człowieczeństwa. Józef Łobodowski, znawca Ukrainy i jej kultury, nie miał co do tego wątpliwości: „Sam fakt istnienia społeczeństwa, nie związanego z ziemią, nie posiadającego warstwy pracującej na roli, wydaje mi się wysoce niemoralny”, pisał w 1936 roku. Wielki Głód lat trzydziestych był zapłatą Stalina za kurczowe trzymanie się chłopów ukraińskich własnej ziemi. Bat i groźby nie były w stanie zapędzić ich do kołchozów. Opór ich złamano dopiero głodząc ich, zabierając ziarno na siew. Dziś Ukraina oddaje najeźdźcy to, czego wtedy nie zdołała uczynić.
Pogardliwa wyższość tak zwanych elit rosyjskich – ale i części magnaterii polskiej w XVII i XVIII wieku – wobec Ukraińców to pokłosie faktu, gdy w czasach poddaństwa chłopi ukraińscy byli nie tylko zepchniętą na dno grupą społeczną, ale nie mieli możliwości nawiązywania innego typu relacji z „panami” jak tylko tę: niewolnik i jego właściciel. Polskich chłopów z warstwą wyższą łączyła religia i język, przy wszystkich istniejących różnicach kulturowych dystans nie był więc tak wielki. U Ukraińców zadatków na jakąkolwiek więź z „panami” w zasadzie nie było; „czerń” pozostawała w izolacji. Awans społeczny zapewniała jednak odwaga i talent w służbie wojskowej, gdy trzeba było bronić cywilizacyjnych wysp: miast, kościołów, pałaców magnackich, dworów. Tak ukształtowały się pokolenia ludzi dzielnych, odważnych aż po brawurę, rzutkich, pomysłowych, przedsiębiorczych. Działających niesztampowo, nieprzewidywalnych. Dumni, mężni, odważni są dzisiejsi obrońcy Ukrainy, późne wnuki tamtych wojowników.
Z mieszaniną podziwu, ale i nie skrywanej niechęci pisał o Kozakach Sienkiewicz (nie sposób jednak nie zauważyć, że postać Bohuna w „Ogniem i Mieczem” jest ciekawsza, bardziej złożona niż dość jednowymiarowa postać Skrzetuskiego).
Szewczenko był piewcą dawnej wyidealizowanej Ukrainy epoki hetmańszczyzny. Kozacka wolność, idylla wiejskiego życia pośród natury, ale i niewesołe położenie chłopów ukraińskich inspirowały go jako poetę i nowelistę (mniej znany był jako malarz); w swoich życiowych niepowodzeniach i trudach wspierany mocno przez Polaków, przyjaciół z zesłania. W wierszu Do Polaków pisał:
Kiedyśmy byli Kozakami,
Zanim nasz cichy, zgodny świat
Wzburzyła unia, każdy rad
Bratersko jednał się z Lachami,
Wolnymi pyszniąc się stepami;
W kwitnących sadach – całe dni
Wesołych dziewcząt rój ochoczy,
Matki pieściły swoje oczy
Wolnością synów… Lata szły… (…)
Tę niegdysiejszą zgodę i jedność zmąciły, zdaniem Szewczenki – ale nie tylko jego – dwie okoliczności: pycha wielkich panów – zarówno Polaków jak Rusinów – oraz pewien szczególny brak finezji przy próbie uczynienia z Ukrainy kraju katolickiego.
O tym już niedługo w następnej części tekstu.
_________________________
*) Platon Kostecki (1832-1908) – dziennikarz, poeta i pisarz polsko-ukraiński, związany ze Lwowem. Powstaniec styczniowy, działacz Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Określał siebie słowami gente Ruthenus, natione Polonus; był rzecznikiem porozumienia i zgody między Polakami i Ukraińcami.
**) Roman Marcinek, Lirnicy ukraińscy, Pasaż Wiedzy, Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie, 2013 r.
***) Pisała o tym Pia Górska w swoich Wspomnieniach o Chełmońskim.