Sąd Najwyższy, czyli déjà vu
Cóż to za pomysł – już słyszę jak huczy ten tubalny śmiech – żeby porównywać Jarosława Kaczyńskiego i Joannę d`Arc! Pensjonarski, naiwny, sentymentalny, nonsensowny! Śmieszny! Więcej nawet, komiczny.
Średniowiecze (choć już schyłkowe) i wiek XXI. Czy może istnieć równie absurdalne zestawienie? I ona, Dziewica Orleańska, dziewiętnastoletnia (w chwili, gdy spalono ją na stosie; szesnastoletnia, gdy udała się do króla Francji i zmusiła go, by przyjął koronę; niespełna siedemnastoletnia, gdy na czele armii wyzwalała Orlean). Niepiśmienna wieśniaczka. On zaś, to prawnik, starszy człowiek, polityk, gracz, przywódca partii. Były premier rządu. Wariackie porównanie… I w dodatku, o co walczyła ta dziewczyna? By Francja była wolna, by odzyskała niepodległość. A my niepodległość w Polsce mamy przecież.
A jednak porównanie się narzuca. Wraca. Bo oto i jedna i druga postać historii europejskiej podejmuje walkę, która wielu ich rodakom (bądźmy szczerzy, większości) wydaje się czymś głupim, niedorzecznym, niepotrzebnym, bo są już do sytuacji zniewolenia przyzwyczajeni, umościli się w niej jakoś, przystosowali. I ona i on nie chcą zrezygnować. Oboje wiedzeni instynktem, dla którego trudno znaleźć czysto racjonalne wytłumaczenie. Ona słyszy tajemnicze Głosy (Kościół wiele lat później uroczyście uzna prawdziwość objawień Joanny d`Arc). Rzuca strój pasterki z wioski Domrémy, przywdziewa zbroję, bierze do ręki miecz, rusza w daleką drogę. Piechotą, a potem konno. Zbiera oddanych Francji rycerzy, szlachtę, rzesze prostych żołnierzy, staje na czele armii. On, jako dorosły człowiek wykonuje precyzyjnie obmyślaną operację polityczną. Najpierw ze swoim bratem szkicuje plan. Udoskonala go stopniowo. Przez blisko dwadzieścia lat, krok po kroku, wciela go w życie, skupiając wokół siebie grono oddanych ludzi, wytrawnych polityków, ale i zwykłych, bliskich sprawie niepodległości społeczników.
Co to za walka? Polska ma być suwerenna. Nie tylko na papierze, suwerenna w całym znaczeniu tego słowa. Bez żadnych zastrzeżeń, że to nierealistyczne, nieopłacalne i niebezpieczne. Francja ma być suwerenna. Wolna od uzurpatorskich działań agresywnego sąsiada, którzy organizują w tym społeczeństwie swoje stronnictwo… Dlatego, że tak sobie roją w głowach obie te, urodzone w tak różnych epokach postacie? Nie, powód jest inny. Jaki?
Joanna przed królem Karolem VII (nieuznawanym jeszcze wówczas w Europie ani przez władców politycznych, ani przez Kościół), Joanna wobec rycerskich oddziałów, Joanna w ostrym, butnym, kategorycznym liście do króla Anglii, i podczas procesu sądowego, który zakończył się jej skazaniem, odpowiada wprost: „Francja ma być wolna, dlatego, że tak chce Bóg”.
Jarosław Kaczyński jest powściągliwy. Jednak przy każdej niemal okazji, gdy przemawia do Polaków, słyszymy: „Polska ma być wolna, Polska zasługuje na wolność. Nikt nie ma prawa decydować o niej jak tylko sami Polacy”. Jeśli więc mówi o „zasługach”, to wobec kogo? Europy, historii, przodków…? Tylko tyle?
Joanna, szef armii, każe na chorągwi, którą trzyma w dłoni podczas bitew wyhaftować hasło: „Jezus i Maryja”. Podobne chorągwie sprawiają sobie dowódcy jej oddziałów
Podczas jednego z przemówień wygłoszonych z okazji kolejnego dziesiątego dnia miesiąca, gdy upamiętniano Mszą św. i pochodem z różańcami w rękach śmierć Prezydenta i stu jeden ofiar „katastrofy” smoleńskiej, Jarosław Kaczyński przypomina, że Polski nie da się zrozumieć bez Chrystusa.
Joanna posądzona o herezję, prosi tego, który ją skazał (Pierre Couchona, biskupa, by mogła przyjąć przed śmiercią Komunię św. A on skazał ją za rzekomą herezję; został wykorzystany – a właściwie, wynajęty – do tej haniebnej roli przez wrogów Francji, Anglików. Jednak Komunia św. zostaje Joannie udzielona. Biskup w ten sposób sam przyznaje, że proces, któremu przewodniczył jest sfingowany, a on sam jest krzywoprzysięzcą. *) Komunii św. nie udziela się ekskomunikowanym, a Joannę właśnie ekskomunikowano.
O „herezję” zostaje de facto także oskarżony Jarosław Kaczyński. Przez prymasa Polski, abp Wojciecha Polaka. “Chrześcijaństwo jest częścią naszej tożsamości narodowej, Kościół był i jest głosicielem i dzierżycielem jedynego, powszechnie znanego w Polsce systemu wartości. (…) poza nim (Kościołem), poza może jakimiś bardzo niewielkimi, partykularnie funkcjonującymi systemami, mamy tylko nihilizm”, powiedział Jarosław Kaczyński krótko przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, parafrazując dogmat wiary katolickiej: Extra Ecclesiam, nulla salus – Poza Kościołem nie ma zbawienia („odnowiciele“ naszej wiary dziś się od niego gwałtownie odżegnują). Dlatego Kościół jest tak ważny dla Polaków i polskich patriotów – niezależnie od tego, czy ktoś jest katolikiem, czy jest agnostykiem, lub kimś nie wierzącym, dodał szef Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy arcybiskup Wojciech Polak ostro zaoponował: To wypowiedź, która nie ma nic wspólnego z nauczaniem Kościoła. To może być pogląd, wizja kogoś, kto ją wypowiada. Nie jest to absolutnie stanowisko Kościoła katolickiego.
A tą prawdziwą herezją dla niektórych ludzi polskiego Kościoła jest pogardzanie słowem „kompromis” . Kompromis nie tylko z wrogami naszej wiary, także z wrogami Polski. Gdy walka o wolną Polskę wkracza w fazę kulminacyjną, gdy trzeba stoczyć ostatnią batalię – tym razem z Sądem Najwyższym, opanowanym przez sędziów, którzy formują się w coś na kształt zwartego oddziału komandosów i postanawiają działać wbrew legalnym władzom politycznym, de facto zamierzając od wewnątrz obalić państwo – wkracza do akcji szef Episkopatu (po fiasku działań różnych teatralnych komisji z zagranicy etc.). W piśmie skierowanym (pośrednio) do „uczestników sporu” (zaadresowanym jednak dyplomatycznie do szefa PAN) apeluje o „kompromis”. „Kompromis” oznacza, że wolna Polska nie leży w jego planach. Nie opłaca się. Tak jak wolna Francja z jej bohaterką Joanną d`Arc i prawowitym władcą Karolem VII nie opłacała się biskupowi Beauvais. Wolał trzymać z Anglikami. Miał z tego wymierne korzyści. A jednak Francja odzyskała wolność. Joanna zwyciężyła.
Dziś odpowiednikiem stosu przeznaczonego dla heretyków, na który wysłał Joannę biskup Couchon jest ów „dialog” i „kompromis” („dobry kompromis” rzecz jasna). Ma prowadzić wprost do celu: odebrania Polsce suwerenności. Owszem, będzie ona oficjalnie istniała. Ale jako państwo zależne. Państwo atrapa.
Zwróćmy uwagę na sposób, w jaki szef Episkopatu apeluje o ten kompromis (z lekka strasząc): „Jako Polacy powinniśmy znaleźć taki sposób rozmowy, który ostatecznie prowadzi do dobrego kompromisu i uczyni bezprzedmiotową zewnętrzną ingerencję” – . I w innym miejscu tego dokumentu jeszcze raz jego podkreśla: „Kompromis jest możliwy (…)”. Zakończenie listu jest swoistym wyznaniem wiary szefa Episkopatu Polski: znajdujemy tu zaskakujące stwierdzenie, że Bóg i własne sumienie to właściwie to samo. Abp Gądecki przytacza w tym miejscu słowa Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, które ukazują – jak pisze – nieodzowną perspektywę, w której należy prowadzić tak ważne rozmowy: „pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialność przed Bogiem lub własnym sumieniem”. Bóg lub własne sumienie! Wybierz, co chcesz (w zasadzie wszystko jedno…) Taka jest pointa tego listu. Taka jest jego wymowa.
Trudno o lepsze odsłonięcie intencji arcybiskupa w tej walce o wolną, istniejąca przez tysiąc pięćdziesiąt lat z woli Boga, Polskę. Biskup, który powołuje się na konstytucję (mającą wszak swoje poważne wady, bo uchwalono ją za czasów prezydentury postkomunisty), a zapomina o prawie Bożym, biskup, dla którego „kompromis” z niszczycielami państwa jest czymś nieodzownym, to bez wątpienia zręczny polityk. Podobny w swej zręczności do biskupa Beauvais.
Cóż, tak niedawno ten sam hierarcha apelował o „nawrócenie ekologiczne“ i napominał: „Trzeba więc, abyśmy nie tylko dbali o ekologię środowiska naturalnego, ale również o ekologię naszych serc”. Może właśnie o to tu chodzi? O “ekologię serc” (cokolwiek by to znaczyło, a przyznajmy, że sens tego określenia wymyka się ludzkiemu rozumowi).
I jeszcze jedno zestawienie: Sąd Najwyższy, który w Polsce uzurpuje sobie dziś prawo, by być czymś poza państwem polskim. Fortecą wroga na obszarze kraju. Nie wyrażać najbardziej podstawowych zasad tego państwa, niweczyć jego dążenia, kontestować decyzje władz ustawodawczych. Słowem, być państwem w państwie. I sąd kościelny w Rouen, we Francji (tej jej części, która była jeszcze zajęta przez Anglików) w 1430 i 1431 roku. Sąd, który był władzą sprzymierzoną z wrogami tego państwa, działał w ich imieniu, w ich interesie. I za ich pieniądze.
Joanna d`Arc, która przywróciła Francji wolność, skłaniając prawowitego władcę swego kraju (wydziedziczonego z praw do tronu na rzecz Henryka V angielskiego w 1420 roku, na mocy traktatu w Troyes), by się koronował (w Reims, w 1429 roku), uznając swoje prawo do władzy (sam miał z tym trudności) i wyzwalając zbrojnie kraj spod uzurpacji najeźdźców, schwytana przez sprzymierzonych z Anglikami Burgundczyków, musiała zostać przed zgładzeniem zniesławiona. Tego wymagała logika tej rozgrywki. Zemsta wywarta na niej była aktem politycznym, koniecznym z punktu widzenia Anglików. Ta, która była bohaterką Francuzów, miała być w procesie pokazowym uznana za niebezpieczną wichrzycielkę, za heretyczkę sprzymierzoną z siłami ciemności. „Lilia Francji“, „Dziewica Orleańska“, w kilkadziesiąt lat później uznana przez sąd wyższej instancji za niewinną, a jeszcze później – po procesie kanonicznym – za świętą i Patronkę Francji, musiała być poddana okrutnej kaźni. Spłonąć żywcem na stosie.
Dziś ten “stos” nosi niewinną i przyjazną nazwę: „kompromis“.
Pytanie, jakie się z tego wyłania, brzmi: Czy godzi się, mieniąc się chrześcijaninem wykorzystywać sąd i nadużywać prawa? We Francji czyniono to pod dyktando Anglików, za sprawą przekupionego człowieka Kościoła, dla realizacji projektu likwidacji suwerenności Francji. Tak jak we Francji wtedy, tak i dziś w Polsce próbuje się „zlikwidować“ niezależny od sił ościennych, konkurencyjny dla nich byt państwowy – także niewygodny dla pewnych struktur międzynarodowych – i zniszczyć suwerenne władze Rzeczpospolitej wykorzystując pucz części sędziów Sądu Najwyższego.
Proces Joanny d`Arc i faktyczny „proces“ wytaczany dziś przez niektórych ludzi Kościoła Jarosławowi Kaczyńskiemu ma miejsce w analogicznych, jeśli idzie o skalę kryzysu Kościoła, czasach. W 1430 roku było w Kościele trzech papieży, dziś mamy ich dwóch – choć tylko jeden sprawuje władzę.
Proces we francuskim Rouen i dzisiejsza rozgrywka z Sądem Najwyższym w naszym kraju mają więc wspólny mianownik. Chodzi o istnienie państw. Państwo, tak jak rodzina, to także byt nadprzyrodzony. Polskę oddał w lenno pierwszy nasz polityczny władca, Mieszko I. Jako swoją prawowitą własność oddał ją „św. Piotrowi“, jak wówczas mówiło się o papieżu. Ochrzczony władca Słowian, człowiek odważny, bystry, rozumny, był świadom, że państwo, którym włada powstało z woli Boga i prawo do niego ma tylko Bóg. On zaś rządzić ma w Jego imieniu, tak by to prawo Boga było uznawane i szanowane. Musi go bronić. Tak samo postępują obecne władze Rzeczpospolitej. Tego samego chciała dla swojej ojczyzny Joanna d`Arc.
Niech te analogie wystarczą – choć jest ich daleko więcej. A więc: Joanna d`Arc i Jarosław Kaczyński – a wraz z nim jego „drużyna“. Wraz z nim Premier polskiego rządu i Prezydent Polski, który także nie uznaje kompromisu ze zdrajcami kraju. I wszyscy, którzy ich wspierają, dobrze im życzą i modlą się za nich. Czy to zestawienie nadal śmieszy?
________
Kat Geoffroy Thérage, który 30 maja 1431 r. przywiązywał Joannę do wysokiego słupa w Vieux-Marché w Rouen i podpalał stos powiedział później: „Bardzo się boję, że zostanę potępiony”.
Joanna poprosiła księży Martina Ludvenu i Isabarta de la Pierre, by trzymali przed nią krucyfiks, gdy będzie umierać. Przygodny człowiek z tłumu uczynił z dwóch kawałków drewna mały krzyż, który umieściła na swojej sukni. Wysłuchała wyroku w milczeniu, a potem głośno przebaczyła swoim nieprzyjaciołom. (Jarosław Kaczyński w Bazylice Mariackiej, podczas Mszy pogrzebowej swojego brata, Prezydenta Polski, zbliżył się do Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska. Podał im rękę. Na znak pokoju…) Zebranych poprosiła, by się za nią modlili. I dodała: „Głosy moje od Boga pochodziły i wszystko, co czyniłam, było z rozkazu Bożego”. Umierając w płomieniach, wymawiała imię Jezus.
Prochy Joanny Anglicy kazali wyrzucić do Sekwany, by nikt nie mógł pozyskać jej relikwii. Nie mogli jednak powstrzymać spontanicznego kultu jej osoby. Karygodnie przeprowadzony proces został zrewidowany po zakończeniu wojny stuletniej w 1456 roku. Po wnikliwym śledztwie ogłoszono niewinność Joanny d’Arc, a Pierre Cauchon został potępiony za doprowadzenie do egzekucji w akcie zemsty. (…) procesy pokazowe i wykorzystywanie pozorów praworządności nie są wynalazkiem współczesnym...**)
.______
*) “Biskup Cauchon życzył sobie „wielkiego procesu“, toteż oskarżenie zarzucało Joannie: diaboliczny charakter jej Głosów, bezbożność, rozwiązłe życie, magiczne praktyki, akceptowanie kultu własnej osoby, noszenie męskiego stroju, popełnianie grzechów głównych (przypuszczenie szturmu w dzień świąteczny, próba samobójcza w Beaurevoir, etc. i wreszcie idee heretyckie” (ze wstępu Oliviera Sers do książki Joanna d` Arc. Proces w Rouen; Lektura i komentarz – Jaques Trémolet de Villiers, tłum. Elżbieta Wojkowska).
**) Igor Rosa [za: Histmag.org]