Rozmowa z panią reżyser, albo niebieski tygrys
Z panią reżyser, znaną z feministycznych przekonań i filmów, w których brutalnie rozprawia się z „mitami o kobiecie”, rozmawia miły redaktor z kulturalnego programu radiowego. Mimo tak wielkiej i wyczerpującej sławy (nagrody sypią się bez końca) i natłoku artystycznych zajęć (robi właśnie kolejny film o kobietach), autorka popularnych dzieł znalazła dla słuchaczy chwilę czasu. Co należy w takiej krótkiej rozmowie zaakcentować? Przede wszystkim odwagę. Pani reżyser jest młoda, a taka odważna! Odważne są też jej bohaterki. Co sama myśli o nich? „Podziwiam je”, oświadcza skromnie, „za ich siłę i odwagę”. No tak, ale to brzmi dość ogólnikowo. A tak konkretnie? „Za to, że walczą z rzeczywistością”.
W ten sposób znana autorka filmów ukazujących męskie kobiety, bezwzględnie egzekwujące swoje „prawa” w nieprzyjaznym, prymitywnym, zaplutym, szowinistycznym świecie, dotknęła sedna sprawy. „Walka z rzeczywistością” jest motywem wszystkich dzieł awangardy artystycznej, literackiej, filmowej, plastycznej. Jest nicią przewodnią wszelkich rewolucji. Jest wielkim programem ideologów, którzy próbują porwać masy – zawsze ich wrogiem, podstępnym i zdradliwym, są ci, co aktualnie sprawują władzę i nie przepadają za awangardą. „Obalić rzeczywistość”, to zadanie przyświecające wszystkim wielkim radosnym utopiom, wszystkim nieśmiałym zrazu marzeniom, które przekształcają się stopniowo w potężne, zasilane z hojnych kieszeni operacje propagandowe na skalę globalną.
A przede wszystkim, jest to program wiecznego aktywizmu, niezmordowanego, stale gotowego do nowych poświęceń, do własnoręcznego – jeśli trzeba – przenoszenia gór. Istne perpetuum mobile. I zarobić można przy okazji, i pośmiać się, i pogimnastykować. Dobra lokata energii twórczej. A sama pani (obywatelka) reżyser? Czy jest do swoich bohaterek podobna?, docieka redaktor. Po sekundzie wahania pada niespodziewana odpowiedź: „Ja je podziwiam, imponują mi, ale sama nie jestem taka silna”. Pani reżyser prywatnie kontentuje się życiem zwykłym, konwencjonalnym, banalnie, by nie rzec, żenująco, tradycyjnym, a cały huragan swojej niezgody na rzeczywistość wlewa w swoje filmy. Wybaczamy jej tę słabość patrząc na jej dzieła.
Prawdziwym wyzwaniem twórców tego rodzaju jest, by ich wzorzec idealnie zmienionej rzeczywistości – czy też dążenie do niego – nigdy się nie zużył. By widzowie patrząc na bohaterskie feministki, prężące muskuły jak ze stali, nie zaczęli ziewać. Trzeba im więc stale podrzucać coś nowego.
„Postęp powinien oznaczać ciągłe zmienianie świata w celu dostosowania go do naszej wizji”, pisze Chesterton. „Dziś jednak postęp oznacza ciągłą zmianę owej wizji”. Zwątpienie w sens ideału, jaki pragniemy osiągnąć przychodzi bardzo szybko. Pod ręką trzeba mieć więc następny, by ten zużyty wymienić błyskawicznie na coś świeższego, bardziej orzeźwiającego. By gotowość do „walki z rzeczywistością” nie wygasła za szybko. Wymiana ideałów na świeższe i bardziej atrakcyjne przypomina zmianę kapeluszy lub rękawiczek, jest prostsza niż żmudny trud osiągania celu przez faktyczne przekształcanie tego, co jest.
„Głupie przykłady są zawsze prostsze. Przypuśćmy, że marzeniem jakiegoś człowieka jest konkretny rodzaj świata – na przykład świat niebieski”, wyjaśnia tę kwestię Chesterton. „Człowiek ten nie powinien narzekać na to, że czekające go zadanie jest błahe; mógłby harować do woli nad upragnioną przemianą, pracować jak wariat (dosłownie i w przenośni), aż wszystko byłoby niebieskie. Mógłby dokonywać bohaterskich czynów kładąc ostatnie niebieskie akcenty na sierści tygrysa. Mógłby miewać bajkowe marzenia, śniąc o wschodzie niebieskiego księżyca. Ale gdyby ten reformator-idealista pracował wytrwale, miałby szansę (we własnym mniemaniu) pozostawić świat lepszym i bardziej niebieskim, niż go zastał. Gdyby codziennie przemalowywał na niebiesko jedno źdźbło trawy, jego praca posuwałaby się powoli, ale zdecydowanie naprzód. Gdyby jednak codziennie zmieniał swój ulubiony kolor, nie posunąłby się ani o milimetr. Gdyby po przeczytaniu jakiegoś nowego filozofa zaczął przemalowywać wszystko na żółto lub czerwono, cała praca poszłaby na marne: nie mógłby się pochwalić niczym, poza kilkoma przechadzającymi się na wolności niebieskimi tygrysami…W takim właśnie położeniu znajduje się przeciętny współczesny myśliciel”.
W jak niefortunnej sytuacji znajduje się także owa znana, obsypana nagrodami pani reżyser. Za chwilę znudzona publiczność wzruszy ramionami i zacznie szukać wyjścia, będzie wolała pić herbatę i narzekać niż oglądać kolejny, brutalny wizerunek silnej kobiety, której pogarda dla mężczyzn każe jej wieść życie dzikie i samotne, rzucając coraz bardziej wyrafinowane obelgi w kierunku małej, nędznej męskiej myszy, i zdobywać szczyty bohaterstwa i poświęcenia w aktach wyzwalania sztuki (w towarzystwie innych, podobnych kobiet).
Publiczność zapragnie czegoś bardziej ekscytującego. To coś podrzucane jest właśnie niczym kolorowa kosmata piłeczka (oj, nie sama się ona toczy!) do przedszkoli i szkół w niektórych wielkich miastach. Strajkującym nauczycielom nie to jednak przeszkadza. Los artystów walczących dziś o pełne wyzwolenie kobiet (tych odważnych i silnych, rzecz jasna!) – i zarazem przyzwoite zapełnienie swojego konta – tak jak i los innych medialnych bohaterów dnia, w tym pedagogów walczących o “swoje prawa” kosztem uczniów, jest przesądzony. Za chwilę przestaną być popularni i lubiani i będą musieli zrobić coś naprawdę szokującego, by utrzymać się na fali. By dowieść, że stanowczo “trzeba zmienić rzeczywistość”, która jest z natury zła. Rzeczywistości nie da się jednak zmieniać zrywami. Kto raz wszedł na tę drogę negacji świata, jaki jest, jego początku i końca, jego niesprawiedliwości i nierówności, jego hierarchiczności i ograniczeń, jego przymusów i konieczności, musi dźwigać do końca to gorzkie brzemię. “Zgodnie z większością filozofii Bóg, stwarzając świat, zarazem go zniewolił”, przypomina Chesterton pretensje intelektualistów doby dzisiejszej. “Zgodnie z filozofią chrześcijańską, w akcie stworzenia Bóg wypuścił na świat wolność”. Tej wolności jednak nasi buntownicy i reformatorzy boją się jak diabeł święconej wody i uciekają przed nią w popłochu do swoich utopijnych wymyślonych rajów. Coraz bardziej jednak przypominają one prowincjonalny ogród zoologiczny.
W imię tej wolności, która została nam w naszym istnieniu podarowana “Święty Jerzy mógł walczyć ze smokiem, nawet gdyby ten przerastał wielkie miasta i odwieczne wzgórza. Nawet gdyby był tak wielki jak cały świat, dla dobra świata można go było zabić”. Święty Jerzy mógł grozić smokowi mieczem, dlatego, że poznał podstawową tajemnicę stworzenia wszystkich rzeczy, nie udawał, że nie wie jak to się stało, że istnieje on, że istnieje świat, jest dobro i zło, jedno oddzielone od drugiego. Ale nie czynił czegoś podobnego na pokaz, by wywołać odpowiednie emocje, rozhuśtać nastroje, zebrać oklaski. Odegrać swoją teatralną czy kabaretową rolę i odebrać stosowną – w brzęczącej monecie – nagrodę.
“Wszyscy moi współcześni utopijni przyjaciele”, skarżył się Chesterton, “spoglądają teraz po sobie z powątpiewaniem; ich największą nadzieją jest przecież rozwiązywanie wszelkich więzów”. Rozwiązywanie więzów małżeńskich, więzów rodzice-dzieci, przecinanie więzi mistrz-uczeń, rządzący-rządzony…
Ale w takim razie nawet niebieski tygrys, nawet tygrys w purpurowe gwiazdki nie uchroni nikogo przed nudą. Tylko prawdziwe zobowiązania rodzą prawdziwe przygody.
_________
Cytaty za: G. K. Chesterton, Ortodoksja, tłum. Magda Sobolewska, Gdańsk – Warszawa 1996