Rita, czyli zapłata za wierność
Święta Rita, Włoszka z umbryjskiego miasteczka Cascia, położonego nieopodal słynnej Nursji, jest uważana za patronkę tych, którzy w życiu rodzinnym przeżywają dramaty. Te niczym nie zawinione. Dziś można śmiało uznać ją za najskuteczniejszą opiekunkę z nieba tych, którzy nie dają sobie narzucić modnego wezwania, by trudnego współmałżonka usunąć ze swojego życia w przypływie desperacji, jak zrzuca się śnieg ze schodów i z dachów samochodów, albo zamienić go na lepszy model (jak mówi pewna cyniczna piosenka).
Całe sztaby doradców z cenzusami dwoją się i troją, by wmawiać kobietom przytłoczonym trudami życia małżeńskiego, by czym prędzej pozbyły się problemu. Wyrzucając nieodpowiedniego mężczyznę z domu lub samej się z niego z hukiem wynosząc. Ta plaga rozwiązań pozornych, które godzą w ład ustanowiony przez Boga i w samą strukturę duchową kobiety – nie tylko jej męża – przechodzi dzisiaj bez echa. I to właśnie w instytucjach, które powinny wszcząć alarm w tej sprawie. Przechodzi – jako przejaw zdrowego rozsądku, koniecznej samoobrony kobiet etc. „Niech mają to, na co zasłużyli” – powtarzają w kółko dobre matki, kuzynki, przyjaciółki, czasem nawet kochane córeczki, o nieudanych mężach … (Nawet niekiedy duszpasterze, bezradni wobec epidemii ucieczek kobiet). Ucieczek tak naprawdę od trudów i cierpień, które w naszych czasach, gdy życie bez problemów i hedonizm stały się przedmiotem kultu, jawią się jako coś nienormalnego, coś absolutnie nie do przyjęcia. Horrendum…
Nie płacz. To tylko krzyż,
Przecież tak trzeba.
Nie drżyj. To tylko miłość
Jak rana w przylepce chleba….
ks. Jan Twardowski przypominał na próżno.
Św. Rita, Włoszka (1381 – 1457) też źle trafiła. Tak powiedziałyby dzisiejsze dyplomowane obrończynie kobiet. Piękna jak róża, z bogobojnej rodziny. Uduchowiona. Zakochana po uszy, wyszła – przy pełnej aprobacie pobożnych rodziców – za utytułowanego szlachcica Paola Manciniego. Chłopca jak marzenie, z nieodłączną bronią przy boku. Mąż okazał się zawodowym zabójcą. Mścicielem wykorzystywanym bezwzględnie w kastowych porachunkach przez związek klanów, tzw. gwelfów, rywalizujący w Cascii z ugrupowaniem gibelinów o władzę i wpływy finansowe i polityczne. Rywalizowano nie przebierając w środkach. Spirala nienawiści i zemsty nakręcała się bez końca. Rozpalała fałszywe poczucie dumy, honoru i obowiązku u małych już chłopców z rycerskich rodów, wciągając ich w pasmo niekończących się zbrodni i gwałtów popełnianych często także na niewinnej ludności.
Blisko Rzymu wytworzyła się niemal doskonale pogańska społeczność.
Nie znano tu znaczenia słów: litość, miłosierdzie, przebaczenie. Wadliwe prawo małej republiki, jaką była Cascia, przy pozorach dbania o społeczny ład, w istocie podtrzymywało i chroniło oazę występku.
Po pierwszym szoku, jakim stało się odkrycie przez Ritę prawdy o świeżo poślubionym małżonku nastąpił szalony wewnętrzny bunt wobec niezawinionej przez siebie sytuacji. Pod hasłem, jakie zawsze jest w takich razach wykrzykiwane: “Dlaczego ja?” Ale bunt trwał krótko. Niespełna dwudziestoletnia żona Paola Manciniego, zamiast pogrążania się w głuchej rozpaczy i próby ucieczki z tego piekielnego kręgu, rozpoczęła żmudną walkę o odbudowę chrześcijańskich uczuć w sercu mężczyzny, którego dał jej Bóg.
(Czy dziś, wobec bezspornych faktów, nie powiedziano by raczej, że jest wolna? Jest panienką, jej małżeństwo zostało zawarte nieważnie ? I może go spokojnie rzucić. Przecież ma prawo do szczęścia…)
Rita zrozumiała – choć nie od razu – że odrzucenie męża i wykreowanie siebie na jego ofiarę będzie przejawem pychy. Po latach upokorzeń i psychicznej przemocy, jakiej zaznawała ze strony Paola i jego moralnie zniszczonej rodziny, osiągnęła przemianę człowieka słynącego z okrucieństwa (jak wszyscy utytułowani mężczyźni w Cascii) i jego powrót do wiary. (Niektórzy historyce próbują go dziś wybielać przedstawiając jako człowieka zranionego w dzieciństwie; bezwzględny i arogancki miał stać się za sprawą bolesnych osobistych doświadczeń). Paolo Mancini wkrótce po swoim nawróceniu zginął z ręki mściciela, który nie przyjął do wiadomości jego odstąpienia od udziału w zbrodniach politycznych. Zginął z Bogiem w sercu.
Zostawił Ricie dwóch synów. Ich także dosięgło okrutne prawo klanowe – zgodnie z wyrokiem rodziny Mancinich, musieli pomścić śmierć ojca. „Krew woła o krew” – jak mówiło się w Cascii, która zapomniała już o swoim chrzcie. Koszmarny kołowrót odwetu wydawał się znów obracać, niczym niepowstrzymany. Niczym. Oprócz modlitwy matki. Modlitwy, która wszystko może. Rita ofiarowała synów Bogu. W Cascii wybuchła epidemia. Obaj, mimo starań lekarzy, zostali zabrani z tego świata, nie kalając rąk i serc krwią współmieszkańców.
Cascia, miasto zemsty… Co się z nią stało?
Rita po śmierci męża i synów nie pamiętała o szykanach, jakim poddawano ją w czasach jej małżeństwa. Przy każdej próbie przeciwstawienia się pogańskiemu obyczajowi i dzikiemu prawu narzuconemu przez stronnictwo rodowe Mancinich była brutalnie karcona przez ludzi w jedwabnych pończochach i aksamitnych kapeluszach. Wskutek pokornej postawy młodej wdowy Cascia przetarła jednak oczy zasłonięte krwawą mgłą. Rita całe swoje późniejsze życie poświęciła pojednaniu zwaśnionych rodów w rodzinnym mieście. I Cascia odzyskała wiarę w Chrystusa. Wiarę, która nie istnieje bez przebaczenia win. I bez prośby o przebaczenie, bo nikt nie jest ideałem. Spokój Cascii zbudowany został na odrzuceniu prawa zemsty, na pokoju serc.
Pod koniec życia, jakie po stracie dzieci spędzała w klasztorze augustianek, bohaterka tego dramatu została obdarzona łaską stygmatów. Tylko w roku jej śmierci odnotowano jedenaście wielkich cudów. Cuda towarzyszą tej patronce tonących we łzach żon, matek i dzieci nieprzerwanie, aż do dziś.
Tę opowieść opartą wyłącznie na historycznych faktach dedykuję wszystkim, którzy uważają, że Ukraińcy są i pozostaną naszym wrogiem. (Bo są rzekomo, naszym wrogiem odwiecznym).
Czy na pewno?
Do czego tęsknią Ukraińcy? Ci, którzy przez wiele miesięcy nie opuszczali Majdanu, którzy demonstrowali w innych miastach. Czy nie do tego także, co zostawiliśmy na Kresach? Żeby objąć to wszystko: bazyliki, pałace, gmachy bibliotek, teatrów, szkół… Te wyniosłe ruiny, fragmenty murów pokrytych mchem, baszt, zabytkowych mostów… Te bruki kamienne na dziedzińcach okolonych trzystuletnimi drzewami i marmurowe posągi świętych i rycerzy, te barokowe ołtarze z chmurami aniołów, strzeliste warownie na skalistych wzgórzach… Te aleje w nieistniejących parkach, ogromne widokowe tarasy nad wodami leniwych rzek… Objąć myślą taką oto, że nie postawili tego wszystkiego na ziemi, na której dziś mieszkają, jacyś obcy, jacyś dalecy nieznani – ale swoi. Że całe to niesłychane piękno to także ich, Ukraińców dom. Te przestronne muzea z ogromnymi oknami, galerie malarstwa o mozaikowych posadzkach układanych przez włoskich artystów, ocalone cudem pomniki, nagrobki, cmentarze zapadajace w otchłań zieleni… Zadomowić się w tym duchowym świecie, w tej kulturze, która pozostała pod postacią kamiennych monumentów – bo jest ona tak odmienna. Tak różna od duchoty, ścisku i chaosu nieodległej Azji. Wyraża aspiracje umysłu i serca tak niezwykłe w tej części świata. Kiedyś ogarniały one promieniowaniem wewnętrznej treści prawie całą tę ziemię… To ich marzenie?
Czy tylko to, czy tylko do tego tęsknią? Czy pozostało coś jeszcze, co domaga się wypełnienia, połączenia, zespolenia, zabliźnienia? Oto ręka wyciągnięta, oto uśmiech twarzy bardzo zmęczonej, utrudzonej, uśmiech niepewny, przez łzy.
„Nie miało to już żadnego znaczenia. Nie podałem mu ręki”, pisze pan, który w swoich kolejnych książkach wydawanych obecnie w Polsce opisuje systematycznie, nie szczędząc naturalistycznych obrazów, zbrodnie banderowców w województwie tarnopolskim. „I to nie ja nie podałem mu ręki. I nie ja się od niego oddalałem. Oddalało się od niego coś znacznie głębszego i ważniejszego niż ja, pyłek w obliczu wszechświata. Oddalało się od niego coś ogromnego i potężnego, coś, co płakało i wyło we mnie, co szlochało i łkało z zaświatów. Wielki ból, jęk i cierpienie odwracało się od niego i szło przed siebie. I żal, straszny, porażający żal”. (St. Srokowski, „Żal. Opowiadania kresowe”)
…bo są wrogiem odwiecznym? Bo są innymi ludźmi, nieludzkimi?
Uważajmy z takimi przemądrzałymi teoriami. To nie my wybieraliśmy ich sobie na sąsiadów. Wybrał ich Bóg. Bywali trudnym sąsiadem, płacili za dobro złem. Nie wszyscy jednak, nawet nie większość. Dawali się prowadzić jak po sznurku – jak dzieci – sprytniejszym od siebie. Niektórzy z nich uwierzyli, że zagraża im nie kto inny jak Lachy. Tak było. Trzy pokolenia wstecz. Ale to przy ich pomocy Bóg apeluje dziś do naszych serc. Takiego wybrał sobie Pan Bóg pomocnika.
Dokąd serca pozostaną zamknięte, nie będzie prawdziwego pokoju. Nie będzie chrześcijańskiego sąsiedztwa. Będzie kompromis, rozejm, układ, zawieszenie broni. I obcość. Chłód, obojętność. Brak przebaczenia. Nie patrzenie sobie w oczy. Czy o to Panu Bogu chodzi?
Prawda, prawda! – rzekł na to Gerwazy
wzruszony. –
Dziwneć to były losy tej naszej Korony
I naszej Litwy! Wszak to jak małżonków
dwoje:
Bóg złączył, a czart dzieli; Bóg swoje, czart
Swoje!
(„Pan Tadeusz”, Księga Jedenasta „Rok 1812”)
Litwa, Ukraina, Białoruś i Korona. Te same dramaty, te same zdradzieckie pułapki, rozdziały, podchody i tęsknoty. Te same nadzieje i padanie sobie w ramiona po straszliwym rozdarciu.
…Gdyby nieboszczyk pan mój Stolnik dożył
chwili!
O Jacku! Jacku! – Lecz cóż będziemy kwilili?
Skoro dziś znowu Litwa łączy się z Koroną.
Toć tem samem już wszystko zgodzono, zgładzono…
Historia Rity i wielu podobnie cierpiących, a przy tym mężnych i nie załamujących się kobiet – bo prowadziła je wiara, prowadziło chrześcijaństwo, prawdziwa nadzieja – przypomina historię Rzeczpospolitej.
…Ta plaga rozwiązań pozornych, które godzą w duchowy ład ustanowiony przez Boga i w samą strukturę duchową kobiety (nie tylko jej męża) – i katolickiego państwa, dodajmy, które od ponad tysiąca lat jest lennem papieża – przechodzi dzisiaj bez echa w instytucjach, które powinny wszcząć alarm w tej sprawie. Przechodzi – jako przejaw “zdrowego rozsądku”, “koniecznej samoobrony kobiet” etc. „Mają to, na co zasłużyli” – powtarzają wciąż dobre matki, kuzynki, przyjaciółki o nieudanych mężach….
Zamiast kobieta, powiedzmy – Polska.
Słowo mąż zamieńmy na – dziwne zapewne w tym kontekście dla niektórych, ale jednak pasujące jak ulał – Ukraina…
Historia św. Rity jest jednym z rozdziałow książki “Patrząc na kobiety” Ewy Polak-Pałkiewicz