Powstanie, czyli obrona cywilizacji

Posted on 3 sierpnia 2015 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

Przyznanie przez aliantów powstańcom warszawskim praw kombatanckich było równoznaczne z uznaniem Armii Krajowej za oficjalne wojsko polskie. Część Polskich Sił Zbrojnych. Zachód Europy zatwierdził w tej sposób niejako oficjalnie prawo Polski do suwerenności.

Nastąpiło to 30 sierpnia 1944 roku. Wzięci do niewoli żołnierze Powstania Warszawskiego mieli odtąd być traktowani przez Niemców jak jeńcy wojenni i korzystać z należnej im ochrony. Było z tym różnie, strona okupacyjna łamała to prawo. Jednak począwszy od tego dnia prawo międzynarodowe gwarantowało, że Polacy walczący o Warszawę występują w obronie cywilizacji chrześcijańskiej.

 

Warszawa, sierpień 1944, Walka o Pastę

Warszawa, sierpień 1944, Walka o Pastę

 

Był to szczególnego rodzaju moment zwrotny w historii ostatniej wojny, często niezauważany i chyba nigdy nie doceniony wystarczająco. To było zwycięstwo Polski. Nie w sensie militarnym, a etycznym. Powstańcy wymusili niejako swoja postawą tę decyzję na aliantach. I choć nie miało to takich bezpośrednich konsekwencji – oczekiwanych przez bohaterskich rycerzy Warszawy i wszystkich, którzy ich wspierali – jakie mieć powinno, zdarzało się bowiem zbyt często, że Niemcy nadal mordowali wziętych do niewoli żołnierzy AK, ale jednak stawiało ich w konflikcie z normami, jakie musiało przyjąć ich państwo, które podpisało konwencje genewską. Czynili to zatem mając świadomość popełniania przestępstwa. Prawo międzynarodowe nie chroni przecież „bandytów”, jak Niemcy nazywali Powstańców, lecz żołnierzy regularnej armii walczących w obronie ojczyzny.

„Wolny świat”, chcąc nie chcąc – nie bez oporów i zbyt długich kalkulacji – przyznawał jednak w ten sposób, że na terytorium Polski toczy się wojna cywilizacyjna.

Dlaczego widoczni na historycznych fotografiach i filmowych kronikach młodzi powstańcy mają tak roziskrzone radością oczy? Dlaczego ich twarze są tak rozpromienione, dlaczego śmieją się do siebie, jakby toczyli nie krwawy bój, ale brali udział w jakiejś fenomenalnej przygodzie, albo prowadzili wspaniałą zwycięską paradę, kampanię, której skutek jest z miejsca przesądzony… Przesądzony już w chwili, gdy zdecydowali się stanąć w szeregach polskiej powstańczej armii i przysięgać na Chrystusa, na krzyż.

Dlaczego… To pytanie warto stawiać. Czy rzeczywiście tylko dlatego, że wiara w możliwość militarnego zwycięstwa była – pomimo ogromnej przewagi sił niemieckich – dość powszechna, liczono bowiem także – racjonalnie i logicznie – na pomoc aliantów? Czy nie było raczej tak, że oni  już przystępując do nierównej walki, podejmując decyzję, że idą, właśnie zwyciężyli wroga? Zwyciężyli wolnym duchem. To nie przenośnia literacka – oni udowodnili, że należą do cywilizacji chrześcijańskiej. Nie dają przyzwoilenia komukolwiek na manipulowanie sobą, na traktowanie siebie jako rzecz. Są panami samych siebie. Nie są niewolnikami, lecz ludźmi wolnymi. Mają przy tym oparcie w suwerennych polskich władzach. Państwo polskie, choć w Podziemiu – istnieje.

 

Sanitariuszki i pielęgniarki jednego z batalionów Powstania Warszawskiego

Sanitariuszki i pielęgniarki jednego z batalionów Powstania Warszawskiego

 

Polskie Państwo Podziemne zadecydowało, że Polska żyje i będzie żyć. Nawet, gdyby to miało kosztować śmierć wielu jego obrońców. Ale żołnierze ci wiedzą, że uczestniczą w rozgrywce cywilizacyjnej. Walczą nie tylko o miasto, które kochają, o jego życie i wolność. Nie tylko o swoich bliskich i o Polskę, by wreszcie pozbyła się barbarzyńców. Walczą o prawdę o Bogu, Stwórcy człowieka.

Są obrońcami „królestwa bez kresu”, cywilizacji łacińskiej, christianitas. Dlatego są tak szczęśliwi.

Powstanie, czyli obrona ładu

Z perspektywy siedemdziesięciu lat, które nastąpiły później i przyniosły kolejną falę – nie militarnej już, ale politycznej, ideologicznej i kulturowej – inwazji barbarzyństwa, tym razem wschodniego, i rozniosły „czerwoną zarazę”, której tak lękało się i tak nienawidziło pokolenie Józefa Andrzeja Szczepańskiego, bohatera batalionu „Parasol” i autora wiersza o tym tytule, z całą pewnością można stwierdzić, że Powstanie Warszawskie było wyrazem żywotności cywilizacji łacińskiej.

Było przejawem uznania przez wszystkie ówczesne pokolenia Polaków – poczynając od dzieci prawie – prymatu ducha nad materią. Tu liczyły się przede wszystkim intencje. To nie brak rozsądku i „romantyzm”, jak twierdzą dzisiejsi ideologiczni krytycy Powstania. Bowiem to właśnie postępowanie zgodne z wewnętrznym wyborem, opartym o rozeznanie rozumu i wolną wolę, postępowanie zgodne z wielkoduszną, nie egoistyczną intencją wyróżnia cywilizację łacińską.

„Etyka dotyczy nie tylko samego dokonanego czynu, ale przede wszystkim dotyczy intencji, z jaką ten czyn wykonujemy. Tej subtelności nie ma nigdzie poza zachodnim chrześcijaństwem. Katolicyzm jest więc religią intelektu oraz intencji, to są jego dwa istotne elementy” (prof. Feliks Koneczny).

Prawo międzynarodowe, ustanowione na fundamentach prawa rzymskiego i na chrześcijańskim systemie etycznym, obejmując powstańców warszawskich opieką niejako udowodniło, że słowo „Zachód” nie jest puste, posiada treść chrześcijańską (co dziś tak często jest podważane i negowane). Późniejszy rozwój wypadków historycznych udowodnił z kolei, że powstańcy warszawscy – podobnie jak żołnierze polscy w 1920 r. – uratowali Zachód Europy (w pierwszej kolejności zachodnie Niemcy!) przed okupacją sowiecką – która to teza wciąż z pewnym trudem i oporami przedostaje się do świadomości ludzi Zachodu – i być może w rezultacie obronili jego tożsamość. Zachód bowiem nie doceniał tego wroga własnej cywilizacji, brał chętnie pozory za rzeczywistość. Potiomkinowskie wioski uwodziły go i nęciły.

Czekać, aż urośnie trawa…

Co stanie się ze światem, jaki znamy, jeśli zniknie chrześcijaństwo? Jeśli zabraknie obrońców cywilizacji, którą stworzyło? Wtedy też zniknie cała nasza kultura.

T.S. Eliot przestrzegał: „Wtedy trzeba będzie w pocie czoła rozpocząć od nowa, bo nie można przywdziać nowej, gotowej kultury. Trzeba najpierw poczekać żeby urosła trawa, która nakarmi owce, które następnie dadzą wełnę, z której powstanie nowy płaszcz. Trzeba przejść przez wiele stuleci barbarzyństwa. Ani my, ani nasze pra-pra-pra-pra-prawnuki nie dożyją czasu, w którym moglibyśmy oglądać nową kulturę, a gdyby to się udało, żaden z nas nie byłby w niej szczęśliwy”. Będzie wtedy stale dręczyć nas pamięć utraconej przeszłości. Bo cywilizacja, która wyrasta z kultury, jaką współtworzy jedyna prawdziwa religia, jest tym czego człowiek już nie będzie mógł zapomnieć. 

 

Warszawa, sierpień 1944

Warszawa, sierpień 1944

ztery wielkie kliny 

Jak precyzował dalej prof. Feliks Koneczny, z właściwą sobie jasnością stylu: „Na czym polega odrębność etyki katolickiej w porównaniu z wszystkimi innymi cywilizacjami? Zbierając i badając krytycznie fakty z historii społeczeństw, jak też i z dziejów samego Kościoła (…) nabrałem przekonania, że kwestia ta da się ująć krótko, jasno i ściśle. W stosunku do życia zbiorowego etyka katolicka niesie ze sobą cztery postulaty, zawsze te same i niezmienne od początków do dnia dzisiejszego jednakowe dla wszystkich rodzajów i szczebli cywilizacji.

Są to jakby cztery kliny, które wbijają się w każdą cywilizację: małżeństwo monogamiczne i dożywotnie, dążenie do zniesienia niewolnictwa, zniesienie zemsty i przekazanie jej sądownictwu publicznemu, niezależność Kościoła od władzy państwowej”.

Barbarzyńcy, z którymi zmierzyli się, nie patrząc na dysproporcję sił, powstańcy warszawscy, to ci, którzy przyszli do Polski z zamiarem uczynienia z Polaków kasty podludzi, niewolników niemieckich „panów” – o czym z tak upragnioną bezkompromisowością przypomniał w swojej wielkiej homilii wygłoszonej 1 sierpnia w katedrze łódzkiej abp Marek Jędraszewski *). Barbarzyńcy niemieccy oraz ci, którzy w sierpniu 1944 roku stanęli za Wisłą, przyglądając się beznamiętnie i bezczynnie jak Polacy, polscy panowie, których pragnęli ze wszystkich sił widzieć jako niewolników swojej chorej ideologii marksistowsko-leninowskiej, toczą z naszą cywilizacją śmiertelny bój.

Cywilizacja, jaką reprezentowało polskie społeczeństwo była obca i znienawidzona przez obydwu napastników z 1939 roku, którzy w roku 1944 pozornie tylko znajdowali się po przeciwnych stronach.

Obraz Warszawy z sierpnia i września 1944 powinien pozostać w historii świata jako obraz bohaterstwa Polaków, wiernych najszczytniejszym ideałom religijnym i cywilizacyjnym, i zarazem wyrazista przestroga przed światem antycywilizacji, światem Azji i nieschrystianizowanej Germanii oraz Prus, neopogaństwa i barbarzyństwa.

I choć jedno barbarzyństwo było nienagannie umundurowane, ogolone i schludne, drugie kudłate i w łachmanach, żadnej istotnej różnicy między nimi nie było. Polacy, postrzegani przez pyszałków pokroju von Stauffenberga, jako istoty „gorsze”, głupsze i mniej rozwinięte, rozumieli bardzo dobrze to, czego nie był w stanie pojąć niemiecki arystokrata i nigdy nie dali się wciągnąć we „wspólną walkę” z Niemcami Hitlera przeciw ZSSR (co stało się wątpliwą chlubą niedobitków Action Francaise i pokrewnych formacji umysłowych).

Duchowe powinowactwo dwóch potęg barbarzyńskich oddają bardzo klarownie ponure symbole obydwu walczących z Polską w 1939 i w 1944 – de facto obydwu, gdy przypomni się realia “wyzwalania” Polski przez Armię Czerwoną – mocarstw: swastyka, czarny krzyż z połamanymi ramionami oraz sierp i młot.

Aż do lat 60. XX wieku w świecie zachodnim – zaś w Polsce do 1945 roku – było czymś niewyobrażalnym, żeby polski urzędnik państwowy kłamał, żeby dyplomata został przyłapany na szkodzeniu krajowi. Dziś, za naszymi plecami, zgodnie z pryncypiami cywilizacji azjatyckiej, zmieniono reguły. Obowiązuje „stan nieważkości”. Wszelkie deklaracje płynące z ust przedstawicieli najwyższych władz utraciły ciężar gatunkowy. Nie mają znaczenia ani w ich własnych oczach ani w oczach opinii publicznej. W każdej chwili mogą być odwołane, uznane za przypadkową pomyłkę, żart, przejęzyczenie bądź „narrację”. Ci, którzy żonglują słowami wypowiadanymi publicznie nie boją się tego, czego bano się zawsze u nas w Polsce, aż do czasów komunistycznych. Plamy na honorze. Narażenia się na konflikt z sumieniem, na konflikt z prawem. Konflikt z cywilizacją, do której Polska należy i której zmuszona była tyle razy bronić, płacąc własną krwią. Istniały przecież nie tylko publiczne sądy które natychmiast wyciągały odpowiednie paragrafy. Istniał werdykt opinii społecznej, zgodność powszechnych ocen z chrześcijańskimi normami etycznymi. Istniała sprawiedliwość, której zasad nie trzeba było nikomu tłumaczyć, bo były czymś oczywistym. Istniała realna groźba infamii w wyniku sprzeniewierzenia się funkcji publicznej, zdrady stanu, zdrady kraju. Istniało niebezpieczeństwo, że rodacy nie zapomną. Nasi politycy, wysocy urzędnicy, dyplomaci troszczyli się nade wszystko, by słów nie rzucać na wiatr, nie kręcić, nie kłamać, nie działać na szkodę kraju… Bo byli z dobrych domów, gdzie uczono Dekalogu, katechizmu i zasad honoru. W domach tych wchłaniali polską kulturę – po prostu żyjąc i dorastając w nich – uczyli się myśleć, reagować, marzyć na sposób właściwy mieszkańcom naszej cywilizacji, uczyli się niezmiennych zasad wpisanych w polską historię.

 

Warszawa - sierpień 1944: sanitariuszki batalionu "Kiliński"

Warszawa – sierpień 1944: sanitariuszki batalionu “Kiliński”

 

Polski prezydent, Bronisław Komorowski, który oficjalnie chwali von Stauffenberga w Berlinie, pieczętując to jeszcze swoim poparciem dla ustawy o In vitro, tak silnie nasączonej myśleniem nihilistycznym, prowadzacej do mentalności eugenicznej, naraża się na słuszny zarzut, że dał się wciągnąć na służbę antycywilizacji.**)

„Teza o zasadniczej wyższości sfery duchowej nad materialną powstała w szkole mnichów w Cluny. Jest to szczyt cywilizacji chrześcijańskiej, bodaj najgenialniejsza myśl, na jaką zdobył się człowiek. Te cztery postulaty wywierają olbrzymi wpływ na kwestię cywilizacji…” (prof. F. Koneczny).

W chwilą, gdy powstańcy Warszawy chwycili za broń, stali się obrońcami zachodniej cywilizacji i wprowadzili natychmiast – nie dla wszystkich dostrzegalny – ład w miejsce zamętu stworzonego przez barbarzyńców z Zachodu i Wschodu.

Dziś o ten ład upominają się kolejne miliony rodaków. Powszechność tego głosu przypomina powszechność udziału i poparcia Polaków dla powstania warszawskiego. Oby i tym razem Zachód – nawet niechętnie i bez przekonania – nie zignorował jednak tego poparcia i w porę dostrzegł w nim tratwę ratunkową rzuconą cywilizacji zachodniej, która ucieka mu spod nóg, niby ginąca w oczach pod wpływem podmuchów ciepłego powietrza kra.

Obydwie armie, ta uzbrojona po zęby, świetnie wyposażona i zorganizowana z iście naukową precyzją, przewidująca, pewna siebie i butna – i ta, która stała jak głodny wilk u progu miasta, obdarta, w łachmanach, wyposażona w broń przez obcych, umiejąca kraść, palić i gwałcić jak nikt w świecie – były w sierpniu 1944 roku ponure i czarne od zgryzoty. Obydwie zostały złamane duchowo przez garstkę „szaleńców” z białoczerwonymi opaskami na ramionach. Tylko w ich oczach palił się ten żar prawdziwych zwycięzców, tylko oni przystępowali do walki ze śpiewem i z lekkością w sercu. Podczas, gdy w tamtych sercach kładł się stupudowy ciężar kamienia nienawiści i żądzy niszczenia, dewastowania, rujnowania, bo pragnęli unicestwienia Polski, oni, powstańcy walczący w ruinach Warszawy – budowali wielkie dzieło wolnego ducha. Piętro po piętrze, gzyms po gzymsie, łuk po łuku wznosili wspaniały gmach odnowionej cywilizacji łacińskiej.

Dziś, w sierpniu 2015, u progu nowej prezydentury, zachwyca nas ponownie całe jego piękno, strzelistość, proporcje, czar, wdzięk i celowość.


*) http://www.niedziela.pl/artykul/17208/Dzis-ide-walczyc-%E2%80%93-Mamo

**) B. Komorowski nie był pierwszym, który wychwalał Stauffenberga. Znany propagandysta PRL pisał: Ludzie pokroju Stauffenberga niekoniecznie działali z polskimi interesami, ale z punktu widzenia ich własnego systemu wartości byli szlachetni i sprawiedliwi. To wystarczy, aby ich po prostu szanować. (Andrzej Szczypiorski, „Gazeta Wyborcza”, 1. X. 1992, za: Jerzy Szynkowski, Wilczy Szaniec ); cyt. za Wikipedia.

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.