Poślij nam tylu, ilu potrzeba

Posted on 12 lutego 2015 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Rycerze Wielkiej Sprawy
„Nie lękam się niczego – mawiała Joanna d`Arc podczas swojej misji wyzwalania Francji spod panowania Anglików – z wyjątkiem zdrady”.
Te słowa warto przypomnieć dzisiaj, u początków kampanii wyborczej kandydata PiS na prezydenta Polski.
Siedemnastolatka, która stanęła na czele francuskiego rycerstwa – nie dlatego, że czuła się kimś wielkim i mocnym, ale dlatego, że tak chciał Bóg. Był rok 1429. Jako wódz stoczyła najbardziej zacięte i krwawe bitwy wyzwalając kolejne miasta – począwszy od Orleanu, twierdzy broniącej się resztką sił – a następnie przekonała rozchwianego psychicznie delfina (prawowitego następcę tronu), człowieka złamanego i zalęknionego, że powinien się koronować w katedrze w Reims i objąć władzę nad królestwem. Królestwem rozłożonym duchowo i moralnie w ciągu dziesiątek lat okupacji, pogrążonym w marazmie i beznadziei. Królestwem, którego mieszkańcy utracili  wiarę w zwycięstwo nad wrogiem, gdzie mówiono z rezygnacją: wszystko przepadło, jesteśmy sprzedani. “Teraz tylko Bóg może uratować Francję”.

A ona, ta dziewczyna od krów i owiec, nałożyła zbroję kupioną za sto franków, przedarła się przez tereny okupowane do Chinon, gdzie przebywał delfin i cały dwór, i zyskawszy jego zgodę stała się prawdziwym wodzem armii. Była nie tylko symbolem oporu, wspaniałą postacią z rozwianymi włosami na białym koniu ze szpadą w dłoni i ze sztandarem, na którym widniał wizerunek Chrystusa – Sędziego i dwa słowa: “Jezus” i “Maryja”. Ta dziewczyna niezwykłej urody, prosta, łagodna i nieśmiała, stając na czele armii okazała męstwo i hart ducha, jaki wprawiał w zdumienie wszystkich wojowników, łącznie z Anglikami, którzy objawiali wobec niej zabobonny lęk (podobne uczucie żywił wobec Piłsudskiego Stalin). Zyskała posłuch żołnierzy w bardzo krótkim czasie. “Decydowała o strategiach, kierowała atakami, trwała na stanowisku, kiedy inni mieli ochotę uciekać, irytowała się, gdy ktoś nie spełniał jej rozkazów”, pisał jej biograf.  A zarazem z całą bezwzględnością dowódcy nie godziła się, by łamane były prawa rycerskie – łamane tak powszechnie podczas wojny stuletniej, że “samo wojowanie kojarzyło się głównie z okrucieństwem uzbrojonych band”. Teraz odkładano broń w dni świąteczne, obowiązywał zakaz rabunków i gwałtów na cywilach, poskramiano język nawykły do najgorszych przekleństw. Żołnierze powrócili do modlitwy, zaczęli dbać o czystość ciała i obyczajów, przepędzono armię ciągnących za nimi kobiet.

Joanna szła od zwycięstwa do zwycięstwa.

 

 Jeanne d`Arc

Jeanne d`Arc

Wtedy, gdy Europa zachwycała się jej triumfami,  najsławniejsi pisarze i poeci dedykowali jej swoje utwory i nazywali blaskiem lilii, chwałą wszystkich chrześcijan, włoska księżniczka Bona Visconti prosiła, by pomogła odzyskać jej księstwo, Joanna nie popadała bynajmniej w euforię. Mówiła: „Przetrwam rok, albo trochę więcej”.

Zdrajcy nie spali. „Intrygi dworzan zaczęły się już podczas obiadu wydanego z okazji koronacji [Karola VII]: wymyślano spiski, układano przymierza…”, przypomina jej biograf, o. Antonio Sicari. Król pertraktował już potajemnie z Burgundami – wewnętrzną opozycją, pragnącą uniezależnienia się od Francuzów, sojusznikami Anglików. I mimo, że Anglicy, po triumfalnym pochodzie Joanny przez kraj, raz na zawsze odstąpili od zamiaru wchłonięcia Francji, a historia tego kraju nigdy już nie przebiegała tak jakby sobie tego życzyli, rozpoczął się długi okres wewnętrznych niepokojów. Joannę opuszczono i pozbawiono wpływu na przebieg dalszych wydarzeń. Została zdradzona.

„Radość większa niż gdyby schwytano pięciuset wojowników”

Ta historia może być pouczająca dziś, gdy Polacy ze zdumieniem odnotowali, że w dniu uroczystego rozpoczęcia kampanii wyborczej przez kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Rzeczpospolitej, Andrzeja Dudy, przyjętego bardzo dobrze przez opinię patriotyczną, ale także i tę daleką od sympatii wobec PiS, posypały się gromy na głowę szefa tej partii, Jarosława Kaczyńskiego. „Za stary…, popełnia błędy taktyczne…, powinien ustąpić miejsca bardziej rzutkim”. Zarzuty sformułowano po stronie niepodległościowej. Tej przyjaznej, solidarnej.

„Podczas obrony Compiègne, kiedy na czele swoich najwierniejszych żołnierzy [Joanna] walczy, aby pozostałym umożliwić wycofanie się do miasta, dowodzący obroną wydaje rozkaz podniesienia zwodzonego mostu i odcięcia jej drogi powrotnej”. Kroniki odnotowały, że Joannę pochwycono z satysfakcją większą niż gdyby schwytano pięciuset innych wojowników. “Jeden z burgundzkich żołnierzy opowiadał, że dowódca, który otrzymał szpadę Joanny, rzuconą na ziemię w geście poddania się, był szczęśliwszy niż gdyby pojmał króla”. Rozpoczęła się epopeja więzienna Joanny d`Arc.

Na koniec sprzedano ją Anglikom za dziesięć tysięcy franków.

Zniesławić zanim się zabije

„Wolałabym raczej zginąć niż dostać się w ręce Anglików” – mawiała wcześniej. Pomysł Anglików był prosty: miała umrzeć, ale nie od razu. Wcześniej musiała zostać zniesławiona. „Tylko wtedy Anglicy będą mogli ponownie wyciągnąć ręce przeciw Francji, gdy udowodnią, że Joanna nie była posłana od Boga”. Jej dokonania i wszystko co mówiła o swojej misji potwierdzały wiarygodność, jaką zyskał świeżo koronowany i konsekrowany król Francji. Skompromitowanie Joanny stało się więc dla Anglików “historyczną koniecznością”. Uczynili wszystko, by to przede wszystkim jej rodacy uznali ją za winną. Intryga była iście szatańska. “Ostatecznie dostała się w ręce biskupa Beauvais, który pod nadzorem Anglików miał ją osądzić jako podejrzaną o herezję”.

W Polsce, prawie sześćset lat później ma miejsce rozłożony na lata proces podobny do tego, jaki toczył się we Francji przeciwko bohaterskiej dziewczynie. (A  głębszym, prawdziwym celem oskarżenia i skazania Joanny d`Arc było przekonanie opinii europejskiej, przede wszystkim ludzi Kościoła, że nie było interwencji Bożej, Joanna nie była posłana, król odzyskał koronę przez przypadek). Proces toczący się w Polsce, podobnie jak ten we Francji w 1430 roku, oparty jest o najbardziej wymyślne kłamstwa, insynuacje i zniesławienia. Proces ten toczy się od tak dawna, że niektórzy już go nie dostrzegają. Przyzwyczailiśmy się, nie razi nas. Jest stałym elementem propagandowej tonacji większości mediów. Jest przedmiotem kabaretowych dowcipów. Wielu z nas nie jest też w stanie zrozumieć jego głębszego celu. A celem tym jest ugruntowanie przekonania, że Polska nie zasługuje na inny los. Nie zasługuje, bo moralnie gnije. Głównym – nie jedynym – bohaterem tego procesu jest Jarosław Kaczyński.

Co łączy tych dwoje ludzi, żyjących w tak odległych czasach? Świadomość z kim i o co prowadzona jest walka. Świadomość konieczności walki. Głębokie rozumienie roli własnego państwa w Europie. Uświadomienie sobie powagi swojej misji.

To łączy Joannę d`Arc, roześmianą pasterkę z wioski Domrémy – zanim przywdziała ciężką zbroję i stała się przywódcą rycerstwa Francji – i przywódcę wolnych Polaków, byłego premiera rządu Rzeczpospolitej.

 

Joanna d`Arc rozpoczyna swoją misję wyzwalania Francji - fresk w katedrze w Domremy

Joanna d`Arc rozpoczyna swoją misję wyzwalania Francji – fresk w katedrze w Domremy

Łączy ich świadomość, czym jest przeszłość własnej Ojczyzny i czym powinna być jej przyszłość. Świadomość wyraźna, ostra, boląca – z uwagi na całą historię i tradycję własnego państwa, w której widzi się jasno obecność Boga. Chrześcijaństwo to wkroczenie Boga w historię. „Niedouczeni widzą w nim tylko otoczkę cywilizacji”, przypominał francuski benedyktyn, dom Gérard Calvet. „Zapominają, że to właśnie kora przewodzi soki”. Prawdziwi rycerze mogą być tylko rycerzami chrześcijańskimi albo nikim. Tę świadomość właśnie określa się pojęciem racji stanu. Dlatego, że tak dobrze rozumiał polską rację stanu, jeden polski król wyruszył na Moskwę, drugi pojechał pod Wiedeń. A inny Polak, Józef Piłsudski stoczył zwycięską Bitwę Warszawską.

O wartości racji stanu katolickiego państwa, o jej wadze świadczy to, że tyle razy Rosja usiłowała Polskę zniszczyć. A Anglia nieustannie ponawiała próby zniszczenia Francji.

Rację stanu w historii Polski – tak jak i Francji – najlepiej wyrażały i najmężniej broniły jej elity. Państwo pozbawione elit nie może ani sformułować jasno, ani obronić swojej racji stanu. Takie państwo nie wie, po co jest i skąd się wzięło. Przykładem mogą być Czechy. Czechy, których całą szlachtę wymordowali Austriacy podczas bitwy na Białej Górze – oraz zaraz po jej przegraniu, podczas rozpętanego terroru – w 1620 roku. W rezultacie zniknął nawet na parę stuleci język czeski, który przerwał jednie jako język niewykształconych chłopów. Czesi nie mają elit, nie mogą więc wiedzieć, kim są.

Dramatem Polski jest dziś to, że ci, którzy powinni szczególnie dbać o elity, patronować im, chronić je, a więc duchowieństwo, hierarchia Kościoła, w większości okazuje obojętność wobec polskiej racji stanu. Albo nawet przejmuje obcy polskiej kulturze i mentalności styl i język – pseudopolityczny – i mówi: “tak naprawdę wszyscy są siebie warci, nie można liczyć na żadną partię”, albo gwałtownie broni „interesu narodowego”, „skuteczności” , “tolerancji”, “poszanowania różnic” i konieczności „dialogowania”. Z kim i w imię czego?

Słusznie dom Gérard Calvet, zakonnik wierny Mszy Wszechczasów, wytykał tak nastawionemu duchowieństwu liberalizm. Mówił o tych ludziach, że choć są w pełni władz umysłowych, ze strachu lub lenistwa rezygnują z walki. „Liberał jest więc synonimem tchórza – pisał w jednej ze swych książek ponad dwadzieścia lat temu, odnosząc się do Francji i znanych mu ludzi Kościoła. „Będą nas przekonywać: Oczywiście, że jesteśmy za królowaniem Pana naszego Jezusa Chrystusa, oczywiście, że przeciwni jesteśmy pornografii, defraudacji, kłamstwu i demagogii. Ale czy piętnując błędy nie wprowadzamy jeszcze większego zamieszania? Czy sądzicie, że to odpowiedni czas, aby interweniować? (…) Mam na myśli biskupów i kapłanów, którzy mówią na ucho: Masz rację, jesteśmy jednak zobligowani do przestrzegania…. Myślę o kardynałach, którym uroczyście wręczono czerwony biret symbolizujący krew przelaną za wiarę, a którzy tę wiarę zdradzają… Wiemy z historii, że zwycięstwo rewolucji zaczyna się od duchowej porażki tych, którzy mają strzec narodu”.

Joanna d`Arc nie miała wahań. Nie powstrzymywała ją troska o rodzinę i łzy matki. Mówiła: „Choćbym miała tysiąc ojców i tysiąc matek, i tak bym wyruszyła”. Jarosław Kaczyński przystąpił do walki – do kolejnego jej etapu – stając w nocy przy martwym ciele swojego brata, prezydenta Polski, w Smoleńsku. Andrzej Duda startując do wyborów prezydenta Polski w tym tygodniu wie aż nazbyt dobrze, co ryzykuje.

Statua Joanny d`Arc w katedrze w Reims

Statua Joanny d`Arc w katedrze w Reims

Ci ludzie śpieszą się, wiedzą, że nie mogą zwlekać. Joanna przemawiając do żołnierzy zawsze nalegała, by nie tracić ani chwili, bo czasu jest tak niewiele. Używała, jak pisze jej biograf, dziwnego, aczkolwiek pięknego zwrotu: „Czas ciąży mi jak dziecko brzemiennej kobiecie”. Te słowa można zadedykować wszystkim politycznym kunktatorom w Polsce i liberałom wszelkiego stanu, którzy udają, że nic się nie dzieje, albo że nic nie da się już zrobić, wszystko przepadło. Polska jest stracona, a PiS jest partią nieudolną i sprzedajną, jak inne. Nie ma sensu czynnie i z zaangażowaniem jej popierać. Dom Gérard Calvet rozumiał, że katolik nie może wymigiwać się przed ciążącymi na nim obowiązkami, nie może zasłaniać się nieudolnością czy konformizmem innych. „Szukajcie prawdy”, mówił francuski benedyktyn do swoich braci w kapłaństwie, „poddajcie się jej władzy, nie pozwólcie zamknąć się w światowym czy kościelnym konformizmie. Wiązanie się z jakąś ideologią czy religią w sposób bezwarunkowy, ponad dobrem i złem, jest szatańską aberracją”.

Wiedział o tym dobrze abp Marcel Lefebvre, jego rodak – przez wiele lat ktoś bardzo mu bliski. Podobnie jak św. Maksymilian Maria Kolbe, św. Alfons Maria Liguori i wielu innych ludzi Kościoła.

Oponenci Joanny, oponenci Jarosława Kaczyńskiego to nie tylko zwykli zewnętrzni wrogowie, czy też klasyczni rodzimi oportuniści, którzy dla wygody i kariery, albo fałszywie wytyczonego ideologicznego celu postanawiają jakoś ułożyć się z wrogiem. Byli (i są) wśród nich także inni ludzie.

Jak pisze o trwającym cztery miesiące „oburzającym i zagmatwanym” procesie Joanny d′Arc jej biograf, była to istna plątanina wątków pełnych niejasności. Nie wszyscy mieli złe intencje, jednak przesłanki przedstawiano jako pewnik. Ktoś spieszył się i był nadgorliwy, ktoś płaszczył się przed tymi, którzy potrząsali trzosem. Ktoś kalkulował na zimno. Profesorowie z uniwersytetu paryskiego niepokoili się, bo przecież historia Joanny d′Arc nie dawała się pogodzić z ich błyskotliwymi rozprawami i filozoficznymi analizami. A swoją elokwencję traktowali z wielką powagą. Wynik był z góry przesądzony.

Joanna d′Arc, Dziewica Orleańska, której Francja zawdzięczała odzyskanie wolności, została potępiona i skazana na spalenie jej żywcem za sprawą biskupa Beauvais, który ugiął się po presją Anglików. Biskup wiedział, że była niewinna, że jej skazanie jest zbrodnią polityczną – choć jej winę przypieczętowała ekskomunika za rzekomą herezję i wyrok śmierci przewidziany za nią, spalenie na stosie. Wiedział, bo osobiście zarządził udzielenie jej Komunii św. („i tego wszystkiego o co poprosi”) przed śmiercią – a ekskomunikowanym się Komunii św. nie udziela. Ta oczywista sprzeczność nie dotarła jednak do tych, którzy mogli ją jeszcze w ostatniej chwili uratować, działała już zbiorowa psychoza rodząca się tak łatwo w atmosferze uroczystych potępień – dziś z taką łatwością wzniecanych i rozsiewanych przez media – coś, co dom Gérard nazywa szatańską aberracją.

„Nieustanne insynuacje wytworzyły atmosferę konieczną do moralnej interwencji Kościoła”, podkreśla biograf św. Joanny. Ale interwencji zaniechano.

Jak dobrze znamy tę atmosferę! Jak często widzimy w kościołach i katedrach twarze tych, którzy podobnemu – głównie medialnemu – szantażowi ulegają. Długoletni trening robi swoje. Nie potrafią jednoznacznie i wprost opowiedzieć się za polską racją stanu.

Rankiem, 30 maja 1429 roku Joannę d`Arc wyprowodzono z więzienia na stracenie na placu przed katedrą w Rouen. W drzwiach spotkała tego, który był winny jej skazania. „Biskupie – rzekła do niego – umieram z waszej winy!… Za waszym pośrednictwem odwołam się do Boga!”

Pomimo tak haniebnego wyroku, tak niepojętej niewdzięczności, najwierniejsza córa Francji pozostała najwierniejszą córą. Kościoła. Powtarzała podczas procesu: „Jestem dobrą chrześcijanką, ochrzczoną należycie, i umrę jako dobra chrześcijanka… Pragnę służyć Kościołowi wspierać go ze wszystkich sił”.

 

Śmierć Joanny d`Arc na stosie - fresk w katedrze w Domremy

Śmierć Joanny d`Arc na stosie – fresk w katedrze w Domremy

Oponent Jarosława Kaczyńskiego z prawej strony, który zaatakował go w dniu konwencji wyborczej Andrzeja Dudy, działał zapewne w dobrej wierze, podpierając się argumentami pozornie racjonalnymi, a nawet patriotycznymi. Zapominał jednak, że w tym momencie nie argumenty mają znaczenie, lecz sam fakt i wymowa okoliczności.

Przewodniczący Prawa i Sprawiedliwości zawsze krytykowany jest przez reprezentantów środowiska, które za podstawę bierze nie zasadę główną polityki uprawianej w imię dobra państwa i jego obywateli – rację stanu, a wraz z nią historyczne zadania Polski, realia geopolityczne, twardy konkret i nieuniknione ograniczenia, jakie przynoszą narzędzia działań politycznych, partia i wybory – ale myśl, ideę. Realizmowi, który przyświeca liderowi PiS w jego walce przeciwstawiono zatem idealizm. Ten koncept zrodziła klasyczna słabość intelektualistów intensywnie obcujących z ideami. To idee, poglądy (zwłaszcza ludzi tzw. wpływowych), opinie i sondaże oraz myśli pozbawione rygoru podporządkowania celowi , zadecydowały, że naukowiec, ceniony publicysta i znakomity pisarz historyczny zdecydował się przeciwstawić mężowi stanu “wartość” w gruncie rzeczy utylitarystyczną. Wadą Kaczyńskiego ma być fakt, że nie może on już być jako polityk „skuteczny”…  Człowieka, który jako jedyny dziś w Polsce faktyczny przywódca reprezentuje i uosabia polską rację stanu, należy pozbawić jego pozycji; może najwyżej zostać „honorowym” patronem partii, którą powołał do istnienia.

Gazety, opinie, myśli, idee to nie realne byty. Bytem realnym jest człowiek – w tym wypadku człowiek prowadzący walkę, przywódca, któremu trzeba być wiernym, gdy chce się osiągnąć cel. Temu człowiekowi wypowiedziano walkę już nie tylko w imię ideologii, która usiłuje zepchnąć Polskę do rangi podrzędnej kolonii, ideologii, która zawsze przyświecała zaborcom, ale w imię mgławicowej propozycji rozgrywania po swojemu, która nieuchronnie zmyli nam drogę, zepchnie ze szlaku wytyczanego przez wiele lat praktyki politycznej w bardzo trudnych warunkach. Propozycji nazwanej skuteczniejszą taktyką polityczną. Duch anarchii ujawnił się tu z charakterystyczną oprawą „efektów” medialnych.

Archetyp więźnia politycznego

Jakie są zadania wolnej Polski? Przede wszystkim obrona cywilizacji chrześcijańskiej. Obrona naszej suwerenności jest właśnie obroną cywilizacji, która stworzyła Europę i jej kulturę. Walka o zachowanie cywilizacji jest zacięta. Podobnie było w XV wielu we Francji.

Ci, którzy mniemali, że król Anglii był również prawowitym królem Francji (a istniały pewne podstawy by tak myśleć, przypomnijmy, były to czasy wojny stuletniej) – zupełnie tak jak dziś niektórzy monarchiści traktują sprawę „legalności”, czy „legitymizmu” władzy dynastii Romanowów w Polsce – twierdzili, że głosy, o których mówiła Joanna, a które zaprowadziły ją na zwycięski bojowy szlak, „bezwzględnie musiały być iluzją albo podstępem szatana”.

Ona była za młoda, on jest – rzekomo – za stary. Jarosław Kaczyński okazał się dziś dla pewnych intelektualistów zawalidrogą na drodze do zwycięstwa Polski. Powinien ustąpić. To porównanie – Joanny d`Arc i przywódcy polskiej opozycji – jest tylko z pozoru niestosowne. Wytrawny polityk, którego brat bliźniak zginął w samolocie roztrzaskanym na obcej ziemi – niegdyś ziemia ta należała do Polski – i wieśniaczka, której poprzednim zajęciem było pasienie bydła. Nastolatka, której serce przepełnia ból, bo widzi wokół siebie zbyt wiele zła. Ale nie ulega rozpaczy. To właśnie ta zupełna, organiczna wręcz niezdolność do zaakceptowania zła rozpanoszonego w ojczyźnie ich łączy.

Wizja św. Joanny d`Arc - św. Michał Archanioł i św. Katarzyna

Wizja św. Joanny d`Arc – św. Michał Archanioł i św. Katarzyna

Ta młoda dziewczyna została pięćset lat później – dokładnie w roku polskiego Cudu nad Wisłą – wyniesiona na ołtarze. Nie jako obrończyni wiary, męczennica – ale dlatego, że „wiernie, aż do przyjęcia najokrutniejszej śmierci, wypełniła misję, którą uważała za otrzymaną od Boga – misję ratowania jednego z europejskich narodów przed najazdem obcych wojsk i przed wymazaniem go z geopolitycznej mapy Europy, co byłoby nieuniknione, gdyby inwazja nie została powstrzymana” (Antonio Sicari).

Joannę spalono na stosie z powodu fałszywych oskarżeń; sąd kościelny ugiął się pod naciskiem trybunału świeckiego – a jednak uznano ją później uroczyście w Kościele za świętą ze względu na posłuszeństwo Bogu. Okazała je „wobec polecenia Bożego, które wzywało ją do militarnego ratowania Francji”.

Régine Pernoud, znawczyni francuskiego Średniowiecza i Odrodzenia poświęciła jej wnikliwe studium historyczne, w którym zauważyła, że jest ona w rzeczywistości „archetypem więźnia politycznego. Kogoś, kto jest sądzony dlatego, że wprowadza w zakłopotanie nie tylko rządzących, ale także wspierającą ich ideologię, i stąd jedna i druga strona stara się go skazać. Wiek XX ma pod dostatkiem przykładów potwierdzających tę prawdę”.

Ideologią, jaka wspiera wydanie wyroku śmierci cywilnej – w mediach, ale i poniekąd w parlamencie – na osobę Jarosława Kaczyńskiego i reprezentowaną przez niego formację polityczną, jest fałszywa tolerancja i pełny relatywizm. Tolerancja i relatywizm, które toczą niczym podstępny rak także Kościół i rozliczne instytucje firmowane przez Kościół, rozgłośnie i inne media. Ideologia ta wykreśliła ze słownika pojęcie polskiej racji stanu. W istocie nie istnieje nic, o co można by oskarżyć Jarosława Kaczyńskiego, który konsekwentnie, miesiąc po miesiącu, rok po roku, wraz ze swoimi współpracownikami oraz politycznymi i ideowymi przyjaciółmi, idzie drogą przywrócenia Polsce jej właściwego miejsca w Europie. A także umożliwienia jej rozwoju, na jaki zasługuje. Do jakiego jest usposobiona i przygotowana jako kraj nie tylko o bohaterskiej przeszłości, któremu Europa wiele zawzdzięcza, ale i kraj wyjątkowo zdolnych i pracowitych ludzi, co były premier na każdym kroku podkreśla, przedstawiając zarazem konkretny program naprawczy podstawowych dziedzin polskiego życia.

Tak jak w istocie nie istniało nic, o co można by oskarżyć Joannę. „Nie można jej było przecież oskarżyć o to, że wywołała wojnę i na dodatek ją wygrała. Nie było takiego prawa, Boskiego czy ludzkiego, które by złamała”.

W Polsce 2015 nie istnieje zaś dziedzina, której by nie wykorzystano jako przykładu szkodliwości czy politycznej nieudolności Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnio w jednym z mediów – niestety, tych oficjalnie sprzyjających – zauważono, że ktoś z obecnych posłów PiS nie współczuł wystarczająco fotoreporterowi katolickiej gazety, który stracił oko podczas rozgramiania przez policję manifestacji ulicznej za rządów AWS. Wiadomo, kto jest winien tej oschłości.

Dziś wielu ludzi w Kościele uważa, że historia Joanny d`Arc jest jakąś mało poważną legendą, a ona sama niczym więcej jak wyidealizowaną, słodką postacią ze świętego obrazka, na którym zawsze widać ją ze złożonymi dłońmi i oczami zwróconymi w niebo.

Mówi się dziś, że wiara nie może mieć nic wspólnego z polityką. Że wojny to coś bardzo złego, że pokój musi być zawarty za wszelką cenę. I co za tym idzie, jak przypomina A. Sicari, „że narody nie są ukształtowane wedle opatrznościowego planu Bożego, lecz jedynie na zasadzie zbiegu okoliczności i interesów (przede wszystkim ekonomicznych), że cud nie powinien się mieszać z wydarzeniami dnia powszedniego”. Stwierdzenia te obowiązują niczym dogmat. Historia Joanny d`Arc im zaprzecza. Zaprzecza im także upór Polaków, którzy nie wierzą w Polskę opartą na „interesach” i dyktatorskiej woli silniejszego i nie chcą takiej Polski.

Jeden z historyków tamtego czasu napisał: „Dzięki tej dzieweczce, czystej i bez zmazy, Pan Bóg uratował najpiękniejszą cząstkę chrześcijaństwa”. To z Francji wyszedł biskup, który po pięciu wiekach miał odwagę powiedzieć papieżowi „nie”, gdy próbowano go zmusić, by zaprzestał odprawiania Mszy Wszechczasów, bo porównując z nią zmienioną na modłę protestancką nową posoborową liturgię zwaną „Novus Ordo Missae” doszedł bez trudu do wniosku, że w ślad za nią będzie postępował nieuchronnie gwałtowny upadek wiary. Nie mógł w tym uczestniczyć jako biskup. Jego diagnoza okazała się trafna.

 

John Everret-Millais - Joanna D`Arc

John Everret-Millais – Joanna D`Arc

 

Charakterystyczne, że Joannie d`Arc poświęcono najwięcej ze wszystkich świętych dzieł literackich i artystycznych. Oprócz niezliczonych utworów literatury pięknej powstało dwadzieścia filmów. Tylko jeden Związek Sowiecki nakręcił film satyryczny, komedię, w 1970 roku. Prawdopodobnie w ślad za szyderczym poematem Woltera, pt. „Darczanka”. To do jego tłumaczenia na język polski usilnie namawiano młodego wileńskiego poetę Adama Mickiewicza w czasach jego studiów. Rozpoczął ten przekład, zorientowawszy się jednak w treści paszkwilu, zarzucił go i – zainspirowany postacią Dziewicy Orleańskiej – przystąpił do pisania „Grażyny”.

Wyrok za ubranie

I jeszcze jedna rzecz – pozornie niepoważna i błaha, jaka łączy tych dwoje ludzi z różnych epok. Jej zarzucano, że w więzieniu nie rozstawała się z męskim strojem, który traktować miała rzekomo jak talizman, amulet, od którego się uzależnioła – podczas gdy w rzeczywistości strój ten chronił ją przed napastliwością więziennych strażników – i stało się to nawet ostatecznym pretekstem do wydania wyroku śmierci. Jemu zaś czyni się zarzuty, że nosząc ubrania niewystarczająco modne uparcie „niszczy swój wizerunek”, bo obowiązkiem polityka jest mieć ubranie jak spod igły.

„Ubranie – mówiła Joanna – to rzecz nie licząca się i mało istotna. Nie wiedziała do czego byli zdolni jej przeciwnicy. Oni zaś doprowadzili do tego, że właśnie ubranie urosło do rangi grzesznego symbolu. Uczyniono je dowodem na to, że wojowała jak mężczyzna, że przekroczyła granice tego, co dozwolone kobiecie; że jest w tym coś nienaturalnego, a wręcz perwersyjnego”.

 

Joanna d`Arc dowiaduje się o swojej misji - fresk w katedrze w Domremy

Joanna d`Arc dowiaduje się o swojej misji – fresk w katedrze w Domremy

Dziś polityka antysystemowej opozycji rozlicza się z tego czy ma wystarczająco dopasowany garnitur. Niewybaczalnym grzechem jest wystąpić w tym, co ponadczasowe i nosi ślady zużycia.

Podczas konwencji, która rozpoczęła uroczyście kampanię wyborczą Andrzeja Dudy wystąpiła piosenkarka Natalia Niemen. Zaśpiewała piosenkę swojego ojca, Czesława Niemena. Oświadczyła też, że interesują ją politycy, którzy będą prowadzić Polaków do Boga, którzy odbudują Polskę, państwo opierające się na szanowaniu Bożych praw. Tylko takich będzie popierała. „Chciałabym żyć w Polsce – powiedziała „Gazecie Polskiej Codziennie” – w której ludzie mają osobistą relację z żywym Bogiem. Marzę o Polsce, gdzie zarówno rządzący (czyli służący), jak i tych rządów adresaci są pełni zdrowej bojaźni bożej. Nie strachu, lecz bojaźni, która jest liczeniem się z Bogiem. […]. [W Polsce], gdzie naród zna swoją historię i zamiast uginać kark przed okupantem, ugina go w pokorze przed Bogiem i jest Mu posłuszny”. I dodała: „Brakuje nam silnych, wyrazistych i – tak – staroświeckich w poglądach polityków. Nie boję się używać słowa >staroświecki<. Sama taka jestem. To dobre być staroświeckim. Czy ufam Andrzejowi Dudzie? Ja ufam jedynie Bogu. Jestem przekonana, że jeśli osoby rządzące naszym krajem bezkompromisowo i radykalnie zaufają Bogu […] przyszłość Polski będzie jasna”.

Świadomość celu walki

W Piśmie Świętym Starego Testamentu zawarta jest mocno sformułowana przestroga przed dwuznacznością języka. Język musi być czysty i zrozumiały, jeśli istnieje w nim fałszywa nuta, ludzie tracą pewność swoich przekonań. Są rozbrojeni. Nie mogą przystąpić do walki. Intelekt służy do tego, by człowiek był pewny.

Duża część uznania, jakim cieszy się wśród Polaków Jarosław Kaczyński, wynika z jasnością, z jaką się wypowiada. A także z poczucia słuchających go ludzi, że ten człowiek po prostu wie, po co jest państwo.

Państwo to nie jest twór administracyjno-polityczny. Państwo to instytucja naturalna. Ma prowadzić każdego do odpowiedniego celu. Każdego – nie większość, czy uprzywilejowaną mniejszość. Każdego, to znaczy także dziecko nienarodzone. Mówią o tym języki europejskie, na przykład angielski (government – rząd, kierownictwo, to gevern – prowadzić.) To rozumienie państwa jest odrzucone dziś i przez Wschód i przez Europę. Król Hiszpanii godzi się, by zabijano w jego kraju dzieci nienarodzone w majestacie prawa. Katolik, król Belgii – przykład z lat 80. – abdykuje na trzy dni, gdy jest uchwalane przez parlament takie prawo. Po czym po trzech dniach ponownie obejmuje władzę. Nikt nie protestuje. Nikt nie potępia. Milczy Watykan.

Trwa festiwal obłudy. Dogmatem obowiązującym nade wszystko stała się wolność religijna, ekumenizm i mityczna “równość”. Papież Franciszek rzadko mówi o grzechu – a pojęcie grzechu traktowane jest poważnie jedynie przez Kościół katolicki – a coraz częściej o „wykluczeniu”, “nierówności” i „ubóstwie” jako o rzeczywistych zagrożeniach, o najgorszej winie. Jak nie usłyszeć w tym marksistowskiej nuty, jak nie zapytać o powody rehabilitacji teologii wyzwolenia, dawno skompromitowanej, niszczącej chrześcijaństwo w Ameryce Południowej niczym tajfun ?

Jeżeli zapomina się o pryncypiach jedynej prawdziwej religii i przestaje się rozumieć, kim jest Bóg, nie można zrozumieć siebie samego, tego kim się jest. Nie można też wypełniać swoich obowiązków, bo się ich nie zna. Wtedy człowiek sam wyrzeka się łaski stanu. Łaski, która zawsze pozwala te obowiązki wypełnić. Wyrzeka się błogosławieństwa. Pozostaje mu dryfowanie po oceanie wrażeń, wyobrażeń i nastrojów.

Joanna d`Arc była rycerzem. Nie wyrzekła się tego błogosławieństwa. Zawsze mówiła, że prowadzi ją Bóg. I zwyciężała.

Podobną cechę odkryli niemal instynktownie Polacy w Jarosławie Kaczyńskim. Krótko po śmierci jego brata, Lecha, mówiono w Polsce o „Małym Rycerzu”. Ktoś powiedział: „Chciałbym, żeby to jego brat, Jarosław, dokończył tę Pieśń o Małym Rycerzu”. Jarosław Kaczyński nie mówił o swojej misji  politycznej jako o posłannictwie. Nie nazywał tego, co robi misją. Jednak Polacy czuli – i wielu czuje nadal – że to, co czyni wraz ze swoim środowiskiem politycznym jest dalszym ciągiem walki o przedmurze chrześcijaństwa. Nawet, gdy nazywa się to batalią o standardy demokratyczne, to wiadomo, że chodzi o coś więcej. W jego postawie, w jego trwaniu i sile moralnej, w godności i kulturze, z jaką zwraca się także do swoich przeciwników widać to “więcej”.

Nigdy nie paktujcie z fałszem!

Chodzi przede wszystkim o prawdę. O życie w prawdzie. Z tego wynika także postulat uczciwości instytucji państwa wobec obywateli, bez której niemożliwe jest jakiekolwiek życie społeczeństwa. Jeśli państwo nie kieruje się prawdą, władza musi stać się tyranią i rządzić za pomocą terroru. Jeśli ktoś powątpiewa w istnienie takiej prawdy, można odpowiedzieć tak, jak odpowiedział Georges Bernanos:

„Durnie! Wasza cywilizacja zbudowana została na krwi męczenników, którzy stracili życie za prawdę… Umiłowanie prawdy we wszystkich dziedzinach: religii, intelektu, moralności czy polityki to fundament każdej cywilizacji, to podstawa Chrześcijaństwa”. Pisarz przypominał, że trzeba dostosowywać się – w myśleniu, uczuciach, gestach – do prawdy, która jest bezpośrednią emanacją Boga.

 

Joanna d`Arc po wyzwoleniu jednego z miast francuskich - fresk w katedrze w Domremy

Joanna d`Arc po wyzwoleniu jednego z miast francuskich – fresk w katedrze w Domremy

Kiedy nie rozumie się, Kim jest Bóg, i nie pamięta się już, że Założyciel naszej religii rzekł do Piłata: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37), nie rozumie się też pojęcia zdrady. Jej istoty. Łatwo jest wtedy zdradzać – w Kościele i w polityce. Już można – podpowiada ograniczony intelekt – można uderzyć w symbol dla Polaków najświętszy. Można uderzyć w biskupa. Można zniesławiać historycznych wodzów Polski i bohaterów jak rotmistrz Witold Pilecki. Można uderzyć w tego, kogo Polacy uważają za symbol ich oporu, w żyjącego bohatera Powstania Warszawskiego, takiego jak prof. Kieżun. I w przywódcę, jak Jarosław Kaczyński.

W pewnym medium, które oficjalnie sprzyja Prawu i Sprawiedliwości słyszymy często pod adresem ludzi działających w PiS:: „Słabi jesteście…”. Ani słowa o tym, że jest to jedyna formacja, która – przy wszystkich słabościach, które muszą pojawiać się tam, gdzie są żywi ludzie – walczy o pryncypia, ani słowa o racji stanu. Za to wiele o „interesie narodowym”, “wizerunku” i “grze”. Nigdy nie pada tu określenie „mąż stanu”.

Kto to jest mąż stanu? Mąż stanu to pojęcie subtelne. To ktoś, kto nie kieruje się ideologią. Ma on prawo się mylić, ale budzi zaufanie ogółu, bo kierunek i cel, jaki wytycza są jasne, powszechnie zrozumiałe. Tymczasem wmawia się nam, że mamy popierać tylko tych, którzy „coś skutecznie czynią” („Co oni zrobili dla Polski?”; „Co ten Kaczyński właściwie zrobił?”). To przejaw świadomości politycznej zbudowanej na fałszywych kryteriach.

Prezydent Ronald Reagan nie był żadnym aktywistą, wstawał późno, ale rozumiał istotę zagrożenia swojego kraju i miał głowę na karku. Dał program Amerykanom, program, który pozwalał im być dumnymi ze swojej ojczyzny i czuć znaczenie każdego z nich, wagę swojej obecności w społeczeństwie. I tym najskromniejszym i tym na eksponowanych państwowych stanowiskach. Nikt nie czuł się śmieciem we własnym państwie.

Dwadzieścia procent Polaków uprawnionych do głosowania, którzy niezmiennie popierają PiS to faktyczna elita intelektualna Polski. Także polskiej emigracji. To ludzie kierujący się dogłębnym rozumieniem polskiej racji stanu. To ludzie umysłowo aktywni i twórczy. W sprawie prawdy nie można nie być aktywnym. Trzeba pokonywać strach, lenistwo i bezczynność. „Nie należy czekać bezczynnie na wsparcie ze strony nawet samych biskupów – przypominał dom Gérard Calvet – czy papieży. Cechą Chrześcijaństwo jest energia, odwaga ducha i serca”.

Jak to możliwe, żeby tak wielu…

Charles Péguy, francuski poeta wyobrażał sobie dzieciństwo Joanny d`Arc. Widział ją jako małą pasterkę, która jest na skraju rozpaczy patrząc bezradnie jak jej kraj ginie. Przygnębia ją bezmiar zła. Jej, tak wrażliwej, tak bystrej wydaje się on oceanem wzburzonych wód, szaleńczym żywiołem, którego nic nie pokona. A jednak, to dziecko niemal, nie zalewa się bez końca łzami – choć mimo pogodnego usposobienia często płakało – nie popada w melancholię, nie skłania się ku jałowej frustracji. Zaczyna działać. Nie godzi się na zło.

Ten wiersz francuskiego artysty o małej Joannie, który przytacza A. Sicari, warto zadedykować tym, którzy walczą dziś o Polską. O zwycięstwo prawdy. Jarosławowi Kaczyńskiemu, Andrzejowi Dudzie. I wielu innym Polakom, nigdy nie znużonym w walce.

Jeśli za mało jest jeszcze świętych

poślij nam innych,

poślij nam tylu, ilu potrzeba,

poślij nam tylu, aż wróg się zmęczy.

My pójdziemy za nimi, Boże.

Uczynimy wszystko, co zechcesz.

Uczynimy wszystko,

co nam przekażą od Ciebie…

Jak to możliwe,

aby tak wielu dobrych chrześcijan

nie potrafiło stworzyć dobrego chrześcijaństwa?

Musi być coś, co nie jest w porządku.

O, gdybyś nam posłał,

gdybyś zechciał nam zesłać

jedną z Twoich świętych…

Kogoś nowego,

kogoś, kogo jeszcze nie oglądano

 

 

Statua Joanny d`Arc w Orleanie

Statua Joanny d`Arc w Orleanie

 

To się spełniło we Francji w XV wieku. Czy spełni się także w Polsce dzisiaj?

_______

Cytaty za:

Antonio Sicari: Nowe portrety świętych, Wydawnictwo Siostr Loretanek, Warszawa 2008

Dom Gérard Calvet, Jutro Chrześcijaństwa, przekład Ewa Waliszewska, Klub Książki Katolickiej, Poznań 2001

Możliwość komentowania jest wyłączona.