Polski talent vs. niemiecka specjalność
W świetle wydarzeń politycznych, jakie mieliśmy okazję obserwować w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy trudno oprzeć się konkluzji, że Niemcy, nasi sąsiedzi są jednym z najdziwniejszych zjawisk w historii Europy, a może i świata. Dobrze zdać sobie z tego sprawę; nie traktować ich tak jakby byli podobni do innych. Przykładem najlepszym, najbardziej okazałym jest sam Donald Tusk, produkt niemieckości w wydaniu eksportowym najwyższej próby. Zderzenie z tym zjawiskiem było leitmotivem całej epoki politycznej, od początków lat 2000., łącznie z zakończoną właśnie kampanią prezydencką.
Wielu polskich myślicieli mówiło o odrębnym charakterze narodowym naszych sąsiadów, nawiązując do kultu siły, żądzy podboju, które zawsze jednoczyły Niemców. Pomijano jednak najważniejsze. To nie sam charakter, kultura czy mentalność. Gdy Gilbert K. Chesterton charakteryzuje współczesnych Niemców zaczyna od definicji „dobrej wojny” Friedricha W. Nietzschego: „Powiadacie, iż słuszna sprawa uświęca nawet wojnę? Ja wam mówię: dobra wojna uświęca każdą sprawę”. Stanowi to wciąż, niezmiennie dewizę Prus i prusactwa.
Niemcy przejawiali i nadal przejawiają skłonność do tworzenia mitów i wiary w mity; są w istocie oderwani od rzeczywistości. Gdy jakieś społeczeństwo lży i beszta inne narody– nie dlatego, że wyrządzają innym krzywdę – przyznaje się, że tak naprawdę ich nie rozumie. Lekceważymy, wyśmiewamy się z tego, kogo nie znamy, przypomina Chesterton. Tak przejawia się plemienność.
Mit o dwóch plemionach
Zastanawiało mnie zawsze, jak szybko niektóre media, chcąc opisać sytuację polityczną w Polsce, podchwyciły slogan o tym, że w Polsce egzystują „dwa plemiona”, które nienawidzą się i zaciekle się zwalczają. Brzmi to zgrabnie, ale jest całkowitym fałszem. Plemienność, że wszystkimi jej cechami, prymitywizmem, butą, prostactwem, awersją wobec uczuć wyższych, wyhodowana została właśnie za naszą zachodnią granicą. I jeżeli przejawia się w naszym kraju, to tylko w środowiskach, które są od tego obszaru w jakiś sposób uzależnione. Tym, co rzucało się w oczy podczas ostatnich miesięcy jest właśnie różnica, zdecydowana i całkowita, między metodami – i zachowaniem się na co dzień, widocznym w Parlamencie, w oficjalnych wystąpieniach, w komentarzach – obecnej władzy i wszystkich sprzyjających jej sił, a opozycją. Politycy PiS, obywatelski kandydat na prezydenta, mimo niezliczonych prowokacji, nie zniżyli się nigdy do poziomu kłamstw, obelg, preparowanych bajd, głoszonych bez zmrużenia oka, zastraszania, rzucanych garściami a nigdy nie zrealizowanych obietnic, zapominania o tym, co twierdzili wczoraj w imię chwilowego poklasku. Pokazali klasę – nie tylko polityczną, ale siłę kultury narodu, który nie narodził się wczoraj, który jest przeniknięty łacińskością, duchem chrześcijańskim. To traktowanie innych Polaków jak mierzwę, jak prymitywne stado, które łase jest na każdą przynętę, jest czymś aż nadto znanym – ale nie z polskiej historii. Niemieccy profesorowie od propagandy zagalopowali się tworząc teorię o dwóch plemionach; jej szkodliwość zawiera się w samym sformułowaniu, ale nie znajduje żadnego potwierdzenia w faktach.

Jan Henryk Rosen – fragment fresku z Castel Gangolfo przedstawiającego Cud nad Wisłą
Chesterton przypomina inne fakty: fanatyzm religijny, jaki przepełniał Niemcy w okresie wojny trzydziestoletniej ustąpił w czasach współczesnych „nacjonalistycznemu, plemiennemu fanatyzmowi”, tak dobrze widocznemu już po I wojnie światowej. To wtedy przywódcy polityczni tego kraju wpadli na pomysł, by „wyłamać cztery ramiona krzyża” – krzyża, który czcili ich przodkowie – „i w ten sposób upodobnić go do indyjskiej sztuki dekoracyjnej”. Krzyż tak naprawdę stał się dla Niemców totemem. W miarę jak wyparowywały protestanckie dogmaty „rozpuszczane w kwasach niemieckiego sceptycyzmu w laboratoriach pruskich profesorów”, pozostająca po nich pustka wypełniała się „pychą plemienną, militaryzmem, imperializmem oraz owym patriotyzmem z klapkami na oczach, który nosi miano prusactwa”. Pruska odmiana patriotyzmu jest groźna dla wszystkich, którzy sąsiadują z ich krajem. To jest właśnie mroczna strona więzi plemiennych.
W Polsce nigdy nie zaistniała plemienność – od czasu jej Chrztu. „Państwa mocno zakorzenione w historii umieją zachowywać poczucie własnej wartości i jednocześnie z szacunkiem odnosić się do innych państw, ponieważ, powołując się na prawo do obrony własnych granic, nie przeczą, że mają obowiązek respektowania granic cudzych. Lecz duch plemienny… reaguje na zew krwi”. To dlatego Niemcy kwestionują swoją winę za rozpętanie ostatniej wojny, drwią z moralnej konieczności zadośćuczynienia zniszczonej przez nich, rozgrabionej i spustoszonej ludnościowo Polsce. Negują swoje zbrodnie. Próbują unicestwić lub zmarginalizować – przez swoje narzędzia, które udało im się zainstalować w naszym kraju – wszystkie instytucje, które przypominają o tych zbrodniach i zarazem ukazują bohaterstwo Polaków. Ale nie doprowadzi ich to do sukcesu. To droga donikąd. Obecne wybory prezydenckie w Polsce tę prawdę potwierdzą.
Mijającej kampanii wyborczej towarzyszyły wydarzenia, których od dawna w Polsce nie było, niezwykle brutalne, wręcz bestialskie zabójstwa, w tym zabójstwa dwóch kapłanów cieszących się szacunkiem i miłością swoich parafian. Przypadek? Nie, w taki właśnie sposób scenariusz nakreślony poza naszymi granicami miał dodatkowo uwiarygadniać tezę o dwóch plemionach, w istocie udowodnił prawdę o istnieniu jednego, importowanego tutaj, obcego. Zabójstwa księży to rodzaj samoidentyfikacji sprawców: jesteśmy kimś spoza waszej cywilizacji. Antykatolickie deklaracje przedstawicieli obecnego rządu, których ostatnio nie brakowało, dają takim ludziom szansę; mogą czuć się bezpieczni.
Prześladowanie księży, blokowanie i zastraszanie opozycji, zamykanie jej przedstawicieli do więzień, odbieranie Polakom dostępu do informacji, zamykanie i szkalowanie niezależnych mediów – bo patrzą władzy na ręce… Te wszystkie pomysły mają jedno źródło, nie polskie. Zakłada ono, że mamy sami sobą pogardzać. Polska ma zniknąć w samych Polakach. Taka jest stawka obecnych wyborów. Chodzi o to, by było nas mniej i byśmy byli lepszymi niewolnikami. A dobrym niewolnikiem człowiek się staje, gdy zapomina o swojej wierze. Gdy potrafi plunąć na święte symbole. Zachować się jak zwierzę wypuszczone z klatki. Zapomina, że po „moich własnych” pięciu minutach na ziemi przychodzi cała wieczność, w niebie albo w piekle.

Św. Michał Archanioł – Patron Żołnierzy (Janina Konarska, drzeworyt kolorowany. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, fot. Jerzy S. Majewski).
Gdy rozpadają się księżycowe opowieści
Wielkie chapeaux bas! dla sztabu wyborczego naszego kandydata – udowodniono, że najlepsze bon moty, inscenizacje przed kamerą, cała klasa profesjonalnego prowadzenia tej wyczerpującej kampanii może służyć nie tylko atrakcyjnemu spektaklowi, ale nade wszystko zdaniu sobie sprawy Polaków z tych zależności i historycznych praw. Pokazano, że walka Karola Nawrockiego nie jest walką tylko o fotel prezydencki. To zmaganie o prawdę w historii, o jeszcze jedno zwycięstwo naszej cywilizacji nad barbarzyńcami. O rycerskim obliczu naszej cywilizacji mogliśmy się raz jeszcze przekonać patrząc jak Karol Nawrocki radził sobie ze swoim głównym przeciwnikiem i gromadą jego ideowych, a raczej biznesowych przyjaciół. Tak razi sobie mąż stanu, który od czasu do czasu musi przywdziać zbroję rycerską – godnie, taktownie, elegancko, bez lęku, bo prawda ujawnia się w spokoju, kłamstwu zawsze towarzyszą niezdrowe emocje. Potwierdziła kulturę, talent, format, kompetencje pana Karola ostatnia debata w TVP w likwidacji.
„Niemcy, jak sądzę, są jedynym społeczeństwem, którego cywilizacja i narodowa wspólnota stanowią formę instynktu stadnego… naród to dla Niemców «folk» – ten sam «folk», który wytwarza folklor”; na gruncie folkloru łatwo minąć się z prawdą… Dlatego tak lubią mity i tworzą je wciąż na nowo. W takim ahistorycznym duchu opowiadają o swojej historii. „Stworzyli kompletnie wyssaną z palca legendę, przedstawiającą teutońskich barbarzyńców jako złotowłosów bogów (…) i uwierzyli w to, co stworzyli” (Chesterton).
Wygrana Karola Nawrockiego pozwoli zburzyć niektóre z tych mitów – wrócić do rzeczywistości. Będzie to dobre dla nich, dla Europy, a przede wszystkim dla Polski.

Józef Chełmoński – Modlitwa przed bitwą. Racławice (1906 r.)