Polska klubem ludzi zadowolonych
Czy można być człowiekiem zadowolonym w tych okropnych czasach? Patrzeć na bliźnich z sympatią, starać się nie widzieć jak potrafią być złośliwi, niesłowni, zacietrzewieni i nudni?
Osobiście wstąpiłam do klubu ludzi zadowolonych podczas pandemii. Zaczęły się wtedy dłuższe spacery w podmiejskich lasach, bo na ulicach nie za bardzo można było się pokazywać. Niektóre łaziki wyłaniały się niespodziewanie z gąszczu, z liśćmi i gałązkami w zmierzwionych włosach, z zabawną miną winowajcy (bo był taki czas, gdy i po lasach nie za bardzo można było chodzić…). I co się okazało? Widząc się pierwszy raz w życiu kłanialiśmy się sobie nader uprzejmie – jak na górskich szlakach. Prawie zawsze nawiązywaliśmy rozmowy. Nikt nie narzekał, wszyscy byli szczęśliwi, że na leśnej ścieżce napotkali człowieka. Człowieka tak samo umęczonego duszną atmosferą. W dodatku rodaka. Ile ciekawych historii można było usłyszeć, ile żartów, ile autoironicznych wspomnień. Czuliśmy się braćmi. Wspólny los niesamowicie zbliża. Poza tym człowiek spotkany w naturalnym krajobrazie w niczym z nami nie konkuruje, niczego nie zabiera (np. miejsca do parkowania), niczym nie zamierza zaimponować. Nie chce zagrać na nerwach. Można się nareszcie cieszyć życiem i sobą nawzajem.
Jaki z tego wniosek? Bariery między Polakami są sztuczne. Życie w ścisku i polityka potrafią rozbudzić najgorsze instynkty, wywołać najgłupsze reakcje. Czy to znaczy, że trzeba się wynosić z miasta? Odwrócić się od polityki? Niekoniecznie. Ale nabrać dystansu do tego, co wywołuje złe emocje – koniecznie. Polacy jak rzadko kto potrafią być eleganccy, ujmujący, dowcipni, życzliwi, chętnie spieszą z pomocą. Są wspaniali. Jak nie być zadowolonym mieszkając w Polsce? (Nawet już po pandemii…😊).
A ponieważ jesteśmy tacy z natury, komuś bardzo zależy, żebyśmy się zmienili.