“Wesoło żyć, z rozpaczą umierać…”, czyli polscy obrońcy szóstego przykazania
Panowie – mówił Chateaubriand w pewnym towarzystwie uczonych – proszę położyć rękę na sercu. Wyznajcie szczerze: czy mielibyście odwagę nie wierzyć, gdybyście mieli odwagę czysto żyć?
Podobnie rzecz ujął Blaise Pascal: Jeśli chcesz się przekonać o wiecznych prawach, nie gromadź dowodów, lecz poskramiaj swoje namiętności. *)
„Jestem w związku!”, oświadczają dziś na facebookach z dumą tysiące nastolatków. „Są w związku!”, mówią znajomym z solenną powagą o swoich dzieciach i ich partnerach rodzice, nierzadko chodzący do kościoła. Bez rumieńca wstydu. To standard, to obyczajowa norma. Wszyscy tak mówią, wszyscy tak żyją. Szóste przykazanie nie obowiązuje!, mogliby powiedzieć wszyscy ci ludzie, z odcieniem triumfu. Ale komu przejdzie dziś przez usta powoływanie się na Dekalog, nawet negatywnie! Skoro nawet niektórzy prominentni ludzie Kościoła nie przypominają o prawach Boga. Najwyżej o prawach rodziny, prawach tradycyjnego małżeństwa i prawach dziecka… Ale na sercu leżą im najbardziej rzekome prawa tych, którzy wybrali grzech.
Ten ton triumfu zabarwiony jest jednak jakimś złowieszczym smutkiem, jakąś ledwo wyczuwalną nutą rezygnacji. Nie brzmi wcale radośnie.
„Będziemy mogli lepiej zrozumieć przypadek współczesnego człowieka, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że w tym stuleciu sięgnął on dna swojej duszy”, miał odwagę powiedzieć w latach 50. ubiegłego wieku Fulton John Sheen, biskup Nowego Jorku, arcybiskup Newport. „Tani liberalizm, tchórzliwa obojętność, fałszywa tolerancja, która nie potrafi dokonać rozróżnienia między dobrem a złem – wszystkie te rzeczy uczyniły człowieka pasywnym i nieszczęśliwym”.
Sytuacja przypomina wygraną walkowerem. Ten, który stawał w szranki o ludzką duszę – głosząc, że walczy tylko o jego wolność – chowa się nagle za słupek, udaje, że go nie ma. Człowiek, który został sam na arenie, któremu nakładają właśnie wieniec zwycięzcy, jest zdezorientowany. Czuje się w głębi duszy oszukany.
„Nie ma prawie daru Bożego, którego by człowiek nie nadużywał do złego, ale ze smutkiem bezgranicznym możemy powiedzieć, że żadnego planu Bożego ludzkość tak nie wytrąciła z pierwotnego przeznaczenia, jak poszanowania czystości duszy, jak wzajemnego stosunku mężczyzny i kobiety” (biskup Budapesztu Tihamér Tóth).
Obaj biskupi, Sheen i Tóth, dawno już nie żyją. Jeśli nadzieję można pokładać w ludziach Kościoła, to dziś nadzieja w kardynałach takich jak Raymond Leo Burke z USA oraz polskich biskupach, którzy na Synodzie o Rodzinie (III Nadzwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, 5 – 19 października br) w Rzymie bronią szóstego przykazania.
Arcybiskup Stanisław Gądecki z Poznania, arcybiskup Zbigniew Stankiewicz z Rygi, arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz z Mińska… Ich wypowiedzi, cytowane w prasie i Radiu Watykańskim, nie pozostawiają wątpliwości. Nie ma zgody na stopniowanie moralności, na udawanie, że Kościół daje przyzwolenie na grzech „pod pewnymi warunkami”, nawet, gdyby te warunki nie dotyczyły „litery” (nic nie zmieniamy w doktrynie…), tylko „praktyki duszpasterskiej”. Czy praktyka duszpasterska może brać w nawias to, co Bóg ogłosił Mojżeszowi na górze Synaj? I to w imię „miłosierdzia”, “troski duszpasterskiej”? Albo w imię połączenia Kościołów, fałszywego ekumenizmu, bo powtórne małżeństwo jest akceptowane zarówno przez Cerkiew prawosławną jak przez protestantów? Czyje to duszpasterstwo?
“Jak ja mam wrócić do domu? Z czym?…”, pytał abp Kondrusiewicz, indagowany o Synod przez watykańskiego dziennikarza…
Polscy biskupi okazują się obrońcami szóstego przykazania wobec innych biskupów i kardynałów… Kryzysu Kościoła nie da się już ukryć, został ujawniony z całą swoją grozą w świetle jupiterów. Czym jest w takim razie ogłaszana wcześniej „wiosna Kościoła”?
Kościół zdaje się znajdować w stanie eksplozji, jak zapowiadał to niedawno jeden z biskupów wiernych Mszy św. trydenckiej. Synod stał się miejscem powtórki tego, co wydarzyło się przed pięćdziesięciu laty na soborze.
Dlaczego Pius XII był przeciwnikiem zwoływania soboru i dokąd żył nie było o nim mowy? Pius XII był przekonany, że w epoce, w której media wywierają tak wielki wpływ – także na postawy niektórych ludzi Kościoła – gdy potrafią szantażować, wymuszać, narzucać swoje opinie, gdy nie tylko nie bronią zasad chrześcijańskich, ale je ośmieszają, straszą nimi, sobór nie powinien być zwołany. A jednak się odbył. To co znalazło się następnie w dokumentach soborowych – a było zaledwie zapowiedzią kompromisu ze światem, znajdowało się w sferze sugestii, subtelnych podpowiedzi i nawiązań, słowem, otwarcia na dowolność interpretacji nauki Kościoła – po niewielu latach umożliwiło podmycie fundamentu całego gmachu… Brak precyzji w niektórych sformułowaniach dokumentów soborowych przy uśpionej czujności dużej grupy biskupów i kardynałów spowodował rewolucję w Kościele. Dziś, na Synodzie o Rodzinie nie ma już potrzeby posługiwania się subtelnymi niedomówieniami, w zespołach dyskusyjnych antykatolickie postulaty podawane są bez żenady, upubliczniane natychmiast przez media… Pretekstem jest troska o człowieka, żeby się biedak zbytnio nie namęczył walcząc z pokusami. Pokażmy, że grzech to papierowy tygrys! Rozwodnicy niech tylko po cichu żałują, homoseksualiści mogą nas ubogacić…
Opinia katolicka doznała wstrząsu. Relatywizacja praw moralnych, kwestionowanie prawa Bożego pojawia się oto otwarcie na watykańskim forum. Poświęceni Bogu na serio rozważają wzięcie w nawias przykazań Dekalogu.
Konieczna jest modlitwa za naszych biskupów, wiernych obietnicy złożonej Chrystusowi. Za tych, którzy rozumieją, że będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem, jeśliby przyłożyli rękę do ogłoszenia katolikom, że VI i IX przykazanie „już nie obowiązuje”. Ci ludzie Kościoła przypominają, że prawa Boże mają sankcję absolutną. Mówią to, co powiedział Chrystus: „…ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie” (Mt 5,17-19). Aż do końca świata! Nie ma takiej siły, która mogłaby na Kościele wymusić tę zmianę. Kardynał Burke, nasi biskupi, dzielni Polacy mówią coś jeszcze. Pokazują swoją postawą wyraźnie, jakie jest prawdziwe znaczenie tak dziś okrzyczanych dóbr jak „dialog” (z niewierzącymi, innowiercami, rozwiedzionymi, homoseksualistami…), należący do dóbr względnych, nieistotnych z punktu widzenia prawdy katolickiej. I takich jak słynne„wartości” – do których zalicza się prawa człowieka, prawa rodziny, małżeństwa, dzieci, czy pokój światowy, ekumenizm, braterstwo, ochronę środowiska etc. Rodzina będzie kwitła, gdy w poszanowaniu będą prawa Boże. To nie dialog, nie wartości, nie jakiekolwiek „prawa” ludzkie, nie ideały humanistyczne, z pokojem światowym na czele, nie „standardy” wreszcie, o których dzisiaj trąbią np. tropicie grzechu w szeregach duchowieństwa, ale normy bezwzględne, bezwarunkowe, czyli Przykazania Boskie, od których zależy wszelki ład na ziemi i życie wieczne, są tym, co Kościół ma nieustannie przypominać.
Ukłon w stronę norm ludzkich, także tych narzucanych podstępem i wymuszanych szantażem przez świat, jest oparty na fałszywym miłosierdziu i pokrętnej litości; miłosierdziu i litości na pokaz. Jeszcze przed rozpoczęciem Synodu kilku kardynałów ujawniło poważne zarzuty wobec propozycji kard. Kaspera dotyczących udzielania Komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach. „Podobna sytuacja nie miała w Rzymie miejsca od czasu interwencji kardynałów Ottavianiego i Bacciego i upublicznienia ich Krótkiej analizy krytycznej nowego porządku Mszy w 1969 r.”, podkreślił jeden z biskupów wiernych Mszy św. trydenckiej, Bernard Fellay. „Hierarchowie dostrzegają kryzys, który wstrząsa Kościołem na jego najwyższym szczeblu”, dodał ten duchowny, „teraz dotyka on kardynałów – ale nie uważają, że jego przyczyną może być właśnie sobór…”.
Sobór nadal jest nietykalną świętością. Propozycje kard. Kaspera umożliwienia Komunii św. osobom rozwiedzionym, pozostającym w nowych związkach, potwierdzone zostały podczas obrad Synodu, mimo, że zawierają w sobie postulaty, aby nie odstępując od nauki Kościoła, werbalnie uznając ją, podsunąć – w istocie negujące ją! – „rozwiązania duszpasterskie”. Tak właśnie jak uczyniono to podczas ostatniego soboru. Kard. Kasper twierdząc, że doktryna nie podlega zmianie, a jednocześnie dodając, że szacunek dla rzeczywistości zmusza do przyznania, iż w różnych życiowych sytuacjach nauczanie Kościoła nie znajduje zastosowania, używa wytrychu, który został wynaleziony na soborze.
„Winimy sobór za stworzenie tego sztucznego podziału między doktryną a praktyką duszpasterską, ponieważ ta praktyka musi wynikać z doktryny. Na skutek wielu ustępstw poczynionych ze względów duszpasterskich w Kościele zostały wprowadzone istotne zmiany, a jego doktryna została naruszona”, wyjaśnił biskup Fellay. Tej samej strategii dziś używa się przeciwko moralności małżeńskiej. Biskup przypomniał wciąż niechętnie zauważany fakt, że podczas soboru „poważne zmiany zostały dokonane również w samej doktrynie: wolność religijna, kolegializm, ekumenizm… Jednak jest prawdą, że te zmiany wyraźniej przejawiają się w swoich konkretnych zastosowaniach duszpasterskich, ponieważ w dokumentach soborowych są one przedstawione jako nieśmiałe sugestie, podane nie wprost, pełne niedopowiedzeń…”
Jeśli poza Kościołem istnieją elementy eklezjalności, jak uznał de facto ostatni sobór – kierując się ekumenizmem kościelnym, to dziś z równą swobodą można uznać „w imię ekumenizmu małżeńskiego”, że i poza sakramentalnym małżeństwem zawartym w Kościele mogą znajdować się jakościowo tożsame z nim byty. Do tego ta logika się sprowadza.
Jak zawsze, tego rodzaju propozycję godzą bezbłędnie w sam rdzeń chrześcijaństwa, w wiarę w Trójcę Świętą.
„Każdy grzech niszczy duszę, ale żaden nie niszczy jej w tym stopniu, co grzech nieczystości. Żaden grzech nie atakuje tak podstępnie podstawy życia duchowego: wiary” (bp Tihamér Tóth). Grupa polskich biskupów, obrońców praw Bożych tę zależność widzi. Widzi i drży. “Dziś w dyskusji [synodalnej] zwrócono również uwagę, że doktryna przedstawiona w dokumencie w ogóle pominęła temat grzechu. Jakby pogląd światowy zwyciężył i wszystko było niedoskonałością, która prowadzi do doskonałości… ” (abp Stanisław Gądecki podczas trwania Synodu). Przewodniczącego polskiego Episkopatu natychmiast zaatakowano w mediach (tych najbardziej zatroskanych o Kościół), że ma bardzo mały rozumek, który nie pojmuje złożonej psychiki współczesnego człowieka. Że został w tyle, w ogonie zacofańców i ponuraków.
„Myśl o życiu wiecznym nadaje wspaniały urok chrześcijaństwu. Odrzucić ją? Cóż pozostanie? Pięknie zbudowany system o miłości, o przyjściu Chrystusa, o pokoju, ale zabraknie fundamentu, na którym stoi gmach wiary. Bez świata pozagrobowego, bez przygotowania się do życia wiecznego chrześcijaństwo jest tylko zabawką, poezją, ozdobą, ale nie potrafi dodać sił, kiedy zbliżają się pokusy”, przestrzegał jeszcze w latach 30. ub wieku biskup Budapesztu, wielki przyjaciel Polski. „…grzeszni synowie zdemoralizowanego świata umieją wesoło żyć, ale z rozpaczą umierają…”.
Polscy biskupi na watykańskich Synodzie mówią dziś to samo. To samo, co głosił przez dwa tysiące lat Kościół. Byśmy patrząc na swoje życie – i beztrosko planując nowe związki, czy patronując im niefrasobliwie w pokoleniu własnych dzieci – nie zapominali o wieczności.
_________
*) Oba cytaty za: Dzieła zebrane biskupa Tihaméra Tótha: Dekalog, Te Deum, Warszawa 2002