Polak, który zmienił bieg konklawe

Posted on 7 maja 2025 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Różne

O wyborze papieża Piusa X w 1903 roku zadecydowali tak naprawdę Polacy. Brzmi to jak bajka, trudno jednak dyskutować z faktami. Rzadko się te wydarzenia przypomina, a przecież Kościół zawdzięcza wielkiego świętego papieża brawurowemu czynowi jedynego polskiego uczestnika tamtego konklawe – księcia kard. Jana Puzyny, biskupa Krakowa. Kardynał podjął się nadzwyczaj delikatnej – a przy tym wykonanej z niebywałą szybkością i, chciałoby się powiedzieć, maestrią– misji, na prośbę polskich biskupów z Wilna. Stanęli oni wobec niewesołej perspektywy, że Głową Kościoła zostać może człowiek znany z prowadzenia aktywnej polityki układania się Watykanu z Francją i z Niemcami, a co za tym idzie – z Rosją. Chodziło o kardynała Mariano Rampollę, sekretarza stanu zmarłego właśnie Leona XIII. Dla Polaków byłby to cios. 

Po klęsce obu powstań nastał w Polsce czas brutalnych represji. Elita polityczna i kulturalna znalazła się na Sybirze bądź na emigracji, zakony były rozwiązane, klasztory zamknięte lub oddane prawosławnym, duchowieństwo w wielkiej liczbie wygnane lub w więzieniach. Tymczasem Leon XIII przez kardynała Rampollę zabiegał u najbardziej antyklerykalnego w dziejach Francji rządu Emila Combesa o stępienie ostrza wrogiej polityki Francji wobec Watykanu. Ceną miała być m.in. zgoda na wprowadzenie języka rosyjskiego do polskich kościołów na terenie zaboru rosyjskiego. Rosja była wtedy w sojuszu militarnym z Francją; po śmierci cara Aleksandra III rząd francuski ogłosił żałobę narodową. Mikołaj II, mimo swej chwiejności, kontynuował politykę tego bezwzględnego rusyfikatora, przeciągającego wszelkimi sposobami polskich katolików na prawosławie. Polacy wierzyli, że w swym oporze zawsze znajdą zrozumienie i pomoc u Ojca Świętego. 

Liczyły się godziny

Tymczasem sytuacja Stolicy Apostolskiej nie była łatwa. Papież był „więźniem Watykanu”. Wszystkie potęgi polityczne Europy, łącznie z Austrią trzymaną w szachu przez Włochy, były nastawione antyklerykalnie. Polityka zbliżenia francusko-rosyjskiego, także kosztem Polaków, miała, zdaniem Leona XIII i kardynała Rampolli, kluczowe znaczenie dla Stolicy Apostolskiej. Polacy byli o wiele bardziej realistyczni, dobrze wiedzieli, co będzie oznaczało zwiększenie wpływów Rosji w Watykanie, oraz jak to wpłynie na nominacje polskich biskupów. Mieli więc pełne podstawy, by obawiać się rządów Rampolli.

Trzeba było działać bardzo szybko. Leon XIII zmarł 20 lipca, konklawe wyznaczono na 31. Liczyły się dni, a nawet godziny. Ludwik Plater-Zyberk, wytrawny konspirator, dotarł z Wilna z tajną misją do Krakowa: była to błagalna prośba do kardynała Puzyny o niedopuszczenie do wyboru Rampolli. Rzecz jasna Puzyna, nieznany w Rzymie, nie przeceniał swojego osobistego wpływu na purpuratów zgromadzonych na konklawe. W drodze do Rzymu zatrzymał się w Wiedniu i przez hrabiego Agenora Marię Gołuchowskiego, ministra spraw zagranicznych Austrii, uzyskał audiencję u cesarza Franciszka Józefa oraz – bez większego trudu, dzięki dyplomatycznemu kunsztowi Gołuchowskiego – austriackie veto wobec wyboru Rampolli. Cesarz Austrii posiadał tzw. prawo ekskluzywy, odziedziczone jeszcze po czasach rzymskich – w praktyce nie stosowane od XVIII wieku – czyli prawo veta w wypadku wyboru na Tron Piotrowy kandydata, który budziłby jego zastrzeżenia. Wizja wyboru Rampolli nie była mu miła, nie tylko z racji profrancuskiej polityki kardynała, także dlatego, że odmówił on katolickiego pogrzebu synowi cesarza, który zmarł śmiercią samobójczą.

Wykluczające veto Franciszka Józefa

Kardynał Puzyna po przyjeździe do Rzymu nikomu nie pisnął słowa w kwestii veta. Gdy 3 sierpnia, w kolejnym głosowaniu, Rampolla wybijał się na pierwszą pozycję, ku osłupieniu zebranych dostojników polski kardynał wyciągnął z kieszeni sutanny list cesarza i oświadczył z największym spokojem: „Mam zaszczyt podać do wiadomości w imieniu oraz na podstawie autorytetu jego Apostolskiego Majestatu Franciszka Józefa […], że Jego Majestat, zamierzając skorzystać ze starożytnego prawa i przywileju, oznajmia wykluczające veto przeciwko najdostojniejszemu mojemu panu kardynałowi Marianowi Rampolli del Tindaro”. Co trzeba zaznaczyć – Puzyna rozmawiał wcześniej z Rampollą i lojalnie mu wyjawił, iż jest zobowiązany do przedstawienia sprzeciwu cesarza; Rampolla ten fakt przed kardynałami zataił. Veto, które początkowo wywołało konsternację i gwałtowne protesty, sprawiło że gdy minął pierwszy szok, uznano jego moc prawną, a kardynałowie zmienili swe preferencje na korzyść kardynała Giuseppe Sarto, patriarchy Wenecji, który był jednym z dwóch najmocniejszych kontrkandydatów Rampolli.

„Jedną z pierwszych czynności nowego papieża, zaraz po wyborze, było wydanie motu proprio, które kasowało dotychczasowe prawo cesarskie do sprzeciwu na konklawe” –  zaznacza ks. prof. Walerian Meysztowicz, radca Ambasady RP przy Watykanie. „Zupełna zgodność z prawem w postępowaniu kardynała Puzyny uzyskała w ten sposób podwójne potwierdzenie: pierwsze, przez przyjęcie veta przez kardynałów, drugie, przez skasowanie istniejącego prawa, na mocy którego Puzyna działał”. 

 

Kardynał Jan Puzyna

Kim był Giuseppe Sarto?

Kardynał Puzyna zrobił to, co dyktowało mu sumienie, także dla dobra Kościoła. Nie przypuszczał, że przyczynił się do wyboru papieża, który najprawdopodobniej był z pochodzenia… Polakiem.

Tamto konklawe miało w istocie przełomowy charakter. Do godności Głowy Kościoła pretendowali zwykle potomkowie wielkich historycznych rodów włoskich. Kto mógł być zatem „mniej godny” wyboru niż syn ubogiego emigranta z kraju, którego nie było na mapach? Człowieka, który uciekł z okupowanej ojczyzny, by uniknąć przymusowego wcielenia do pruskiej armii walczącej z Napoleonem? Potomek kogoś takiego mógł urodzić się na włoskiej ziemi tylko w zupełnej biedzie. Nie wiadomo, jakim cudem miałby zdobyć odpowiednie wykształcenie. A jednak ten cud się zdarzył. Wiele bowiem wskazuje na to, że Giuseppe Sarto, Pius X, uznany za jednego z najwybitniejszych papieży w historii Kościoła, kanonizowany przez Piusa XII w 1954 r., zaledwie 40 lat po śmierci (co przed ostatnim Soborem było zupełnym ewenementem), był synem Giovanniego Sarto, czyli Jana Krawca – Polaka, emigranta ze Śląska, ze wsi Boguszyce, spod Toszka w powiecie gliwickim.

Oficjalna biografia Piusa X (1835-1914) zawiera inne zgoła informacje: miał być rodowitym Włochem, a jego dziadek zamożnym właścicielem ziemskim. Dlaczego jednak nigdzie nie ma metryki urodzenia jego ojca, a nawet jego grobu (ustalili ten fakt polscy badacze) w „rodzinnej” wsi Riese (północne Włochy)? I dlaczego syn „właściciela ziemskiego” żyje w nędznym domu, musi przyjąć posadę wiejskiego listonosza i woźnego, żeni się z miejscową szwaczką? Nie stać go było nawet na opłacenie nauki wybitnie zdolnego syna; przyszły patriarcha Wenecji i papież ukończył seminarium dzięki stypendium biskupa.

 

Giuseppe Sarto, św. Pius x

 

Sprawę polskiego pochodzenia Piusa X podnosił w latach 30. XX wieku kardynał Edmund Dalbor, prymas Polski. Także urodzony na Śląsku biskup Józef Gawlina starał się udokumentować polskie pochodzenie Piusa X, zapewne posiadając własne rozeznanie w tej kwestii, ale i pomoc ze strony historyków Kościoła, m.in. historyka i bibliofila ks. Emila Szramka (dziś błogosławionego) oraz ks. Józefa Gregora. Obaj biskupi działali niezależnie od siebie; wszystko wskazuje na to, że nie udało im się przedrzeć przez mur niezrozumienia, nagłych trudności, a może niechęci.

Papież z „dalekiego kraju”?

Fakt, że nowy papież był z pochodzenia Polakiem został starannie ukryty zaraz po zakończeniu konklawe (łącznie z przejęciem dokumentów metrykalnych). Kościół – a zapewne też Austria – nie był gotów na papieża, który pochodził z kraju, którego nie ma na mapach. Dopiero kilkadziesiąt lat później czymś normalnym stał się wybór Polaka, Niemca, Argentyńczyka… Taką wersję wydarzeń coraz częściej spotkać można wśród ludzi zajmujących się historią Kościoła. A Pius X to nie był ktoś, kto przemknął tylko przez dzieje Kościoła; przeszedł do historii jako ten, który wydał bezwzględną walkę najbardziej niebezpiecznej herezji – modernizmowi. Dziś jest z kolei kimś chyba najbardziej zapomnianym. Umysł, odwaga, roztropność, zmysł łacińskości, ale i świętość tego papieża były tak niekwestionowane, że został kanonizowany w czterdzieści lat po śmierci (szybkość wówczas zawrotna); był pierwszym kanonizowanym papieżem od trzystu lat.

Ostatniego dnia konklawe, 4 sierpnia 1903 roku, już jako papież, pierwsze swoje kroki skierował ku łożu kardynała Herrero y Espinozy z Walencji, który umierał i właśnie przyjął sakrament ostatniego namaszczenia (w tamtych czasach dawano go tylko umierającym). Po tej wizycie kardynał wstał, odprawił Mszę św., po czym cały i zdrowy wrócił do Hiszpanii (odnotował to kard. Puzyna w notatce z przebiegu konklawe). Tego rodzaju wydarzenia miały się w czasie pontyfikatu Piusa X powtarzać; on sam nie pozwalał ich rozgłaszać. Niewytłumaczalne zjawiska były uznane podczas procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego za jeden z dowodów jego świętości.

Oprócz dokumentów, które w większości zostały wymiecione z archiwów, istnieje tradycja przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie, „historia mówiona”. Na Śląsku, w okolicach Gliwic i Opola, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, a później także w latach pięćdziesiątych, pogłoski o polskich korzeniach Piusa X były mocno rozpowszechnione. Duszpasterz emigracji w USA i pionier polskiego osadnictwa, o. Leopold Moczygemba OFMConv – to „jego” Ślązacy, których sprowadził do Teksasu, założyli tam miejscowości Panna Maria i Cestohowa – urodzony w tamtych stronach, uznawany był za brata ciotecznego Piusa X. Miał go odwiedzać we Włoszech, gdy był on jeszcze biskupem Mantui (potwierdza to zachowana korespondencja ojca Leopolda). Rodziny Krawców i Moczygębów były znane z głębokiej pobożności, nie na pokaz. Matka o. Moczygęby, Ewa z domu Krawiec, była przez mieszkańców swojej wsi uważana za ciotkę papieża. Trzeba przyznać, że aby skojarzyć osobę Ojca Świętego – oficjalnie rodowitego Włocha – z lokalnym polskim środowiskiem, gdzieś na dalekiej prowincji, trzeba wyjątkowej fantazji, nieprawdopodobnej śmiałości – a może po prostu dobrej pamięci?

 

o. Leopold Moczygemba OFMConv

 

W 2013 roku w Opolu odbył się kongres historyków z Polski i Włoch, na którym uznano teorię polskiego pochodzenia Piusa X za nieprawdziwą. Wydano publikację „Genealogia pragnień. Pius X w pamięci ludności Górnego Śląska”. Czy jednak nie był to ten rodzaj dementi, który nosi nazwę dyplomatycznego?

Nie tylko pochodzenie, ale postać i dzieło św. Piusa X, jednego z najwybitniejszych papieży w dziejach Kościoła, człowieka niezwykle walecznego w obronie prawdy i wiary – co kontrastowało z jego łagodnym usposobieniem – autora słynnej encykliki Pascendi Dominici gregis – o zasadach modernistów, zasługuje na uwagę Polaków. Zwłaszcza dziś.

Przebieg konklawe opisał dość szczegółowo jeden z francuskich kardynałów. Sprawa veta stała się głośna. Powracającego z Rzymu kardynała Puzynę przyjęto w Krakowie kampanią oszczerstw, zarzucano mu wysługiwanie się zaborcy. Tworzono na jego temat najdziwaczniejsze legendy, w których kreowany był na despotę żądnego czołobitnych hołdów, nazywano go także pruskim lokajem etc. Fakt, że wykazał wielką odwagę cywilną podejmując misję dla ratowania wiary i polskości na ziemiach zagarniętych przez Rosję musiał pozostać jego najgłębszą tajemnicą. Nikt nie znał jego motywacji. Sytuację utrudniało dość harde usposobienie Puzyny, arystokraty z Kresów, dalekie od układności i póz salonowych, typowych dla obyczajów Krakowa. Kardynał nigdy swojego wystąpienia na konklawe nie komentował. Miał tylko kiedyś napomknąć, jakby mimochodem: „To raczej ja wykorzystałem Austrię, niż Austria mnie…”.

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.