Kto uratował prezydenta Adrzeja Dudę

4 marca 2016: groźny – choć na szczęśnie nie w skutkach – incydent samochodu Prezydenta Polski. W kalendarzu liturgicznym przypada tego dnia wspomnienie św. Kazimierza Królewicza (1458 -1484), syna Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, księżniczki habsburskiej. Kto dziś pamięta, że św. Kazimierz jest jednym z historycznych patronów Polski i szczególnym orędownikiem tych, którzy poświęcają się służbie publicznej?

W tym dniu, jak można sądzić, w roku Jubileuszu Chrztu Polski, jeden z najbardziej czczonych i kochanych niegdyś świętych – znany zresztą także bardzo dobrze na Zachodzie Europy – zechciał Polakom przypomnieć o sobie. A ze sprawą bezpieczeństwa na polskich drogach miał on w swoim krótkim życiu wiele wspólnego.

Gdyby nie przytomność umysłu kierowcy, mówimy dziś… Gdyby nie ułamek sekundy…  W tym mikrokosmosie zdarzeń, które miały miejsce w czasie tak krótkim, że ledwo można zarejestrować sekwencje niektórych z nich, utrwalonych – przypadkiem? – na taśmie filmowej, musiało przydarzyć się coś niezwykłego.

Ale przecież czymś nieskończenie bardziej istotnym i nawet – bardziej realnym, bo dotykającym Rzeczywistości nieprzemijającej, niematerialnej  – jest codzienna modlitwa Polaków, która od czasu wyborów prezydenckich otacza Andrzeja Dudę. I modlitwa przed Bogiem polskich świętych za naszych rządzących. Św. Andrzej Bobola, męczennik, jest jednym z trzech głównych patronów Polski i patronem Andrzeja Dudy. Jego opieka, wstawiennictwo, moc ukazują się dziś w Polsce, tak jak w dniach jego beatyfikacji i kanonizacji, z niebywałą siłą.

Daniel Schultz - Św. Kazimierz Królewicz (obraz z kościoła św. Kazimierza w Krakowie)

Daniel Schultz – Św. Kazimierz Królewicz (obraz z kościoła św. Kazimierza w Krakowie)

Św. Kazimierz Królewicz to młody władca wielkiego formatu. Czczono go w dawnej Polsce nie tylko z powodu osobistej świętości i pobożności. Wyróżniał się jako sprawujący rządy. Ten świetnie wykształcony, pełen rozwagi i zmysłu państwowego, sprawiedliwy i szlachetny królewski syn w sprawach publicznych zajmował zawsze postawę bezkompromisową. Jest jednym z grona świętych politycznych, ludzi umiejących docenić rangę obowiązków stanu, wypełniających je z największą starannością. Pragnął, jak pisze prof. Koneczny “przystępować do polityki religijnie, według wskazań moralności katolickiej”. Mawiano, że życie jego powinno być uwiecznione nie tylko w żywotach świętych, ale w księdze historii. To on poprawił w Królestwie bezpieczeństwo na drogach – w czasie swojego krótkiego panowania w Koronie – położył kres rozbojom szerzącym się przy głównych traktach. Miał wtedy dwadzieścia trzy lata.

Kult świętego Kazimierza przetrwał w Polsce i na Litwie ponad trzysta lat. Pociągał zarówno ludzi prostych, jak przedstawicieli wyższych sfer.
― Dzisiaj wizerunek świętego Kazimierza kojarzy się przede wszystkim z cnotą czystości dziewiczej, pobożnością, opieką nad chorymi i ubogimi. W tamtych czasach (…) święty Kazimierz był przede wszystkim obrońcą, czcili jego waleczność  ― mówi Sigita Maslauskaitė-Mažylienė, historyk sztuki z Wilna, na łamach “Kuriera Wileńskiego” ― W Wielkim Księstwie Litewskim w XVII wieku o wstawiennictwo świętego Kazimierza proszono podczas zagrożenia, konfliktów zbrojnych czy epidemii dżumy.

― W ciągu wielu lat władze carskie świadomie likwidowały kult „bezkrwawego męczennika” – podkreśla autorka książki o historii wizerunku św. Kazimierza. – Czcić świętego Kazimierza zabraniano, ponieważ słynął z tego, że pomagał w walce z Rosjanami. Na przykład, kościół św. Kazimierza w Wilnie, w ramach represji carskich, został skonfiskowany katolikom, a po Powstaniu Styczniowym przebudowany na cerkiew. W 1917 roku świątynia została zwrócona dla wiernych, jednak już po II Wojnie Światowej została ponownie skonfiskowana. Tym razem przez władze sowieckie. W 1966 roku w kościele urządzono muzeum ateizmu z posągiem Lenina na miejscu głównego ołtarza. Tak pozostawało do roku 1988 – przypomina litewska historyk sztuki.

Wiele wskazuje na to, że doświadczyliśmy właśnie jego wstawiennictwa i jeden z podłych czynów, godzących w Głowę Państwa, który miał zostać popełniony na polskiej autostradzie, na terenie Śląska (z którym św. Kazimierz także jest silnie związany) został trzy dni temu przez Patrona Polski i Litwy udaremniony. Jako trzynastoletni chłopak Kazimierz przewodził wyprawie wojennej (prowadził dwunastotysięczną armię) przeciw pewnemu Korwinowi, by odwojować dla Rzeczpospolitej Śląsk. (Chodziło o Macieja Korwina, króla węgierskiego, który zamieniał w pustynię te bogate ziemie). Bo Kazimierz był młodzieńcem ambitnym, rwącym się do czynu. Największym pragnieniem jego życia była poprowadzenie polskiego rycerstwa na wyprawę krzyżową. Udaremniła je ciężka choroba i przedwczesna śmierć.

Nienawiść do sprawujących władzę

Przeciwnicy Polski tak chętnie, żeby strywializować historię naszego państwa, wprowadzają do publicystyki kategorie, które mają dezawuować wybitnych Polaków, którzy na naszej historii wywarli niezatarte piętno: „Polaka romantyka”, „Polaka głupka”, „Polaka odrealnionego”, „Polaka wyzutego z pragmatyzmu”. Stopniowo ironia ustępuje miejsca jawnemu potępieniu. Dziś powstaje kategoria nowa. Nazywa się takiego Polaka po prostu „obłąkanym” (por. książka P. Zychowicza Obłęd 44), albo „pełnym nienawiści”. Takiemu, zwłaszcza, gdy sprawuje on najwyższy urząd w państwie „należy się śmierć”, i to najlepiej „w męczarniach” – jak głoszą internetowe wpisy na stronie antyrządowej organizacji KOD. Szczególnie, gdy jest on nie tylko ważnym politykiem, ale prawdziwym przywódcą Polaków. Kimś takim bez wątpienia jest prezydent Andrzej Duda. Ludziom o zniewolonych umysłach podsunąć można dziś wyjątkowo łatwo wyobrażenie najniższych motywacji, jakie kierują rzekomo tymi Polakami, w których rękach spoczywa los państwa. Doprowadzono do perfekcji całe technologie medialne, które mają Polakom “obrzydzać” rządzących. Świadomość, że tak jest, i że nie mamy na to antidotum, choć bywa przygnębiająca, nie może osłabiać nadziei na odbudowę państwa.

Nie zapominajmy bowiem na czym polega siła Polski. Fenomen polskiego państwa Jagiellonów, prawdziwego imperium w sercu Europy schyłku średniowiecza i okresu renesansu, polegał właśnie na tym, że zbudowano potęgę polityczną w zasadzie bez użycia przemocy; zbudowano ją na wierze w Trójcę Świętą.

To jest dla dzisiejszej mentalności racjonalistycznej i utylitarnej oraz tej, która tropi wszędzie zło i spisek, trudne do wyobrażenia. Niemożliwe do przyjęcia. Tymczasem, jak mawiał ks. Piotr Skarga, spowiednik i kaznodzieja królewski, wielki misjonarz polskich Kresów: „Nie dlatego kochamy Ojczyznę naszą, Polskę, że nas żywi, ale dlatego, że jest postanowienia Bożego”.

 

Leon Wyczółkowski - Wawel

Leon Wyczółkowski – Wawel

Ludzie brudni szukają brudu. I znajdują wszędzie brud. Z tego bierze się moda na fikcyjną historię, wymyśloną niczym okrutna bajka, historyczny komiks, i na prostacką intrygę, na nierzeczywisty obraz wydarzeń w naszym kraju, zwłaszcza po wygranych przez Andrzeja Dudę i przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach. Ta ponura moda trafiająca do ludzi słabo wykształconych traktuje motywacje sumienia u sprawujących władzę jako coś nie do pomyślenia. Tak zawsze reagował motłoch podburzany przez zaborców, albo przez siły rewolucyjne – przeciwko „panom”, przeciwko rządzącym. Wyobraźnia motłochu szalała, podsycana przez zręcznych mącicieli umysłów, chłonęła jak gąbka najbardziej niestworzone scenariusze. Im bardziej wariacka była interpretacja czynów tych, których zamierzano zdezawuować, tym bardziej podniecała, tym łatwiej się szerzyła. Dziś mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem. W myśleniu rewolucyjnym przyjmuje się jako zasadę, że religijne czy etyczne, czyli “wyższe” motywacje ludzi na wysokich stanowiskach państwowych – czy kogokolwiek wyżej w hierarchii – muszą być zawsze fikcją, bo w tych sferach króluje obłuda. Dlatego będą oni w oczach motłochu zawsze gorszym gatunkiem ludzi, zasługujących na karę, na potępienie. Przypisuje im się motywacje oparte jedynie o grę namiętności, o prymitywne instynkty. Grzebie się w życiorysach, by wykryć patologie w rodzinie, węszy się choroby, dewiacje, ułomności. Tak postępują ludzie, których z Polską nie łączy nic, którzy nie znają i nie rozumieją polskiej historii, dla których „polskość to nienormalność’, albo poważne zagrożenie. Takie podejście znakomicie współgra z neomarksistowskim rozumieniem rzeczywistości, z myśleniem Gramsciego, z teorią krytyczną Horkheimera i Adorno, szeroko rozpowszechnianą w kręgach nowej lewicy, podchwyconą i celebrowaną przez większość mediów.

Tego rodzaju założenia odrzucają elementarną logikę, jaką przyjmuje w Polsce człowiek wierzący – zmysł katolicki, sensus catholicus. Tymczasem, bez kryteriów katolickich nie jesteśmy w stanie zinterpretować historii Polski, ani zrozumieć sensu wydarzeń współczesnych. Także tego ostatniego,  dziś jeszcze niewyjaśnionego wydarzenia na autostradzie A4 w pobliżu Lewina Brzeskiego.

Dlaczego zginął św. Andrzej Bobola?

Dlaczego został zamordowany w tak bestialski sposób? Skąd tak nieprawdopodobny szał nienawiści wobec człowieka, który szedł piechotą od wioski do wioski po poleskich błotnistych drogach, utrudzony ponad wszelkie wyobrażenie, nieuzbrojony, przyobleczony w czarną sutannę, szarą od kurzu, i niestrudzenie nawracał?

Kamila Chojnacka - Św. Andrzej Bobola

Kamila Chojnacka – Św. Andrzej Bobola

Nawracał na wiarę w Chrystusa wolną od błędu schizmy, wolną od zależności od świeckiego władcy. Nawracał całe wioski i miasteczka – nieraz w ciągu jednego dnia. Słowa o Chrystusie wypowiadane „z niewysłowioną słodyczą”, jak pisze prof. Koneczny, trafiały do umysłu prostych, pozbawionych pychy ludzi. To nie były ucieszne przedstawienia, scenki, rozrywka dla pospólstwa, prowokacje artystyczne, którą posługuje się dziś tak często świat modernistyczny – każąc na przykład zjadać Pismo Święte, by wypełnić nim żołądek, jak to się dzieje podczas religijnych happeningów dla młodzieży. Nauki św. Andrzeja Boboli przysparzały mu wszędzie prawdziwych przyjaciół. Owocowały wiarą w Trójcę Świętą.

Prawosławni byli przerażeni. Religią państwową nie udawało się nikogo uwieść, ale prostych ludzi można było łatwo zastraszyć i przekupić, by przeciągnąć ich do Cerkwii. Święty Andrzej Bobola, misjonarz czasów kontrreformacji, gdy społeczność katolicka Rzeczypospolitej zagrożona była zarówno przez schizmę, jak i protestantyzm (arianizm i kalwinizm rozpowszechniony wśród społecznych elit), był jednym z tych wielkich polskich jezuitów, którzy odwojowali dla Kościoła Kresy. Niewątpliwie najwybitniejszym.

To ten nieustraszony żołnierz Chrystusa, był autorem ślubów króla Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej. Przekonanie, że władza królewska nad Rzecząpospolitą powinna należeć w pierwszym rzędzie do Matki Boga, Maryi Niepokalanej, że trzeba podzielić się z Nią swoim monarszym tytułem, na chwałę Boga i dla dobra ludu, ściągnęło na św. Andrzeja Bobolę furię szatana.

Dziś św. Andrzej Bobola przez swoich niektórych wpływowych współbraci z Polski określany jest mianem „świętego ekumenicznego”. Nie widzą absurdu w tym określeniu. Nie jest im w stanie przejść przez usta prawda o przyczynie jego męczeństwa. Że został zabity i torturowany za prawdę.

„Wiarę świętą chrześcijańską, powszechną, mocno i statecznie trzymaj”

Tak pisał hetman Stefan Żółkiewski do syna w swym testamencie. „Dla niej krwi rozlać i żywota położyć nie żałuj. Odpłata u Pana Boga za to, kto dobrą chęcią, dobrym sercem służy Rzeczypospolitej.… I poganie rozumieli, że śmierć dla ojczyzny słodka, nuż jeszcze dla wiary świętej trafi się okazja położyć żywot – i u ludzi sławna i u Boga odpłatna”. Został po hetmanie Żółkiewskim pierścień z napisem: mancypium Mariae… Miał szczególne nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny i do świętych patronów polskich. W jednej z bitew z Tatarami (pod Udyczem) dał wojsku hasło: Boga Rodzica, a w bitwie pod Smoleńskiem: Św. Kazimierz.

Kiedy mu gratulowano wielkiego zwycięstwa pod Kłuszynem, odparł: moje zasługi w tym bardzo małe. Mdłymi ramiony tak wielkiego ciężaru nie podobna podźwignąć. Cudownej, miłościwej łasce Bożej wszystko ma być poczytane. Miewał zawsze żołnierzy mniej – i znacznie mniej – niż nieprzyjaciel. Mawiał też wtedy do żołnierzy: o mocy nieprzyjacielskiej też wiem, ale mocniejszy na niebie Bóg” (Feliks Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego).

Raz jeszcze powróćmy do św. Kazimierza i do faktu, że prezydentowi Polski nic się nie stało podczas niebezpiecznego wypadku w dniu, w którym

św. Kazimierz Królewicz - Statua na frontonie kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej w Józefowie (fot. Paweł Kula)

św. Kazimierz Królewicz – Statua na frontonie kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej w Józefowie (fot. Paweł Kula)

Kościół obchodzi jego wspomnienie. Syn Kazimierza Jagiellończyka wychowany na Wawelu przez ks. Jana Długosza – a kształcony w dyscyplinach świeckich także przez włoskiego humanistę Fillipo Buonaccorsiego – Kallimacha (który nota bene zachwycony był jego zdolnościami, głównie talentem wymowy), był wzorem chrześcijańskich cnót: roztropności, czystości i miłosierdzia, jak czytamy w Mszale rzymskim. Gorliwie czcił Matkę Bożą. Zmarł w wielu 26 lat 4 marca 1484 roku; jego kult zaczął się szerzyć niezwykle szybko w Polsce i na Litwie; już przy jego trumnie wydarzyło się weiele cudów. Gdy z okazji jego kanonizacji (w 1602 r.) otwarto grób w katedrze wileńskiej, znaleziono całkowicie nienaruszone ciało Kazimierza, mimo, że wilgotność w podziemiach była tak wielka, że cegły pokrywały krople wody. Było to po 118 latach od jego śmierci. W trumnie, u wezgłowia znaleziono spisany na pergaminie ulubiony jego hymn Omni die dic Mariae (Każdego dnia sław Maryję). Rycerze Polski i Litwy zaświadczali, że podczas wojny litewsko-moskiewskiej, gdy ruszyli z odsieczą ku Połockowi, św. Kazimierz ukazał się na chmurze i wskazał bród umożliwiający szybkie i bezpieczne przejście przez Dźwinę. Umiał nawet po śmierci dbać o wskazywanie tej właściwej, bezpiecznej drogi. Dlatego przez setki lat uznawany był za jednego z głównych patronów Polski i Litwy.

I jeszcze taki wymowny w dzisiejszym kontekście szczegół. Przez prawie dwa lata (1481-83) Kazimierz był namiestnikiem ojca w królestwie. Przysługiwał mu tytuł secundogentis Regis Poloniae;  jego rezydencja znajdowała się w Radomiu (jest patronem tego miasta). Jego roztropna postawa w czasie tych niedługich rządów przyniosła poddanym wzrost poczucia bezpieczeństwa, także dlatego, że zaangażował się w uporządkowanie zawikłanych spraw prawnych. Brał osobisty udział w sprawowaniu władzy sądowniczej, co było niebagatelną zaletą wobec licznych zaległości w rozstrzyganiu spraw przez sąd królewski. Czy nie powinien być więc uważany także za szczególnego patrona tych osób publicznych w państwie, które dążą do uporządkowania statusu prawnego instytucji tak skompromitowanej jak Trybunał Konstytucyjny?

Czego wymaga od nas Bóg? Bóg wymaga, by wierzyć w Niego i kochać Go. Miłość jest nie oddzielna od wiary. Miłość jest trudna.

„Będziesz miłował Boga! – mówi bowiem Bóg do człowieka – nie przez jakiś czas, ale zawsze, w każdej chwili; od dojścia do rozumu, aż do ostatniego tchu życia. Ta miłość będzie stałym, ciągłym usposobieniem twojego serca” (o. N. Grou).

„Będziesz miłował Boga tak, jak Go miłował człowiek w stanie niewinności, jak Go miłować powinien przez łaskę chrztu świętego, to jest miłością wlaną, a zatem nadprzyrodzoną, i starać się będziesz o zachowanie łaski uświęcającej, do której ta miłość jest przywiązana… Bóg wszystkim daje swą łaskę, a z łaską i miłość; jeżeli człowiek, doszedłszy do rozumu, nie ma jednej i drugiej, to zawsze jest w tym jego własna wina.”

 

Michał Wiewiórski - Dęby w Rogalinie

Michał Wiewiórski – Dęby w Rogalinie

Bohaterowie polskiej historii, dobrzy i mądrzy władcy, święci i męczennicy mówią nam jednak, że miłość Boga jest możliwa i że przynosi szczęście. Szczęście osobiste człowiekowi, jakiego nie zna i znać nie może świat. I szczęście narodom, które rządzone są przez ludzi kochających Boga. „Spoglądając na siebie, powinniśmy mówić: Nic nie mogę. Spoglądając na Boga, który będzie naszym Kierownikiem i Podporą, mówimy: Wszystko mogę przy Jego łasce i wszystkiego dokażę”.

Możliwość komentowania jest wyłączona.