Pierwszy polski papież?

Pośród niesnasków/ Pan Bóg uderza/ W ogromny dzwon/. Dla słowiańskiego oto Papieża/ Otwarty tron …” Wszyscy pamiętamy te słowa. O kim jednak one mówią? Pojawienie się kogo wieszczył Juliusz Słowacki w 1848 roku? Karola Wojtyły? A może jego poprzednika sprzed ponad siedemdziesięciu lat? Wybrany został wtedy Giuseppe Sarto, Pius X (1835-1914), ogłoszony świętym w 1954 roku.

W 1903 roku, gdy na niego padła większość głosów na konklawe, świat nie był jednak gotów na papieża, który pochodził z kraju, którego nie ma na mapach. Jego pochodzenie zostało starannie zatuszowane. Dopiero kilkadziesiąt lat później czymś do przyjęcia, a wręcz czymś normalnym stał się wybór, kolejno, Polaka, Niemca, Argentyńczyka… – taką wersję wydarzeń coraz częściej spotkać można wśród ludzi zajmujących się bliżej historią Kościoła. Tym bardziej, że Pius X to nie był ktoś, kto tylko przemknął się przez dzieje Kościoła; przeszedł on do historii jako ten, który wydał bezwzględną walkę najbardziej niebezpiecznej herezji, modernizmowi. Dziś jest z kolei chyba papieżem najbardziej zapomnianym.

 

św. Pius X

 

Każda herezja atakuje wiarę katolicką, czyni to poddając w wątpliwość autorytet objawiającego się Boga. Prawdy objawione jak Trójca Święta, Wcielenie, Eucharystia, nie są kwestią naszego osobistego uznania, uczucia, czy czyjejś subiektywnej opinii. „Jedynym prawdziwym motywem, który sprawia, że wierzymy w nie bez cienia wątpliwości, jest właśnie autorytet Boga, który nie może błądzić ani wprowadzić w błąd”, podkreśla ks. F. Knittel FSSPX. Jeśli kwestionujemy jakiś dogmat wiary, zarzucamy fałsz Bogu, podważamy nieomylność Kościoła.  Modernizm, który rozpowszechnił się w Kościele w XIX wieku idzie jeszcze dalej, czyni niemożliwym samo istnienie wiary. Udowodnił to Pius X w swojej słynnej, dziś niestety prawie nieznanej encyklice Pascendi Dominici gregis z 1907 roku. Jego pontyfikat był naznaczony próbą zwalczenia modernizmu. Próbą heroiczną, podjętą ze świadomością jak trudne jest to zadanie i jak pilna potrzeba; w wielkiej mierze udaną, choć nie do końca skuteczną.

„W modernizmie wszystko zredukowane jest do wymiaru naturalnego wszystko jest subiektywne, wszystko rodzi się z pragnień pochodzących z głębi świadomości. Już nie ma miejsca na rzeczywistości nadprzyrodzone, tajemnicze, zewnętrzne i obiektywne” (ks. F. Knittel). Jako jeden z głównych tricków, by być wiarygodnym w Kościele, modernista zawsze będzie mieszać, „w osobliwy i niebezpieczny sposób”, katolicyzm i racjonalizm. Nigdy też nie sformułuje swoich idei jasno i wprost, będzie je starannie maskować, ukrywać, przemycać ostrożnie, ale zarazem rozsiewać wszędzie niczym ziarenka maku. „Słuchając ich lub czytając, wydaje się, jakoby byli sami z sobą sprzeczni, chwiejni i niepewni. Tymczasem taktyka ta jest z góry nakreślona, a wypływa z ich założenia, iż wiara i wiedza są sobie zupełnie obce”, pisał Pius X.

Encyklika Pascendi Dominici gregis wywołała w Kościele wstrząs, a w niektórych kręgach silnie dotkniętych przez modernizm wręcz popłoch. Tak jak niegdyś donośny dźwięk wszystkich dzwonów Wenecji witał nowego patriarchę tego miasta, którym był Giuseppe Sarto, przyszły Pius X, tak teraz on sam jako papież uderzył w potężny dzwon. Dzwon bijący na alarm. Wskazali zostali sprawcy zagrożenia, siewcy zamętu, a zarazem bez wątpienia ludzie popularni, nawet słynni w ówczesnym świecie intelektualnym, mający poparcie liberalnych ośrodków: teologowie, duszpasterze, uczeni. Na skutek ich działalności zagrożona była, jak wykazywał Pius X, nie instytucja Kościoła, nie jakiś szczególny dogmat, ale sama cnota wiary. Papież udowadniał, że jeśli ten „ściek wszystkich herezji” nie zostanie przezwyciężony, następnym etapem będzie wszechogarniający katolickie społeczności ateizm. Dogłębnie, analitycznie, konsekwentnie ukazywał, w jaki sposób modernizm sączy subiektywną, uczuciową, nie zakorzenioną w zasadach nadprzyrodzoności religię bez Boga. Ten pierwszy kanonizowany papież od czasu Piusa V (1504 – 1572), stwierdzał z całą powagą swojego autorytetu, że modernizm w Kościele nie jest przemijającą  modą intelektualną, ale świadomym działaniem „nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego”. Hasłem jego pontyfikatu były słowa Omnia instaurare in Christo – „Wszystko odnowić w Chrystusie”.

 

Pius X w otoczeniu najbliższych współpracowników

 

U progu XX wieku widział wyraźnie, że w świecie chrześcijańskim „zaczyna się umacniać i rozprzestrzeniać pewne przekonanie, istniejące od dawna, choć jedynie w wąskich kręgach, które zaczyna być teraz prawie powszechnym sposobem myślenia, stając się niemal »historią« i »kulturą«; jest to idea głosząca, że »postęp« musi być równoznaczny z odrzuceniem Kościoła, jego tradycji i wiary, że »postęp« oznacza przywrócenie człowiekowi »jakości« przypisywanej wcześniej tylko Bogu i Chrystusowi. Nowe credo głosi, że to właśnie ludzkość powinna być prawdziwym, zasługującym na kult bożyszczem, przede wszystkim zaś, że to sam człowiek jest panem swojego losu” (Antonio Sicari).

Pius X zwracał uwagę na wyjątkowo zręczne posługiwanie się przez modernistów sztuką kamuflażu. Na wielu przykładach wyjaśniał „w jaki sposób doktryna tak złożona i sprzeczna z naturalną strukturą ludzkiej inteligencji mogła rozprzestrzenić się do tego stopnia” i zagarnąć cale obszary kultury. Wiedzę o modernizmie uzupełniał także w dokumentach Lamentabili sane i Sanctorum antistitu, gdzie wskazywał remedium na modernizm. Jako Głowa Kościoła podejmował szczególne środki bezpieczeństwa – dziś uznano by je pewnie za drastyczne i nie do przyjęcia – jak przysięga antymodernistyczna, ściślejsza kontrola seminariów, wydawnictw, surowość w karach kościelnych.

 

Giuseppe Sarto, biskup Mantui

 

Postać św. Piusa X jest mocno kłopotliwa dla apologetów nadciągającej rzekomo „cywilizacji miłości” i „wiosny Kościoła”. Nie czyta się jego encyklik i adhortacji. Nie pamięta się o jego dokonaniach. Nie zna się jego życiorysu. A historia jego życia jest z tych nieprawdopodobnych. Do godności Głowy Kościoła po śmierci Leona XIII pretendowali potomkowie historycznych włoskich rodów. Kto mógł być zatem mniej „godny” tego wyboru niż syn ubogiego emigranta z kraju, którego nie było na mapach? Człowieka, który znalazł siły, by uciec z okupowanej ojczyzny do Włoch, by uniknąć przymusowego wcielenia do pruskiej armii walczącej z Napoleonem. Potomek kogoś takiego mógł urodzić się na włoskiej ziemi tylko w największym ubóstwie. Nie wiadomo, jakim cudem miałby zdobyć odpowiednie wykształcenie. Kto by go utrzymywał w seminarium? A jednak cud ten się zdarzył. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Pius X, uznany za jednego z najwybitniejszych papieży w historii Kościoła, był synem Giovanniego Sarto – po polsku: Jana Krawca – Polaka, uciekiniera ze Śląska, ze wsi Boguszyce spod Toszka w powiecie gliwickim. Świętość zaś tego papieża była tak niekwestionowana, że w czterdzieści lat po śmierci (szybkość zawrotna jak na czasy przedsoborowe) został przez Piusa XII kanonizowany.

Oficjalna biografia Piusa X zawiera inne informacje: miał być rodowitym Włochem, a jego ojciec właścicielem ziemskim. Dlaczego jednak nigdzie nie ma metryki urodzenia jego ojca, a nawet jego grobu (ustalili ten fakt polscy badacze)? I dlaczego syn właściciela ziemskiego żyje w całkowitym ubóstwie, mieszka w nędznym domu, musi przyjąć posadę listonosza i woźnego, i żeni się z dziewczyną z najniższej warstwy społecznej, z wiejską szwaczką? Była nią Margherita Sanson, matka Piusa X. Rodziców nie stać było na opłacenia nauki wybitnie zdolnego syna; seminarium ukończył dzięki stypendium biskupa Wenecji, co było ewenementem i wielkim wyróżnieniem.

 

Rodzice i rodzeństwo św. Piusa X wraz z rodzinami

 

Znaków zapytania jest więcej. W 1957 roku ukazał się w czasopiśmie „Katolik” tekst historyka Kościoła ks. prof. Józefa Umińskiego, który rozważa hipotezę polskiego pochodzenia Piusa X. Przychyla się do niej, choć przyznaje, że nie udało mu się zebrać wystarczającej ilości dokumentów, by postawić kropkę nad „i”. Powołuje się jednak na list Biskupa Polowego Józefa Gawliny do kard. Augusta Hlonda, w którym biskup prosi o pomoc w odnalezieniu brakujących dokumentów o ojcu Piusa X. Wskazuje na kontakty wybitnego duszpasterza polskich emigrantów w USA, ks. Ludwika Moczygęby, franciszkanina, ze swoim „wujem, kanonikiem czy biskupem w Mantui”, które miały miejsce w latach 80. XIX w. W tym czasie biskupem Mantui był Giuseppe Sarto. Matka ks. Moczygęby pochodziła ze śląskiej rodziny Krawców. W czasach wojen napoleońskich emigracja Polaków ze Śląska do północnych Włoch, by uniknąć przymusowego wcielenia do armii pruskiej (także i za chlebem) była zjawiskiem częstym. Młody Jan Krawiec, brat Ewy Moczygęby z d. Krawiec z Boguszyc, znalazł się w pobliżu Treviso, w wiosce Riese ok. 1812 roku. Znalazł tam pracę jako wiejski listonosz, dorywczo pracował też jako woźny. Po dwudziestu latach, gdy był już w pełni na obcej ziemi zaaklimatyzowany założył rodzinę. Miał z Margheritą z d. Sanson ośmioro dzieci. Drugim z kolei jego potomkiem był Giuseppe, któremu na drugie imię dano Melchior, urodzony w 1835 roku. Dlaczego Melchior? Na Śląsku, wśród ludności katolickiej trwał od XVII wieku kult Melchiora Grodzieckiego SJ, męczennika za wiarę, który zginął w okrutnych męczarniach, podobnie jak św. Andrzej Bobola, z rąk protestantów (był to kult lokalny; jego kult oficjalny był aż do lat 60. XIX wieku zakazany).

 

Ks. Ludwik Moczygęba, franciszkanin, duszpasterz Polonii amerykańskiej, domniemany brat cioteczny Piusa X

 

Oficjalna biografia Piusa X zawiera także fakty wielce wymowne: Oprócz tego, że bronił wiary wobec zagrożeń świata, potępił modernizm, ateizm, agnostycyzm – nazywany był „papieżem dzieci”; obniżył wiek przystępowania dzieci do Komunii św. – w 1905r. uczynił szambelanem papieskim ks. Adama Sapiehę, młodego wówczas księdza o dość porywczym usposobieniu (co prawie zawsze uniemożliwiało w Kościele awans). Beatyfikował śląskiego jezuitę Melchiora Grodzieckiego. W 1906 r. wyniósł do godności bazyliki świątynię jasnogórską, ustanawiając dzień 26 sierpnia uroczystością Matki Boskiej Częstochowskiej. W 1910 r., po zbrodni na Jasnej Górze popełnionej przez zakonnika współpracującego z Ochraną, Damazego Macocha, przesłał do Częstochowy drogocenną koronę, którą 22 maja zawieszono na cudownym Obrazie Matki Boskiej.

Poszukiwania

Kardynał Edmund Dalbor (1869-1926), prymas Polski, który na wykładach w seminarium podnosił sprawę polskiego pochodzenia Piusa X oraz urodzony na Śląsku bp Józef Gawlina (1892-1964), który był mocno zaangażowany w tę sprawę, to nie były takie sobie, przeciętne postacie w Kościele. Działali niezależnie od siebie starając się udokumentować polskie pochodzenie Piusa X; wszystko wskazuje na to, że nie udało im się przedrzeć przez mur niezrozumienia.

A jednak, oprócz dokumentów, które zostały jakby starannie wymiecione, istnieje coś takiego jak tradycja przekazywana ustnie, z pokolenia na pokolenie, „historia mówiona”. Na Śląsku, w okolicach Gliwic i Opola, w latach trzydziestych ub. wieku, a później także w latach pięćdziesiątych, pogłoski o polskich korzeniach Piusa X były mocno rozpowszechnione. Słynny duszpasterz emigracji w USA i pionier polskiego osadnictwa w tym kraju, urodzony w tych stronach ks. Leopold Moczygęba, franciszkanin, uznawany był za siostrzeńca papieża; odwiedzać go miał we Włoszech, gdy był jeszcze biskupem Mantui. Jego matka, Ewa z d. Krawiec, była przez mieszkańców swojej wsi uważana za ciotkę papieża.

Biskup Gawlina prosił zatem, by kardynał Hlond zwrócił się do proboszcza w Riese o przeprowadzenie poszukiwań metrykalnych oraz do monsg. Ettore Bressana w Wenecji. Niestety, nic nie wiadomo, jaki był efekt tych starań.

Konklawe

Wybór Piusa X, uznanego później za jednego z największych w historii papieży, Kościół zawdzięcza inicjatywie jedynego polskiego uczestnika konklawe, księcia kard. Jana Puzyny, biskupa Krakowa, który uzyskał od cesarza Franciszka Józefa weto w wypadku dość oczywistego wyboru faworyta tych wyborów, kard. Rampolli, sekretarza stanu przy poprzednim papieżu, Leonie XIII. Kard. Puzyna uczynił to na prośbę polskich biskupów z Wilna, stających wobec niewesołej perspektywy układania się Rampolli z Francją i z Niemcami, a co za tym idzie, z Rosją. Ceną za stępienie ostrza wrogiej polityki Francji wobec Watykanu miało być m.in. wprowadzenie języka rosyjskiego do kościołów na terenie zaboru rosyjskiego. Kard. Puzyna bez trudu uzyskał weto od nie ceniącego Rampolli cesarza, za pośrednictwem polskiego arystokraty hr. Agenora Gołuchowskiego, który był ministrem spraw zagranicznych Austrii.

 

Książę Kardynał Jan Maurycy Paweł Puzyna

 

W Rzymie, ku osłupieniu zebranych na konklawe dostojników, gdy Rampolla wybijał się na pierwszą pozycję, polski kardynał  wyciągnął z kieszeni list cesarza i oświadczył z niewzruszonym spokojem:  “Mam zaszczyt podać do wiadomości w imieniu oraz na podstawie autorytetu jego Apostolskiego Majestatu Franciszka Józefa (…), że Jego Majestat, zamierzając skorzystać ze starożytnego prawa i przywileju, oznajmia wykluczające weto przeciwko najdostojniejszemu mojemu panu kardynałowi Marianowi Rampolli del Tindaro”. (Wcześniej jednak w poufnej rozmowie wyjawił  lojalnie kardynałowi Rampolli, iż jest zobowiązany do przedstawienia sprzeciwu cesarza). Weto, które początkowo wywołało ogromną konsternację i sprzeciwy uczestników konklawe, sprawiło zmianę preferencji kardynałów na korzyść kard. Sarto, który był już wcześniej jednym z mocniejszych kandydatów.*)

Powracającego z Rzymu kardynała Puzynę przyjęto w Krakowie kampanią oszczerstw, zarzucano mu wysługiwanie się zaborcy; tworzono na jego temat najdziwaczniejsze legendy, w których kreowany był na despotę żądnego czołobitnych hołdów, nazywano go pruskim lokajem etc. Fakt, że wykazał się wielką odwagą cywilną podejmując się misji dla ratowania wiary i polskości rodaków na ziemiach zagarniętych przez Rosję, musiał pozostać jego najgłębszą tajemnicą. Sytuację utrudniało dość harde, niezależne usposobienie Puzyny, polskiego arystokraty z Kresów, dalekie od układności i póz salonowych, tak typowych dla obyczajów Krakowa. Kardynał nigdy swojego wystąpienia na konklawe nie komentował. Miał tylko kiedyś napomknąć mimochodem, odnosząc się do swojego udziału w konklawe: „To raczej ja wykorzystałem Austrię, niż Austria mnie…”.

 

Watykan, 4 sierpnia 1903 r. Habemus Papam! Giuseppe Sarto wybrany papieżem przyjmuje imię Piusa X

 

Tymczasem polskość nowego papieża stała się w Rzymie czymś nad wyraz kłopotliwym. „Zaraz po wyborze Sarto na papieża urzędnicy watykańscy zaczęli odkrywać z rosnącym przerażeniem, że jego ojciec nie jest rodowitym Włochem. Miał on nazywać się pierwotnie Jan (Giovanni) Krawiec (po włosku – Sarto) i przywędrować »skądś z Polski«”, piszą komentujący sprawę wyboru Piusa X dziennikarze z tygodnika „Strzelec Opolski” (obejmującego swym zasięgiem gminy Jemielnica i Toszek na Śląsku, skąd wywodzi się rodzina Krawców i Moczygębów).

„Dlaczego ta informacja była tak wstrząsająca? Na Stolicy Piotrowej od czasu śmierci pochodzącego z terenów dzisiejszej Holandii papieża Hadriana VI (od 1523 r.) nie zasiadł dotąd żaden nie-Włoch. Oficjalnie pierwszym papieżem, który złamał tę niepisaną zasadę, był dopiero Polak – Jan Paweł II. Na początku XX wieku »włoskość« papieża oznaczała, że nie pochodził on z żadnych z walczących o hegemonię mocarstw Europy, a kontynent stał na granicy wielkiego konfliktu. Mocarstwa patrzyły na siebie z coraz większą podejrzliwością i niewiele brakowało, by I wojna światowa wybuchła już w 1905 roku podczas kryzysu marokańskiego. Tym bardziej nie do pomyślenia było, by papieżem został Polak. Wieść, że papieżem wybrana została osoba powiązana z Polską, spowodowałoby… euforię całego narodu. Najprawdopodobniej byłoby to zalążkiem nowego powstania. Sytuacja polityczna Watykanu była więc wyjątkowo trudna i nic dziwnego, że zatuszowanie prawdziwego pochodzenia Piusa X było sprawą najwyższej wagi. Specjalne grupy urzędników watykańskich pojawiły się zarówno w Riese, gdzie próbowano odnaleźć jak najwięcej dowodów na powiązania Piusa X z miejscowymi rodami, jak i na Śląsku Opolskim – gdzie z kolei tuszowano jego rodowód. Udało się tego dokonać, lecz oficjalnej historii rodu Sarto przeczy kilka faktów. W rodzinnym Riese brak jego metryki w księgach parafialnych. Nie ma też żadnego dowodu na pokrewieństwo z »oficjalnym« dziadkiem Piusa X – Giuseppe Sarto, który miał być zamożnym ziemianinem (pamiętajmy, że ojciec papieża żył w biedzie). Ba – brak nawet samego grobu Giovanni Sarto w Riese. Natomiast na Śląsku pamiątkami po odwiedzinach watykańskiej delegacji były brakujące strony w kronikach parafialnych” (fragment artykułu ze “Strzelca Opolskiego”).

 

Riese w północnych Włoszech, dom rodziny Sarto (pocz. XX w.)

 

Inny z komentatorów zauważa, że sam Pius X miał wystarczająco wiele powodów, by nie podawać do publicznej wiadomości swojego pochodzenia, milcząco zgodzić się na „wersję włoską”. Był to czas, gdy ani Kościół, ani Watykan, ani Włochy nie były przygotowane na papieża innej narodowości i ujawnienie prawdy o ojcu – Polaku, mogło być wykorzystane przeciwko samemu Ojcu Świętemu. Dla niego konieczność ukrywania swojej tożsamości musiała być dodatkowym ciężarem i wielkim cierpieniem.

„Gdy do Watykanu przybyła grupa 50 unitów, którzy w wyniku prześladowań politycznych przedarli się nielegalnie przez granicę, papież, ku zdziwieniu uczestników audiencji, ucałował ranę jednego z nich i powiedział: »Powtórzcie braciom waszym, że Ojciec Święty pamięta o was, modli się za was i pragnie gorąco spotkać się z wami w  niebie…«, przypomniano w tej samej publikacji. Grzegorz Wierzchołowski w tekście zamieszczonym w „Gazecie Polskiej” w 2008 roku dodaje: „[Jeśli] przodkowie papieża z rodziny Sarto to »oficjalnie« z dziada pradziada Włosi – trudno zrozumieć, dlaczego na najstarszych zachowanych zdjęciach Giuseppe widzimy blondwłosego młodzieńca o jasnej cerze i zupełnie nieromańskich rysach. Na późniejszych fotografiach Piusa X zwraca z kolei uwagę wyraźne podobieństwo papieża do niektórych Górnoślązaków, których twarze utrwalono na zdjęciach dokumentujących życie polskich emigrantów w Teksasie (obejrzeć je można w książce Śląscy Teksańczycy, Opole 2004).” Te wyraźne nie-włoskie cechy powierzchowności Piusa X zauważył też ks. Umiński, który dwukrotnie widział go z bliska.

Pius X  w sposób zupełnie nie licujący z upodobaniami Włochów, także swojego poprzednika na Stolicy Piotrowej, wydał wojnę muzyce operowej i popisom wokalnym w kościołach. W ogłoszonym w 1903 roku motu proprio pisał: „W kościele nie powinno mieć miejsca nic, co jest niegodne domu modlitwy i majestatu Boga. (…) Muzyka sakralna (…) musi być święta, musi być prawdziwą sztuką i musi być uniwersalna”.  Nie wszyscy rozumieli decyzję papieża, podkreśla Frances A. Forbes, autorka jego biografii. „Niech jego dobrotliwe oblicze – pisano o Piusie X we włoskiej prasie katolickiej –  zmiękcza twarde serca, które nadal pragną wznosić pokazowe, żeby nie powiedzieć – błazeńskie – śpiewy przed Przenajświętszym Sakramentem, pełne budzących grozę pisków, tremolo i treli”.

Przez całe życie pozostał człowiekiem niezwykle skromnym. Gdy uczyniono go – jako młodego księdza – ojcem duchownym w seminarium w Treviso – podczas pierwszego spotkania z klerykami powiedział: „Spodziewacie się znaleźć we mnie człowieka głębokiej wiedzy, bogatego doświadczeniem w sprawach duchowych, mistrza ascetyzmu i doktryny chrześcijańskiej. Rozczarujecie się, bo nie ma żadnej z tych cech. Jestem jedynie biednym wiejskim proboszczem. Ale zostałem tu przysłany z woli Boga – i dlatego musicie mnie znosić”.

Obejmując zarząd diecezji Treviso mówił do księży; „(…) proszę was, abyście wspomnieli słowa apostolskie: »Postępujcie ostrożnie, by nie wyszydzono waszej posługi«. Niech nasze czyny będą takie, by wrogowie nie mogli nam niczego zarzucić. (…) życie kapłana to nieustanna walka ze złem, które rodzi potężnych wrogów”. Po nominacji na biskupa Mantui płakał jak dziecko. Twierdził, że nie nadaje się do tego kompletnie, jest niegodny pokładanego w nim zaufania. Był pewien, że nastąpiła pomyłka papieża Leona XIII i nawet napisał w tej sprawie do Rzymu. Nie został jednak wysłuchany.

Pius X zmarł, gdy już pierwsza wojna światowa była rozpoczęta. „Papież, nieuznawany król parowłókowego państewka, nie miał żadnej możliwości, aby wstrzymać prawosławną Rosję, protestanckie Prusy, czy nawet katolicką Austrię od rozpoczęcia krwawego starcia, było ono nieledwie mechanicznym skutkiem kongresu wiedeńskiego, klęsk powstaniowych, konwencji Alvenslebena, Sedanu i Sadowy”, pisał ks. Walerian Meysztowicz, radca prawny Ambasady RP w Watykanie. „Ostatnie dni Piusa X, to był właściwy koniec XIX wieku. Papież wiedział, że świat się wali. Jak święci o delikatnym sumieniu męczył się tym bardzo. Umarł w opinii świętości…”

 

Pius X w swoim gabinecie w Watykanie, w ostatnich latach życia

Wędrówka dwóch ślepców

To, co dziś odnotowujemy jako zjawiska nienormalne, zwyrodniale, patologiczne w życiu politycznym, społecznym – zwłaszcza na tle historii naszego państwa i historii Europy (do schyłku średniowiecza) – a powoli stają się one na naszym kontynencie codziennością, sięga korzeniami głębiej niż początek bolszewizmu w Rosji w 1917 roku. A przecież często sądzimy, że to wszystko, co tak gwałtownie na naszych oczach „przyspiesza” zaczęło się w Polsce wraz z rokiem 2016 (a może w 2010?, albo gdy w nocy z 3 na 4 czerwca dokonano brutalnego zamachu stanu i obalono rząd Jana Olszewskiego?) Jednak mylimy się. Mylilibyśmy się nawet gdyby naszym zdaniem zaczęło się to wszystko jeszcze przy pertraktacjach Okrągłego Stołu.., nie!, gdy Stalin i Hitler podali sobie ręce…, gdy zdradzono nas w Jałcie… , gdy Hitler napisał Mein Kampf, a Stalin zagłodził na śmierć trzy miliony Ukraińców i w psychuszkach umieszczał więźniów politycznych.

„Błądząca wola ludzka potrzebuje przewodnika, który wskaże jej drogę… tym przewodnikiem jest umysł”, mówił Pius X. „Jeśli jednak umysłu nie oświeca właściwe światło… będzie to jakby wędrówka dwóch ślepców prowadzących siebie nawzajem – obaj upadną (…) Nikt nie może się łudzić, że wypełni obowiązki prawdziwego chrześcijanina, jeśli nie będzie wiedzieć, na czym one polegają. Pytanie tylko, kto powinien niszczyć ignorancję umysłów ludzkich i przekazać wiernym niezbędną wiedzę?”

 

Watykan, luty 1907, uroczysta Msza św.; Pius X dokonuje konsekracji biskupów francuskich

 

Jak ujął to jeden z duszpasterzy: Jeśli ludzie Kościoła schlebiają modernizmowi, jeśli porzucają tradycyjne nauczanie wiary na rzecz filozoficznych dwuznaczności i pozornych „głębi”, Kościół staje się z punktu widzenia wiary zupełnie bezsilny. Traci też swoją wiarygodność. Gdy nie naucza się w sposób jasny i zrozumiały fundamentalnych prawd, skutkiem  nieuchronnym muszą być coraz bardziej drastyczne społeczne patologie. Są one dziś wyjątkowo jaskrawe. Zamiast wierzyć w Objawienie, które zostaje ukazane mocą autorytetu Kościoła i do którego przyjęcia katolicy są zobowiązani – nie jest to kwestia ich dobrej woli, nastrojów, uczuć, przeżyć ani doświadczeń  –  moderniści proponują by człowiek „zagłębił się w siebie” i „przemyślał swoją wiarę”. Proponują nieustające dyskusje, roztrząsania, zamiast tradycyjnego, nie „poprawionego” według najnowszej mody Katechizmu i wierności przykazaniom. Pius X broniąc praw Boga w Jego Kościele i w społeczeństwach naszej cywilizacji bronił także człowieka i społeczeństwo przez skutkiem rozmycia doktryny katolickiej. Ten wielki papież był w istocie przeciwieństwem Lutra, którego nauki dziś niektórzy przedstawiciele najwyższej hierarchii próbują z dziwną determinacją w Kościele adoptować.

Nie uważał się za przywódcę ludzkości; miał  wystarczającą wiedzę o Bogu i miłość do Niego, by wiedzieć, że “narzędziem”, jakim Bóg posługuje się wobec ludzkości jest Jego Kościół, Oblubienica Chrystusa. Bronił Kościoła od wrogów wewnętrznych, bo kochał Boga.

W 1863 ks. Bronisław Markiewicz, późniejszy święty, przepowiedział wybór polskiego papieża („…najwięcej zaś was, Polacy, Pan Bóg wyniesie, gdy dacie światu wielkiego Papieża” (B. Markiewicz, Bój bezkrwawy). W cztery lata i dwa miesiące po śmierci Piusa X, Polska została wskrzeszona. W sześć lat później pokonaliśmy nawałę bolszewicką pod Warszawą i obroniliśmy przed azjatyckim, komunistycznym koszmarem Europę. Mimo woli przypomina się Juliusz Słowacki i jego słynny wiersz, w którym „Pan Bóg uderza w ogromny dzwon…”.

 

(…)Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość,

Robactwo – gad,

Zdrowie przyniesie – rozpali miłość

I zbawi świat.

Wnętrza kościołów on powymiata,

Oczyści sień,

Boga pokaże w twórczości świata,

Jasno jak dzień.

 

A zatem: o kim naprawdę pisał nasz Wieszcz?

_______

 

*) W Archiwum Kapitulnym na Wawelu znajduje się odręczny, dwukartkowy tekst kard. Jana Puzyny, podpisany przez niego. Posiada pieczęć: Curia Principis Episcopi Cracoviensis. Zaczyna się monogramem JMJ, są to pierwsze litery zawołania Jezus-Maryja-Józef. Dokument rozpoczyna się od słów: „Ku wiecznej pamięci – dla wyświecenia prawdy”.

„Konklawe rozpoczęliśmy dnia 31 lipca 1903 w piątek o godzinie 5-tej od Veni Creator w Kaplicy Paulińskiej, skąd udaliśmy się parami do Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie przemawiał kard. Oreglia [przewodniczący obrad – EPP]. Przysięga – adoracja Najś[więtszego] S[akramentu], wieczerza wspólna, pod nr 34, widok na plac św. Piotra. 1 sierpnia. Medytacja w kapl[icy] Paulińskiej o 7-mej wspólna Komunia św. w kaplicy Sykst[yńskiej], Mszę św. miał kard. Ser[a] f[ino] Vanutelli7, o 9 1/2 posiedzenie – modlitwa, wylosowanie skrutatorów, infirmorów, głosowanie, rodzaj przysięgi, złożenie kartek, z głosem do kielicha. Kard. Rampolla 27, Gotti17, Sarto 7 . Kard. Oreglia zapowiedział, że akcesu nie będzie. Zebranie 7 Kardynałów u mnie. Adoracja Najświętszego] Sakr[amentu] w kaplicy Paul[iń- skiej], brewiarz. O 4 1/2 wspólne posiedzenie: R[ampolla] 29, G[otti] 16, S[arto] 10. Byłem u kard. Oreglii zwracałem [uwagę] na niewłaściwą kandydaturę R[ampolli], Kard. Ort[eglia] jest za G[ottim]. U mnie narada, mam w niedzielę rano być u kard. Oreglii] i oddać protest-ekskluzywę rządu przeciw wyborowi R[ampolli]. 2 sierpnia, niedziela. Miałem Mszę św. o 6 1/4 w kapli[cy] Paul[ińskiej] przed ołtarzem Najświętszej Maryi Panny. Byłem u kard. Oreg[lii], który odmówił przyjęcia pisma protestującego (veto) przeciw wyborowi R[ampolli], później odwiedziłem kard. Ramp[ollę], któremu powiedziałem, że wniosę protest przeciw jego wyborowi. Byłem u abp Mer[r]y de la Vail. Msza św. w kaplicy Sykst[yńskiej]. Posiedzenie: R[ampolla] 29, G[otti] 9, S[arto] 21. Po ogłoszeniu wyniku głosowania odczytałem deklarację z protestem (veto) przeciw wyborowi kard. Ramp[olli]. Wielu kardynałom poddawałem myśl, że przyszły Papież winien być pobożny, wielkiego serca dla wszystkich narodów, rozumiejący pracę biskupa diecezjalnego: małe, wielkie seminaria, misje, wizyta pasterska. Polityka środek – nigdy cel rządów. Posiedzenie o 5-tej godzinie. Kardynał Perraud wystąpił z mową przeciw wniesionej ekskluzywie. R[ampolla] 30, S[arto] 24, G[otti] 6, Oreg[lia] 2. Poznałem kard. Sarto. 3 sierpnia, poniedziałek. Msza św. o 6-tej w kapl[icy] Pauli[ńskiej], Posiedzenie o 9 1/2 – przemówienie R[ampolli] przeciw mej deklaracji. Nic nie wspomniał w przemówieniu, że poprzednio byłem u niego – mały człowiek. Agitacja za kard. R[ampollą] (Vives, Mathieu, Steinhuber) . S[arto] 27, R[ampolla] 24. Kardynał Sarto w ładnym, ciepłym przemówieniu dziękuje za oddane mu głosy, wyboru nie przyjmuje. Poszedłem z kard. Sarto do Kapl[icy] Paul[ińskiej]. Posiedzenie o 5-tej. S[arto] 35, R[ampolla] 16, G[otti] 7. Kard. Satolli14 oznajmił, że kard. S[arto] wybór przyjmie. Byłem u kard. Koppa i Fischera. 4 Sierpnia, [wspomnienie] św. Dominika. Msza św. w Kapl[icy] Paul[iń- skiej]. O 9 I/2 w kapl[icy] Sykst[yńskiej]; posiedzenie. S[arto] 50, R[ampolla] 10, podczas I głosowania kard. Sarto otrzymał 5 głosów.

Kardynał Sarto poszedł się ubrać w białą sutannę. Oznajmił, że obiera imię Piusa X. Zaraz w kapl[icy] Syxt[yńskiej] złożyliśmy hołd Piusowi X, który poprzedzony przez kardynałów dał z logii bazyliki benedykcję do wnętrza bazyliki św. Piotra zebranym wiernym. Głos ładny, silny. Poczem poszedł Pius X do chorego kard[ynała] hiszpańskiego]. O 5-ej godzinie w kapie jedwabnej, fioletowej składaliśmy hołd po raz drugi w kaplicy Sykstyńskiej Piusowi X (w kapie czerwonej i mitrze). Ściskał i błogosławił. Na sesjach w czasie konklawe kardynałowie byli ubrani we fioletową sutannę, mucet. 4 sierpnia o godzinie 6 1/4 wyjechaliśmy z Watykanu. (+J. Kard. Puzyna)”

 

[za: http://czasopisma.upjp2.edu.pl/foliahistoricacracoviensia/article/view/1343], przypisy zostały pominięte – EPP

_____

Obszerny fragment tego teksu został opublikowany w grudniu 2018 na łamach tygodnika “Do rzeczy”

 

List Czytelnika

 

“Byłaby to piękna historia, doprawdy, polski papież, który był symbolem walki z modernizmem. To, zdaje się, nie tylko wówczas było trudne do przyjęcia – ale i dzisiaj polski Kościół  kręciłby zapewne nosem z tego powodu. Kto wie, czy w świecie duchowym, w tej Bożej ekonomii łaski – łaski na nasz naród nie płyną właśnie dzięki Piusowi X (najwięcej zaś was, Polacy, Pan Bóg wyniesie, gdy dacie światu wielkiego Papieża…).

Odsłoniła Pani trafnie w tekście metodykę modernizmu: dyskusja, jako podłoże podminowania prawdy. Świetnie koresponduje z Pani tekstem dzisiejsza krytyka, którą przedstawił prof. van den Aarweg (ten od terapii reparatywnej), watykańskiego głębokiego “sprzeciwu” wobec gender (tak odtrąbionego na katolickich portalach). Równocześnie watykański tekst zaprasza do “dialogu” z tą ideologią. Wypisz-wymaluj modernizm. Kiedyś bezbłędnie zdefiniował tę taktykę chyba sam abp. Lefevbre w ramach triady: “teza-antyteza-synteza”. Ten fortel umożliwia do dzisiaj walkę z prawdą, która wymaga jednoznaczności. Siła modernizmu polega na jego miękkości i pozornie koncyliacyjnej postawie. Tę metodę zresztą wykorzystują z powodzeniem uczniowie szkoły frankfurckiej i spadkobiercy Gramsciego. Marksizm oparty o fizyczną eksterminację całych społeczności nie pozwala osiągać odpowiednich skutków (zresztą inną przyczyną eksportu komunizmu był niewydolny system ekonomiczny, dlatego potrzebna była adaptacja do systemu kapitalistycznego, tak aby go ostatecznie rozłożyć). Zanim Amerykanie zorientowali się jakie znaczenie ma beat- generation Wilhelma Reicha – było już po rewolucji.

To przejście: z pola rewolucji społecznej na terytorium rewolucji kulturalnej oparte było w dużym stopniu o zmianę podmiotu rewolucji, czyli proletariatu. To pozwoliło wykreować skutecznie tzw. konflikt między naturą a kulturą, czyli między popędem seksualnym, a tłumiącym ten popęd rodziną, i wychowaniem, którego rodzina jest gwarancją. Czyli: między grzechem a cnotą. To dało w końcu rewolucji zasięg światowy. I to są właśnie owe słynne “błędy Rosji” które rozlały się po świecie.

Wracając do roli Kościoła i modernizmu (o którym Pius X powiedział, że płynie jak podziemna rzeka). Oczywistym przełomem, faktycznym zwycięstwem modernizmu było jego tryumfalne wejście na forum Kościoła dzięki Soborowi. Pamiętam wypowiedź jednego z konserwatywnych hierarchów, że ci którzy byli przez lata na indeksie, weszli do auli soborowej dumnie w czerwieni szat kardynalskich. Podskórny modernizm płynął w Kościele wieloma strumieniami, dzięki, urokowi, jak słusznie Pani pisze “filozoficznych dwuznaczności i pozornych »głębi«”. Już przed soborem Jan XXIII rewaloryzował marksizm w ramach encykliki Pacem in terris oddzielając system, od „dobrych intencji”, które towarzyszyły wielu marksistom. To zastosowanie wspomnianej triady: z tezy o złym systemie komunizmu wyprowadza się antytezę o dobru wielu jego członków,  a całość wieńczy synteza o tym, że komunizm nie jest wcale taki zły. Obecnie “ziarna prawdy”, istniejące ponoć w wielu religiach, stały się matrycą Prawdy dla wielu innych zagadnień, takich  jak zagadnienia płci (płeć społeczna),  małżeństwa (LGBT, niesakramentalne). Jeśli więc nie ma zbrodni (grzechu) – nie może być i kary, ponieważ uniemożliwia to “godność człowieka”, która jest już obietnicą Nieba. Papież , który właśnie odmawia Bogu prawa do poddania nas próbie (“i nie wódź nas na pokuszenie…”) – symbolicznie rozpoczyna kolejny etap Odstępstwa. Nie dowodzi to bynajmniej, przegranej “papieża z Polski”, tylko wypełnienie Bożych planów, które tamten papież zrozumiał i poddał się im. Czy może być lepszy wzór dla nas, niż ten który “umacniał braci w wierze” ?”

Wojciech Miotke

18 czerwca 2019

Możliwość komentowania jest wyłączona.