Pierwsze Damy
Ważny polityk, mąż stanu, prezentujący się publicznie z żoną, z rodziną stanowi silnie oddziałujący społecznie przekaz. Jest naturalnym wzorcem, jak niegdyś król i królowa, wzorcem, którego wielu ludzi pilnie potrzebuje. Przykład przemawia mocniej niż najlepsze filmy o miłości, traktaty o małżeństwie, poradniki o relacjach męża i żony.
Choć prezentacja takiej pary małżeńskiej to spektakl, wiele rzeczy jest wyreżyserowanych, choć naiwnością byłoby szukać w tych obrazach pełnej prawdy o ludziach, to jednak nasza wyobraźnia jest tu zachłanna, skłonna jest zatrzymywać się przy każdym szczególe garderoby i gestu. “Można wręcz powiedzieć, że społeczeństwo przemawia poprzez stroje w jakie się odziewa”, mówił w przemówieniu do Kongresu Łacińskiej Ligii Mody w 1957 roku papież Pius XII. “Poprzez nie manifestuje ono swe ukryte aspiracje i posługuje się nimi, przynajmniej częściowo, do budowania lub niszczenia swej własnej przyszłości”.
W ostatnich tygodniach przesunęły się przed oczami Polaków przynajmniej trzy Pierwsze Damy, każda na swój sposób fascynująca. Przez urodę, elegancję, ale przede wszystkim sposób bycia, maniery, gesty. Co mówią nam, Polakom, Pierwsze Damy – Melania Trump, Agata Duda, Katy, żona księcia Williama – swoim wyglądem i zachowaniem? Ktoś z komentatorów wizyty brytyjskiej pary książęcej zauważył z przekąsem, że są symbole, które drogo kosztują, zatem nie można traktować ich inaczej niż elementy biznesu („monarchia brytyjska to pewna marka”), czy przemysłu odzieżowego. Trywialność tej uwagi kłóci się z powszechnym odbiorem publicznej prezentacji małżonków z rodziny królewskiej. W odbiorze tym, wręcz entuzjastycznym w Polsce, zarówno w przypadku małżonków Trampów, jak i brytyjskiej pary książęcej, odżywa nie wygasła nadzieja, że ci, którzy są tak „piękni i bogaci” okażą się także wierni sobie. I nie unieszczęśliwią rozwodem swojego potomstwa. Dlaczego? Bo tak nakazuje odwieczne prawo, tego żąda sprawiedliwość, tak uczy Bóg. I oni, jako ludzie wyniesieni na szczyty drabiny społecznej nie są przeznaczeni do tego, by stać się „ikonami popkultury”, lecz mają być dla innych wzorem małżeńskich obowiązków i cnót. Tak naprawdę żywe i pobudzające wyobraźnię, w większym stopniu niż bohaterowie tych wydarzeń, są tu odwieczne symbole związane z rolą małżeństwa w planie Bożym. Symbole te nie są czymś ulotnym. Jaka jest więc prawdziwa wymowa symboli, które odnajdywaliśmy podczas „spektakli” należących do towarzysko-dyplomatycznego rytuału podczas wizyty gości z za oceanu i zza Kanału La Manche?
Małżeństwo jest instytucją, dzięki której państwa mogą przetrwać. Obecny kryzys polityczny w społeczeństwach naszego kontynentu ma wiele wspólnego z brakiem szacunku dla małżeństwa jako instytucji społecznej. Dwadzieścia kilka lat temu zepsute, żyjące skandalami w rodzinie królewskiej społeczeństwo angielskie, zaakceptowało bez szemrania rozbicie małżeństwa księżnej Diany i księcia Karola, ponieważ dostarczało im ono swoistego alibi dla własnego stylu życia. (Niektórzy nazywają życie w niewierności małżeńskiej wolnością). Nie było ważne wtedy, że późniejszy bohater widowiskowego ślubu stracił na zawsze dom i został trwale okaleczony psychicznie. Można powiedzieć, że nie jeden Anglik – ale pewnie i niejeden Polak – przeżywał wówczas rodzaj mało chwalebnej satysfakcji z powodu upadku klasy wyższej do stanu takich samych nizin, na jakich sam się znajdował.
Dziś, gdy oczy przedstawicieli społeczeństwa nie tylko brytyjskiego znów zwracają się z nadzieją ku ludziom wywyższonym z powodu ich pozycji społecznej, powraca tęsknota za ładem moralnym w państwie i w rodzinach. Powraca nadzieja, że nie wszystko jeszcze stracone. Także i Polacy, zwłaszcza ci, którzy rozumieją związek, jaki zachodzi między „prawem rozwodowym”, które jest w istocie brutalnym bezprawiem, czy ostatnio wprowadzonymi w wielu krajach zmianami legislacyjnymi, sankcjonującymi „małżeństwa” homoseksualne, a podcinaniem fundamentów państwa i perspektywą jego przerwania, mogą wyciągnąć wnioski.
W tym roku przy okazji wizyty w Polsce prezydenta Trumpa z małżonką oraz pary książęcej z Anglii widzieliśmy także rzadko spotykany obraz: młode, pełne uroku kobiety zapatrzone w swoich mężów. Słuchające ich z uwagą. Stojące zawsze nieco z boku lub z tyłu, gdy przemawiali, ustępujące im z całą prostotą miejsca w ich roli publicznej – co jest symboliczne także dla ich roli w małżeństwie. Kobiety te mówiły w ten sposób: “Tak, mój drogi, przyznaję, jesteś głową rodziny, respektuję twoją władzę w naszym małżeństwie. Uznaję jasną i czytelną hierarchię w naszej rodzinie, której nie my, ludzie, jesteśmy autorami, ona została nam przekazana. Twoja władza jest ci dana z góry”.
Nie mówiąc już o tym, że w gronie przywódców państw normalne pary małżeńskie posiadające dzieci stają się dziś czymś wyjątkowym, obraz kobiecości, jaki zaprezentowały Pierwsze Damy: Melenia, Agata i Catherine, był nie tylko miły dla oka, przywoływał uniwersalny wzorzec rodziny, ale stanowił ogromny kontrast wobec innego obrazu kobiety. Tego, który prezentowały niemal w tym samym czasie uczestniczki ulicznych burd wymierzonych w suwerenną władzę państwową, ale i w każdego członka społeczeństwa z osobna. Warto zastanowić się przez chwilę nad istotą tego kontrastu.
Bastion rządów osobistych
Jakie jest więc źródło władzy mężowskiej w rodzinie, kto jest autorem hierarchii, którą w swoisty, pełen uroku sposób, zamanifestowały publicznie, każda z osobna, trzy piękne kobiety w sukniach i kostiumikach? (Warto to podkreślić, gdy na ulicach Warszawy pojawiły się w tak dużej liczbie osoby w okryciach, których nie sposób nazwać strojem kobiecym)?
„Jako żyjący organizm, powołany do istnienia przez Boga, rodzina jest naturalnym wrogiem czystej organizacji. (…) Jako teokracja, rodzina stanowi bastion rządów osobistych. Nie można nią kierować wedle kryteriów większościowych, nie zmieniając jednocześnie samej jej istoty, jest ona bowiem Bożą tajemnicą” (Solange Hertz).
Pierwsze Damy przez swoją – wyrażoną w delikatny, pełen wdzięku, choć może i czasem aktorski sposób – zależność od męża, Donalda, Andrzeja i Williama, mówią, że władza pochodzi od Boga. To przypomnienie jest ważniejsze dziś niż kiedykolwiek w historii.
Prezydent Andrzej Duda jako głowa rodziny na pewno pamięta o swojej zależności od Tego, który dał mu władzę. O swoim posłuszeństwie wyższemu prawu – z tego właśnie powodu. A jako prezydent Rzeczpospolitej? Na pewno pamięta o tym, że litera zabija, duch daje życie prawu. A duch prawa nie może być sprzeczny z Dekalogiem, z prawem moralnym i z zasadą sprawiedliwości. Polityka nie jest dziedziną wyjętą z ich zakresu. Pius XI, mówiąc o powinnościach państwa i rządzących, przypominał: „Wszelkie inne przedsięwzięcia, jakkolwiek by były atrakcyjne i pomocne, muszą ustąpić przed żywotną potrzebą ochrony samych fundamentów wiary i cywilizacji chrześcijańskiej”. Cywilizacja chrześcijańska jako jeden z swych kamieni węgielnych miała prawo rzymskie. Sędzia nie był w nim nigdy przedstawicielem nietykalnej kasty.
Te młode piękne kobiety, Pierwsze Damy, których wyraziste sylwetki przesunęły się przed naszymi oczami, mówią swoim zachowaniem o swoich mężach, i do nich, także: “Nie boję się przy tobie niczego. Cokolwiek byś zrobił, zaufam ci, bo sprawujesz w naszym małżeństwie praworządną władzę. Nadajesz ład naszej rodzinnej społeczności”. (A trzeba dopowiedzieć, że każda z nich jest także matką, dom, jaki stworzyły dla swoich mężów i dzieci jest miejscem ich najważniejszej aktywności).
Rodzina i małżeństwo nie są wytworem systemu społecznego. Nie jest nim również państwo. Są to instytucje naturalne. Ludzie, którzy nie znają Boga lub zapomnieli o Nim nie są świadomi tego, że rodzina jest tajemnicą, “ustanowioną przez Boga instytucją, z której wyrastają wszystkie systemy społeczne, zarówno złe jak i dobre. (…) Zbudowana na fundamencie prawa naturalnego, nie mogłaby nigdy stać się niezdolna do realizacji celu wyznaczonego jej przez Boga, gdyby od fundamentu tego nie oderwał jej grzech”.
Tak w rodzinie jak i w państwie, jak i w każdym żywym organizmie, poszczególne części – także osoby obdarzone szczególnymi godnościami, sprawujące władzę – są wyposażone we wszystko, co jest im potrzebne do spełnienia ich funkcji, do wypełnienia celu, dla jakiego instytucja ta czy organizm zostały powołane. O ile jest to organizm zdrowy. Przypominał o tym osiemdziesiąt lat temu Pius XI, jako ostatni z papieży. Dlatego nie można im odmawiać tego, co do nich należy. Na przykład odmawiać obywatelom prawa do decydowania o treści ustaw, od których zależy sprawiedliwy, praworządny ład w państwie. Jak i prawa Parlamentowi o stanowieniu szczegółów tych ustaw – skoro ustrój w Polsce jest demokracją przedstawicielską, a nie monarchią. Prezydent, nawet wybrany w wyborach bezpośrednich, nie pełni u nas roli monarchy, choć może reprezentować symbolicznie jego władzę. Andrzej Duda potrafi też wytworzyć w sposób naturalny pewien majestat, otoczyć się niezbędnym splendorem, który powinien towarzyszyć reprezentacyjnym funkcjom Głowy Państwa.
Naturalne fundamenty rodziny zostały położone w Edenie, w domu Adama i Ewy, przypomina Solange Hertz. „Przez wieki nie wymyślono żadnego lepszego systemu politycznego, ponieważ Bóg nakreślił kształt nadprzyrodzony chrześcijańskiego społeczeństwa, odwołując się raz jeszcze do modelu prywatnego domu. Tym razem był to dom w Nazarecie, należący do cieśli Józefa i jego żony Maryi. La politique, oui, mais la Maison d`abord („polityka – tak, ale najpierw dom”)”.
Rodzina i polityka, prawa i obowiązki
O tym powinny przypominać swoim mężom Pierwsze Damy. Najpierw dom. Polska – tak samo jak Stany Zjednoczone, Anglia – ma być domem dla jej mieszkańców. Domem prawdziwym – jeśli chcemy, by ustrój polityczny zapewniał ład społeczny, był sprawiedliwy i mądry, by nikt w nim, a nade wszystko sędziowie, od których wyroków zależy bezpieczeństwo i dobrobyt obywateli, którzy są ustanowieni jako strażnicy praworządności, nie nadużywał swojej władzy. Jeżeli w normalnej konserwatywnej rodzinie nie ma równych praw, ani nawet równości w dziedzinie opinii, to dlatego, że musi ona pozostać sprawnie działająca instytucją, wypełniającą zadania, dla których została powołana, zapewniać ciągłość ludzkich pokoleń – ktoś musi kierować, ktoś być kierowanym. Tak jak i w państwie. Istotą klasycznego bytu politycznego jest bowiem hierarchia. „Każdemu stanowi życia właściwa jest pewna ranga, prawa oraz obowiązki”, to właśnie istota hierarchii.
To pozornie tylko szczegół bez znaczenia, ale ostatnio w moich tekstach, ukazujących się gdzie niegdzie w druku, usuwane były prawie zawsze zdania o tym, że ideał kobiety jest w istocie odwzorowaniem postaci Niepokalanej. Że jeśli mówimy o prawdziwej kobiecości, to mamy na myśli Matkę Bożą jako wzór – wzór oblubienicy, dziewicy i matki. Może redaktorzy nie rozumieli tych wtrąceń, może wydawały im się przesadne, niepotrzebne, „obsesyjnie religijne”. A przecież zapominanie o Matce Bożej, o tym, co mówiła przychodząc pięć razy na kontynent europejski w ciągu ostatnich dwustu łat, nie może nikomu przynosić chluby. Zwłaszcza, gdy jest politykiem, przywódcą państwa, ojcem czy matką, czyli człowiekiem obdarzonym władzą przez Stwórcę.
Faktem jest, że w czasach nam współczesnych, odnośnie podstawowych spraw ludzi żyjących na tej ziemi, otrzymaliśmy jednoznacznie wyrażoną wolę Boga, jako warunek pokoju na świecie. Pokoju w państwach i społeczeństwach oraz między państwami. To co widzimy ostatnio w Polsce, zwłaszcza na ulicach Warszawy, to przykład, jak pokój społeczny jest z zimną premedytacją dewastowany. To oczywiste, że tę jasną dla wszystkich wierzących wolę Boga, powinni wypełnić przede wszystkim hierarchowie Kościoła. Do nich jest adresowana. Ale wziąć ją pod uwagę, jako główną wskazówkę dla swoich poczynań w polityce winni także świeccy sprawujący władzę w państwach chrześcijańskich, o ile są katolikami.
Pan Bóg życzy sobie, by poświęcić Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi, by państwo to się nawróciło i nie rozszerzało swych błędów po świecie. To jednoznacznie wyrażone żądanie oznajmiła światu Matka Boża w Fatimie sto lat temu. Później parokrotnie ponawiała je za pośrednictwem siostry Łucji dos Santos. Katolicki polityk powinien o tym pamiętać, także po to, by nie iść n a ż a d n e k o m p r o m i s y z systemem politycznym, który panował w naszej części Europy przez pięćdziesiąt lat – i z jego pozostałościami – który jest jednym z najgorszych owoców błędów Rosji. Oraz z ludźmi, którzy ten system podtrzymywali, wbrew wszelkiej logice i wbrew moralności. Z systemem, w którym istnieje kastowość, gdzie prawo jest w istocie źródłem bezprawia, służy interesom ludzi żerujących na organizmie społecznym. Gdzie jawna niesprawiedliwość jest hołubiona, gdzie przestępstwo pleni się bezkarnie, gdzie z największą surowością każe się wrogów tego systemu.
Kobiety, małżonki, matki, Pierwsze Damy, o ile odwzorowują w swym życiu rodzinnym ideał oblubienicy, a nie są tylko pięknie prezentującymi się manekinami, aktorkami w politycznym spektaklu, mogą znaleźć łatwiej niż ktokolwiek inny drogę do serc i umysłów swoich mężów, którym udzielono z wysoka władzy doczesnej. Ich wrażliwość, głębia ich natury, spostrzegawczość, delikatność często w i ę c e j m o ż e d o k o n a ć niż połajanki, szturchańce i krytyka ludzi z zewnątrz. Mogą one zachęcić do wytrwałości i męstwa także wtedy, gdy od ich mężów wymagany jest heroizm trudnej decyzji politycznej, gdy szantażyści i kusiciele wszystkich barw jednoczą się i przystępują do decydującego ataku. One przede wszystkim powinny pamiętać, że Bóg nigdy nie odmawia pomocy temu, komu udzielił władzy, gdy trzeba wypełnić do końca zlecone przez Niego zadanie.
Polska, kraj między Rosją a Niemcami, otrzymała zadanie ocalenia wiary i cywilizacji łacińskiej ma kontynencie najbardziej dotkniętym przez błędy Rosji, potwierdza ten fakt cała nasza historia. Od postawy jej przywódców – a zwłaszcza tak symbolicznej postaci prezydenta – zależy więcej niż można by sądzić, gdy zapomni się o nadprzyrodzonym planie, dla którego zostały powołane rodziny, a wraz z nimi państwa.
Gdy patrzyliśmy na wrzeszczącą tłuszczę pod budynkiem sejmu i pod domem Jarosława Kaczyńskiego, a wśród niej wulgarne osoby płci żeńskiej, przypominały się słowa amerykańskiej katolickiej pisarki i pani domu, Solange Hertz: “Myślę, że w naszych czasach diabeł będzie się posługiwać głównie kobietą. Znaki czasu wydają się wskazywać, że pewien rodzaj zacieklego feminizmu stanie się jedną z największych współczesnych herezji. Jaki inny podstęp mógłby wybrać diabeł, usiłując zrównoważyć wpływ mężnej >niewiasty i jej potomstwa<, które musi zniszczyć za wszelką cenę, jeśli ma zachować kontrolę nad światem? A jaki może być lepszy sposób na zniszczenie kobiety, niż przekonanie jej, że jest ona w istocie tym samym co mężczyzna, że ma odgrywać w świecie dokładnie taką samą jak on rolę?”
Prezydent Polski może liczyć na pełne poparcie ze strony prawdziwych, nie wyrzekających się swej kobiecości Polek, żon, matek, dziewcząt, i Polaków, normalnych mężczyzn, ojców, mężów i młodzieńców. Dziś tym bardziej potrzebuje naszej modlitwy. Jeśli nie wycofa się – w taki czy inny sposób – ze swojego kroku, jakim było zawetowanie opracowanej przez rząd i sejm ustawy o Sądzie Najwyższym, a zapewne to uczyni, na placu boju – nie tylko o suwerenną i wolną Polskę, ale i o ocalenie naszej cywilizacji w tej części świata – zostałaby Beata Szydło wraz z rządem i większością parlamentarną: prawdziwa kobieta, żona, matka kapłana i wielka dama. To jej kobiecość, której nigdy nie zakwestionowała, pozwoliła jej najpierw stworzyć prawdziwy rodzinny dom, a teraz nie przeszkadza (a wręcz pomaga), w obliczu niejednej próby, być “mężem stanu”. Tak samo jak nie przeszkadzała Joannie d`Arc. Właśnie dlatego jest ona tak wybitnym “mężem stanu”, że najpierw sama miała, a potem tworzyła własny dom. Miejsce nie przypadkowe, ale wybrane, jedyne, niepowtarzalne, “w którym po raz pierwszy zdajemy sobie sprawę, że religia wymaga od nas wzniesienia się ku rzeczom przekraczającym naszą siłę i zdolność pojmowania”.
Wszystkie nieoznaczone cytaty w tekście za: Solange Hertz, Manifest matki. Tłum. Tomasz Maszczyk