O patrzeniu w ziemię
Jaka nauka płynie z wypadków, które miały miejsce tydzień temu w Gdańsku? Czy jest coś, czego nie wiedzieliśmy przedtem? Że życie każdego z nas jest nieprawdopodobnie kruche… Że zdmuchnąć je może, niczym płomień świecy, byle podmuch… Że znając nasz początek nie znamy naszego końca…
Ale może to jeszcze, że nasza cywilizacja oparta jest na przebaczeniu. I na ofierze jednych za drugich. Bo Bóg złożył za nas w ofierze Siebie samego. Nasza cywilizacja „pamięta”, że ład społeczny (także rodzinny) powstaje tylko i wyłącznie wtedy, gdy ludzie nie są mściwi, pamiętliwi, nieprzejednani. Stworzyło ją uznanie własnej niewystarczalności, niedoskonałości człowieka przed Bogiem. Stąd i tylko stąd płynie wielkoduszność, wspaniałomyślność, nie oddawanie złem za zło. Stąd płynie pokój…Tymczasem dziś wielkie biznesy polityczne robi się na tym, że napuszcza się jednych na drugich, jedną grupę ludzi na drugą. Sterowanie ludzkimi emocjami, zwłaszcza tymi negatywnymi, jest dziecinną zabawą dla biegłych w tym rzemiośle. Nie doceniamy tego niebezpieczeństwa. Nie potrafimy się przed tym bronić. Jesteśmy bezradni wobec tego podstępu.
Dlatego z taką ulgą przychodzi nam zrzucać z siebie ładunek złych emocji. Nawet gdy dzieje się to wówczas, kiedy musimy patrzeć na twarz zabitego człowieka i słyszeć płacz jego najbliższych. Czujemy ulgę, czujemy się lepsi mogąc komuś współczuć, kogoś żałować. I myśleć o sobie samych – i o innych ludziach – że nie musimy być źli, nie chcemy nikogo nienawidzić. Wiedząc, że i inni tego nie chcą; chcemy dobrze życzyć wszystkim. Taka jest bowiem prawda! Prawda o nas, ludziach, którzy są naszymi bliźnimi, bo tak chciał Bóg. Bliźni to także ten, który nosi na sobie blizny grzechów i cierpień, które bolą i szarpią tak samo każdego z nas. Taka jest prawda o naszej chrześcijańskiej duszy.
Każda śmierć coś przed nami ważnego odkrywa. Pokazuje nam coś, czego nie pamiętaliśmy lub o czym usiłowaliśmy zapomnieć.
Tak mogłaby się odrodzić wspólnota. Wspólnota to miejsce, gdzie jedni nie mówią źle o drugich. Gdzie się wybacza, choć nie odrzuca się prawdy i sprawiedliwości. Przeciwnie! Gdzie się jednak pomaga drugiemu być kimś lepszym, mądrzejszym, bardziej wspaniałomyślnym. I samemu przyjmuje się chętnie taką pomoc.
Na dramat, jaki rozegrał się 13 stycznia i jego następstwa możemy patrzeć jak na wielką zbiorową terapię mocno nadwyrężonego, by nie powiedzieć, chorego, społeczeństwa. Ale pytanie, skąd te choroby się biorą, postawić trzeba. Kto je tu przywlókł. Czy nie są to zaprzysięgli wrogowie naszej cywilizacji.
Gdy wzrok nasz przyciąga tylko ziemia, gdy patrzymy w głąb wykopanego ciemnego dołu lub na trotuary, na których powiększają się wciąż kręgi czerwonych serc z zapalonych zniczy, nasza odpowiedź jest tylko odreagowaniem emocji.
Gdy przypomnimy sobie, że ponad sto lat temu zstąpiła na ziemię sama Matka Najświętsza, by nas o coś ważnego poprosić, nasza diagnoza sytuacji będzie inna. Matka Boża przyszła, by poprosić o modlitwę, która wynagrodzi Jej sercu ogromne zło, którego dopuszczają się ludzie. A zarazem poprosiła o modlitwę za ludzi, za „biednych grzeszników”, jak się wyraziła, którzy są sprawcami tego ogromnego zła. Potrzeba modlitwy jest wielka i paląca, ponieważ “tak wielu z nich trafia do piekła”. To słowa Matki Bożej. Trafiają tam dlatego, że nikt nie pomyślał, by się za nich pomodlić. Piekło to nie jest coś abstrakcyjnego, niemożliwego do wyobrażenia jak próbuje się nam dziś wmawiać. Piekło to konkret, rzec by można. Całkowity brak nadziei. Absolutna utrata Boga.
“Idźcie precz – »Odstąpcie ode Mnie, bo nie chcę już was więcej widzieć ani słyszeć«. Przeklęci – »Bo wzgardziliście moim błogosławieństwem«. A dokąd, o Panie, mają pójść ci nieszczęśnicy? W ogień – do piekła, by tam paliło się ich ciało i dusza. A na ile lat albo wieków? Jakich lat, jakich wieków?! W ogień wieczny – na całą wieczność, dopóki Bóg będzie Bogiem” (św. Alfons Maria de Liguori, Przygotowanie na śmierć).
A zatem: sprawiedliwość i miłosierdzie. Sprawiedliwość Boga i miłosierdzie Boga, które zależą od miłosierdzia człowieka wobec bliźniego – i od jego sprawiedliwości wobec swego Stwórcy. Nie można jednego oddzielać od drugiego. Sprawiedliwość Boga i miłosierdzie Boga są w tym samym stopniu doskonałe. O tym przypomniała sto lat temu Maryja. O tym zawsze, aż do przełomu w II połowie ub. wieku, nauczał Kościół.
Pomodlić się za kogoś to coś więcej niż upomnieć go albo wytknąć mu publicznie jaki jest okropny. To coś więcej niż mu rzucić w twarz to, co o nim myślimy. Zagrozić mu, przestraszyć go. To coś zupełnie innego niż wyśmiać go i wylać ma na głowę cały kubeł nieczystości, obrzucić błotem w mediach.
Zupełnie, zupełnie innego!
Czy ktoś nam o tym przypomina? Czy ludzie, którzy powinni być głosem sumienia narodu o tym przypominają?
Niestety, w języku, jaki spotkamy najczęściej, nawet w miejscach chrześcijańskiego kultu, nie ma już prawie “biednych grzeszników”. Są “ubodzy”, których trzeba wspomóc, jest “biedne, chore, zanieczyszczone środowisko”. I są ci, którzy trafiają prosto “do Domu Ojca”, święci natychmiast, niezależnie od tego, jak żyli.
Królowa Polski nie taką dawała nam zawsze lekcję. Przychodziła, by przypomnieć, że Bóg jest, a Ona jest Matką Boga. Bóg nie pozwoli się z Siebie natrząsać.
O tym jak traktujemy prośby Matki Bożej z Fatimy, z Gietrzwałdu, z Lourdes, mówią między innymi dzisiejsze wydarzenia, wymowne obrazy z ulic Gdańska.
Jesteśmy bardzo pewni swego stanu posiadania. Wydaje nam się, że spokój konsumpcji w średniozamożnym państwie europejskim będzie trwać wiecznie. Że gromadzone przez nas zdobycze uratują nas przed groźbą zdematerializowania się (kiedyś, jakoś, być może, kto to wie…). Że w naszych betonowych fortecach nie umrzemy tak po prostu, bo na to, że mogłoby być inaczej nie ma, jak na razie, żadnych dowodów. Nieszczęście mają jedynie ci, których samochód przejedzie lub staną się ofiarą nożownika.
Nie ma dowodów, nie ma gwarancji, ale jest tu i teraz – rzeczywistość pełna smaków, zapachów, kolorów, podniet, zmian temperatury, nowych wciąż obrazów i emocji. A my jesteśmy tego nigdy nie syci…
„Wiadomo z doświadczenia, że osoby przywiązane do świata w obliczu śmierci nie chcą słyszeć, by rozmawiano z nimi o czym innym niż o ich chorobie, o lekarzach, których można wezwać, i o lekarstwach, które mogłyby im pomóc. Jeśli zaś napomkniemy o duszy natychmiast okazują znużenie i proszą, żeby ich zostawić, bo muszą odpocząć, boli ich głowa i rozmawiać nie mogą”, przestrzega św. Alfons Maria de Liguori.
Rozmowa o duszy nie uda się na chwilę przed koniecznością opuszczenia na zawsze naszych ciepłych, uwitych tu, na ziemi, przytulnych gniazdek. Nie uda się, gdy nikt o istnieniu duszy i jej tragicznym losie po śmierci – gdy umiera się w grzechach ciężkich – nie będzie przypominał. Czy uroczystości żałobne w Gdańsku przypominały o tym? Były one umiejętnym, pełnym rozmachu zagospodarowaniem żalu po nagłym zniknięciu z tego świata człowieka. Zniknął, ale gdzie jest? Przecież nie zamienił się cały w popiół. Co z jego duszą?
Próbuje się nas straszyć „grzechem ekologicznym”, ale grzech, zwyczajny grzech, który niszczy i szmaci duszę ludzką staje się czymś banalnym. Tak banalnym, że aż śmiesznym…
Nie tak mówiła Matka Boża. Przyszła, by nas ostrzec. Przypomnieć o wiecznym wymiarze Boskiej sprawiedliwości. I o tym, że grzechy człowieka nieskończenie znieważają Boga. Najlepsza z matek była tak poważna, Jej oczy były tak smutne… Jak alarmująca jest sytuacja człowieka, skoro z Nieba przychodzi i staje przed nami we własnej osobie Królowa Nieba i Ziemi! Nie można tego faktu zlekceważyć. Nie można ulec fałszowi propagandowych przemówień, („ta śmierć to ugodzenie w sam rdzeń demokracji”), demagogicznych apeli, sentymentalnych odwołań i pseudoreligijnych pohukiwań.
„Bracia! Nie uważajcie siebie samych za zbyt mądrych. Nikomu złem za zło nie oddawajcie, ale starajcie się czynić dobrze nie tylko przed Bogiem, ale i przed ludźmi. Jeśli to możliwe, i o ile od was zależy, ze wszystkimi ludźmi spokój zachowujcie. Nie brońcie samych siebie, najmilsi, ale pozostawcie to gniewowi (Bożemu), napisane jest bowiem: Moja jest pomsta i ja odpłacę, mówi Pan. Ale jeśliby nieprzyjaciel twój łaknął, nakarm go, a jeśli ma pragnienie, podaj mu napój: tak czyniąc, węgle ogniste zgromadzisz na głowę jego. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12 16-21).
„Pomsta” to słowo zbyt mocne, zbyt surowe dla delikatnego, w miękkich fotelach i na miękkich siedzeniach samochodu spędzającego życie współczesnego człowieka. A jednak zostało wypowiedziane. Słowo, którego człowiek nie łączy już z Bogiem, bo nie wie, kim jest Bóg.
________
Rozważania na Pustą Noc
Ziarno i pług i plon stokrotny – i spichlerz niebieski
Tak w staraniu o pokarm mitręga przemija żywota
Deszczom i słońcu poddane, zanim zbiorą je żeńcy
Rośnie tam kąkol obok pszenicy, do czasu zgryzota
A co sieje człowiek, to i żąć będzie w Wieczności
– Za miskę soczewicy tak oddano pierwszeństwo
O soli przypowieść i światło rozprasza ciemności
Kładą przed Tobą życie, albo kładą przekleństwo
Serce nakarmić może już tylko szept z dala, obcy
Biały obrus, dwie świece, krzyż – i ktoś Pana woła
w Pustą Noc milczy wielkim głodem nieboszczyk
Do ust wolno mu wziąć tylko modlitwy Kościoła
Wojciech Miotke
(15 stycznia 2019)