O ludziach, którzy wolą książki
Ta inna Francja – cz. II
Przedziwnie doprawdy splatają się losy Polski i Francji. Rysuje się właśnie na horyzoncie kolejna odsłona dziejów tej mało z reguły w naszych czasach docenianej wspólnoty. A przecież przez całą niemal historię nowożytną – pomijając nawet okres napoleoński – przebija echo jakiegoś głębszego porozumienia dwóch katolickich narodów. Paul Claudel, jeden z największych poetów francuskich, który dostrzegał szczególną rolę Polski na starym kontynencie, uznawał rozbiory Polski za „grzech śmiertelny Europy” i przestrzegał, że Europa nigdy nie odzyska spokoju, jeśli ten grzech nie zostanie odpokutowany.
Jednym z najbardziej niezwykłych przejawów duchowej więzi polsko-francuskiej były wykłady Adama Mickiewicza w paryskiej Collège de France, w latach 40. XIX wieku (do czasu, gdy poeta zachłysnął się nieszczęśliwie Towiańskim). Okazały się one nie tylko manifestem polskości i hymnem na cześć jej historii, ale manifestem wiary katolickiej w Europie. W Europie, która po rewolucji francuskiej nie potrafiła oprzeć się laicyzmowi i szybko zaczęła wdychać trujące opary myśli Kanta i Hegla („Bóg to państwo”), a wkrótce i marksizmu.
„Grudzień 1840 roku to jest właśnie chwila, w której emigrant, zrośnięty krwią, bólem, walką i nadzieją ze swoim światem, zaczyna mówić publicznie do Francji, do Europy. «Litwin» z zabitego partykularza dobywa głosu Europejczyka (…) nie kompilator, ale apostoł płonie na katedrze profesorskiej ogniem świętego uniesienia”, pisał o wykładach Mickiewicza Tymon Terlecki, emigracyjny pisarz i historyk literatury. „Sam Mickiewicz mówił o lekcjach w Collège, że «każda była jak bitwa». I nie można opanować wzruszenia, gdy czyta się świadectwo naocznego świadka o nastroju sali wykładowej, o okrzykach «Niech żyje Francja!» wznoszonych przez Polaków, «Niech żyje Polska!» wznoszonych przez Francuzów, i o tym jeszcze, jak «jeden jakiś ogromny Anglik siedział opodal w milczeniu, cisnąc oburącz kapelusz do piersi. Płakał jak inni».”
Polska i Francja w jednym stały domu
Co takiego porywało i wzruszało Francuzów w wykładach polskiego poety? Mickiewicz ukazując literaturę słowiańską – jak życzyli sobie jego pracodawcy – zrobił de facto cykl wspaniałych prelekcji o historii i kulturze Polski wrośniętej w kulturę Zachodu, udowadniając nie tyle jej „słowiańskość”, co mocne osadzenie w rzymskim chrześcijaństwie i nieprzeliczone inspiracje dla niej stąd płynące. Wieszcz okazał się prekursorem integracji Europy – ale nie jako projektu politycznego i gospodarczego, tylko zjednoczenia narodów w imię prawdy chrześcijańskiej. Bo to ona stworzyła jedyną w swoim rodzaju duchową kulturę Europy. I jeśli, prezentując literaturę polską, mówił o przeciwstawnych sobie zasadach: polskiej i rosyjskiej, jak podkreśla Tymon Terlecki, to nie mógł przemilczeć faktu, że także „zasada francuska” zawsze walczyła z ideą rosyjską. Nie było innej możliwości, bowiem kultura zachodnia, ukształtowana w tak ogromnej mierze przez Francję, „najstarszą córę Kościoła”, była kulturą chrześcijańską, tak jak wschodnia – antychrześcijańską.
To zapewne nie przypadek, że dziś jeden z najpoważniejszych kandydatów na urząd prezydenta Francji, publicysta i pisarz Éric Zemmour, człowiek spoza układów partyjnych, to zarazem jeden z najbardziej oczytanych ludzi w swojej ojczyźnie, a może i w Europie. Choć ten konserwatywnie myślący intelektualista nie pochodzi z rodziny katolickiej, jest potomkiem berberyskich żydów, którzy osiedlili się we francuskiej Algierii, w sposobie myślenia o Francji i Europie prezentuje klasyczne reguły rozumowania opartego na filozofii realistycznej, która jest wykwitem europejskiego średniowiecza i arystotelesowskiej logiki. Dlatego od dłuższego już czasu w swoich komentarzach zwraca uwagę na Polskę. Przysłuchuje się im uważnie konserwatywnie i tradycyjnie nastawiona opinia publiczna w jego kraju, ale i w Polsce. Zemmour uważa, że nasze państwo swoim zdroworozsądkowym uporem w kwestii UE toruje drogę Francji do uwolnienia się od narzuconych jej “poprawnościowych” schematów, zabójczych dla jej tożsamości, a wręcz i politycznego bytu. Nie ma złudzeń, że naśladują one wiernie, co do metody i meritum propagandę sowiecką, która na początku ubiegłego wieku zrodziła to bezczelne zapieranie się w żywe oczy, to nazywanie czarnego białym, to odwracanie na każdym kroku znaczenia pojęć i słów oraz brutalny atak na wszystkich, którzy śmią jej dyktat kwestionować.
Podkreśla też, że w pełni popiera nasz rząd i społeczeństwo w konfrontacji w Komisją Europejską. „Ledwie ukrywane groźby i szantaż w stosunku do krajów takich jak Polska, to coś niebywałego”, stwierdził w jedynym z wywiadów. Gdy zapytano go o bliskość jego myślenia z poglądami i pozycją polityczną Donalda Trumpa, w związku z jego krytyką islamu, masowej imigracji i przedkładania nad inne względy interesów francuskich, odparł, że choć docenia strategię Trumpa i jego intuicję, m.in. na temat globalizacji, Chin i imigracji oraz wysoko szacuje wartość jego sukcesów w polityce wewnętrznej – zjednoczenia patriotów z warstw niższych – to sam bardzo różni się od byłego prezydenta USA. „Nie wywodzę się z telewizyjnych reality show i jestem zanurzony w życiu politycznym mojego kraju od 30 lat. Ja wolę książki, on z pewnością telewizję. Jestem człowiekiem idei, a on człowiekiem biznesu, a to nie to samo”.
To „nie to samo” mogłoby być dziś mottem tych polityków, także w naszym kraju, którzy zbyt łatwo porzucają myślenie kategoriami uniwersalnymi, kulturowymi o swoich zadaniach i celach, na rzecz doraźnej politycznej gry. Zapewne także w obawie, że nie będą zrozumiani i zostaną zignorowani przez wyborców, których sposób myślenia kształtuje owo wielkie show oraz kaskada informacji bez znaczenia, spływająca z mediów społecznościowych. Zdrowy zmysł, trzeźwą ocenę, realistyczne spojrzenie zastępuje nieustający festiwal „dziania się”, przekształcania, fluktuacji, przeskakiwania z emocji w emocję, zamieniania starych zapatrywań na nowe, jakby to był jakiś szaleńczy sprint, w którym liczy się częstotliwość zmiany, mnogość kostiumów i przebrań. Polityk, który swoją wiedzę o świecie czerpie nie tylko z analizy bieżących wydarzeń oraz śledzenia sondaży, ale z lektur – i to tych najstarszych, jeszcze z czasów, gdy narody Europy wyznawały naprawdę wiarę w Trójedynego Boga, a zwykli ludzie potrafili myśleć logicznie i spójnie, mając przed oczami wieczny cel jako ukoronowanie swojego doczesnego życia – ma o wiele większe szanse na sukces. Nie tylko doraźny. Także ten, który nigdy nie ulegnie przedawnieniu, nie zblaknie, nie zetleje.
Polska ma szczęście mieć takiego przywódcę, Jarosława Kaczyńskiego, choć tylko nieliczni wiedzą, że jest on prawdziwym koneserem i miłośnikiem książek, tych z wysokiej półki.
To, że Polska wzięta dziś w dwa ognie zachowuje spokój i godność niepodległego państwa świadomego swej siły moralnej i politycznej oraz potrafi skutecznie się bronić zarówno przed samozwańczymi dyktatorami z Brukseli, piskliwymi i zacietrzewionymi, jak i przed watażkami z Moskwy i Mińska, którzy organizują bezprecedensowy atak przy pomocy tysięcy nawiezionych imigrantów na naszą wschodnią granicę, ma wiele z tym wspólnego. Książki – a wśród nich jedna Księga – uczą lepiej sprawować władzę i prowadzić politykę wobec agresorów, lepiej się bronić i atakować, gdy trzeba, niż słupki sondaży i arkana współczesnej socjotechniki, która jest tylko prymitywną zabawą w oszukiwanie i wykorzystywanie ludzi.
To ze znajomości dzieł wielkiej literatury, którą zrodziła chrześcijańska kultura – nawet, gdy nie wszyscy jej autorzy byli katolikami – płynie uznanie oczywistego faktu, że tylko zwalczając ideologię lewicowo-liberalną, ale i tę czysto liberalną, można obronić Europę przed Unią Europejską oraz, że własna narodowa tożsamość może być zachowana tylko wówczas, gdy obroni się kulturę Zachodu.
Gdy dogorywają wszystkie fetysze
Jakże bliscy jesteśmy chwili, którą proroczo przewidywał Vittorio Messori:
Jeszcze mgliście, ale już także przeciętny, szary człowiek wyczuwa, że nie ma ze strony nowoczesności takiej obietnicy, która by nie została zdradzona. Na Wschodzie, podobnie jak na Zachodzie, umierają wszystkie bogi nowoczesności, które usiłowały zastąpić Boga, owe bóstwa nieustannego postępu, coraz powszechniejszego dobrobytu, nastania na ziemi królestwa wolności, sprawiedliwości, absolutnego pokoju. Dogorywają wszelkie inne fetysze, ulepione z gliny charakterystycznej dla kultury «nowoczesności»: odrzucenie grzechu i w konsekwencji — mit człowieka «dobrego z natury», zepsutego jedynie przez źle zorganizowane społeczeństwo, dobroczynna wszechpotęga nauki i ekonomii, kierowanych przez «światłą» politykę… Wielkie góry urodziły mysz, a może nawet szczura…
Vittorio Messori pisząc o remedium na choroby współczesności dodawał, że to, na co czekają rzesze rozczarowane gorzkimi owocami niespełnionych obietnic świeckich proroków, jest Powrotem. Powrotem do tego co stare, a nawet najstarsze. Przede wszystkim do Ewangelii.
Istnieje przepis – dodawał mediolański pisarz – na to, jak być nowoczesnym, wręcz awangardowym, w Kościele, ale też poza nim. Wystarczy mocno trzymać się Tradycji, tej prawdziwej, nie porzucać towarzystwa starożytnych, czekać… Wcześniej czy później historia to ponownie odkryje, a ty, dzień wcześniej uważany za żywy anachronizm i reakcjonistę, zostaniesz okrzyknięty prorokiem, który umiał daleko sięgnąć spojrzeniem.
Wydaje się, że Éric Zemmour korzysta z tej swoistej instrukcji włoskiego kolegi. I nie boi się, że zarówno ci Francuzi jak i Polacy, którzy dochowali wierności wierze katolickiej, nietkniętej przez neomodernizm, oraz klasycznym regułom myślenia, wydają się wielu współczesnym lokatorom Europy – bo trudno ich nazwać Europejczykami – nie tylko anachronizmem, reakcjonistami, ale wrogami, rasistami, antysemitami, faszystami etc. Tacy są bowiem w oczach prawdziwych przeciwników zarówno Francji jak i Polski. A Polskę, która w zaskakujący dla wielu sposób, wybija się właśnie na lidera Europy (a może i świata) – także dzięki odwadze i kompetencji obrońców naszej wschodniej granicy – ten francuski patriota podziwia.
Dochować wierności wspaniałej przeszłości historycznej i kulturowej naszych państw, Polski i Francji – oto prawdziwa polityka. A zarazem prawdziwa sztuka – którą z pewnością łatwiej jest opanować politykowi, który kocha książki. Polacy, którzy rozumieją nie tylko doczesny cel istnienia państwa, które leży pomiędzy Niemcami a Rosją i sens pojęcia: racja stanu oraz wartość i sens wspólnoty religijnej, jaką stanowimy jako Polacy, mogą się tylko cieszyć, że Francja zyskuje takiego lidera jak Éric Zemmour.
Adam Mickiewicz prowadząc w Paryżu wykłady o arcydziełach naszej literatury, mówił o nich z najprawdziwszą miłością, czułością i dumą. Wiedział jakie jest ich znaczenie dla całej kultury europejskiej. Do głowy mu nie przyszło, że Rzeczpospolitą, choć politycznie unicestwioną przez wrogie potęgi, można traktować jako kulturowe peryferium Europy. Był prawdziwym obrońcą polskiej raison d`État, racji stanu, która jest zarazem raison d`être, racją bytu naszej ojczyzny.
Tak jak jest nim dziś dziś dla Francji ten urodzony w Afryce Francuz, dla którego prawdziwy “szyk paryski”, to miłość książek, wielkich dzieł napisanych przez jego rodaków.
________