Szczepan wstępuje do nieba

Posted on 26 grudnia 2015 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć
To było zaledwie wczoraj.  Narodziło się Dziecię, przynosząc radość i pokój całemu światu. W Stajence usłyszano jego pierwsze kwilnie.  Dziś Kościół w swej mądrości stawia nam przed oczy obraz zakrwawionego ciała młodego mężczyzny, które pada pod kaskadą kamieni. Ten kontrast nie ma na celu wywołanie emocjonolnego szoku, ale przywrócenie trzeźwego spojrzenia na to,  czym jest wiara w Jezusa Chrystusa.
Wczoraj narodził się nam Chrystus w pieluszki owinięty, dzisiaj Szczepan został przezeń obleczony szatą nieśmiertelności – mówi św. Fulgencjusz –  Wczoraj ciasny żłóbek przyjął Bożą Dziecinę, dzisiaj bezmiar nieba ogarnął zwycięskiego Szczepana. Szczepan wstąpił do nieba wśród kamieniujących go Żydów, ponieważ Jezus zstąpił na ziemię wśród śpiewających Aniołów.
 

“Oddał życie za Chrystusa, by świadczyć o prawdziwości Jego posłannictwa i Jego nauki” (Mszał Rzymski z 1963 roku). Pierwszy męczennik – to znaczy świadek. Za głoszenie prawdy nagrodzony haniebną śmiercią i koroną chwały.

Relikwia korony cierniowej Chrystusa zdobyta przez św. Ludwika, króla Francji, przechowywana w katedrze Notre-Dame w Paryżu

Relikwia korony cierniowej Chrystusa zdobyta przez św. Ludwika, króla Francji, przechowywana w katedrze Notre-Dame w Paryżu

Nie ma innej nagrody, bo nie ma innej prawdy. “Jeżeli…, to…”.  Albo wierzymy, albo tylko udajemy, zabawiając się w dobroczynne panie, czy zziajanych świętych Mikołajów.

Szczepan kochał ubogich i opiekował się nimi, nie dlatego jednak, że byli ubogimi. Troszczył się o ich zbawienie. Zasadniczym celem jego misji jako diakona było  nawracanie. Rąbał prawdę o tym, kim jest Bóg. Nie zostawiał nikogo w błogim przeświadczeniu, że jeśli – ze względu na Boga – nie wyrzeknie się grzechu, to i tak pójdzie do nieba. Albo, że celem życia jest dobre życie, i to już wszystko, czego można chcieć. Inne poczciwe dusze, w rodzaju współczesnych humanitarystów pozwolą jakoś przetrwać. Na nic więcej nie można liczyć. Mówił: albo – albo, wybierasz życie, czy śmierć? A głosił prawdę żarliwie, pod ewidentnym natchnieniem Ducha Świętego. Upłynęły zaledwie trzy lata po śmierci Chrystusa – według wszelkich rachub było to zimą, na przełomie roku 36 i 37. Żydzi tego nie wytrzymali. Nie mogli znieść czynionych przez niego przy tej okazji cudów. Przerażały ich znaki nadzwyczajnych łask, które były kropką stawianą przez Boga nad i.

Ukamieniowanie Szczepana – tak jak ukrzyżowanie Mistrza – nie było żywiołowym aktem zemsty i nienawiści, było przygotowywane na zimno, z premedytacją, długo i starannie. Szczepana aresztowano i przed Sanhedrynem odbył się proces. Metody są zawsze takie same: zarzuty o bluźnierstwo i fałszywi świadkowie.  Wyrok nie mógł być też inny, niż ten który otrzymał Mistrz. Podczas procesu Szczepan przemawiał dając dogłębny wykład wiary i ukazując jak Bóg obecny był w dziejach Izraela. Tylko dolewał oliwy do ognia. Nie było żadnych wątpliwości. Żydzi wiedzieli, że ten młodzieniec bezczelnie wypowiada prawdę, która ich demaskuje. To na nią wydawali wyrok, to ją chcieli unicestwić. Tak jak Chrystusa.

Zabili go za prawdę, a nie za to, że opiekował się ubogimi, okrywał ich i karmił. Wtedy właśnie, gdy głosił prawdę, której nienawidzili, podczas procesu, jak pisze Apostoł, mając oczy utkwione w nieboskłonie, doznał wizji uszczęśliwiającej. Ujrzał bowiem to, co głosił: “chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Bożej. I rzekł: Oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej” (Dz 7, 55-57).

Tak Bóg nagradza tych, którzy w obliczu przeciwności i zagrożeń nie przestają być Jego świadkami.

Tego absolutnie nie mogli znieść. Zatykali sobie uszy, krzyczeli straszliwie. Wywlekli go za miasto i osobiście dokonali mordu.

Carlo Crivelli - Św. Szczepan

Carlo Crivelli – Św. Szczepan

Padając pod gradem kamieni, modlił się za swoich prześladowców i katów. Wołał za nich do Boga “głosem wielkim”, zapisano w Dziejach Apostolskich.

Dziś już nikt nie krzyczy. Nikt nie musi zatykać sobie uszu.

Misja wobec ubogich ogranicza się do rozdawania chleba, obiadów, wigilijnej kolacji z ciepłymi daniami, zapraszania pod prysznice i do klasztorów, na nocleg.

Ubogi to taki nowy święty. A raczej świątek. Miło jest otulać go ciepłym kocem. Świat patrzy z aprobatą i zadowoleniem, jak ci, którzy przez Chrystusa wezwani zostali do głoszenia misji, do bycia Jego apostołami, ograniczają się do roznoszenia darów, no  i “prowadzenia dialogu”. Świat klaszcze i tańczy z uciechy, gdy słyszy: “Ty masz swoją prawdę, ja mam swoją. Nie będę ci wchodził w drogę. Porozmawiajmy, nie bój się, nie będę cię nawracał”.

Prawda nie jest do niczego potrzebna. Ironiczne: “A cóż to jest prawda?” rozlega się ze wszystkich mównic. “Dialog” rozbija ją w pył. Ewangelia na opak.

Nie wchodzić w drogę tym, którzy Boga nie znają, to zdrada Boga.

Być świadkiem, to wytrwać do końca przy prawdzie, nie wyrzec się swojego Pana, ile by to nie kosztowało. I wtedy w duszy rozbłyska ta niezwykła iluminacja. I nawet najmniej wymowny doskonale wie, co powiedzieć.

Napełniony wyjątkową pokorą, całkowitą ufnością, niezachwianą nadzieją, przenikliwą wiarą i niewysłowioną cierpliwością, jak ujął to Robert H. Benson, jest gotów na śmierć. Jego słowa jak miecze przeszywają serca słuchaczy. Jego twarz zachwyca pięknością anioła – jak opisywano św. Szczepana.

Tylko wtedy można mieć to szczęście oglądania nieba, już tu, na ziemi. Zadatek tego, co czeka męczenników w wieczności.

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.