Kultura telewizji – kultura Azji
Czy zachowanie dziennikarki telewizyjnej, która rozmawia z wicepremierem rządu polskiego tak jak rozmawiano z Polakami podczas ubeckich przesłuchań, poniżając i obrażając ich, jest normalne? Zwykłe? Taka typowa zawodowa czynność? Świadectwo „profesjonalizmu”?
Czy program wyemitowany w TVP to tylko przypadek, błahe zdarzenie, skutek czyjegoś niedbalstwa?
Czy sposób postępowania Niemców wobec Polaków począwszy od 1 września 1939 roku i podczas okupacji był „normalny”? Zwykły? Czy wobec ludności innych państw europejskich Niemcy też tak się zachowywali?
A napaść i sposób działania Sowietów wobec Polaków po 17 września 1939 roku był zwykłym postępowaniem jednego cywilizowanego państwa wobec drugiego?
Nie, postępowanie dziennikarki w studio TVP wobec wicepremiera polskiego rządu nie jest normalne i naturalne – ani dla Polki, ani dla młodej kobiety, ani dla osoby pracującej w publicznym, utrzymywanym przez państwo medium. Jest złamaniem cywilizacyjnej normy. Nie jest też „przypadkiem”, lecz starannie wyreżyserowanym spektaklem.
Niemcy nie zafundowali nam „normalnej agresji i okupacji”. Nie zachowali się jak Europejczycy, lecz dziki lud, ogarnięty nienawiścią do drugiego narodu i żądzą podboju.
Sowieci nie byli państwem, który wtargnąwszy na nasze terytorium szanowało jakiekolwiek normy cywilizacyjne. Byli agresorem, który wprowadzał tu zasady obcej cywilizacji.
Te trzy sytuacje mają wspólny mianownik. Wspólne źródło.
Rewolucja francuska i prawa człowieka
Tu nie chodziło o sztukę we Wrocławiu. To chodziło o nowy rząd, o spektakularne podważenie jego autorytetu. Tym właściwym teatrem był program w TVP.
Demonstrować publicznie pogardę wobec kogoś, kto znajduje się wyżej w hierarchii, to rozsiewać anarchię. Świadomie niszczyć autorytet państwa, deptać autorytet rządzących.
Taki cele postawiła sobie najwyraźniej telewizja publiczna na początku kadencji nowego rządu w Polsce. To nie dziennikarka, „przepytująca” wicepremiera i ministra, prof. Piotra Glińskiego, jakby był oskarżonym, który musi się przed nią tłumaczyć, a ona prokuratorem, wymyśliła formułę programu.
Można sobie prywatnie osądzać cokolwiek jak się chce, ale gdy jest się pracownikiem instytucji publicznej trzeba autorytet osoby piastującej wysoki urząd w państwie po prostu uznać. Takie są normy cywilizacyjne. Jesteśmy w Europie, nie w Azji. Minister nie jest osobą prywatną, reprezentuje państwo. Jeśli publicznie znieważa się jego osobę, niszczy się ten autorytet. Władza jest autorytetem na mocy porządku naturalnego.
Jeśli neguje się to twierdzenie w publicznej instytucji, na oczach wielu tysięcy widzów, to demonstruje się skrajną pychę. Rozsiewa się Azję. Tę z czasów cesarstwa mongolskiego.
„Zabrania się zabraniać”
Karta Praw Człowieka ONZ jest zasadniczo tym samym co Deklaracja Praw Człowieka proklamowana w 1789 roku podczas rewolucji francuskiej – dzieło wolnomularstwa. Rewolucja uroczyście potępiana była przez wszystkich papieży od Klemensa XII do Piusa XII.
Encyklopedia katolicka z początku wieku XX, pod hasłem masoneria zawiera następujący tekst: „Ostatecznym celem masonerii jest obalenie wszystkich duchowych i politycznych >tyranii< oraz przywilejów klasowych tak, by ustanowić powszechną republikę socjalną, z panującą zasadą największej możliwej wolności osobistej oraz społeczną i ekonomiczną równością”.
Celem każdej rewolucji jest realizacja tych postulatów: zniesienie wszelkiej hierarchii, między innymi przez zniesienie wszelkich zakazów (słynne hasła: Precz z preczem, czy Zabrania się zabraniać z 1968 roku oraz Robię co chcę – i co mi zrobicie?, czyli w języku knajackim: Róbta co chceta).
Azja Dżingis-chana
„Różne robiono domysły na temat właściwego celu i zamiarów Piotra Wielkiego, ale Wolter, który ze swoim głębokim wyczuciem egoizmu doskonale oceniał politykę cara, wyraził się, że Piotr chciał po prostu wzniecić zamęt, aby zeń wynieść korzyści”. Tak Adam Mickiewicz oceniał europejskie eskapady dyplomatyczno-polityczno-militarne pierwszego cara Rosji o ambicjach europejskich. Porównując jego politykę ze stylem Karola XII oraz Augusta II, Mickiewicz podsumowuje: „…od obu tych monarchów znacznie wyższy, zimniejszy niż Dżyngis-chan, miał jedną tylko myśl: chciał panować. Reprezentował pychę wieku, wyprzedzał Konwent” (podkr. EPP).
Oba wydarzenia, „reforma rosyjska i rewolucja terrorystyczna francuska”, dodawał poeta w wykładzie wygłoszonym w styczniu 1842 roku w Paryżu „wzajem się objaśniają, powiedziałbym nawet, są jednym wydarzeniem: oto wiek XVIII, który staje się prawodawcą”.
Przedstawiając publiczności paryskiej domniemany testament Piotra Wielkiego (za francuskim historykiem Eseneaux), Mickiewicz ukazał priorytety polityki rosyjskiej – obecnie objawiają się one światu zachodniemu bez żadnych niedomówień. Wśród nich znaleźć można i taki:
„Utrzymywać państwo w stanie ustawicznej wojny. (…) Podsycać anarchię w Polsce i na koniec zagarnąć Rzeczpospolitę.”
Mickiewicz przypomina, że powinowactwo między systemem powołanym przez rewolucję francuską a systemem wymyślonym i dopracowanym w szczegółach przez Piotra I, oparte jest za założeniu, że „jednostka jest sędzią ludzkości, że nie potrzebuje ona sięgać do innych archiwów, jak tylko do własnych jednostkowych przypomnień; że za busolę może wziąć swój rozum i rozumem wymierzać pochód historyczny wszystkich narodów, a o ich szczęściu lub nieszczęściu wyrokować według swoich osobistych upodobań. Najwyższe to wcielenie pychy jednostki”.
„Stąd wywodzi się – dodaje Mickiewicz – owa dzika energia, depcząca wszystko, nie oglądająca się zupełnie na przeszłość, na historię; stąd instynktowna nienawiść ku wszystkiemu, co moralne, religijne, co nosi piętno człowieczeństwa”.
Adam Mickiewicz przypomina, że podobnie jak Piotr zwany Wielkim, jak kniaziowie moskiewscy, którzy zniszczyli Nowogród, Psków i wiele innych kwitnących rosyjskich miast, tak i Konwent francuski próbował zniszczyć podczas rewolucji ojczyste miasta, Lyon i Toulon. I tak jak Piotr I poświęcił dla swoich imperialnych planów własnego syna, tak i wielu członków Konwentów nie wahało się przed zbrodnią bratobójstwa, ojcobójstwa i rzezią własnych dzieci. „Oddać to wszystko na ofiarę swojej idei to system XVIII wieku”.
System ten bardziej aktualny jest w roku 2015 niż można by przypuszczać.
Idee scalające nasz kontynent były ideami chrześcijańskimi. Tworzyły one zasady, które obowiązywały w Europie aż do wybuchu rewolucji protestanckiej i czasu jej wiekopomnego następstwa – rozbiorów Polski. Rewolucja francuska była swego rodzaju podsumowaniem i apogeum zarazem tego okresu obalania zasad w Europie, wielkim spektaklem, który ukazał współczesnym całą potworność aktu ugodzenia w zasady, które zakorzenione są w idei katolickiej i jego konsekwencje.
Mickiewicz zauważył przy tej okazji, że dojść do takiego poczucia wyższości, jakie pozwoliło rewolucjonistom we Francji podeptać te zasady, tak jak Piotrowi I sformułować program politycznych podbojów, który się im sprzeciwia – dojść do poczucia, że jest się ponad wszelkim prawem, można tylko środkami, które nie są „ludzkimi”, jak powiada. To musi być jakieś szczególnego rodzaju natchnienie.
„Żadna konstytucja, żadne prawo, żaden pakt, nie natchną nigdy człowieka myślą, jakoby był wyższy ponad wszelkie prawo, ponad wszelki pakt, jakoby był władcą nad władcami”.
W historii istniały jednak postacie, które były przez to poczucie zupełnie owładnięte. Mickiewicz przywołuje wodzów hord azjatyckich. A konkretnie postać Czyngis-chana – i scenę historyczną z 1210 roku.
„Wódz ciemnej, nieznanej hordy rozpoczął swój zawód od plunięcia w twarz posłowi chińskiemu, posłowi najpotężniejszego z cesarzy, który śmiał go traktować jak równego. Zapowiedział mu, że podbije państwo jego monarchy i słowa dotrzymał. Wyprawił też posłów do wszystkich królów całej ziemi, wzywając ich, aby się poddali jego władzy; wyprawił nawet posła do króla francuskiego. Nie znał on położenia geograficznego Francji; ale na pewno, gdyby był pożył dłużej, uderzyłby i na nią[1]… W Rosji [natchnienie to] wkorzeniło się w ustrój, utworzyło hierarchię, nie przestało żyć, trwać i działać”.
Oto ucisk najgorszy
Mickiewicz wiele miejsca poświęcał podczas wykładów paryskich rozważaniom, jaką ideę mógłby przeciwstawić świat Zachodu błędnej idei samodzierżawia, jaką przyjęli władcy Rosji.
Ciekawe, że to właśnie o błędach Rosji mówiła w Fatimie Matka Boża.
Poeta dochodzi do wniosku, że idę samodzierżawia będzie można pokonać jakąś ideą wcieloną w instytucje państwowe. W wielu miejscach prelekcji podkreśla, że państwo, które zwycięży Wschód, pokona jego mentalność, to państwo, które będzie swoje prawa opierać na prawie Ewangelii.
Uważa, że Polska jest do tego przygotowywana przez wieki swojej historii. Jej lud jest społecznością, która najgłębiej i w sposób najbardziej radykalny – spośród wszystkich narodów Europy – przyjęła chrześcijańskie zasady życia.
Mickiewicz jest także przekonany, że prawdziwymi ciemiężycielami tego ludu – polskiego, słowiańskiego, rosyjskiego także – nie byli nawet obcy, najeźdźcy, ale ci, spośród jego panów (dziś powiedzielibyśmy: elit), którzy codziennie pokazują, z przewrotną satysfakcją, że naigrawają się z religii, tego ludu. Ci, którzy „…przechodzą z dumnie podniesioną głową mimo krzyża, w którym chłop pokłada jedyną nadzieję przyszłości”.
„…Oto ucisk najgorszy, ucisk moralny” – stwierdza Mickiewicz wobec zdumionej paryskiej publiczności.
W tym kontekście poeta w sposób trafny ukazuje sens zdrady głównej i typ zdrajcy[2], sądząc, że jak wzorem zdrajcy w czasach Chrystusa stał się Judasz, tak dzisiejsi zdrajcy idei Polski chrześcijańskiej staną się odstraszającym przykładem dla potomności.
„Bardzo to być może, że Polska jest nawet przeznaczona wydać kiedyś arcy-typ zdrajcy politycznego, podobnie jak chrześcijaństwo wydało niegdyś typ zaprzańca religijnego” – mówi Mickiewicz, jakby przeczuwając przyszłe postawy ludzi starających się naukowo osłabić wiarę Polaków, by oddać ich dusze na łup ideologii, sekciarstwa i herezji.
Ciekawe, swoją drogą, że wszyscy zdrajcy Polski szczerze nienawidzili Mickiewicza. Uwierał ich potężnie, jak kamień w wygodnym, dopasowanym bucie. I nienawidzą go nadal.
Obszary dawnej Rzeczypospolitej, Polska z całym bogactwem duchowym i kulturowym Kresów, to w oczach Mickiewicza ojczyzna ludzi, którzy nie mając już czego spodziewać się od ziemi, zwracają oczy ku niebu. I to ich wyróżnia, to ich też przedziwnie chroni i wciąż umacnia.
Nigdzie bowiem pojęcie Boga, zaufanie i miłość ku Niemu, jako Ojcu nie są równie dojmujące. „Nigdzie lud nie zaznał tak żywej miłości Boga, nigdzie dusza nie pozostała tak gorąca jak wśród tego ludu słowiańskiego; nigdzie oczekiwanie przyszłości nie jest równie żarliwe i mocne. Można słusznie powiedzieć, że ludność ta mimo całego swego ubóstwa i nędzy jest najpotężniejszym narzędziem, jakie Bóg zachował dla zaprowadzenia dobra na ziemi” (A. Mickiewicz).
Nikt też z naszych władców nie pytał tutaj nigdy, dokąd byliśmy wolni: „ A co to jest prawda?”
Widać to wszystko w Polsce jak na dłoni również i dziś – z pewnego wszakże dystansu, o który łatwiej jest ludziom, którzy nie oglądają telewizji. Nie śledzą wszystkich newsów, nie są niewolnikami bieżących informacji, nie podążąją za obowiązującą “narracją”. Polityczna poprawność ich śmieszy.
Być w całej pełni władcą
Polska jest krajem, gdzie relacje między rządzonymi a rządzącymi posiadały i posiadają nadal odrębny rys. U nas nie samo prawo (jak na Zachodzie) i nie niewolnicze posłuszeństwo (jak w Rosji) są najważniejsze, ale zaufanie, szczerość, odwaga intelektualna, prostota. Ten typ relacji między królem i poddanymi był mocnym akcentem państwa polskiego w XVI i XVII wieku. Był także w jakiś sposób silnie odczuwalny w dwudziestoleciu międzywojennym, a także wtedy, gdy mieliśmy prezydenta (przed 10 kwietnia 2010), który swoją kulturą, uczciwością i osobistą skromnością zarazem – tak, to też może być ważny przymiot rządzących! – promieniował na wszystkie warstwy społeczeństwa. W urzędach państwowych dawało się odczuć inną atmosferę – wiele osób pamięta ją do dziś. Petent nie był upokarzany. Nawet urzędy skarbowe, mimo oczywistych niedogodności i słabości prawa, stawały się miejscami względnie przyjaznymi.
O czymś podobnym, o cieple, bliskości, zaufaniu – czymś nie do wyobrażeniu po epoce rządów absolutnych we Francji i po rewolucji w tym kraju, ale także po upaństwowieniu religii w Anglii i Rosji, po zniszczeniu jej przez Lutra w Niemczech – choć w innym, przyszłym systemie rządów – mówił Mickiewicz w Paryżu. Zjawisko było wykwitem prawdziwej chrześcijańskiej kultury i wolności w Polsce, wolności duchowej przynależnej tym, którzy w Boga wierzą.
Mickiewicz próbował ukazać Francuzom splot przekonań odnoszących się do najgłębszej sfery życia ludzkiego, do uznania dogmatów katolickich, do życia prawdami wiary w sferze działań publicznych, obywatelskich, by mogli zobaczyć, jak polska idea polityczna „działała” w praktyce, tuż przed epoką dzikich gwałtów i brutalnych ciosów, jakie na nasz kraj spadły z ręki zawistników. Dziś możemy to ukazać światu mając prezydenta i rząd wybrany z woli wolnych Polaków, ludzi wierzących i szanujących normy cywilizacji łacińskiej, z której Polska wyrosła.
Przypomnijmy pierwszy polski hymn, Bogurodzicę. Idąc do bitwy rycerstwo polskie przywoływało Tę, która mieszka w Niebie, króluje z Chrystusem, prawdziwą Władczynię. Idea władzy królewskiej w Polsce ma ścisły związek z pojmowaniem Matki Boga jako Królowej Polski. Jezusa Chrystusa jako Króla. Zazdrośnicy o tym wiedzą. Wiedzą i drżą. Rosja, choć tak wybiegająca naprzód myślą, przewidująca wszystko, przygotowująca z dbałością o każdy szczegół przyszłe wypadki, niby rodzaj przedstawienia, odczuwa zarazem przed tą polską ideą władzy królewskiej (prezydenckiej, parlamentarnej) zabobonny lęk. Przed tą inną potęgą. Całkowicie jej obcą, choć znaną jej dobrze – między innymi – z roku 1920.
Trasa podróży cudownie zachowanego ciała św. Andrzeja Boboli – zrabowanego przez bolszewików z Połocka – wynegocjowana przez Stolicę Apostolską, z Rosji Sowieckiej, a konkretnie z Moskwy, z budynku Higienicznej Wystawy Ludowego Komisarza Zdrowia, jest jednym z dowodów. Trzy lata po wygranej przez nas bitwie warszawskiej, po Cudzie nad Wisłą Sowieci nie pozwolili, by ciało Świętego wieziono przez Polskę, bali się cudów. Uzgodniono z Watykanem trasę – ale nie do Polski! Do Rzymu – przez Konstantynopol i Odessę. Do Polski św. Andrzej Bobola nie mógł wrócić!
Sprowadzono Jego relikwie później; do Rzymu w 1938 roku wyruszyła pielgrzymka pod wodzą biskupów, by przywieźć w uroczystym oszaku ciało Męczennika w srebrnej trumnie. Św. Andrzej powracał przez Polskę od granicy z Czechami, cała Polska witała go na trasie przejazdu do Warszawy, władze państwowe, generalicja… Rosja nie mogła się temu przewciwstawić. Dziś jest on jednym z głównych Patronów Polski.
Mickiewicz zastanawiał się w paryskich prelekcjach, jak z tych zasad, które Polacy przyjęli za własne, wywieść ustrój Rzeczypospolitej. Ustrój, którego zarys, idea jest w jakiś sposób obecna ponadczasowo w duszy, sercu i umyśle każdego Polaka. Każdego, kto nie został zdeprawowany przez ideologię, mentalność całkowicie niepolską, rosyjską lub protestancką, geszefciarską, narzuconą podstępem, wymuszoną szantażem. Mentalność, która tkwi w nie zniszczonych duchowo Polakach nigdy nie przyjmie twierdzeń typu: „ten kto ma media ma władzę”. Władzę ma ten, kto się podporządkowuje Bogu. I korzysta z łaski stanu, gdy Bóg dał mu władzę polityczną.
„Ten, który panuje na niebiosach, od którego pochodzi wszelkie królestwo i któremu należy się wszelka chwała, majestat i moc, jako jedyny może pochlubić się tym, że nadaje prawa królom i udziela im, zgodnie ze swą wolą, wielkich i strasznych nauk”, przypominał Jacques-Bénigne Bossuet podczas Mowy żałobnej na cześć Królowej Anglii (1670 r.), „wynosi trony albo je uniża, książętom użycza swej mocy albo im ją odbiera, pozostawiając im jedynie ich własną słabość, poucza im względem ich obowiązków w sobie właściwy i najdoskonalszy sposób”.
Prezydent Ronald Reagan był prawdziwym przywódcą swojego kraju, człowiekiem, który się nie bał. Rozumiał dobrze jak posługiwać się narzędziem, jakim jest udzielona mu władza, wiedział też jak postępować z tego rodzaju osobnikami, z jakimi nasi rządzący mają dziś do czynienia – póki co – w telewizji „publicznej”: rzecznik Białego Domu na konferencjach prasowych w siedzibie prezydenta po prostu ich nie dostrzegał. Nigdy nie udzielał im głosu.
(Warto w sobotnim incydencie, jaki miał miejsce w publicznej telewizji zwrócić uwagę na jeszcze jedną warstwę “łamania hierarchii” – bo to nie tylko przedstawicielka służebnego zawodu w ostrych słowach “przywołuje do porządku” kogoś piastującego jeden z najwyższych urzędów w państwie, w dodatku osobę o uznanej w świecie pozycji naukowej, ale młoda kobieta skacze do oczu dużo starszemu od siebie mężczyźnie. Tak się właśnie demonstruje – w czasie, gdy odradza się w Polsce ład, a każdy ład musi mieć związek z naturalną hierarchią, czego wyrazem jest powszechny szacunek wobec pana prezydenta Andrzeja Dudy – że ów naturalny porządek będzie w naszych realiach obiektem stałej agresji. To w państwach, gdzie respektowana jest hierarchia ludzie dobrze się czują i chcą ze sobą współpracować; silniejsi pomagają słabszym, opiekują się nimi, ale zachowany jest porządek kompetencji i odpowiedzialności oraz związanych z nimi godności; ktoś jest na dole, ktoś inny na górze. Wzajemny szacunek, jaki ludzie sobie okazują w społeczeństwie chroni wielkie dobro – prawdziwą hierarchię. W rezultacie państwo staje się silne. Azja zawsze usiłowała to u nas niszczyć.
Sposobów reagowania na tego rodzaju harce jest wiele; najgorszy to tak zwane święte oburzenie i lamenty w niebogłosy. Najprostszy to bojkot, omijanie studia, wyłączenie mikrofonu, wyłączenie odbiornika tego rodzaju przekazu. Kiedyś nawet te sprzęty dość często wylatywały przez okno; nie szkoda ich było ludziom wolnym, bo to tylko sprzęt, podczas, gdy prawdziwą stawką jest nie ponieść szkody na własnej duszy. Nie dać się zbrukać kłamstwu. Nie dać mu do siebie dostępu. Złamać reguły nieuczciwej gry, które pozwalają kłamstwu triumfować. (Jak mawiał G. K. Chesterton, wielki przyjaciel Polski: Bóg pragnie, abyśmy uczciwie rozgrywali naszą grę. To wszystko, czego Bóg od nas wymaga: aby ludzie grali uczciwie). I dać dobry przykład innym.
Mickiewicz, Literatura słowiańska. Wykłady w Collège de France. Kurs drugi. Rok 1841–1842.
[1] W przypisie autor przekładu Leon Płoszewski dodaje, że gdy przed następcą Czyngis-chana, chanem Mangu, stanęła misja Ludwika XI (1254), przesłał on przez nią odpowiedź, wzywając króla i Francję do usłuchania rozkazów Boga i syna bożego Czyngis-chana; misję tę sparafrazował Słowacki w dramacie Książę Michał Twerski.
[2] „Zdradzić, jest to opuścić ideę trudną do zrealizowania, to porzucić żmudny obowiązek dla korzyści namacalnych, oczywistych i łatwo uchwytnych” (A. Mickiewicz, wykład XIX).