Książę Kardynał bez koturnów

Posted on 26 kwietnia 2023 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Rycerze Wielkiej Sprawy

Dlaczego kardynał Adam Stefan Sapieha doczekał się w Polsce, po siedemdziesięciu dwóch latach od swojej śmierci, tak swoistego „upamiętnienia” przez oszczerców? Czym Książę Niezłomny zasłużył na to wyróżnienie?

Długie jego życie (1867-1951) obejmujące wydarzenia tak przełomowe, jak odzyskanie przez Polskę niepodległości, dwie wojny światowe, zagnieżdżenie się reżimu komunistycznego w naszym kraju, mogłoby być prawdziwą lekcją historii oraz historii Kościoła – a dla niejednego mędrka, który uważa się za znawcę Kościoła i „wie”, że historia ta jest historią „skandali”, lekcją pokory – gdyby tylko zechciano je rzetelnie poznać.

Jako mąż stanu i biskup w momentach najważniejszych dla naszej historii dawał przykład wierności i męstwa. Nigdy nie zawiódł. W czasie ostatniej wojny, gdy niemiecka nawała runęła na Kraków, nie ruszył się z miejsca. „Mógł, jak wielu innych, spodziewać się bezwzględnych represji dzikich najeźdźców. Prymas Hlond został wezwany do Warszawy, nie zdążył wrócić do Gniezna (…) został zepchnięty do Zaleszczyk. Arcybiskup krakowski z wieku i z urzędu objął przewodnictwo nad biskupami całej Polski, wszyscy równali do niego”, podkreślał ks. Walerian Meysztowicz (1893-1982), radca ambasady polskiej w Watykanie (od 1932 r.), profesor prawa, bliski znajomy kardynała.

Nękano go nieustannie. Gestapowcy wielokrotnie nachodzili jego dom, aresztowano ludzi z jego najbliższego otoczenia (m.in. doradcę i współpracownika, ks. Lubowieckiego), nigdy jednak nie odważyli się wtargnąć do pałacu biskupiego i dokonać rewizję. On sam wielokrotnie interweniował u władz okupacyjnych sprzeciwiając się terrorowi wobec Polaków. Jego interwencja spowodowała uwolnieniu grupy profesorów krakowskich wysłanych do obozów koncentracyjnych. Pięciokrotnie pisał do Piusa XII prosząc, by zajął oficjalne stanowisko wobec zbrodni niemieckich w Polsce. Odmawiał współpracy z Niemcami, gdy próbowali namówić go na wspólny front przy zwalczaniu komunistów. Nigdy nie korzystał z „powózki” na Wawel, gdzie rezydował Hans Frank. Gdy musiał się z nim tam spotkać (raz jeden) szedł piechotą. Mały, chudy starzec wzbudzał niesłychany respekt swoją godną i nieprzejednaną postawą.

Niemcy go nie znosili, ale też bali się go. Mówili o nim: „Euer stolze Erzbischof” (Wasz dumny arcybiskup). *) Pomagał z ogromnym zaangażowaniem ofiarom wojny, przesiedleńcom, uciekinierom, sierotom, patronował Radzie Głównej Opiekuńczej (RGO) i za jej pośrednictwem wielu Polaków wyreklamował z najcięższych opresji. Popierał WiN. „Wyzwolicieli” – Sowietów – przywitał w Krakowie zakazem uderzenia w Dzwon Zygmunta. Nie miał złudzeń, że następuje tylko zmiana okupanta. Wobec komunistów jego stanowisko było jednoznaczne, nie przewidywał żadnych kompromisów.

 

Abp. Adam Stefan Sapieha, lata 30.

 

Porywczy, zawsze przepraszał… 

Układność zresztą nie była jego mocną stroną, brzydził się grą, potrafił być gwałtowny. Zdarzało mu się popełniać gafy polityczne. Niektórzy posądzali go o wielkopańskie fanaberie, ale wszyscy, którzy znali go bliżej zgadzali się, że potrafił swoje emocje ujarzmiać wobec wymogów racji stanu, obowiązków biskupa. Gdy się zagalopował, zawsze przepraszał.

Pochodził z linii Sapiehów kodeńskich. Od czasu, gdy Pius XI ustanowił diecezję krakowską metropolią tytuł księcia metropolity przysługiwał mu nie tylko z racji urodzenia –- także z uwagi na Księstwo Siewierskie, które biskupi krakowscy nabyli jeszcze we wczesnym średniowieczu. Studiował na kilku uczelniach europejskich prawo i teologię, m.in. w Wiedniu, Lille, Innsbrucku. W Rzymie, na Lateranie obronił doktorat „z obojga praw”, kanonicznego i cywilnego. W Kościelnej Akademii Szlacheckiej kształcił się w dyplomacji i doskonalił znajomość, francuskiego, włoskiego i niemieckiego.

Jako młody ksiądz wyświęcony przez kardynała Puzynę znalazł się w bliskim otoczeniu papieża Piusa X, który obdarzył go godnością szambelana czynnego. Szambelani papiescy byli grupą księży odpowiedzialną za przyjmowanie gości Ojca świętego. Liczyły się dobre maniery; trzeba było „nie zadzierać nosa wobec ubogich i prostych i umieć się znaleźć wobec królów i cesarzy”, pisze ks. Walerian Meysztowicz. Sapieha stał się wkrótce kimś więcej, jako tzw. szambelan tajny – nieformalnym ambasadorem spraw polskich. Papież powierzał mu poufne misje związane z Kościołem na ziemiach polskich. Piusowi X zawdzięczał także stolicę biskupią w Krakowie. „Normalną drogą ówczesnych nominacji, kiedy właściwie nuncjusze decydowali o wyborze, niepospolicie energiczny, gwałtowny nawet Sapieha na pewno biskupem by nie został. Każdy nuncjusz bałby się późniejszych z nim trudności. Musiało istnieć między świętym papieżem a młodym księdzem jakieś wyczucie wspólnoty w sprawie najistotniejszej: stosunku do Boga”, stwierdza ks. Meysztowicz. Obaj, Giuseppe Sarto, przyszły święty – o którego domniemanym polskim pochodzeniu sporo się przed II wojną w Polsce mówiło – i Adam Sapieha słynęli z wyjątkowej pobożności.

 

Św. Pius X – Giuseppe Sarto

 

Talent i werwa jaki wykazywał młody biskup przy administrowaniu diecezją krakowską wielu zaskakiwał. A jest to często spotykana cecha u potomków historycznych rodów, gospodarzenie na dużych obszarach to dla nich chleb codzienny. Pracowitością, gorliwością zjednywał niejednego, ale działał silnie także jego urok osobisty. Pod tym względem przypominał Marszałka Piłsudskiego. Łatwo zjednywał sobie ludzi, choć potrafił być szorstki. Nierzadko obstawiał asystę i ceremoniarza po długich liturgicznych celebracjach, te wybuchy przechodziły jednak zawsze „jak letnie burze”. Nikt się na niego nie potrafił gniewać, wiadomo było, że „gotów był zaraz dać się posiekać za tego, kogo objechał”.

Czy arystokrata musi być nieukiem?

Nie ułożyły się najlepiej jego relacje z kolejnym papieżem Piusem XI, Achillesem Ratti, z którym starł się jeszcze w czasach, gdy przyszły papież był w Polsce (najpierw jako kanonik watykański, delegat apostolski a potem nuncjusz). Kwestią sporną stał się plebiscyt w sprawie przynależności Górnego Śląska do Polski. Achilles Ratti jako ówczesny Wielki Komisarz na obszarze plebiscytowym poparł dekret biskupa wrocławskiego, kard. Adolfa Bertrama, który zabraniał duchowieństwu wykorzystywać w tej sprawie ambonę. Mimo zdecydowanie propolskiego nastawienia przyszłego papieża, wielu objawów żywych uczuć wobec niepodległej Polski, ta kwestia stała się także zgrzytem w stosunkach dyplomatycznych z rządem polskim. “Rząd polski, na wieść o tym dekrecie i roli, którą jakoby miał przy jego publikacji odegrać ks. Achilles Ratti, zagroził zerwaniem stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Ks. Ratti, zmuszony do wyjazdu z Polski, wrócił do Rzymu i niebawem został wybrany na Stolicę Piotrową jako papież Pius XI“, czytamy w jednym z opracowań.

Pius XI poskąpił kapelusza kardynalskiego biskupowi Sapieże, na co w Kościele polskim bardzo liczono. Uważał zaangażowanie biskupów w politykę za niewłaściwe. A biskup Sapieha “mieszał się” do polityki niepodległego państwa polskiego z przekonaniem, że to także jego biskupi obowiązek. Związek między ważnymi sprawami Kościoła i państwa uważał za oczywistość. Mówienie prawdy rządzącym bez owijania w bawełnę, a nawet przeciwstawienie się im, “z należytą godnością dla obrony wyższych praw religii i moralności“, było jego specjalnością. Potrafił np. wytknąć władzom państwa, że “konkordat był zrobiony na kolanie“. Nikogo to zresztą w Polsce międzywojennej nie dziwiło szczególnie, ani nie gorszyło. Bezkompromisowość uznawano za jego atut.

Ks. Meysztowicz przypuszcza, że tłem animozji z Piusem XI mogło być pochodzenie Sapiehy. Przy najlepszej woli obydwu tych nietuzinkowych postaci Kościoła polski szambelan mógł całkiem bezwiednie grać na nerwach kierującemu wówczas (w pierwszych latach XX wieku), Biblioteką Apostolską i pogrążonemu w pracy naukowej młodemu księdzu Ratti (przyszły papież, syn kowala z Desio pod Mediolanem, był bibliotekarzem z zawodu i z pasji), swoją swobodą, pozorną dezynwolturą. Czasem za długo sypiał (bo pracował w nocy), widywano go na schodach watykańskich w sandałach. W Watykanie przed I wojną światową zachował się jeszcze pewien styl, dziedzictwo czasów, „gdy na całym świecie toczyła się walka między urodzeniem a wykształceniem, metryką a dyplomem. Arystokratyczna Anticamera Pontificia [wł. Przedsionek, miejsce, gdzie przygotowywano prywatne audiencje papieża] – już nie pamiętam, kto tam był prócz księcia Sapiehy i markiza Caccia Dominioni – spoglądała z góry na skrybów z Biblioteki Apostolskiej, wśród których był ksiądz Ratti; uczeni skrybenci z biblioteki byli skłonni do uważania wszystkich arystokratów za ograniczonych nieuków” .

Ale też to właśnie Pius XI określił go kiedyś żartobliwie i z wyraźną sympatią jako „tego niezwykłego biskupa, który chce zawsze siedzieć na koniu z obnażoną szpadą”. A konno jeździł znakomicie i z zamiłowaniem (z taką samą przyjemnością wypalał po obiedzie jedno cygaro); niekiedy wyruszał tym sposobem na wizytację peryferyjnych parafii.

W przeciwieństwie jednak do supozycji sugerujących jego pełną wyższości postawę, obecnych także w pewnych kręgach watykańskich – prof. Stefan Kieniewicz wspominał księcia kardynała jako człowieka pełnego prostoty. Jego zamaszysty krok, “wspaniały rzymski profil”, bezpośredniość w sposobie bycia i dosadność języka potęgowały wrażenie czegoś dziarskiego, dzielnego. Gdy Kieniewicz przygotowywał się do opracowania biografii jego ojca, księcia Adama Stanisława Sapiehy z Krasiczyna – wielkiego patrioty, społecznika i polityka, zwanego z racji swoich zaangażowani społecznych „czerwonym księciem” – i korzystał z dokumentów przekazywanych mu przez rodzinę metropolity i jego samego, miał okazję jadać z nim posiłki w pałacu biskupim. Obiadowe menu stanowiły zazwyczaj “cienka zupka, kotlecik siekany i kompot, wieczorem trochę zsiadłego mleka w głębokim talerzu i porcja tłuczonych kartofli okraszonych smażoną cebulką. Wszystko podane na książęcej, herbowej porcelanie“.

 

Adam Sapieha w czasach wczesnej młodości w stroju polskim

 

Kochaliśmy go – wspominał również inny historyk, prof. Józef Mitkowski – Jego mała, szczupła sylwetka, żywo poruszająca się, przenikliwe oczy i krótkie, zwięzłe słowa budziły u nas młodych odruch szczerej sympatii. Był zdyscyplinowany i lubił surowy styl życia. Było w nim coś żołnierskiego. Wiedzieliśmy, że jako gospodarz wspaniałego pałacu biskupiego w Krakowie sam pracuje w pokoju umeblowanym do minimum oszczędnie i sypia na prostym metalowym łóżku”.

Kieniewicz zapamiętał długą rozmowę z arcybiskupem w rodowej siedzibie Sapiehów w Krasiczynie, o jego ojcu. On jeden – spośród sześciorga dzieci – miał naprawdę dużo do opowiadania i wiele mu ta rozmowa, jako historykowi, dała, na wiele tropów naprowadziła. “…nie było w niej nic z hagiografii, ale serdeczne wspomnienie o żywym i bliskim człowieku”, wspominał po latach.

Gdy legioniści grożą rękoczynami

Najgorzej poszło z pochówkiem Marszałka na Wawelu. Gdy dwa lata po uroczystym złożeniu ciała Józefa Piłsudskiego w krypcie św. Leonarda krakowski metropolita zarządził przeniesienie trumny Marszałka do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów (z uwagi na nadmiar odwiedzających w miejscu do tego nieprzystosowanym) emocje jego przeciwników sięgnęły zenitu. „Wiadomo, jakie namiętności i nerwy budzi wśród Polaków zawsze każda sprawa dotycząca pogrzebu. Prasa podniosła ryk, piłsudczycy rzucili się na endeków, legioniści grozili rękoczynami. Ministerstwo szyfrem kazało ambasadorowi żądać od Stolicy Apostolskiej natychmiastowego usunięcia metropolity krakowskiego”, notował ks. Meysztowicz. Polska dyplomacja na szczęście błysnęła wielkim kunsztem, Józef Beck w decydującym momencie zachował zimną krew, a Pius XI mimo całej rezerwy wobec Sapiehy nie uległ presji rządu i nie odwołał go ze stolicy biskupiej. Nuncjusz Cortesi załagodził sprawę obejmując w imieniu papieża na pewien czas władzę w katedrze wawelskiej, sam kardynał zaś wykonał gesty pojednania wobec prezydenta Mościckiego.

To zresztą nie było trudne: Sapieha nie był pyszny, wiedział, że łatwo się myli, na swoją inteligencję nigdy nie liczył, a swój upór litewski umiał przełamywać”. Ludzie, którzy znali go osobiście wiedzieli też dobrze, że jego stosunek do Marszałka był pozbawiony uprzedzeń. Ci dwaj potomkowie bojarów wielkoksiążęcych mieli wiele wspólnych cech, książę metropolita potrafił docenić zwycięstwa Piłsudskiego, a on z kolei dobrze znał duchowy format Sapiehy i jego uczucia wobec Rzeczypospolitej. „Każdy z nich widział w drugim wielkość” – nie udało się sprowadzić wzajemnego stosunku tych dwóch wybitnych Polaków do banału politycznych niesnasek.

Ks. Meysztowicz nie pominął w swoich wspomnieniach o kardynale sposobu, w jaki traktował on księży. Nie było tajemnicą, że było to prawdziwe ojcostwo – wielkoduszne, ale i surowe, gdy trzeba. „Znał zawsze z bliska wszystkich kleryków z seminarium, chodzili mu służyć co dzień do mszy św. Wiem o wypadkach nieszczęść, związanych z celibatem, i o niezwykłej dobroci, takcie, stanowczości, z jaką metropolita umiał w nie wkraczać. Wiem o niepotrzebnych święceniach i o ludzkim, serdecznym stosunku do księży na bezdrożach”. Tylko tyle i aż tyle zdecydował się powiedzieć człowiek, który znał Sapiehę z bliska i znał dobrze – także jako profesor prawa kanonicznego – żelazne reguły, jakie w tej mierze wobec duchowieństwa obowiązywały w Kościele.

Pytanie tylko, czy ci, którzy szargają pamięć o Kardynale w ogóle są w stanie zrozumieć, co znaczą słowa „takt”, „dobroć”, „stanowczość”. To terra incognita dla tych, którzy parają się tą brudną robotą, na antykatolickiej propagandzie robiąc życiowe kariery .

W oczach matrony i damy

Matylda Sapieżyna z Windisch-Graetzów (1876-1968), żona starszego brata kardynała, księcia Pawła Sapiehy, darzyła go przez całe swoje długie życie spędzone w Polsce wielką atencją i serdecznością. Był dla tej Austriaczki z pochodzenia, ale polskiej patriotki, przykładem dobrego Pasterza, kimś mądrym, przystępnym, wielkodusznym. Często wracała do pierwszych relacji, jakie przywiózł z Rzymu jeszcze w 1910 roku jej małżonek. Oboje z mężem byli ujęci zaufaniem i bliskością, jaką Giuseppe Sarto wykazywał wobec młodego polskiego księdza.

W swej świątobliwej prostocie Papież darzył naszego księdza Adama szczególną sympatią, mówił o nim «è un angelo» [to anioł], oceniał jego czystą i pogodna duszę, prawość i oddanie sprawie Bożej, bez cienia myśli o sobie i interesowności”, notowała Sapieżyna we wspomnieniach. „Te zalety są rzadkie nawet u księży i zwłaszcza u dworu papieskiego, gdzie kwitną ludzkie ułomności, ambicje i intrygi, jak wszędzie! Podobno ksiądz Adam zapytał się raz Papieża, czy to prawda, co ludzie mówią, że uzdrawia chorych – «Bóg wszystko może» – odpowiedział Ojciec Święty”. (Skądinąd jego kanonizacja przeprowadzona przez Piusa XII w 1954 roku była związana z szeregiem udokumentowanych przypadków uzdrowień dokonanych za jego wstawiennictwem).

Pius X konsekrował Adama Sapiehę na biskupa w grudniu 1911 roku. W godło biskupie Sapieha wpisał „Crux mihi foederis arcus” (Krzyż mi łukiem przymierza). Na odwrocie pamiątkowej fotografii z tej uroczystości, na której nowo wyświęcony biskup Adam siedzi w towarzystwie dygnitarzy watykańskich i gości z Polski, w tym brata, Paweł Sapieha utrwalił pochodzenie elementów jego stroju: „Mitra – biskupa Tomasza Strzempińskiego, poł. XV w.; Kapa koronacyjna – biskupa Andrzeja Trzebickiego, poł. XVIII w.; Stuła – biskupa Andrzeja Lipskiego, poł. XVIII w.; Pastorał – biskupa J. Małachowskiego (czasy Sobieskiego)”.

Z uwagi na zażyłość i przyjaźń, jaka łączyła obu braci, Matylda Sapieżyna mogła obserwować działalność kardynała przez kilka dziesięcioleci z bliska. Zawsze był przyjacielem i obrońcą ludzi pogrążonych w nieszczęściu i najbiedniejszych, energicznym organizatorem pomocy dla ofiar I i II wojny światowej. W latach 1914-1918 utworzył Książęco-Biskupi Komitet Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny, który hojnie wspierał także funduszami Ignacy Paderewski ze szwajcarskiego Komitetu Polskiego. Do opieki nad potrzebującymi krakowski metropolita zaangażował setki sióstr zakonnych, które bardzo sprawnie utworzyły specjalne “grupy szybkiego reagowania”, w każdej chwili i w każdym miejscu gotowe śpieszyć z pomocą. „…drzwi się u niego nie zamykały, wszelka nędza i potrzeba znajdowały u niego zrozumienie i pomoc…  otworzono szpitale, sierocińce, grupy pielęgniarek i medyków rozesłano po całym kraju w lecie 1915 r. do zwalczania epidemii cholery i tyfusu, do szczepienia ochronnego całej ludności… ta akcja szczególnie się udała, epidemie zgasły stosunkowo szybko”, pisała Matylda Sapieżyna, sama razem z mężem działając na rzecz ofiar wojny i żołnierzy w ramach Stowarzyszenia Czerwonego Krzyża, którego Paweł Sapieha był pierwszym prezesem. Komitet biskupa Sapiehy pełnił w zasadzie na obszarze całej Polski funkcję ministerstwa opieki społecznej.  Użyteczne instytucje wyrosły jak grzyby po deszczu, błogosławieństwo Boże widocznie spoczywało nad tą pracą. Nasz książę Biskup stał się postacią legendarną; w lecie 1915 r., gdy bawił w Tyńcu na wakacjach, pożar wybuchł w pewnej chałupie, Biskup się tam udał. Opowiadano potem, że «chwycił garnek z barszczem znad kuchni i tak ogień zalał i zagasił!»”.

 

Matylda z Windisch-Graetzów i Paweł Sapiehowie (czasy I wojny światowej, krótko po stracie syna, por. Alfreda Sapiehy na froncie)

 

Matylda Sapieżyna spisywała te zdarzenia skrupulatnie, nie w chęci stworzenia wyidealizowanego wizerunku szwagra i rozszerzenia splendoru rodziny. Zapisywała je „z marszu” w prywatnym pamiętniku, który prowadziła dla najbliższych (wydanym trzydzieści lat po jej śmierci z inicjatywy córki oraz wnuczki).

Przytacza tu także swój list otwarty z 1937 r. do swojego powinowatego Artura Tarnowskiego, posła na sejm i polityka, wydrukowany w prasie, w którym broniła dobrego imienia metropolity przed oskarżeniami o złą wolę w konflikcie wawelskim. „Inteligentny i nieuprzedzony człowiek nie jest w stanie zrozumieć, jak zdołano rozniecić podobne wzburzenie jedynie z powodu przeniesienia z największym uszanowaniem zwłok śp. Marszałka o kilkanaście kroków dalej w tych samych podziemiach wawelskich, podlegających władzy i opiece Arcybiskupa, na miejsce dawno przeznaczone, bardzo znacznym kosztem urządzone i wykończone. Zresztą to miejsce zostało widocznie uznane za godne przez Głowę państwa, skoro w tych dniach zaprowadził on tam swojego gościa, obcego Suwerena”.

O książęcym „mieszaniu się do polityki”

Biskup napisał i już wydrukował list pasterski na post”, notował wiosną 1933 roku Paweł Sapieha w korespondencji do córki Marii, która wstąpiła do Zakonu Niepokalanek w Jazłowcu (s. Assumpta). „Boję się, że będzie miał przykrości od rządzących, bo ostatecznie sub rosa [dyskretnie] zarzuca, że wpędzają społeczeństwo w bolszewizm. Posyłam ci ten list. Już i Kardynałowi (Hlondowi) zarzucają, że toleruje zapędy swego kleru ku endecji – a w księstwie przecież endeki są właściwie regułą. Napisałem do redakcji „Czasu”, że muszą reformować swoją ideologię – odrzucić kompromisy i piętnować zło, gdzie by nie było. Wszystkie wystąpienia kleru bardzo ostre przeciw rządowi uważam za nie bardzo szczęśliwe taktycznie, bo ostatecznie wpędzają go w objęcia radykalizmu coraz zaciętszego”.

Książę Paweł Sapieha, społecznik, polityk, zaangażowany katolik, współtwórca Światowych Kongresów Eucharystycznych, które odbywały się w I połowie XX wieku w różnych stolicach, był człowiekiem doskonale zorientowanym w polityce europejskiej i światowej; w Polsce martwiły go zarówno utrzymywanie się i wzrost wpływów endecji z jednej strony, z drugiej podatność ludności ruskiej (ukraińskiej) – grekokatolików i prawosławnych – na propagandę komunistyczną szerzącą się zwłaszcza na obszarze dawnej Galicji. Obserwował te wpływy z bliska będąc właścicielem majątku Siedliska, w pobliżu Rawy Ruskiej.

Sapiehowie z Siedlisk starali się tym wpływom jak najskuteczniej przeciwdziałać. Przez dziesiątki lat prowadzili rozległe dzieła społeczne na rzecz miejscowych. Wyremontowali cerkiew, ufundowali klasztor dla grekokatolickich sióstr, z którymi zresztą bardzo ściśle na co dzień współpracowali, organizowali i finansowali ochronkę dla wiejskich dzieci. Z niepokojem patrzyli na poczynania niektórych polityków, zwłaszcza tych z opozycyjnej Narodowej Demokracji.  Paweł Sapieha wspierał rząd, należał do BBWR.  „Nieszczęście to ND, która swoimi metodami opozycyjnymi wpędza Rząd coraz bardziej w objęcia jakichś niedowarzonych, nieprzemyślanych metod i działań etatystycznych”, pisał w maju 1933 roku do córki Marii.

„Sapieżyńska nieśmiałość”

Kardynał Adam Sapieha wobec bliskich unikał jak ognia wszelkiej ceremonialności, peszyły go ostentacyjne wyrazy czci. Pierwszy i jedyny raz Matyldzie Sapieżynie udało się go pocałować w rękę, gdy wracał z Rzymu po otrzymaniu kapelusza kardynalskiego od Piusa XII, w 1946 roku. Tego dnia zwarty sznur mieszkańców Krakowa i okolicznych miejscowości otaczał trasę jego przejazdu od granic miasta aż do pałacu biskupiego. Wiwatowano, kłaniano się, rzucano kwiaty.

Bóg wie, dlaczego zawsze byłam z Nim trochę onieśmieloną”, zwierza się Matylda Sapieżyna w pamiętniku, „a On, być może, ze mną! Do później starości on jednak miał pewną nieśmiałość i sapieżyńską właściwość, że trudno mu było uzewnętrznić swoje uczucia… [choć]niezmiernie popularny i kochany, można powiedzieć, uwielbiany przez wielu. Choć rzadko publicznie przemawiał (a nie miał tej łatwości i wymowy, którą mąż mój Paweł odziedziczył po swoim ojcu Adamie), ale gdy mówił…. Jego mądrość, wielka dobroć i miłosierdzie wraz z godnością i prostotą wielkiego pana podbijały bliższych i dalszych”.

Więź między braćmi pogłębiła się jeszcze wraz z powiększaniem się rodziny Matyldy i Pawła. Ich piątka dzieci traktowała wuja biskupa jako doradcę, niezawodne źródło mądrości, wsparcie w potrzebach. Przyjeżdżano do niego przed podjęciem ważnych decyzji życiowych, małżeństw etc. Jego częste, choć zawsze bardzo krótkie wizyty w Siedliskach związane z wydarzeniami rodzinnymi, połączone z długimi włóczęgami po lesie (majątek leżał na skraju wspaniałego lasu, wychodziło się do niego wprost z domu) były zawsze „punktem kulminacyjnym przyjemności”, jakimi bywały wizyty bliższych i dalszych krewnych.

Przyjaźń dla kardynała Sapiehy i chęć otoczenia go rodzinną serdecznością po śmierci brata były powodem, dla którego autorka pamiętnika i jej niezamężna córka Elżbieta zdecydowały się pozostać w Polsce komunistycznej po 1946 roku, pomimo licznych namów i propozycji, by wyjechały na Zachód. Pomimo perspektywy biedy i niezliczonych upokorzeń, których doznawały w kraju z racji swojego nazwiska. „Powiedzenie „szlachectwo zobowiązuje” regulowało nasze życie, nie poprzez przywileje, jakie się z tym łączą – ale przez obowiązki, które z tego wypływają”, zapisała w pamiętniku Matylda, wspominając także dzieje swojej austriacko-węgierskiej rodziny i rodziny męża.

 

Kard. Adam Sapieha. w ostatnich latach życia.

 

W swoich wspomnieniach odwołuje się często do przeszłości rodziny Windisch-Graetzów i Sapiehów. Polską tożsamość i żarliwy patriotyzm zawdzięcza właśnie licznej i rozgałęzionej rodzinie męża, którą uznaje za wyjątkową pośród polskiej arystokracji, z uwagi także na silne więzi, ciepło, lojalność, wzajemną pomoc. „Przyjęto mnie nad wyraz życzliwie, zdawało się, jakby nasze małżeństwo miało ich szczególnie uszczęśliwić, całemu otoczeniu i nawet krajowi wyjść na korzyść i pożytek, tak mnie wówczas na rękach noszono, kochano i przeceniano. Idealny stosunek, jaki ich łączył, stosunek pełnego zaufania, swobody i prostoty miał dla mnie urok niewypowiedziany. U nas życie rodziny mniej licznej, przy wielkim wzajemnym przywiązaniu, płynęło w atmosferze głębokiego uszanowania dla autorytetu i wojskowego zawodu mego Ojca, atmosfera, która mnie nieraz onieśmielała” (ojciec Matyldy był generałem kawalerii, generalnym inspektorem armii austriackiej, rodzina mieszkała w Krakowie i we Lwowie, gdzie Ludwik Windisch-Graetz był komendantem korpusu). Żeby po wojnie wspomagać rodziny dzieci i mieć za co żyć, by czuwać nad kardynałem Matylda Sapieżyna wysprzedała całą swoją biżuterię. Jej córka Elżbieta, absolwentka anglistyki, romanistyki i germanistyki nie mogła rzecz jasna z „takim” nazwiskiem uczyć w szkole; żeby przeżyć – i wkrótce też utrzymywać matkę w jej późnej starości – szyła kapcie z filcu w spółdzielni „Komuna Paryska”.

Ale czy ktokolwiek z dzisiejszych oszczerców Księcia Niezłomnego jest w stanie podobne decyzje, motywacje, wybory zrozumieć, docenić, uszanować?

W 1946 roku, w dzień Bożego Ciała, nagle pękł dzwon w dzwonnicy Bazyliki Matki Bożej Kodeńskiej, ufundowanej przez Sapiehów, ze słynącym cudami obrazem Matki Bożej. Wspaniały dzwon odlany został w Udine za staraniem kardynała – także fundacji Sapiehów. Ten dzień był dniem rocznicy śmierci księcia Pawła, zaczynał się komunistyczny terror…

Dla Waleriana Meysztowicza, tak jak dla rzeszy zwykłych ludzi i dla jego bliskich, kardynał Adam Sapieha to dobry Pasterz, co oddawał każdy dzień życia za swoje owce. Pozostał w ich pamięci jako wzór patrioty, męża stanu i prawdziwego chrześcijanina. „Mniejsza o to, czy będą go kanonizować. Chwałę Bożą rozszerzał jak mało kto…” .

_____________

*) W 1940 roku Niemcy zabronili abp. Adamowi Sapieże wstępu do Katedry Wawelskiej, odebrano mu klucze do Katedry i do skarbca; w Katedrze mogła się odbyć tylko jedna Msza św. w tygodniu, przy zamkniętych drzwiach i z obecnością niemieckiej warty. Matylda Sapieżyna, szwagierka Adama Sapiehy, notowała we wspomnieniach z lat wojny w Krakowie: ” Ósmego marca [1940 r.] raptem zamknięto Kościół Mariacki i obsadzono wikarówkę policją. Przerwano rekolekcje, które się tam odbywały […]. Dopiero na drugi dzień, skutkiem pisma Arcybiskupa, pozwolono wynieść Najświętszy Sakrament. Pokazało się, że na miejsce ołtarza Wita Stwosza samowolnie przenieśli mały tryptyk Pana Jezusa z Matką Boską z Katedry wawelskiej. Ołtarz Stwosza, który przed wybuchem wojny rozebrano i ukryto, został odnaleziony i wywieziony do Norymbergi. […] przed kilkoma tygodniami, jednego dnia pośród popołudniowego nabożeństwa, wynoszono z Kościoła Mariackiego obrazy Kulmbacha, to samo z kościoła św. Floriana” (Matylda Sapieżyna z Windisch-Graetz, “My i nasze Siedliska“).

Źródła:
Ks. Walerian Meysztowicz, Gawędy o czasach i ludziach, Londyn-Łomianki 2008
Matylda Sapieżyna z Windisch-Graetzów, My i nasze Siedliska, Kraków 2004
Stefan Kieniewicz, Pamiętniki, Kraków 2021
Roksana Szczypta-Szczęch, Kardynał Sapieha. Niemcy mówili o nim: Euer stolze Erzbischof, Przystanek Historia IPN, Kraków

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.