Krawiec z Gloster albo Tajemnica Rękodzieła
W 1903 roku angielska pisarka dla dzieci (ale czy naprawdę tylko dla dzieci?) i malarka Beatrix Potter (1866-1943), miłośniczka wsi angielskiej i znawczyni przyrody (wytrawna, choć tylko amatorka) napisała jedną ze swych najgłośniejszych opowiastek, na motywach bożonarodzeniowej lokalnej legendy. Jej bohaterem był wiekowy krawiec z miasteczka Gloster.
„Jak dzień długi, dopóki starczało światła, szył i kroił, dopasowując kawałki atlasu, pomapadour i lystryny; w czasach krawca z Gloster tkaniny miały dziwne nazwy i były bardzo kosztowne. Lecz choć szył piękne jedwabie dla swoich sąsiadów, sam był bardzo, bardzo biedny – stary człowieczek w okularach, z twarzą mizerną i powykrzywianymi palcami, odziany w wytarte ubranie”. Cała historyjka – pozornie naiwna i sentymentalna, w istocie bezpretensjonalna i poetycka – została ozdobiona rysunkami utalentowanej panny Potter.
Zazwyczaj Beatrix pisywała opowiadania o zwierzętach i ilustrowała je własnoręcznie – tym razem delikatnym pędzelkiem zanurzanym w słoiczki z akwarelami namalowała także „surdut z wiśniowego prążkowanego jedwabiu, haftowanego w bratki i róże, oraz atłasową kamizelkę w kolorze kremowym zdobioną gazą i zielonym wełnianym kordonkiem”, a także ”żółtą taftę na podszewkę surduta, a do wykończenia dziurek na guziki kamizelki – wiśniową przędzę”, i wiele innych niezwykłych detali odtworzonych z subtelnością, precyzją i wdziękiem. Krawiec w jej opowiadaniu był prawdziwym artystą, znużonym wysiłkiem, zziębniętym, ale pełnym nadziei i wielkich oczekiwań zaznania podczas swojej pracy niezwykłej przygody. Rzeczywistym nieszczęściem okazał się dla niego nie fakt, że był stary i wziął na siebie zbyt dużo pracy, lecz że zabrakło mu wiśniowej przędzy na wykończenie dzieła swego życia – surduta dla burmistrza miasteczka na jego ślub, wraz z niezliczonymi akcesoriami i dodatkami. Nie mógł obszyć własnoręcznie dziurek kamizelki! „Niestety, jestem zgubiony! – rzekł krawiec i smutny poszedł do łóżka”.
Angielska wielbicielka rękodzieła artystycznego sama odrywała się nader często od pulpitu swego biurka. Była córką Rupperta Potter i Helen Leech, oboje pochodzili z zasobnych rodów przemysłowców włókienników z północnej Anglii, którzy z Manchesteru przenieśli się do Londynu; oboje mieli zainteresowania artystyczne i nie byli pozbawieni pewnych pretensji do obracania się w wyższych sferach, bliskich dworu królewskiego.
Od dzieciństwa Beatrix miała ogromną potrzebę utrwalania na rysunkach kunsztu form, tajemniczych kształtów stworzonego świata: zwierząt i roślin. Na wsi – głównie w Szkocji, potem w Krainie Jezior – spędzała z rodzicami wszystkie wakacje, jej ojciec wynajmował dla czteroosobowej rodziny dom; zwykle była to ogromna willa lub coś na kształt dość ponurego wiekowego zamczyska.
Fascynują ją wszystkie małe zwierzęta i ich zwyczaje, od najmniejszych owadów i ślimaków po oswojone króliki, które obserwuje, wychowuje i wyprowadza w Londynie na spacery do parku. W pokoju Beatrix i jej młodszego brata Bertrama tupią jeże, pełzają jaszczurki, karmione są żaby, stroszą piórka rozliczne ptaki, popiskują nietoperze… Na wycieczkach i podczas wakacji Beatrix nie rozstaje się ze szkicownikiem. Świeżość jej dziecięcego spojrzenia, zmysł obserwacyjny i wnikliwość zostawiły trwały ślad w jej późniejszych rysunkach i akwarelach. „Ze wszystkich beznadziejnych rzeczy, które można rysować, najgorszą jest gruby grzyb” – notuje w1892 r., ale zarazem rozpoczyna „naukowe” badanie grzybów. Odkrywa nawet nowy gatunek grzyba – dokonanie to zostanie jednak uznane przez świat nauki dopiero po jej śmierci. Próbuje swoją pasję rozwijać w oparciu o kontakty z botanikami z Królewskiego Ogrodu Botanicznego (jej wuj, sir Henry Enfield Roscoe był znanym chemikiem) i pracownikami Muzeum Historii Naturalnej.
Uczy się malarstwa, podobnie jak jej matka, która maluje i zajmuje się w domu haftem artystycznym. Jako nastolatka odwiedza wystawy malarskie, wdaje się w poważne dyskusje o twórczości najgłośniejszych artystów epoki: Rossettiego, J.A.M. Whistlera i Williama Holmana Hunta. Prerafaelita, sir John Everret Millais jest zaprzyjaźniony z domem Potterów. Beatrix odwiedza go z ojcem i otrzymuje lekcje mieszania farb. Jej zaś ulubionymi malarzami są Rafael, Tycjan, Gainsborough i Reynolds. Tymczasem jej ojciec oddaje się pasji fotograficznej, jego specjalnością są portrety przyjaciół, m.in. Millaisa, autora niezwykłego religijnego obrazu pt. „Jezus w domu rodzinnym”, budzącego w wiktoriańskiej Anglii wiele sprzecznych opinii z powodu realistycznego ujęcia Świętej Rodziny, oraz znakomitego portretu słynnego konwertyty na katolicyzm, kardynała Johna Henry Newmana.
Beatrix kończy domową edukację i objawia się jako chodząca własnymi drogami artystka, ale zarazem osoba niezwykle przedsiębiorcza. Widząc zainteresowanie swoimi pracami plastycznymi maluje kartki pocztowe, które sprzedaje znanej firmie edytorskiej. Wydawcy, początkowo nieufni i krytyczni, zaczynają zabiegać o jej rysunki; wkrótce jej sześćdziesiąt realistycznych obrazków owadów trafia do książki dr W.P.K. Findlay’a pt. Wayside and Woodland Fungi. Pierwszą swoją książkę, Piotrusia Królika napisała podczas szkockich wakacji w 1893 roku – inspiracja przyszła ze strony synka jej byłej guwernantki, pani Moore – i wydała w 1901 własnym sumptem za jedenaście funtów. Dwieście pięćdziesiąt egzemplarzy debiutanckiej książeczki rozprowadziła osobiście wśród rodziny i przyjaciół. Ambitne wydawnictwo Warne & Co sięgnęło po tę książkę w rok później; co okazało się wielkim sukcesem autorki i wydawcy (sprzedano prawie trzydzieści tysięcy egzemplarzy). Beatrix mogła już żyć z pisania. Tymczasem bohaterowie jej bajeczek pojawili się na tapetach, kubkach, ubraniach, sprzętach oraz jako szmaciane maskotki. Dochód z tej produkcji był ogromny.
Beatrix zaprzyjaźniła się ze swoim wydawcą, jednym z trzech braci Warne, Normanem, człowiekiem o bezspornym talencie biznesowym, obdarzonym przy tym wielkim poczuciem humoru i delikatnością uczuć. Edytorstwo jest sztuką i wyzwaniem dla ludzi z wyobraźnią, i tak traktowali je oboje. Intelektualna przyjaźń, która zawiązała się podczas spotkań i korespondencji, przekształciła się w więź duchową i czułość. Rodzice Beatrix marzący by ich utalentowana córka związała się ze światem artystycznym i arystokratycznym nie byli zachwyceni, gdy w czerwcu 1905 nieoficjalnie się z nim zaręczyła. Ślub miał się odbyć wkrótce, jednak w ciągu trzech miesięcy Norman zmarł na białaczkę
Właśnie wtedy zdecydowała się definitywnie opuścić Londyn. Gdy zdobyła sławę jako pisarka i ilustratorka bywała na wsi coraz częściej. W końcu została właścicielką farmy Hill Top we wsi Near Sarwey w Krainie Jezior i osiadła tam na stałe. Był październik 1905 r.; za ziemię wraz ze starym kamiennym domem i budynkami gospodarczymi zapłaciła dwa razy tyle, ile były warte. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że sprzedawca wykorzystał jej zauroczenie malowniczym miejscem – a może także pragnienie oderwania się od wspomnień związanych z Normanem i gorzką żałobę po nim? Jednak nie odebrało jej to ochoty, by z wielką energią zabrać się do gospodarowania i urządzania domu. Pomimo samotności, surowych warunków jest wytrwała, pracuje ciężko od świtu do nocy obłożona mapami, poradnikami, katalogami i cennikami.
Jej farma stała się najważniejszym miejscem inspiracji (wprost genialnie nauczyła się tam malować zwierzęta). A jednak twórczość stopniowo ustępowała miejsca pasji rolniczej. Beatrix poświęca się hodowli owiec rasy Herdwick, którą założyła w 1918 roku. Jak wszystko, co robiła, czyniła to z ogromnym zaangażowaniem. Jej owce na lokalnych wystawach rolniczych zdobywały najwyższe trofea. Wkrótce jako pierwsza kobieta została prezesem Stowarzyszenia Hodowców Owiec.
Jednocześnie, nie szczędząc majątku, który zdobyła jako pisarka i malarka, wykupywała kolejne farmy niezrównanie pięknej Krainy Jezior, by nie stały się terenem bezdusznej, nie racjonalnej eksploatacji (plany związane z zabudową tego terenu uważała za chybione, zaprzeczające naturalnym warunkom przyrodniczym i niweczące prawdziwe bogactwo tego regionu). Jej główną pasją, potrzebą serca i ambicją stało się utrzymanie i zapewnienie ochrony ziemi, którą uważała za szczególny dar Stwórcy i chlubę Anglii.
O Beatrix Potter napisano wiele czyniąc z niej nieomal „kobietę wyzwoloną”, sufrażystkę zbuntowaną przeciw rodzicom, idącą z postępem ambitną businesswoman. Tymczasem jej przekonania i postawa były całkowicie tradycyjne, nie uważała się nigdy za kogoś lepszego od mężczyzny, do głowy by jej nie przyszło, że ma jakąś misję wobec „zniewolonych kobiet”. Także jej pełne humoru książki o zwierzętach są w istocie jednym wielkim hymnem na temat “staroświeckiej” kultury: dobrych manier, delikatności, elegancji. Na temat małżeństwa pisała w jednym z listów, wspominając swój tygodniowy wyjazd z kuzynką sufrażystką: „Ostatnio wyznaje się przekonanie, że wiele kobiet ma pozostać niezamężnych i funkcjonować na własny rachunek (… ) nie mam nic przeciwko temu, ale sama wyznaję starodawny pogląd, że szczęśliwe małżeństwo jest ukoronowaniem życia kobiety”.
W wieku czterdziestu siedmiu lat poślubiła adwokata Williama Heellisa, towarzysza zabaw dziecinnych z dawnych szkockich wakacji – który znów, ku utrapieniu jej rodziców nie był arystokratą ani artystą – człowieka skromnego, zajmującego się doradztwem handlowym, ale który jej pasje szczerze podzielał i patronował jej wysiłkom, by zachować krajobraz Krainy Jezior możliwie nie zniekształcony. Pozostał do końca życia wobec jej wyborów lojalny i przeprowadził prawnie wszystkie jej zamysły dotyczące swojej posiadłości. Ona zaś, pomimo wielkiej sławy swojego panieńskiego nazwiska niezmiennie podpisywała się odtąd jako „Pani Heelis” i była do głębi oburzona, że tak niewiele osób w Londynie ją w ten sposób tytułowało. Gdy powróciła z mężem do Hill Top ze ślubu w londyńskich kościele St` Mary Abbot, na stacji czekał na nich zarządca ich gospodarstwa, John Cannon, który przyjechał wozem, na którym stał, porykując, prezent ślubny: imponujących rozmiarów biały byk. Nie mógł im sprawić większej radości!
Ostatnie trzydzieści lat życia Beatrix poświęciła – pracując wraz z mężem – rolnictwu i tworzeniu rezerwatów. Hodując owce nauczyła się przędzenia wełny, potem wybudowała własną przędzalnię. Kostiumik, jaki miała na sobie idąc do ślubu w 1913 roku był uszyty w wełny z własnej przędzalni. „Kiedy zmarła w 1943 roku, pozostawiła narodowi [za pośrednictwem organizacji zajmującej się ochroną zabytków i krajobrazu Anglii, National Trust for Places of Historic Interest or Natural Beauty – EPP] cztery tysiące akrów ziemi [ponad 1600 ha – EPP] i piętnaście farm”, jak odnotowała jej polska tłumaczka, Małgorzata Musierowicz.
„Ziemia nie kłamie”, przypominał Francuzom marszałek Petain, krótko po zakończeniu I wojny, chcąc zachęcić, by obejmowali zrujnowane okupacją i wyniszczone gospodarstwa, by jak niegdyś znów z oddaniem pielęgnowali pola, ogrody i sady. Można wiele zarzucić Petainowi, który później kolaborował z Niemcami, ale jego miłość do kraju była prawdziwa. Chciał by Francja odrodziła się naprawdę – od wierności ziemi, od rolnictwa, od szanowania darów natury.
Tego warto życzyć Polsce w przeddzień wyborów. Nie tylko sukcesu „naszym chłopcom” z Prawa i Sprawiedliwości, kandydatom na burmistrzów, wójtów i radnych, ale później – ich otwartych oczu na to całe niezmierne piękno i drogocenne bogactwo stworzonego ręką Boską świata, którego fragment dostaliśmy w dzierżawę, a którym administracyjne i gospodarcze zarządzanie przypadnie im w udziale. Dla dobra Polski warto rozumieć jego prawa, chronić jego tajemnice. Powinniśmy umieć pomnażać to bogactwo. Gospodarować na nim z takim rozmachem, inteligencją, talentem, wyobraźnią, jak czyniła to właścicielka Hill Top, hodowczyni owiec, autorka akwarelowych miniatur, zabawnych portretów zwierząt i maleńkich literek, stawianych pewnie, prosto i precyzyjnie już w młodzieńczym pamiętniku, a potem na kartach swoich książek. Przyjaciółka hodowców, rolników, ogrodników i wiejskich przemysłowców, miłośniczka przyrody i tradycyjnej angielskiej wsi. Ta subtelna artystka była bowiem wielką realistką – i dlatego także patriotką, w najlepszym znaczeniu słowa. Nie wstydziła się nigdy tego osobliwego dla wielu ludzi swojej sfery połączenia. W swoich zapiskach autorka „Beniamina Trusia”, „Wiewiórka Orzeszko”, „Krawca z Gloster” i „Dwóch niegrzecznych myszy”, córka silnie grawitujących ku pałacowi królowej Wiktorii rodziców, wyznawała: „Jestem potomkinią pokoleń rolniczek i tkaczek z Lancashire; upartych, trzeźwych, twardo stojących na ziemi”.
Pozornie zaskakujące przejście od szczegółu do ogółu w jej historyjkach z obrazkami, których bohaterami najczęściej są zwierzęta, ukazuje głębszą treść jej życia. W zakończeniu opowiadania o krawcu z Gloster Beatrix Potter pisze (czy tylko dla rozweselenia czytelników?): „Nigdy nie widziano takich żabotów ani takich haftowanych mankietów i wyłogów. Ale jego największym osiągnięciem stały się dziurki od guzików, ściegi tych dziurek były tak delikatne – tak delikatne – że zastanawiam się, jak mogły być wykonane przez starego człowieka w okularach, z powykrzywianymi palcami i naparstkiem”. Dla wywołania zaś większego efektu, dodaje: „…były tak drobne – tak drobne – że wyglądały, jak gdyby zrobiły je myszki!” Od fascynacji miniaturowym ściegiem jako symbolu arcymistrzostwa ludzkiej ręki Pani na Hill Top przechodzi do wyrażenia największej fascynacji swego życia: nadzwyczajną maestrią Boga, który stworzył świat i „wszystkie rzeczy”.
Także rośliny i zwierzęta, którym pisarka poświęcała stopniowo coraz większą uwagę. To co zamyślone zostało przez człowieka, staje się w oczach ludzkich prawdziwym arcydziełem dopiero w połączeniu z pokorą wobec Boga. (W cytowanym opowiadaniu zresztą to rzeczywiście myszy – potajemnie sprzysiężone – wykańczają dziurki od guzików, w zamian za wspaniałomyślny gest krawca ofiarowującego im resztki, starannie wykrojone z atłasu, „na pelerynki”). Wobec możliwości kryjących się w rzeczywistości, która wyszła spod ręki Stwórcy, człowiek może tylko pokornie pochylić głowę. I współpracować z Nim używając rozumu i serca, by pomnażać dobra, tworzyć cywilizację. Dlatego ten, kto zapatrzony w piękno świata odwzorowuje je w swoich dziełach – jak wielu twórców rękodzieła, a także artystów, pisarzy, poetów – jest zawsze szczęśliwy, pomimo wszelkich trudów, niewygód i cierpień.
Tonąc wśród bratków i róż, wykwitających na tkaninach, krawiec z Gloster jest nie tylko rzemieślnikiem czerpiącym przyjemność ze starannie wykonanej, i z największą precyzją wykończonej pracy, ale kimś kto może kontemplować ofiarowane przez Stwórcę piękno. I to jest źródło jego siły. Choćby fizyczne jej zasoby były na wyczerpaniu, a klimat społeczny wokół – pełen niechęci, obojętności, zadufania i wzgardy.
Gdy ma się spojrzenie uważne, ufne i spokojne, wszystko – „każda osoba, każde zdarzenie, a nawet każda rzecz pełni swoje naturalne funkcje, stając się znakiem: kieruje myśl ku czemuś większemu, bardziej prawdziwemu, lepszemu i piękniejszemu, a przy tym to >przekierowanie< jest czymś całkiem zwyczajnym” (o. A. Sicari). Tak jak zwyczajne było życie Beatrix i bohaterów jej opowiastek. Lekko absurdalny humor, koleje życia upodobniające ich do mieszkańców wsi, ich staromodne ubiory i zachowania… Ale zarazem nie tracą oni nic ze swej zwinnej, bazującej na instynktach i mistrzowskim posługiwaniu się ciałem, natury. Zwierzątka są rozgadane jak ludzie, ale potrafią biegać, skakać, myć się, walczyć, polować i kryć się jak lisy, kaczki, wiewiórki, myszy, koty i króliki.
„Człowiek może bardzo wiele zniszczyć, ale nie zmieni wiecznych wzgórz i potężnej rzeki” – pisała autorka „Krawca z Gloster” jako osiemnastolatka w swoim pamiętniku (zaczęła go pisać trzy lata wcześniej, literkami tak małymi, że nie sposób odczytać ich bez lupy, oraz przy pomocy skomplikowanego szyfru, który wymyśliła), późniejsza słynna hodowczyni owiec w Krainie Jezior.
_____
Fragmenty opowiadania Krawiec z Gloster za: Powiastki Beatrix Potter, tłum. Małgorzata Musierowicz, Warszawa 2010