Kontynent Tajemnicy
Czemu wciąż oskarżać dobrego Boga? Nie umie się bronić. Przeprasza was. Słońcem i owocami, i kwiatami, i różą — przeprasza.
Te słowa zapisał 25 czerwca 1927 roku Paul Claudel, pisarz i dyplomata francuski w swoim Dzienniku. (Poprzedza je lakoniczny zapis o odwiedzinach u starej schorowanej matki w rodzinnym domu na wsi).
Guadalupe to kontynent przedziwnej tajemnicy obcowania Boga z ludźmi przez swoją Matkę. Po raz pierwszy w dziejach nowożytnego świata Bóg — w Maryi — przyszedł na ziemię — by mówić o swojej miłości do ludzi. Przyszedł ukryty pod sercem Najczystszej Dziewicy. A Ona ukazała się jako żywa Monstrancja.
Aztekowie, których nie było w stanie nawrócić dwanaście lat pracy misjonarzy, uwierzyli ujrzawszy Jej postać. Ukazała im się wraz z precyzyjną i nieodpartą symboliką, niczym w ich dawnym kalendarzu, jasną dla nich od pierwszej chwili. Przedstawiała ona prawdę o nieznanym Bogu, porywającą i zachwycającą ich dusze.
Aztekowie byli niezwykle wrażliwi na widzialne znaki, w mig odkrywali ich głęboką treść. Ich język i pismo składały się z takich właśnie znaków.
A przecież byli to przysłowiowi „dzicy”. Ziemia, na której stanęła Niepokalana, była ziemią, w którą zdążyły wsiąknąć hektolitry krwi przelanej przez niewinne ofiary, w tym dzieci, z powodu okrutnego pogańskiego kultu boga Słońca w starożytnym Meksyku. Miłosierdzie, przebaczenie, litość, były tu pojęciami niezrozumiałymi. W religii i kulturze Azteków nie było dla nich miejsca.
Utalentowani, wrażliwi na sztukę i przyrodę, bardzo inteligentni, mający swoją arystokrację i nadzwyczaj rozwiniętą naukę, w oparciu o którą budowali zadziwiającą osiągnięciami technicznymi i poziomem rzemiosła artystycznego cywilizację, żyli w nasilającym się strachu i poczuciu rozpaczy. Oddawali ponuremu bóstwu coraz więcej swoich dzieci, by przebłagać jego gniew. (Czyż analogia nie narzuca się sama? Czyż dzisiejsze narody nie są tak samo spragnione Matki? Czyż coraz więcej ich przedstawicieli nie żyje w kulcie sił ciemności?). Maryja otworzyła Bogu wrota do serc tego nieszczęsliwego ludu.
Co więcej, Hiszpanie i Aztekowie po objawieniu Pani z Guadalupe padli sobie w ramiona, dawna zaciekła wrogość ustąpiła miejsca najprawdziwszej miłości. (Wcześniej ze strony Hiszpanów był to rodzaj gniewnego zniecierpliwienia, psychicznego wyczerpania wobec tak silnego, u podbitego przez nich ludu, oporu w przyjęciu chrześcijaństwa; ze strony Azteków — bezsilna nienawiść i bezbrzeżne poczucie upokorzenia).
Gdy w Meksyku nastąpił ów cud wzajemnej miłości różnych narodów i ras, w ciągu dziesięciu lat, jakie upłynęły od objawienia (1531 r.), dziewięć milionów Indian przyjęło chrzest. Narodził się tu, nie znający antagonizmów rasowych i etnicznych, lud Maryi, naród meksykański. Małżeństwa mieszane stały się codziennością. Fenomen, który zadziwia socjologów, nie miał wytłumaczenia, poza interwencją Nieba.
Po podboju kraju Azteków przez wojska Hernánda Cortéza rolnicza cywilizacja Indian legła w gruzy. Kraj dziesiątkowały epidemie przywiezionych przez Europejczyków chorób. Z powodu chorób i zniszczeń wojennych nie obsiewano już pól. Stolica, Tenochtitlán, którą przybysze ze Starego Świata ze względu na jej urok, bogactwo i rozmach porównywali do Neapolu i Wenecji, stała się ruiną. Kobiety nie chciały rodzić dzieci, najczarniejszy smutek opanował serca Indian. Nauka misjonarzy nie trafiała do umysłów Azteków. Jedna ze znawczyń historii objawienia zauważa:
Czcić jako Boga przybitego do krzyża, skrwawionego człowieka — a więc ofiarę, zamiast kapłana — wydawało im się absurdem… Nie pomogło nawet to, że franciszkanie nauczyli się ich języka, a niektórzy z nich dali sobie wyrwać siekacze, by bezbłędnie wymawiać azteckie, syczące wyrazy, tak obce zębowej wymowie Hiszpanów.
Wtedy właśnie ukazała się Maryja, zostawiając obraz, który przemówił do Indian niczym otwarta księga. Kwiaty na Jej sukni mówiły im, że Jej szatą jest stworzony przez Boga świat, a płaszcz usiany gwiazdami — odbicie aktualnej (z 12 grudnia 1531 roku) konstelacji nieba — że Jej okryciem jest cały Wszechświat.… Nie było miejsca na wątpliwości w umysłach tak lotnych, tak wychwytujących najmniejszy symbol, znak rzeczywistości, z która obcowali od pokoleń, gospodarując na ziemi. Współczesny meksykański kapłan mówi:
Te dwa narody, które wcześniej były sobie tak obce, że w porównaniu z nimi Żydzi i Palestyńczycy są jak bracia i siostry, zjednoczyły się w jednej chwili jak oblubieniec i oblubienica. Nigdzie nie dokonało się takie zmieszanie narodów, nawet blisko spokrewnionych… Nigdy nie doszło do zjednoczenia większych przeciwieństw…
Chrystianizacja Meksyku nastąpiła bardzo szybko; była głęboka i trwała. Hiszpańscy misjonarze, franciszkanie, dominikanie i członkowie zakonu pustelników, stali się nie tylko ojcami duchownymi Indian, ale i obrońcami ich przed jakimkolwiek nadużyciem ze strony świeckiej władzy.
Aztekowie wskoczyli, można by rzec, jednym susem, w religię i kulturę katolicką, którą przyjęli jako własną. Wtedy nie było dziwacznych pomysłów na inkulturację, a dla Indian-katolików rozstanie się z dawnymi formami życia było łatwe, bo stało się oczywistością. Niedawni poganie, ludzie zdolni i niezwykle muzykalni, wkrótce zadziwiali świat europejski nienaganną łaciną i świetnym hiszpańskim, poziomem wykonywania chorału gregoriańskiego, szybkością przyswajania sobie Biblii. W kilka lat po objawieniu na wzgórzu Tepeyac (dzisiejsze peryferie miasta Meksyk), gdzie objawiła się Niepokalana, sami zaczęli wznosić niezliczone kościoły, klasztory i szkoły w europejskim stylu, o wielkim architektonicznym wdzięku, czyniąc to z entuzjazmem i dając świadectwo swojemu wysokiemu poczuciu piękna.
Z tego samego czasu wywodzi się ich rodzima uczelnia katolicka, Colegio de Indios de Santiago, która wydała kolejne pokolenia doskonale wykształconej inteligencji.
Do naszych czasów — wspomina ten sam kapłan — zachował się list napisany w 1587 roku przez prawnuka Montezumy (ostatniego pogańskiego króla Azteków — EPP) do krewnych, w którym na zakończenie życzy «drogim Paniom, by w ich sercach zechciał zamieszkać na zawsze Duch Święty».
Jacy byli ci poganie?
Badacze tamtejszych realiów dziś podkreślają, że czymś co ich wyróżniało była tęsknota za miłością, którą uosabia każda matka. Dla Indian osoba matki jest kimś ogromnie ważnym. W czasach istnienia państwa Azteków matki zostawały w domu, tworzyły, scalały i ochraniały rodzinę, podczas gdy ojcowie często umierali w młodym wieku, z powodu wojny — a wojna była kwintesencją ich obyczaju i kultury — lub jako krwawe ofiary.
Nikt nie mógł wywrzeć na Aztekach większego wrażenia niż Matka Boga — podkreśla meksykański kapłan. — Objawienie Maryi z miejsca urzekło tubylców.
Niewiele ponad sto lat od objawienia Matki Bożej miejscowy kronikarz Miguel Sanchez mógł napisać z pełnym przekonaniem:
Tak jak Izrael został wybrany przez Boga, by dać światu Jezusa Chrystusa, tak też Bóg wybrał Meksyk, by objawić oblicze Dziewicy z Guadalupe.
Pragnienie Matki jest naszym niewypowiedzianym, często ukrytym pragnieniem także dziś. Dojmujący brak kobiecości w kobietach, brak ciepła matek w tak wielu rodzinach, znak pustki i chłodu w duszach ludzkich, dosięgnął i osnuł mgłą smutku najstarszy chrześcijański kontynent. Czar kobiecości, urok macierzyństwa jest tym, czego utratę opłakują wszystkie, niegdyś chrześcijańskie narody Europy.
Mowa kwiatów, róże kastylijskie…
Serce matki zawsze zrozumie swoje dziecko, choćby ono umiało tylko szczebiotać…1
Jak mogła przemawiać do swoich dzieci ta najbardziej czarująca Kobieta w dziejach świata? W objawieniu na wzgórzu Tepeyac pojawiają się słowa czułej rozmowy dwóch istot, które zwracają się do siebie jak najbliższa, najbardziej kochająca się rodzina. Juan Diego, ubogi Indianin, starszy człowiek, wdowiec, który kilka lat wcześniej przyjął chrzest z rąk franciszkanina, i tego ranka spieszył do kościoła, by wysłuchać nauk kapłana, słyszy melodyjny kobiecy głos, podobny do śpiewu ptaków, który go przywołuje. Jak pisze w 1649 roku Luys Lasso de la Vega, na podstawie relacji współczesnego objawieniu kronikarza, Juan Diego
spojrzał ku górze, ku szczytowi wzgórza. Właśnie wschodziło słońce. I właśnie z tego miejsca rozlegał się cudowny, niebiański śpiew. Ze szczytu pagórka dobiegało skierowane ku niemu wołanie: «Mały Juanie, Juanitzin! Diegotzin!» Wówczas ruszył, aby pójść za wzywającym go głosem…
Pani przedziwnej piękności objawiła mu kim jest i poprosiła, by w tym miejscu wzniesiono na Jej cześć świątynię, by mogła tu „ukazywać, chwalić i na wieki rodzić” prawdziwego Boga, hojnego Stwórcę wszystkich ludzi, Pana Nieba i ziemi, którego jest Matką. Raz po raz w Jej prośbie pojawiały się, pełne zachęty i intymnej więzi słowa: „Mój maleńki”, mówiła do niego, „Mój Synku”, „Najmniejsze z moich dzieci”. On zaś odpowiadał Jej z podobną, delikatnością i czułością: „Moja Pani”, „Moja Maleńka”, „Moje Dzieciąteczko”, „Moja mała Córeczko”, „Moja Dzieweczko”, „Pani i Królowo”, „Moja Władczyni”. Opis rozmowy zadziwia nie tylko z uwagi na treść próśb Maryi, ale właśnie głębię wzajemnej miłości, szacunku, tkliwości, zaufania i troski o siebie. Maryja rozpoczęła ten dialog, Juan Diego odpowiedział jak dziecko, które naśladuje we wszystkim matkę, wnosząc w tę relację całe zasoby swojej delikatności, inteligencji i kultury słowa.
To, w jaki sposób przemawiała Królowa Nieba do biednego prostego człowieka, mogłoby stać się przedmiotem naszej uwagi. Być może ta delikatność, niezwykła rewerencja, to właśnie jest ów bezcenny lek na czasy wyjałowienia uczuć, gdy nie potrafimy zdobyć się na dziecięce zaufanie wobec Boga i Jego Matki. I gdy — w rezultacie — relacje między nami, dzisiejszymi ludźmi, nawet wierzącymi, stają się wynaturzone, zimne, pospieszne, interesowne i puste.
Nasze wyobrażenie Boga jako kogoś niedostępnego oddala nas od Niego. Nasza nieznajomość Maryi, niedocenianie Jej hojności, delikatności wobec nas, i Jej osobistego zainteresowania się naszymi sprawami, wnikania w każdą naszą potrzebę, by jej zaradzić, rani Ją.
Dlaczego wyobrażać sobie Boga kimś surowym, cenzorem zgorzkniałym i nieubłaganym? A nie upatrywać w nim serca przepełnionego miłością i szczodrobliwością, pałającego pragnieniem, by spełniać wszystkie nasze prośby, i jeszcze więcej? — Ach, tyle czasu szedłem do ciebie! Pozwól mi chwilę odpocząć, nie zdążę ci się sprzykrzyć!2.
Imię Miłości
Przez długi czas pytałam siebie, dlaczego dobry Bóg ma swoich uprzywilejowanych (…); dziwiłam się, widząc, jak obdarza nadzwyczajnymi względami Świętych, którzy w przeszłości obrażali Go, jak św. Paweł i św. Augustyn — pisze św. Teresa z Lisieux — oraz ci, których On zmusił — rzec by można — do przyjęcia swej łaski (…). Jezus raczył pouczyć mnie o tej tajemnicy. Stawił mi przed oczyma księgę natury i zrozumiałam, że wszystkie kwiaty przez Niego stworzone są piękne, że przepych róży i biel Lilii nie ujmują woni małemu fiołkowi ani zachwycającej prostoty stokrotce… Zrozumiałam też, że miłość naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej, która w niczym nie stawia oporu Jego łasce, jak i w najwznioślejszej… On jednak stworzył dziecko, które nic nie wie i potrafi tylko słano kwilić; On stworzył biednego dzikiego człowieka, kierującego się prawem natury, i do ich serc raczy się zniżać; to są właśnie owe polne kwiaty, których prostota zachwyca Go…3.
Świat przed objawieniem Matki Bożej z Gaudelupe był inny. Miłość nie miała jeszcze imienia Maryi.
W momencie, gdy róże upadły na posadzkę, sam płaszcz w jednej chwili zmienił się w znak. Nagle ukazał się na nim słodki obraz Dziewicy, świętej Maryi, odbicie Matki świętego Boga…4.
Promienista monstrancja za plecami Madonny była dla nich [Azteków — EPP] jak meteor, który pojawił się na niebie. To, że Dziewica zasłoniła słońce, znaczyło dla nich, że minął czas składanych bogu Słońcu ofiar z ludzi, które czasem pochłaniały całe plemiona5.
To Ona, schodząc w blasku wschodzącego słońca z kamienistego wzgórza na spotkanie z biednym wieśniakiem, a potem obdarzając Kościół w środku zimy obfitym naręczem pachnących kastylijskich róż, a nade wszystko swoim cudownym Wizerunkiem utrwalonym na płaszczu Juan Diego, przemieniła serca milionów pogan i wywołała największą falę nawróceń w dziejach świata. Uczyniła to osobiście. Dlaczego Ona? Dlaczego Maryja zdecydowała się interweniować w dzieje Kościoła i świata we własnej Osobie? Czy dlatego, że chrześcijańscy konkwistadorzy podbijając „nowy świat” byli zbyt pewni siebie? Sobie przypisywali sukces zdobycia Meksyku? Uważali, że Indianie muszą przyjąć ich wiarę, bo za nimi stoi wyższa cywilizacja i przewaga środków militarnych? Że są kimś lepszym od półnagich dzikusów… A misjonarze, których ze sobą przywieźli Hiszpanie? Czyżby byli za mało gorliwi? Czego im brakowało?
Oto czasem jest tak, że samo przekazanie prawdy nie wystarczy. Nie wystarczy o niej mówić z największym nawet zaangażowaniem i talentem, nie szczędząc poświęceń. Prawda może fascynować, ale żeby nastąpiło rzeczywiste przyjęcie jej i życie nią, trzeba czegoś jeszcze. Prawda ma ogromny urok. Gdy jednak nie towarzyszy jej miłość, nie musi wcale prowadzić do Boga. Nie wywołuję przemiany serca. Wpada w pustkę. Zwłaszcza, gdy człowiek został wcześniej upokorzony.
Azteków trudno było kochać. Byli dumni, uparci, nieufni. Tak jak uparty i nieufny jest człowiek pogrążony w rozpaczy.
Maryja pokazała drogę. Droga do Boga wiedzie przez miłość. Ona, Niepokalana, jest miłością Boga. Oto tajemnica Niepokalanie Poczętej.
A hiszpańskie słowo Guadalupe brzmi tak samo jak Coatlaxopeuth w języku Azteków. Co oznacza: „Pogromczyni węża”.
Cytaty odnoszące się do objawienia Matki Bożej z Gauadalupe za: Paul Badde, Guadalupe. Objawienie, które zmieniło dzieje świata, Radom 2006.