Kazik Świstak zostaje w domu
Dlaczego tylu Polaków pozostało 9 czerwca w domu? Czy możemy przyjąć, że to ludzie po prostu nieudolni w swoich operacjach myślowych, a zarazem leniwi i bezwolni? Czy to zwykła ignorancja? Ale jeżeli stwierdzili, że kształt przyszłego PE nie ma dla ich życia znaczenia, to może warto pokusić się o próbę wyjaśnienia, czy nie stoi za tym jakaś racja.
Zacofani?
Kazik Świstak, mój znajomy, nie poszedł na wybory. Pytany, dlaczego, ociąga się, kluczy, mówi, że jest za stary (nie jest stary), że go „te wszystkie przepychanki”, jak nazywa sytuację w UE, męczą.
Słuchając go i obserwując jego życie zastanawiam się, kto jest bliżej rzeczywistości. Ludzie z tej samej wioski, którzy już z samego rana pobiegli 9 czerwca do urn, czy on – i grupa jemu podobnych – którzy też wstają z pianiem kogutów, nie pozwalają sobie na żadne nieróbstwo, od rana do wieczora drepczą przy grządkach, kurnikach, zabezpieczają rozpadające się obórki, naprawiają płoty, umacniają (na wszelki wypadek!) studnie. Czy Kazik Świstak, który ziemi już nie ma, ale starannie pielęgnuje swój warzywniak i dba o kury, w telewizji (po 13 grudnia) ogląda tylko program „O góralach”, jak mówi, o kontakcie z żadną gazetą czy serwisem informacyjnym nie marzy, jest prymitywem i zacofańcem? Naprawdę nie obchodzi go, co dzieje się na świecie? „Nie dorósł do demokracji”, nie chce mieć „wpływu na wydarzenia”… A może uważa, że ten „wpływ” i „demokracja” nie są żadnym szczególnym awansem dla niego. Są nieco przereklamowanym dobrem. Są tylko frazesem. Znacząco wzdycha i przełyka głośno ślinę, gdy ma coś powiedzieć o ludziach ze swojej gminy, którzy „biorą udział w wydarzeniach”. Stwierdza, że jego świadomość ma się całkiem dobrze, skoro może codziennie patrzeć w niebo i zastanawiać się, jaka będzie jutro pogoda. To ma dla niego znaczenie większe niż karuzela polityczno-personalna „w centrum świata”. Szczerze mówiąc bardziej go ta karuzela śmieszy niż martwi.
Może jest mądrzejszy – paradoksalnie – niż wielu jego znajomych, którzy biegają ze smartfonami w kieszeniach, słuchawkami na uszach i wiedzą „wszystko”? Ci co przyjeżdżają z pobliskiego miasta, by kupić od niego jajka, bo ma dobre i zdrowe kury.
Albo ten drugi gość, spod Rzeszowa. Nabawił się przy noszeniu ciężarów kalectwa (był elektrotechnikiem w gminie), grozi mu ślepota. Spędza dużo czasu nad wodą, z wędką. Nie po to, by się odseparować od świata. Nie – by się w ciszę zanurzyć, uspokoić w niej, ukoić Nigdy nie narzeka, jest wesoły, lubi żarty. Poznałam go w busie, jechał do miasta kupić prezent dla ojca, który lubi czytać książki. On też ma niską świadomość, jest nieodpowiedzialny, nie widzi, że od niego ”tak wiele zależy”?
“Ty beznadziejny stary durniu!”, ganią go sąsiedzi i koledzy. Nie reaguje na ich docinki, patrzy na nich jak na ludzi, którzy utożsamiają się z czymś, co nie ma wyraźnej twarzy i celu, choć chce przekonać wszystkich o jakiejś wyjątkowej misji.
Po tych rozmowach przyszły mi na myśl lata dwudziestolecia międzywojennego, fenomen społeczeństwa, które dało się „poderwać do lotu”, jak niekiedy się to górnolotnie określa, i zapłaciło wysoką cenę za to w czasie wojny i za komunizmu. Tamta agitacja propaństwowa, a raczej opowieść o Polsce, słyszana w domach, szkołach, kościołach, nie potrzebowała nowoczesnych technologii informacyjnych. Odwoływała się do dobra wspólnego, do rzeczy zrozumiałych i bliskich, także do tradycji walki o niepodległość Polski. Zapomnieliśmy też, że zwycięstwo 1920 roku nie było tylko – i nie w pierwszym rzędzie – zwycięstwem militarnym. Wódz naczelny Józef Piłsudski nie wahał się mówić do swoich żołnierzy w Łucku: „Losy wojny są w ręku Boga…”
“Zaciągając winę sprzeczności”
Żeby rozwikłać tę rzecz, warto zacytować wymianę zdań, jaka miała miejsce w 1856 roku pomiędzy cesarzem Francuzów, Napoleonem III – mającym o sobie przekonanie, że będąc przykładnym katolikiem jest zarazem politykiem nowoczesnym i pragmatycznym – a pewnym biskupem (wkrótce kardynałem). Cesarz był z siebie zadowolony, przechwalał się, że „zrobił dla religii więcej niż Restauracja” [Restauracja – okres panowania monarchów we Francji po klęsce Napoleona – EPP].
„- Chcę oddać sprawiedliwość rozporządzeniom wydanym przez Waszą Wysokość w kwestiach religii” – oparł biskup Pie z diecezji Poitiers, „(…) Niech mi będzie wolno dodać, że ani Restauracja ani ty nie zrobiliście dla Boga tego, co należało uczynić (…), ponieważ ani ona ani ty nie odrzuciliście zasad rewolucji… Bo społeczną ewangelią, którą inspiruje się państwo, wciąż jest Deklaracja praw człowieka, będąca niczym innym, Panie, jak formalnym zaprzeczeniem praw Bożych.
Otóż takie jest prawo Boże, że włada On tak państwami, jak i jednostkami. Po to właśnie nasz Pan zstąpił na ziemię i tego szukał. To On powinien władać ziemią inspirując prawa, uświęcając obyczaje, oświecając naukę, kierując radami i regulując działania zarówno rządzonych jak i rządzących. Wszędzie tam, gdzie Jezus Chrystus nie sprawuje takiej władzy, panuje nieporządek i dekadencja.
Mam prawo ci powiedzieć, że On nie panuje wśród nas, a nasza konstytucja jest daleka od tego, jak powinna wyglądać konstytucja państwa chrześcijańskiego i katolickiego. Nasze prawo publiczne stwierdza wprawdzie, że religia katolicka jest religią większości Francuzów, ale również, że pozostałe kulty mają prawo do równej ochrony. Czy nie jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że konstytucja chroni na równi prawdę i błąd? Czy wiesz, Panie, co Jezus Chrystus odpowiada rządzącym, którzy zaciągają winę takiej sprzeczności? Jezus Chrystus, król nieba i ziemi, odpowiada im: „«Ja również was, rządzących, którzy następujecie kolejno po sobie jedni obalając władzę drugich, Ja również otaczam was równą opieką. Taką opieką otaczałem twojego wuja, cesarza, taką opieką otaczałem Burbonów, a tak samo Ludwika Filipa oraz Republikę, a teraz taką samą opieką otoczę ciebie»”.
Cesarz zaprotestował gwałtownie: „ – Ale czy sądzisz, że czasy, w których żyjemy, mogłyby znieść taki stan rzeczy? Czy to właściwa chwila, by ustanowić takie czysto religijne królestwo, którego ode mnie żądasz? Nie sądzisz, Ekscelencjo, że wyzwoliłoby to tylko wszystkie złe namiętności?
– Panie, kiedy wielcy politycy, jak Wasza Wysokość, zarzucają mi, że nie nadszedł na to odpowiedni moment, nie pozostaje mi nic innego, jak pokłonić się, ponieważ nie jestem wielkim politykiem. Ale jestem biskupem i jako biskup odpowiadam im: «Nie nadszedł moment, by Jezus Chrystus królował? Dobrze! W takim razie nie nadszedł moment, aby rządy trwały!»”. (Zapis rozmowy sporządził o. Théotim de Saint-Just, a znalazł się on w książce L. Baunarda Histoire du cardinal Pie Évêque de Poitiers).
Abp. Marcel Lefebvre, który zacytował ten dialog w książce Oni Jego zdetronizowali, podsumowuje ten ostatni okres w historii Francji, niegdyś największego mocarstwa w Europie i „najstarszej córy Kościoła”, okres, w którym to nie sam ustrój polityczno-społeczny decydował o pomyślności czy klęsce państwa, bowiem „czego nie zdołała dokonać monarchia, to demokracja wprowadziła w czyn”, jak stwierdza. I wymienia: „pięć krwawych rewolucji (1789, 1830, 1848, 1870, 1945), cztery obce najazdy (1815, 1870, 1914, 1940), dwukrotna dewastacja Kościoła, wygnanie zakonów, zamknięcie szkół katolickich, laicyzacja instytucji (1789, 1901) itd.”, nie omieszkując dodać, że „pochodzenie i konstytucja francuskiej demokracji są nieuleczalnie liberalne…”).
Motywacje opornych
Wracając do tych, którzy zostali w domu. Być może zabrakło im podstaw do nadziei, że nowy Parlament Europejski będzie miał jakikolwiek istotny wpływ na ich życie i przyszłość kraju, w sprawach, które są ich zdaniem naprawdę ważne. Że będzie cokolwiek od niego zależeć. Bo z biedą są otrzaskani. A w sprawie wyboru mniejszego zła brać udziału nie chcą. To ich nie interesuje. To coś sztucznego. Nie wierzą w cudowne sprawstwo działań polityków, skoro wiara „w demokrację” zastępuje w europejskim centrum wiarę w Boga… Być może czują przez skórę, że ujawniają się właśnie patologiczne ambicje, by zarządzać całą ludzkością. Łamiąc brutalnie wszelki opór, depcząc nie tylko ludzkie sumienia, stawiając figury bożkom nowej wiary… Ta polityka jest dla nich przykładem bezładu i chaosu.
Być może tu kryje się odpowiedź na pytanie, dlaczego tak znacząca część najbardziej prawicowo nastawionych wyborców, mieszkańców Podlasia, Lubelszczyzny, rzeszowskiego została w domach.
Ludzi, którzy wciąż z nadzieją spoglądają w niebo… – nawet, gdy inni uważają, że tylko dlatego, że chcą się przekonać, jaka będzie pogoda.