Jan Henryk Rosen – Malarz wyklęty

Posted on 22 marca 2023 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Rycerze Wielkiej Sprawy

Zamalowanie historycznego fresku – kopii słynnego obrazu Jerzego Kossaka przedstawiającego Cud nad Wisłą – w kościele na Białorusi, niedaleko polskiej granicy, jakie miało miejsce w lutym tego roku, przypomina mało znaną historię innego, a bardzo wybitnego malarskiego dzieła, które uwieczniło polskie zwycięstwo 1920 roku.  Powstało z inspiracji papieża Piusa XI, Achillesa Ratti, który przebywał w czasie wojny bolszewickiej w Warszawie jako nuncjusz. Ratti po swoim wyborze na Stolicę Piotrową zlecił polskiemu malarzowi Janowi Henrykowi Rosenowi ozdobienie kaplicy w Castel Gandolfo freskami; jeden miał przedstawiać Bitwę Warszawską, drugi Obronę Jasnej Góry. Nad drzwiami kaplicy papież nakazał umieścił mapy Polski ozdobione herbem Piłsudskich, Kościeszą.

Jan Paweł II był niezwykle zaskoczony, gdy w 1978 roku odkrył te ścienne malowidła w Castel Gandolfo. Na życzenie Pawła VI zostały one wcześniej zasłonięte.  Watykańską Ostpolitic prowadził wówczas kard. Agostino Casaroli. Określał ją mianem modus non moriendi, „sposobu, żeby nie umrzeć”. Była to polityka ustępstw wobec reżimów komunistycznych m.in. w kwestii mianowania biskupów. Jan Paweł II uznał freski za dzieła wyjątkowej klasy. Zapragnął osobiście poznać ich twórcę, malarza w Polsce powojennej kompletnie zapomnianego, by nie powiedzieć: wyklętego…

Postać ks. Ignacego Skorupki z wysoko uniesionym krzyżem, który wraz z ochotnikami Legii Akademickiej pod Ossowem powstrzymuje barbarzyńców z czerwonymi gwiazdami na czapkach, główny motyw fresku, zostaje na długo w pamięci.

Jan Henryk Rosen, nawrócony na katolicyzm potomek zamożnej rodziny żydowskiej, był synem malarza batalisty Jana Bogumiła Rosena i Wandy z d. Handke, córki znanego przemysłowca (założyciela Huty Częstochowa). Rodzina Rosenów należała do kręgu wykształconych Żydów, ochrzczonych w wyznaniu ewangelicko-reformowanym.

Gdy studiuje się życie Jana Henryka trudno oprzeć się wrażeniu, że artysta ten niewiele miał danych, by namalować sceny z polskiej historii tak, by zachwyciły papieża. Nic zgoła w jego dzieciństwie i najmłodszych latach nie zapowiadało kariery twórcy dzieł przepojonych wiarą i głębokim rozumieniem naszych dziejów. Urodzony w Warszawie w 1891 roku, jako trzylatek zamieszkał z rodzicami w Paryżu. Francja przeżywała właśnie okres największego antyklerykalizmu w swoich dziejach (poza czasem rewolucji). Kościoły stały się własnością państwa, szkoły katolickie likwidowano jedna po drugiej, zakonników wyrzucano z klasztorów. Zdarzało się, że dzieci przystępujące do Pierwszej Komunii traktowano strażackim hydrantem, drzwi świątyń bywały taranowane, a za bicie dzwonów kościelnych wymierzano kary proboszczom. Jednostronne zerwanie konkordatu ze Stolicą Apostolską (1905 r.) było już prostą konsekwencją tych ekscesów.

 

 

Jan Henryk Rosen – fragment fresku z Castel Gangolfo

Polska próba nuncjusza Rattiego

„Prałat Ratti (…) niełatwe miał zadanie. Stara była w polskim episkopacie tradycja oporu względem wysłańców papieskich: biskupi łatwo skłaniali się do uległości względem następców św. Piotra, natomiast o delegatach, nuncjuszach czy legatach mieli najrozmaitsze i często dalekie od zachwytu, czasem słuszne, czasem mniej słuszne sądy. Przyjazd prałata Rattiego do Polski był uznaniem niepodległej Polski przez Watykan i z tego powodu był on chętnie przyjęty, ale osoba nowego dygnitarza była zupełnie nieznana”, pisał ks. Walerian Meysztowicz, radca kanoniczny ambasady RP przy Watykanie w swoich Wspomnieniach.  Nuncjusz Ratti mawiał niekiedy, że jest „polskim biskupem”. Nominacja biskupia zastała go w Warszawie, otrzymał sakrę z rąk abp. Aleksandra Kakowskiego w archikatedrze warszawskiej. Więzy, które połączyły go z Polską, zwłaszcza tą walczącą z najazdem bolszewickim, okazały się głębokie i trwale. Z tych czasów pochodzi jego znajomość z Marszałkiem Piłsudskim. „…i papież i Marszałek zdawali sobie sprawę z podobieństwa swoich twardych charakterów i mówili o tym jako o czymś, co ich zbliża, a zarazem utrudnia współżycie”, wspomina ks. Meysztowicz, który sam walczył w wojnie bolszewickiej. Pius XI nigdy o swoim polskim epizodzie nie zapomniał. Mocno przeżył śmierć Marszałka Piłsudskiego. „Straciłem przyjaciela…”, powiedział.

Pius XI wiedział, że wojna bolszewicka to nie była zwykła wojna. Ugodzona pycha sowieckich przywódców po wyprawie polskich wojsk na Kijów, nienawiść do marszałka Piłsudskiego, który umysłem, talentem wojskowym i politycznym dalece przewyższał nawet wybitnych wojskowych, chęć zatknięcia czerwonej płachty nad Berlinem i Paryżem, do którego Sowieci przejść chcieli „po trupie Polski”, rabunek dóbr materialnych obywateli Rzeczypospolitej, wreszcie – spacyfikowanie dużego kraju, który mógł pod bokiem Rosji wyrosnąć na potęgę ekonomiczną i polityczną – to wszystko zaledwie przybliżenia, nie sięgające istoty przyczyny krwawej rozprawy Sowietów z ledwie odrodzonym państwem polskim. Na tym obszarze świata nie mogła istnieć strefa pośrednia. Ten bój był bojem przede wszystkim o to, do kogo należy ta ziemia o tysiącletniej bohaterskiej przeszłości.

Matka Boża, Custos Poloniae, ukazała się krótko potem, gdy na polu pod Ossowem, 13 sierpnia 1920 roku oddawał życie młody kapłan Ignacy Skorupka. Właśnie tę scenę postanowił uwiecznić w swojej rezydencji Pius XI, późniejszy autor encykliki Divini Redemptoris – O bezbożnym komunizmie – z 1937 roku.

Jak zostać Hofmalerem?

Przejmująca wymowa fresku w Castel Gandolfo związana jest z pewną tajemnicą w biografii Jana Henryka Rosena. Odebrał on w dzieciństwie i wczesnej młodości dość szczególną edukację i wychowanie dalekie od patriotyzmu, mieszkając głównie we Francji.

Kształcił się początkowo w paryskim domu Rosenów, gdzieś „między armatą i sztalugami”, bo tu pracownię malarską miał jego ojciec (autor osławionej „Rewii na Placu Saskim”, która wpadła w oko rosyjskiemu carowi, i licznych obrazów tematycznie związanych z kampanią Napoleona). „W 1891 roku wielką niespodzianką dla artysty [ojca – Jana Bogumiła Rosena] było zaproszenie go do Petersburga”, pisze jego biograf, lwowski historyk Jurij Smirnow. „Telegram podpisał osobiście wiceprezes Akademii Sztuk Pięknych, hrabia Tołstoj. W rosyjskiej stolicy prezes Akademii, rodzony brat cara, wielki książę Włodzimierz wyjaśnił Rosenowi, że cesarz Aleksander III nie tylko zakupił «Rewię na Placu Saskim» lecz zainteresował się jego twórczością. Właśnie w tym czasie zabrakło przy dworze carskim nadwornego malarza i Aleksander III, również jak Akademia Sztuk Pięknych, nie mogli znaleźć godnego kandydata. Jan B. Rosen był przyjęty przez cesarza, który złożył artyście kilka zamówień na wykonanie wielkich obrazów o tematyce batalistyczno-historycznej dla Pałacu Zimowego, rezydencji carów rosyjskich. Było to faktyczne mianowanie J. B. Rosena Hofmalerem, czyli malarzem nadwornym…”.

Nie był to koniec carskich splendorów. Malarz został jeszcze uraczony tytułem akademika i profesora tytularnego Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych. W akwarelę jego pędzla „Napoleon w Smorgoniach” zaopatrzył się następca tronu (późniejszy car Mikołaj II).

Od tego czasu na płótnach Jana Bogumiła Rosena coraz częściej pojawiają się carskie mundury. Zamówienia z Pałacu Zimowego sypały się jak z rękawa. Malował sceny z pochodu przez Europę marszałka Suworowa, wcześniej oddając się studiom nad szczegółami umundurowania i uzbrojenia armii rosyjskiej. Obraz „Przejście wojsk Suworowa przez górę św. Gotarda” malował w Monachium, wykańczał w Petersburgu. Rosjanie byli zachwyceni. Polacy zniesmaczeni. Nie kryli konsternacji i oburzenia, że „Dla Rosena [ojca] ważniejszym jest sąd o jego sztuce cesarza Aleksandra III niż Stanisława Witkiewicza”.

Szkoła spod znaku dwóch Carnotów

W tym czasie wyraźnie się ożywiły stosunki między Republiką Francuską i monarchią rosyjską. Mimo różnic politycznych w 1888 roku Rosja otrzymała od Francji porcję niezwykle przydatnej wiedzy związanej z techniką wojskową – w zamian za kredyt udzielony przez Rosję giełdzie francuskiej. W 1891 roku reprezentacja Marynarki wojskowej Francji – Marine nationale pojawiła się w pełnej gali w porcie w Kronsztadzie, przy akompaniamencie odegranej przez orkiestrę „Marsylianki” (w zamian przedstawiciele republikańskiej i laickiej Francji byli zmuszeni wysłuchać dźwięków hymnu „Boże, cara hrani”). W 1892 r. prezydent Francji Sadi Carnot podpisał tajny pakt z Aleksandrem III, zwany dwuporozumieniem, który przetrwał aż do 1917 roku. Jego celem było osłabienie pozycji Cesarstwa Niemieckiego. Współpracę wojskową miała umocnić m.in. wybudowana bezpośrednio przed I wojną radiostacja w Bobrujsku oraz stacja odbiorcza w Paryżu, na szczycie wieży Eiffla.

Tymczasem kosmopolitycznie nastawieni rodzice Jana Henryka umieścili syna w paryskim Lycée Carnot, szkole przeznaczonej dla elit finansowych i politycznych, gdzie wychowanie chłopców miało się odbywać w duchu naturalizmu i ateistycznego materializmu. Jej patronami byli Lazare Nicolas Carnot, matematyk i fizyk, zwany Wielkim Carnotem oraz prezydent Sadi Carnot (zasztyletowany w czasie Wystawy Światowej w Lyonie przez włoskiego anarchistę). Lazare Carnot w czasie rewolucji francuskiej był członkiem Konwentu i Komitetu Ocalenia Narodowego (wraz z Robespierre`em i Sant-Just`em), miał jakobińskie poglądy i oddał wielkie zasługi rewolucji. Budynek szkoły projektował Gustave Eiffel, autor Wieży Eiffla, która miała za zadanie, by przewyższyć krzyż na kopule wieży bazyliki Sacré Coeur, na Montmartre (Wzgórzu Męczenników). Krzyż nie mógł górować nad stolicą Francji. Paryżanie, dla których czasy rewolucji były największą hańbą w historii Francji, a osoba Lazare Carnota należała do grona królobójców, mieli zwyczaj spluwania mijając gmach tej szczególnej placówki wychowawczej. (Nie mówiono o nich rzecz jasna inaczej jak o oszołomach i skrajnej prawicy).

Po pięciu latach spędzonych w szkole imienia Carnotów, dwunastoletni Jan Henryk Rosen zdecydował się ją opuścić i przyjąć chrzest w Kościele katolickim (w 1902 r.).

 

Jan Henryk Rosen (lata 30)

W mundurze francuskim i polskim

Ten okres jego życia obfituje w nagłe zmiany miejsc zamieszkania. Naznaczony jest niepokojem. Jan Henryk uczy się najpierw w szwajcarskim Montreaux, potem we Fryburgu, gdzie zostaje uczniem dawnej szkoły jezuickiej, katolickiego liceum Sainte Michel. Maturę zdaje w Lozannie. Tutaj też studiuje przez jeden semestr historię sztuki na uniwersytecie, ale już w 1911 roku wraca do Paryża i jest studentem Sorbony. Przed nazwiskiem umieszcza “de”. Próbuje sił jako autor prasy literackiej (m.in. w czasopiśmie “Revue de l’art chrétien”). Jeszcze podczas studiów w Paryżu Jean H. de Rosen zostaje redaktorem naczelnym “La Revue” i “La Vasque” (to ostatnie pismo sam założył). Jednocześnie uczy się malarstwa w pracowni Luc-Oliviera Mersona. Gdy wybuchła I wojna jako ochotnik wstępuje do armii francuskiej, walczy w 11. pułku kirasjerów w krwawych bitwach pod Ypres i nad Sommą. Zdobywa kilka ważnych odznaczeń bojowych za męstwo, otrzymuje stopień podporucznika.

W 1917 roku zmienia mundur, niespodziewanie wstępuje do polskiego wojska, Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, które formowało się we Francji.

Mimo silnych więzi z kulturą francuską nie przestał czuć się Polakiem. W latach 1919 i 1920 odnajdujemy go przy boku Ignacego Jana Paderewskiego w Genewie; jest jego sekretarzem, towarzyszy mu podczas negocjacji pokojowych w Lidze Narodów (druga żona Paderewskiego, Helena Maria Paderewska primo voto Górska z domu Rosen była ciotką Jana Henryka).

Do Polski wraca w 1921 roku i po krótkim pobycie w koszarach w Brodach występuje z wojska. Podejmuje pracę urzędnika w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Równocześnie uczęszcza na wieczorowe kursy do Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa, gdzie jego nauczycielem jest Jan Kauzik. W listopadzie 1922 roku  Jan Henryk debiutuje na wystawie w warszawskiej Zachęcie; prezentuje obraz „Żywot św. Franciszka z Asyżu”.

„Klęczał przy mnie i płakał”

Na wystawę w Zachęcie 16 grudnia 1922 roku, na której miał się pojawić prezydent Gabriel Narutowicz, Rosen wybrał się wraz z Kazimierą Iłłakowiczówną, koleżanką z MSZ-u. Obydwoje znali dobrze prezydenta jako szefa tego ministerstwa, był przez nich lubiany i ceniony. Iłłakowiczówna wspominała, że Narutowicz „był prosty, wielkoduszny, lojalny i sprawiedliwy, łatwy w obejściu i pełen swoistego, litewskiego humoru”. Poprzedniego dnia objął urzędowanie jako prezydent. I natychmiast rozpoczęły się demonstracje.

„…endecja blokuje wejście do Sejmu, w Alejach Ujazdowskich dochodzi do zamieszek, jedna osoba ginie, a dwadzieścia osiem jest rannych. Gdy pojawia się Gabriel Narutowicz, tłum obrzuca go kamieniami, kijami i bryłami lodu, a jeden z mężczyzn próbuje go uderzyć w twarz laską. Prezydent relacjonował po tym zajściu: «Rozumiecie, na końcu była umocowana żelazna gałka. Pomyślałem: człowieku, czy mnie tak spokojnie zabijesz? I spojrzałem mu w oczy. Spuścił wzrok i laskę…»” (Joanna Kuciel-Frydryszak). W prasie prawicowej nowy prezydent przedstawiany był  jako kandydat Żydów i masonerii, wspierający światową finansjerę. “Ponieważ o przewadze Narutowicza zadecydowały głosy mniejszości, narodowcy wyzywają go od «żydowskich pachołków». (…) Aleksandra Piłsudska przyglądała się w ten dzień rozszalałemu tłumowi. Obok stała kobieta, prawdopodobnie służąca, która krzyczała na cały głos: «Precz z Narutowiczem! Precz z Żydami!». Gdy na chwilę przestała, Piłsudska powiedziała jej, że zna rodzinę Narutowiczów i nie są oni Żydami. «Żydzi nie będą nami rządzić!» – krzyknęła na to kobieta” (J. Kuciel-Frydryszak).

Rano tego samego dnia miało miejsce spotkanie prezydenta z kardynałem Kakowskim, aprobującym jego wybór. „Gdym się żegnał”, wspominał kardynał, „ukląkł na dwa kolana i prosił o błogosławieństwo. Rzecz niebywała! Miałem wrażenie jakby po spowiedzi prosił mnie o rozgrzeszenie. Dałem mu rozgrzeszenie i wyszedłem wzruszony”. Towarzyszący prezydentowi Stanisław Car zwrócił mu uwagę, że przechodnie kłaniają się przed samochodem, którym jechali.

W Zachęcie, w sali na wprost schodów wisiał obraz Rosena. Poetka i malarz skierowali się właśnie tam. Parę minut po dwunastej do sali na piętrze wszedł prezydent. „Mówiliśmy, że tłoczyć się razem z societą na pierwsze miejsce nie ma sensu”, wspomina Iłłakowiczówna. „«Tak», powiedziałam, «ale wśród nas byłby bezpieczniejszy». Chciałabym stać tuż przy nim, żeby go w razie czego zasłonić…. W tej chwili za nami padły trzy suche strzały. Twarz Rosena zrobiła się zupełnie szara: «To nie tu, to coś na ulicy…» powiedział bez cienia przekonania i oboje wpadliśmy na górną platformę schodów, którymi w pośpiechu zaczęły się tłoczyć płaczące i krzyczące panie”.

Wołano księdza i doktora, ktoś dostrzegł Iłłakowiczównę, dawną sanitariuszkę frontową: „Siostro, prędzej!…”. Wśród nieopisanej wrzawy ułożono prezydenta na podłodze, głowę oparto o kolana klęczącej Kazimiery Iłłakowiczównej. „Zamknęłam mu oczy i związałam mocno twarz jego własnym białym szalikiem. Bolało mnie uczucie osamotnienia tego trupa, którego barki i głowa tak bardzo ciążyły na moich kolanach. Zdawało mi się, może niesłusznie, że większa była złość i zgroza, niż żal, większości widzów tej tragicznej śmierci niewinnego. Tylko Rosen klęczał przy mnie i płakał. Modliliśmy się oboje bardzo gorąco”.

Pogrzeb św. Odilona

Nie wiadomo, czy tamto wspomnienie nie zaważyło na klimacie podniosłej sceny, jaką kilka lat później umieścił Jan Henryk Rosen na ścianie  prezbiterium katedry ormiańskiej we Lwowie. Ogromny fresk przedstawiał pogrzeb średniowiecznego mnicha benedyktyńskiego, św. Odilona. Jego ciało dźwiga na marach trzech zakonników, tylko jeden z nich ukazuje swoją twarz, pełną głębokiego smutku i powagi. To twarz autora fresku, jak twierdzi część krytyków sztuki. Św. Odilon był opatem Cluny, jednym z największych świętych francuskich, reformatorem zakonu i twórcą nabożeństwa do Dusz Czyśćcowych; jemu zawdzięczamy Dzień Zaduszny. Bardzo kochano go we Francji. W czasie rewolucji jego relikwie zostały zbezczeszczone i spalone.

 

Jan Henryk Rosen – Pogrzeb św. Odilona (fresk w katedrze ormiańskiej we Lwowie)

 

Poddawana renowacji zabytkowa katedra ormiańska jest przez blisko pięć lat ozdabiana przez Rosena monumentalnymi malowidłami. Po zakończeniu prac jej wnętrze zalśniło wspaniałymi freskami (przedstawiającymi m.in. Ścięcie św. Jana Chrzciciela, Zwiastowanie Najświętszej Maryi Panny, Ofiarę Abrahama, Ukrzyżowanie, Hołd pasterzy betlejemskich, Ustanowienie Najświętszego Sakramentu). Była to praca gigantyczna. Artysta malował stosując własną metodę nakładania wosku na ścienne malowidła i używając jako rozpuszczalnika farb holenderskiego piwa. Freski wypełniające surowe XIV-wieczne wnętrze, wzbudziły od razu zdumienie, zachwyt, entuzjazm.

Rosen zdradzał w nich nie tylko talent, mistrzowskie opanowanie warsztatu i biegłość w historii sztuki – jego prace są przykładem udanej syntezy tradycji ormiańsko-bizantyńskiej ze sztuką secesji i zachodnioeuropejskiego modernizmu. Finezja i pewność kreski, oryginalnie zaaranżowane sceny, zdecydowana, pełna harmonii kolorystyka, wszystko to wnosi do wiekowego wnętrza świeżość i jakiś rodzaj płomiennej żarliwości. Poświadcza rozległą wiedzę biblijną i głębię religijnych przeżyć młodego artysty. Swoboda w posługiwaniu się współczesnymi środkami wyrazu nie razi w czternastowiecznych murach. Na wielu przedstawionych twarzach lwowianie odkrywają rysy swoich znajomych, powszechnie znane osobistości lwowskiego świata kultury i nauki.

„Janku, potrafisz!”

Mawiano, że kardynał Józef Teofil Teodorowicz, arcybiskup lwowski obrządku katolicko-ormiańskiego był tamtego pamiętnego dnia, 16 grudnia 1922 roku w Zachęcie. Zapamiętał młodego mężczyznę, który klęczał przy ciele zamordowanego prezydenta.  Może też widział niektóre jego płótna. Ale było ich przecież niewiele i z pewnością nie zapewniały mu rozgłosu. Legenda głosi, że gdy poprosił Rosena o namalowanie fresków w swojej katedrze, ten był bezbrzeżnie zaskoczony i przekonywał, że o malowaniu fresków nie ma pojęcia. „Widzę, Janku, że sobie poradzisz!”, odpowiedzieć miał arcybiskup z zupełną pewnością i niezmąconym spokojem.

W następstwie tego sukcesu Rosena zatrudniono jako profesora specjalnie dla niego utworzonej Katedry Rysunku Figuralnego na Politechnice Lwowskiej – mimo, że nie posiadał akademickiego cenzusu. Uczył studentów i sam wiele w tym czasie malował – m.in. freski w lwowskim seminarium duchownym, w klasztorze karmelitanek, w kościele św. Józefa na Kahlenbergu pod Wiedniem (1931 r.) i w kościołach w Polsce (m.in. w Podkowie Leśnej, Lesku). To abp Teodorowicz miał również opowiedzieć w Rzymie o talencie malarza z Warszawy Piusowi XI. Papież nie wahał się, by powierzyć mu ozdobienie kaplicy w Castel Gandolfo.

 

Jan Henryk Rosen – Ścięcie Jana Chrzciciela (fresk w katedrze ormiańskiej)

 

Gdy Rosen wrócił do Polski po trzyletnim pobycie w Rzymie (1930-1933) okazało się, że jego katedra na politechnice została zlikwidowana.  Był bez stałej pracy. Niespodziewanie przyszło zaproszenie z Waszyngtonu, od ambasadora RP hr. Jerzego Potockiego. Ambasador prosił, by ozdobił freskami reprezentacyjną salę przyjęć w polskiej ambasadzie, a potem wykonał dekoracje polskiego pawilonu na Wystawie Światowej w Nowym Jorku. Artysta wyjeżdża w 1937 roku, by nigdy już do Polski nie powrócić. Rozpoczyna się najbogatszy okres jego artystycznej biografii. Projektuje i wykonuje osobiście gigantyczne mozaiki w katedrze w Saint-Louis (najprawdopodobniej są to największych rozmiarów mozaiki, jakie kiedykolwiek powstały), polichromie w katedrze w Saint-Matthew i w katedrze arcybiskupiej w Waszyngtonie, w kościołach w san Francisco, Pittsbughu, Buffalo, Filadelfii. Jest doceniany, chwalony.

 

Jan Henryk Rosen przy pracy nad fryzem “Polska,  Matka świętych i tarcza chrześcijan” dla Watykanu (1936 r.). Jest to jedyny jego obraz wykonany kredkami na tekturze (metodą “aux trois crayons”).

Nawróceni we Francji

Gdy zastanawiano się nad inspiracją jego twórczości, podawano głównie jego gruntowną wiedzę z zakresu historii sztuki i utożsamienie się z malarstwem średniowiecznym. Prof. Joanna Wolańska, która zajmowała się twórczością Rosena nie wahała się nawiązać do jego przełomu religijnego we wczesnej młodości. To tuż po swoim nawróceniu we Francji zetknął się z dziełami literackimi Jorisa-Karla Huysmansa, także nawróconego artysty (wcześniej autora głośnych skandalizujących powieści o demonicznych wątkach). Zwłaszcza książki Huysmansa „Katedra” i „W drodze” zostawiły głęboki ślad w umyśle malarza. Obudziły fascynację żywotami świętych w czasie, gdy we Francji antyklerykalizm przyjął formę urzędową: państwo odbierało Kościołowi własność, ograniczało wolność zakonów, trwała brutalna rozprawa ze szkolnictwem katolickim i niezliczone policyjne represje wobec wierzących. Rosen zaczął wtedy chodzić na wykłady historyka sztuki średniowiecznej Émile Mâle i zaczytywał się w „Złotej legendzie” Jakuba de Voragine z biografiami świętych. Wśród jego nauczycieli byli także historycy sztuki Karl Voll i Hugon von Tschudi, katolicy, których wykładów słuchał w Monachium – być może, gdy odwiedzał tam ojca malującego swe bitewne sceny dla cara.

 

Jan Henryk Rosen – Hołd pasterzy betlejemskich (katedra ormiańska)

Czym był tren cud?

Autorzy rewolucji bolszewickiej karmili się szyderstwami z wiary katolickiej i mętnymi sofizmatami podawanymi w atrakcyjnej formie, produkowanymi masowo przez intelektualnych idoli jeszcze w czasach oświecenia we Francji. Szał szyderstwa i “demaskowania” Kościoła dotarł do Rosji blisko sto lat po tym jak we Francji, za Ludwika XVI, stał się salonową modą. „Kobiety z towarzystwa, poważni filozofowie mieli swoje własne katedry niedowiarstwa. Na koniec zostało stwierdzone, iż chrześcijaństwo jest systemem barbarzyńskim, którego upadek powinien nastąpić jak najwcześniej w imię wolności ludzkości, postępu oświecenia, rozkoszy życia i wykwintu sztuk. (…) każdy autor [antykatolickich dzieł] błogosławił swój los, który sprawił, że narodził się w pięknym wieku Diderotów i d`Alambertów, kiedy to świadectwa ludzkiej mądrości zostały ułożone w porządku alfabetycznym w Encyklopedii, tej wieży Babel nauk i rozumu”, pisał z sarkazmem Chateaubriand.

Niewielu w dobie rewolucji – zarówno we Francji jak i w Rosji – miało na tyle uczciwości intelektualnej, by dostrzec związek między tą paplaniną, a uczynieniem z ludzi stada bezwolnych i bezwstydnych istot, czy też okrutnych bestii zdolnych do najgorszych zbrodni. Takich, jacy runęli na Polskę w 1920 roku.

I nagle – zwycięstwo. „Skąd zwycięstwo? Wiemy dobrze, że Bóg kule nosi i bez woli Boskiej, bez łaski Boskiej zwycięstwa nie ma”, mówi ks. Walerian Meysztowicz. Ten ziemianin, erudyta i profesor prawa kanonicznego, wspominając rok 1920 przyznaje się do całkowitej bezradności w ocenie tamtych wydarzeń. Walczył wtedy na czele niewielkiego szwadronu kawalerii chłopców z dworów ziemiańskich z Litwy i Łotwy. Co się wtedy naprawdę w Polsce stało? Jak możliwe było takie zwycięstwo?

Rzecz oczywista, nie ma zwycięstwa bez wodza, co podkreślał mocno w swoich wspomnieniach. Wodzostwo marszałka Piłsudskiego, bardziej odczuwane niż zauważane w szczegółach taktyki, było dla obserwujących teatr wojny, ale i dla jej uczestników pewnego rodzaju tajemnicą. Marszałek stanowił ośrodek wokół którego wszystko mogło się skrystalizować. Bezładne oddziały ochotników dzięki jego przywódczemu charyzmatowi i talentowi wojskowemu, stawały się wojskiem, świadomym swej siły. W Polsce, której niepodległość trwała zaledwie półtora roku „…była jakaś organizacja, było POW, Legiony, był jakiś kościec i jakiś sztab…”. Ale to za mało, by gwarantować zwycięstwo. Po wygranej słyszano słowa Marszałka, który na pytanie, kto zwyciężył (chodziło o personalną odpowiedzialność za wynik walki), odpowiedział jakby z nutą wahania: „Ja nie wiem, kto tę wojnę wygrał, ale ja wiem, kto by był głównym winowajcą, gdyby ona była przegrana”.

 

Jan Henryk Rosen – Fragment fresku Ukrzyżowanie z katedry ormiańskiej

 

Ksiądz Ignacy Skorupka na zdjęciu: Okrągła twarz chłopca. Jasne oczy i jasne włosy, jakiś rodzaj zamyślenia, czy smutku. Ten prefekt szkół warszawskich i wybitny kaznodzieja był wielką nadzieją duchowieństwa; metropolita warszawski nie zezwolił mu na wstąpienia do wojska, z obawy utraty obiecującego kapłana. Ksiądz Ignacy nie zrezygnował jednak i w końcu znalazł zrozumienie u biskupa polowego Stanisława Galla. Nominowany na lotnego kapelana garnizonu praskiego, przez pierwsze tygodnie służby, na początku sierpnia 1920 roku, niemal bez przerwy spowiadał żołnierzy w koszarach i szpitalach. Widywano go na dworcach kolejowych. Widziano „upadającego ze zmęczenia kapłana, siedzącego na stopniach wagonu i spowiadającego żołnierzy (…). Wracał zbity, spracowany w późną noc, czasem o 5 rano do zakładu Ogniska Marii, kładł się na spoczynek i po półtorej, dwóch godzinach zrywał się, odprawiał Mszę dla sierot i znów podążał do swoich żołnierzy” (Stanisław Helsztyński).

Jako kapelan 266. Pułku Piechoty Ochotniczej im. Weteranów Powstania Styczniowego mówił do żołnierzy, którymi byli głównie harcerze i młodzież szkolna: „Czekają nas jeszcze ciężkie ofiary, ale niezadługo – bo piętnastego, w dzień Naszej Królowej losy odwrócą się w naszą stronę”. Było to w czasie Mszy św. polowej przez kościołem w Ząbkach. Wcześniej odbył spowiedź generalną u ojców kapucynów i sporządził testament. Napisał w nim: „Dług za wpisy szkolne spłacam swym życiem. Za wpojoną miłość do Ojczyzny płacę miłością serca. Proszę mię pochować w albie i w ornacie”. Zginął trafiony w głowę zabłąkaną kulą, gdy udzielał ostatniego namaszczenia ciężko rannemu żołnierzowi, w przeddzień 14 sierpnia 1920 roku.

„Losy wojny są w ręku Boga…

…ale ludzie są po to, aby wojnie dopomóc”, mówił do swoich żołnierzy kilka miesięcy wcześniej, w Łucku, marszałek Józef Piłsudski. Ksiądz Ignacy był jednym z tych ludzi posłanych do Ochotniczej Armii, by młodzi żołnierze nie tracili ducha. Jan Henryk Rosen malując jego postać na ścianie watykańskiej kaplicy nie zapomniał, że maluje cud wiary młodego kapłana.

 

Jan Henryk Rosen – Chrystus Pantokrator (mozaika w kościele w Saint-Louis)

Niezwyciężona armia, która posuwała się w poczuciu swej druzgocącej przewagi liczebnej i militarnej, upojona wizją rabunku stolicy Polski, nagle, w niezrozumiały dla jej dowódców sposób, tuż pod Warszawą, 14 sierpnia, nim jeszcze rozwiały się poranne mgły, rozproszyła się. Płaszcz Maryi otulił Warszawę, niczym ciepłe matczyne ramiona ochraniają małe bezbronne dzieci. Paniczna ucieczka z pola bitwy, porzucanie dział i podwód, ciężkiej broni i koni, były obrazami największej paniki w dziejach militarnych świata, jakiej uległy naraz setki tysięcy najeźdźców. Przerażonych nagłym widokiem Pani tej ziemi, Królowej Korony Polskiej, Najświętszej Marii Łaskawej, która ukazała się na niebie w otoczeniu hufców rycerskich, odpierającej pociski nieprzyjaciela, które kierowały się następnie ku bolszewikom. “Z tą Panią nie chcemy walczyć”, zeznawali potem rosyjscy sołdaci, gdy spotykali ich mieszkańcy podwarszawskich miejscowości.

„Ofiara kapłańskiego życia, świadomie i dobrowolne złożona na ołtarzu Ojczyzny, wydała stukrotny plon. Do tej chwili Polacy uciekali przed bolszewikami, odtąd uciekali bolszewicy przed Polakami” (A. Kakowski). Machina wojenna ruszyła wstecz.

Zagadka zapomnienia

Przez ostatnie czterdzieści pięć lat swego życia Jan Henryk Rosen mieszkał i tworzył w Stanach Zjednoczonych.  Stał się bodaj najsławniejszym malarzem sakralnym w tym kraju. Został wykładowcą na uniwersytecie katolickim w Waszyngtonie (w latach 1939-1949), otrzymał tytuł doktora honoris causa tej uczelni i pełnił funkcję doradcy Episkopatu amerykańskiego do spraw sztuki sakralnej.

Jego oficjalna biografia nie podaje jednak powodu, dla którego ten oryginalny artysta, zupełnie dziś nieznany w Polsce, który nigdy nie założył rodziny, by poświęcić się całkowicie malarstwu sakralnemu, odbierający w swoim czasie tak wiele dowodów uznania, zmarł w zapomnieniu i ubóstwie w 1982 roku w Arlington pod Waszyngtonem.

W latach 50-tych Kościół w Stanach Zjednoczonych uważano za przykład energii i pewności siebie, wywierający coraz silniejszy wpływ na życie społeczne i kulturę. Trend ten odwrócił się, gdy kultura zaczęła staczać się ku nowemu pogaństwu, któremu pozbawiony jedności Kościół katolicki nie był w stanie przeciwstawić się skutecznie“. *) Z pewnością nowe trendy w Kościele, po roku 1965, położyły kres promowaniu sztuki sakralnej nawiązującej do malarstwa średniowiecznego i tacy twórcy jak Rosen przestali być Kościołowi potrzebni. Z wielu kościołów na całym świecie zniknęły figury i obrazy świętych (w Polsce nie doświadczyliśmy na szczęście tak wielkich spustoszeń w wystroju wnętrz świątyń, ale budynki kościelne typu kryty basen, sala konferencyjna czy wyrzutnia rakiet zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu). Pretensjonalna pustka i wystudiowany chłód wnętrz pozbawionych wszelkiego ciepła, drewniany lub metalowy krzyż bez figury Pana Jezusa w ołtarzu plus abstrakcyjne malowidła i pozbawiony motywów religijnych witraże stały się obowiązującą modą – tak jak chorał gregoriański musiał ustąpić miejsca kakofonii współczesnej muzyki, dźwiękom gitary i perkusji.**)

Nie wiadomo, czy Jan Henryk Rosen wiedział, że Paweł VI nakazał jego freski w Castel Gandolfo zasłonić – jako dzieło o zbyt antykomunistycznej wymowie. Pełna frapujących zagadek historia życia i twórczości twórcy Cudu nad Wisłą w papieskiej kaplicy (dziś zamienionej na muzeum) czeka na dopełnienie.

________________

*) Henry J. Sire

**) Henry J. A. Sire dodaje w swojej książce: “Powinniśmy pamiętać, że w latach 80. XX wieku hierarchia Stanów Zjednoczonych składała się w przeważającej mierze z ludzi zawdzięczających swe stolice delegatowi apostolskiemu abp. Jadotowi, który mianowany na to stanowisko przez Pawła VI na prośbę kard. Suenensa, pełnił swój urząd w latach 1973-1980. W tym okresie doprowadził do zdominowania episkopatu amerykańskiego przez przedstawicieli nurtu modernistycznego, rekomendując nominowanie stu trzech biskupów i awans piętnastu arcybiskupów. W tej ostatniej grupie znaleźli się skrajni moderniści, tacy jak Gerety, arcybiskup Newark w latach 1974-1986, Hunthausen, arcybiskup Seattle w latach 1875-19991, którego rządy doprowadziły do interwencji Watykanu i przekazania władzy koadiutorowi, a także Weakland, który został arcybiskupem Milwaukee w 1977 roku (…)”. (“Jak feniks z popiołów. Historia kryzysów w Kościele“).

 

Źródła:

Walerian Meysztowicz, Gawędy o czasach i ludziach, Łomianki 2008
Kazimiera Iłłakowiczówna, Ścieżka obok drogi, Warszawa 1939
R. de Chateuabriand, Geniusz chrześcijaństwa, Poznań, 2003
Joanna Kuciel-Frydryszak, Iłła, Warszawa 2017
Henry J. A. Sire, Jak feniks z popiołów. Historia kryzysów w Kościele, key4.pl, Warszawa 2021

 

 

 

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.