Wizerunek, czyli jak się podobać

Posted on 25 września 2013 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

„Był dowcipny, oczy mu błyszczały”.

„Miał lepszy wizerunek, wyglądał młodo”.

„Miał pewny głos, chociaż był zaziębiony”.

Polityka wizerunkowa – skutek nowomowy, w jaką wciąga nas medialny jarmark. A zarazem żałosny skutek liberalizmu.

„Wizerunek” wkradł się do naszego języka tak samo podstępnie jak „narracja”. Wizerunek polityka jest dziś o wiele ważniejszy od prawdziwego człowieka. Ważniejszy od prawdy. Jesteś tylko tym, co jest aktualnie na rynku, mówi pierwsza zasada polityki wizerunkowej, musisz pokonać konkurencję.

To, kim jesteś jako człowiek, naprawdę nikogo nie interesuje. Ważne jest, czy towar jest ładnie ułożony i czy wygląda na świeży. Wtedy się go kupuje.

Polityk – jeśli ma być interesujący i pożądany dla dzisiejszego „świata opinii” – ma być dobrze opakowanym produktem, niczym więcej.

Dlatego nie może mieć źle dopasowanego garnituru, niemodnej koszuli. Nie może mieć butów podniszczonych w najmniejszym nawet stopniu. Jego zachowanie nie powinno niczym urazić wyjątkowej wrażliwości komentatorów i wyborców. Pardon, nabywców.

Polityk – bohater „wizerunkowej” rozgrywki – musi mieć wygląd zdrowy. Nikt nie sięgnie po towar przedatowany. Nie może się nigdy gorzej poczuć.

Ten “towar” uwiarygodniają sondaże, ich coraz bardziej wyrazisty cynizm.

Bo rzeczywiście, ten ostatni sondaż, zauważmy, pokazał coś niepokojącego: kiepską politykę wizerunkową: Przywódca partii miał na sobie niemodny garnitur!

Olga Boznańska - Portret Pawła Nauena

Olga Boznańska – Portret Pawła Nauena

„Wizerunek” jako polityczny atut wyraża przede wszystkim wyjątkową pogardę wobec nas, wyborców.

Wmawia się nam, że kierować się mamy tym kryterium. Mamy zastanawiać się nie nad tym, co kandydat ma do powiedzenia, do jakich zasad się odwołuje, czy można mu wierzyć, czy nie -biorąc pod uwagę jego dokonania – jaki jest jego program, jaki cel zamierza osiągnąć, jakie środki chce zastosować w polityce, tylko – jak się prezentuje i czy nie strzelił jakiejś gafy. To znaczy: czy nie zdenerwował czymś dziennikarzy, a zwłaszcza kreatorów opinii, arbitrów sezonowej medialnej elegancji.

Słowem, czy jest już zupełnie wyprany z indywidualności, czy został poddany wszelkim możliwym retuszom. A zatem: czy jest odpowiednio “sformatowany”.

Tak się dziś komentuje zwycięstwa i porażki ludzi polityki – „dobry wizerunek”, „słaby wizerunek”.

W ten sposób sugeruje się, że Polacy są stadem, kierują się „wizerunkiem”, jak bydło instynktem.

Polityka ma być w tym zamyśle kiepskim teatrem. Wielkim kolorowym cyrkiem, gdzie kręcą się podmęczone misie, a woltyżerki z czerwonymi parasolkami efektownie spadają, uczepione podniebnej liny .

Im bardziej my sami będziemy „przefasonowani”, tym chętniej zagłosujemy na maskotkę, męską Barbie, niż na żywego normalnego człowieka, który ma oczy podkrążone, bo dzisiaj źle spał. Bo nie jest człowiekiem z teflonu. Bo się przejmuje. Ciężko pracuje, dużo czyta – no i nie narzucił sobie na twarz stosownego makijażu.

„W obronie emocji”

„…znów doszło do serii kiksów”, „…cerę ma nadal śnieżnobiałą i ciągle źle dobrany anzug” – to ostatnio prasa o Jarosławie Kaczyńskim, ta przychylna. I dalej: „Złe wrażenie złagodził nieco udział Kaczyńskiego w pielgrzymce ludzi pracy na Jasną Górę. Wrażenie niezręczności…”…itd.

Ocenianie polityka na podstawie wrażenia, jakie sprawia, sprowadza politykę do spektaklu. Spektaklu na żywo, na oczach to znudzonej, to rozbawionej publiczności. I tak jak niegdyś na teatralnej premierze można było wykonawcę głównej roli dowoli wygwizdać, wyśmiać, obrzucić zgniłymi pomidorami, bo nie rozbawił jej wystarczająco, albo nie spowodował oczekiwanego dreszczu emocji, nie wywołał łez taniego wzruszenia, tak dziś można go zbyć pogardliwym wykpieniem jego “wizerunku”. Wszystko na scenie dzisiejszej gry o władzę ma być na pokaz, pod publiczkę. Pod jej niewybredne gusty. „…ziobryści w odróżnieniu od PJN w politycznej walce >gryzą trawę< i zdają egzamin z determinacji oraz uporu<”;„…niezagrożona pozycja PiS jako hegemona będzie trwać dopóty, dopóki Kaczyński będzie umiał występować w obronie emocji, jakie są ważne dla wyborców partii”; „Biologia jest po stronie Ziobry, Kurskiego, Kowala i Gowina…” itd. Tego typu złote myśli  wypowiadane są z całą powagą. Cóż, w tak zaprogramowanej konkurencji trochę bardziej zaawansowany wiek prezesa PiS stawia go na pozycji przegranej. Ci, którzy pragną igrzysk na pewno wybiorą młodość.

Młodość to przeciwieństwo starości. Starość jest odpychająca i nieciekawa. Jest zła, bo przypomina o nieuchronnie zbliżającym się końcu. Nie może być nic równie niezręcznego, trudno o większą gafę. Ten wyjątkowy nietakt zdaje się popełniać szef PiS-u.Po prostu nie pasuje. Tak jak nie pasują szarzy Polacy do “młodych, wykształconych, z wielkich miast”.

Doskonałość produktu mierzy się jego nieskazitelnością. Nadmiar bruzd i zmarszczek zdradza ponurą tajemnicę – oddalenie od ideału, który jest pełny i lśniący. Niech będzie nawet sztuczny – nadęty, wypełniony silikonem – byle by nie kojarzył się  z rozpadem, przemijaniem, schyłkiem. Pomarszczone jabłka na straganie także niczym nie przyciągają. Chyba że wariatów od ekologicznej żywności. W cenie są te duże, błyszczące, bez plam. Najnowsza generacja polityków ma mieć podobne cechy –  niczym nie sugerować, że nie jesteśmy wieczni – jeśli ludzie ci mają zdobyć poparcie wpływowych osobistości. “…i tak jak Bóg  będziecie…” (Rdz  3,5)

Jest na świecie bardzo niewielu ludzi znanych z pierwszych stron gazet, którzy mają jeszcze ambicję, by stawać w obronie tych, których pozycja w społeczeństwie jest słabsza. Politycy tego gatunku rzadko ulegają złudzeniom  – jak to, że na końcu życia nie będzie Sądu – i modom. Sens swojej walki potwierdzają tym, co konkretnego czynią w sferze publicznej. Potwierdzają to też swoim życiem. Nie ograniczają się do wygłaszania  przemówień i udzielania błyskotliwych ripost konkurentom podczas przedwyborczych ringów. Ich działalność polityczna jest czymś realnym, a nie czymś na pokaz. Dla komentatorów są oni przykrym i coraz bardziej irytującym przypadkiem. Zupełnie nie dopasowanym do realiów wirtualnego świata, w którym pracują, gdzie chodzi właśnie o efektowne entré, o krótkotrwałe wrażenia i emocje. Niech będą możliwie mocne, choć coraz bardziej – w miarę rozwoju technik komunikacyjnych – ulotne. Żyjące dzień, tydzień, sezon.

Ale uwaga! „Nie istnieją żadne substytuty moralności, honoru i lojalności…”, mogliby powtórzyć politycy z tej małej, kurczącej się wciąż grupki, za brytyjskim poetą Roy`em Campbellem.

Właśnie, ci nieliczni politycy potwierdzają swoim życiem, że coś takiego jak moralność, honor i lojalność wciąż istnieją.

Startując w wyborach powszechnych 1906 roku w Anglii Hilaire Belloc wygłosił krótkie przemówienie:

Panowie, jestem katolikiem. Jeśli to możliwe, codziennie uczestniczę w mszy świętej. To [wyjął z kieszeni różaniec] jest różaniec. Jeśli to możliwe, codziennie klękam i odmawiam te paciorki. Jeżeli odrzucicie mnie ze względu na moją religię, będę dziękował Bogu, że oszczędził mi poniżenia bycia waszym reprezentantem. Po sali rozszedł się szmer zaskoczenia, po którym nastąpiły gromkie oklaski. Belloc został wybrany”.

Ten pisarz i eseista, a zarazem uczestniczący osobiście w polityce bezkompromisowy obrońca katolicyzmu, nigdy nie pozował na kogoś, kim nie był. Żywiołowy, dowcipny ze skłonnością do jadowitych złośliwości, ostrej riposty, nie stronił od ciepłej gawędy i wielkodusznych rad. Wspaniałomyślny w stosunkach z przyjaciółmi, nieprzejednany w obronie prawdy, Hilaire Belloc zupełnie nie dbał o swój „wizerunek”. (Podobnie jak inni wielcy Anglicy, Gilbert K. Chesterton i Winston Churchill). Był niewysoki i tęgi. Chodził niezmiennie, od śmierci żony w 1914 roku, w luźnym czarnym ubraniu z grubego sukna. Jak pisze jego przyjaciel Siegfried Sassoon: „…wyglądał na barczystego, krzepkiego mężczyznę (…) o subtelnym, rumianym i bezkompromisowym obliczu”.

Dziś ludzie, którzy na zmianę chwalą i ganią Jarosława Kaczyńskiego z powodów „wizerunkowych”, na serio uznają swoje wizerunkowe kryterium za rzecz najważniejszą dla przyszłości Polski. A to kryterium to czysty postmodernizm. Chce nas ono wkręcić w nierzeczywistość, w świat wymyślony przez dowcipnych młodych ludzi z koncernów reklamowych i z wielkich wytwórni filmowych. Scenarzystów wirtualnej opowieści. Za tą fasadą nie znajduje się nic. Są tylko rozpadające się dekoracje.

Tę samą tendencję wyraża hasło lansowane przez Solidarną Polskę: Czas na zmiany na prawicy. Jakie zmiany? W jakiej dziedzinie? W jakim celu? Czym podyktowane? Jakim sposobem przeprowadzone? To wszystko ma się stać nieistotne. Zmiana ma następować dla samej zmiany, dla wrażenia. Dla złudzenia, że coś w tym nierzeczywistym, ekranowo – bilboardowym świecie się dzieje. Że przegania się nudę.

Moralność zamieniona jest na skuteczność i fajerwerki.

Zaszkodzić można swojej partii nie wtedy, gdy postąpi się podle i kłamliwie, ale gdy ma się „zły wizerunek”. Nikt już i nic nie podlega ocenie moralnej. Do użytku wszedł nowy zestaw cnót i zasług: ogranie kogoś, asertywność, dbanie o wizerunek.

To jest świat pozorów, świat nierzeczywisty.

Jest tylko jeden sposób, by politycy wrócili do rzeczywistości: przyjęcie na powrót tradycyjnej moralności. Powrót do katolicyzmu i jego zasad. Odetchną wtedy politycy – których przestaną torturować wszelkiego rodzaju styliści, profesorowie od marketingu politycznego, studia wizażu i specjaliści od wizerunku – oraz wyborcy.

Przy takiej zmianie można się i ubrudzić, bo ta droga jest ciasna i niewygodna. Ale zrzucając maskę odzyska się twarz.

Jan Stanisławski - Dziki bez

Jan Stanisławski – Dziki bez

 

„Nawrócenie przypomina przejście przez komin – pisał Evelyn Waugh – ze świata po drugiej stronie lustra, gdzie wszystko jest niedorzecznie zdeformowane, do świata prawdziwego, stworzonego przez Boga; a wtedy zaczyna się cudowny i niekończący się proces odkrywania go”.

________

 Cytaty: 

Joseph Pearce: „Pisarze nawróceni”, Fronda.

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.