Gorzkie słowa na stulecie
Czym hierarcha może zaskoczyć swoich wiernych w czasie świętowania 100-lecia niepodległości? Homilią!
Homilia abp Stanisława Gądeckiego, wygłoszona 11 listopada w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie z okazji stulecia odzyskania niepodległości należy do tych publicznych wydarzeń, które muszą budzić pytania zwykłego katolika. Szef Episkopatu Polski zechciał wykorzystać podniosły moment narodowego święta, by Polakom, a zwłaszcza obecnej ekipie rządzącej, po prostu przygadać. Usłyszeliśmy manifest polityczny utrzymany w tonacji nie świątecznej zgoła, a żałobnej. Litanię gorzkich wymówek pod adresem Polaków i naszej historii (utkaną misternie wśród obszernych fragmentów Starego Testamentu i rozlicznych wypowiedzi Jana Pawła II).
Dwie historie Polski
Szef Konferencji Episkopatu Polski sformułował tezę, iż „praźródłem niewoli”, czyli przyczyną rozbiorów Rzeczpospolitej było „bałwochwalstwo”, podobne do tego, którego dopuścili się starożytni Izraelici. „Podobnie i my, szukając najgłębszych przyczyn naszych rozbiorów, dostrzeżemy, iż ostatecznie, przyczyną tego nieszczęścia było bałwochwalstwo naszych przodków; cześć boska oddawana stworzeniu zamiast Stwórcy”, zaznaczył. Rozbiory Polski byłyby zatem karą za bałwochwalstwo, tak jak niewola Izraela. Arcybiskup rzucając tak poważne oskarżenie nie przytoczył jednak ani jednego historycznego przykładu tego przestępstwa. Zostawił Polaków w poczuciu zadziwienia, że tyle już lat uczą się zupełnie innej historii – także w kościołach, słuchając kazań – niż ta, którą chciałby w tak uroczystym dniu przedstawić.
Sto lat temu papież Benedykt XV w Orędziu do Polaków z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości, podkreślił, że w ciągu swej historii byli „wielokrotnie przez sąsiadów skazywani na śmierć”. Nasi sąsiedzi w XVIII w. to protestanckie Niemcy, schizmatycka Rosja i nękana przez józefinizm Austria, katolicka w tym czasie tylko z nazwy (jednym z pierwszych posunięć po III rozbiorze było zamknięcie wszystkich klasztorów kontemplacyjnych na terenie zaboru austriackiego i brutalne wypędzenie z nich setek zakonników). Były to państwa, których przywódcy rzeczywiście zdradzili Kościół, a ich społeczeństwa się z tym po prostu pogodziły. Polska pozostała katolicka. W XVIII wieku ta część wielkich rodów, która dwa wieki wcześniej przeszła na kalwinizm czy arianizm masowo powracała na łono Kościoła. Kto więc zasłużył na wytknięcie mu bałwochwalstwa?
I czy nie rzucono się na nas w momencie, gdy wprowadzaliśmy Konstytucję 3 Maja, jedyną w owym czasie w Europie i świecie, która uchwalana została „W imię Trójcy Przenajświętszej”, i która gwarantowała prawa obywatelskie wszystkim stanom, co było wyzwaniem zwłaszcza pod adresem Rosji, gdzie status chłopa równał się statusowi niewolnika? I właśnie równouprawnienie wszystkich klas społecznych, którego źródła wypływały z samej istoty chrześcijaństwa – a w przyszłości także planowane uszlachcenie wszystkich Polaków – wywołało taką panikę Katarzyny II… Rzucanie Polakom w twarz 11 Listopada, że byli bałwochwalcami i dlatego zasłużyli na utratę państwa, jest nadużyciem, nie tylko wobec uczuć narodowych Polaków, ale wobec prawdy historycznej.
Abp. Gądecki wymieniając zasługi Polaków okresu niewoli, na pierwszym miejscu sytuuje organizatorów pracy organicznej, na ostatnim bohaterów czynu zbrojnego (poświęca im jedno zdanie homilii). Jednak obszerną część rocznicowego wystąpienia zajmują… winy Polaków popełnione w czasie zaborów. Okazuje się, że choć ksiądz arcybiskup nie wyklucza, że „część Polaków zachowała w tym czasie wierność Ewangelii” w s z y s c y Polacy tamtego okresu byli obiektywnie rzecz biorąc winni! Jeżeli nawet nie zaciągnęli „winy kryminalnej”, „winy politycznej”, „winy moralnej”, co miało na ziemiach polskich miejsce, to wszyscy ponoszą „winę metafizyczną”, jak ujął to hierarcha, powołując się, co szczególne, na teorię niemieckiego psychiatry Karla Jaspera (także filozofa, uwikłanego w egzystencjalizm i fenomenologię, bezwyznaniowca). „(…) istnieje bowiem solidarność między ludźmi jako ludźmi, na mocy której każdy jest obarczony odpowiedzialnością za wszelkie zło i niesprawiedliwość na ziemi, jeśli to zło zostało dokonane w jego obecności lub z jego wiedzą. (…) W takiej sytuacji konieczna jest nasza prośba o przebaczenie win, które zostały popełnione w tamtym okresie przeciwko Ewangelii, przeciwko Kościołowi i polskiemu społeczeństwu”. Tutaj także zabrakło jakichkolwiek historycznych przykładów tego znieprawienia. Teza o rozbiorach jako karze dla Polaków zyskała jednak dodatkowe uzasadnienie. Bałwochwalcy okazali się także złoczyńcami, z tej przyczyny, że wtedy właśnie żyli. A tak długo trwaliśmy w zaślepieniu, sądząc, że to Moskale obciążeni są winą nieprzeliczonych zbrodni na Polakach! Zsyłek, katorgi, rabunków, uniemożliwiania praktykowania wiary katolickiej, wynaradawiania młodych pokoleń. I że to Niemcy zafundowali nam status kolonii. Że jedni i drudzy wprowadzali brutalny terror, więzili kapłanów i biskupów, wyrzucali z domu polskie rodziny, siłą wcielali polską młodzież do obcych armii.
Kolejną część rocznicowej homilii Szef Konferencji Episkopatu poświęcił „miłości nieprzyjaciół”, której Polakom okresu zaboru, najwyraźniej zabrakło. „Jezus zniósł prawo odwetu zastępując je prawem miłości… (…). Poprzez rezygnację z własnych – nawet słusznych praw i przez pragnienie dobra drugiej osoby uczeń Chrystusa może przyczynić się do nawrócenia agresora i zmiany jego życia. Najpierw trzeba uśmierzyć agresję łagodnością, a dopiero wtedy można odwołać się do prawdy i sprawiedliwości”, zaznaczył. To już kolejna wina naszych rodaków w niewoli. Zdaniem abp. Gądeckiego, Polacy powinni sobie uświadomić, że przez te 123 lata otrzymywali po prostu to, na co zasłużyli. Nie potrafili być dobrotliwi i przyjaźni wobec rycerskich Rosjan, szczerzyli zęby wobec uprzejmych Niemców, nie zdobywali uśmiechem i kwiatami serc dwornych Austriaków. Za abp. Szczęsnym Felińskim – cytując fragment jego Pamiętników – autor homilii surowo rozlicza patriotycznych duchownych zaangażowanych po stronie walczących o wolność powstańców: „Nie tylko nie troszczyli się oni wcale o nawrócenie swoich prześladowców, lecz zbyt swobodnie pojmując obowiązki podbitego narodu względem zaborczej władzy, nie poprzestawali oni na upoważnieniu biernego oporu w rzeczach przeciwnych sumieniu i zastrzeżeniu praw swoich […]”. „Bezdroża…”, ten stosunkowo łagodny epitet unaocznia ogrom przewin polskich powstańców listopadowych, styczniowych i ich kapelanów wobec zaborców, jaki mogliśmy w tej rocznicowej homilii usłyszeć.
Kościół jednak zna pojęcie porządku miłości, ordo caritatis najpierw trzeba troszczyć się o najbliższych, którzy są zagrożeni, zna też pojęcie wojny sprawiedliwej, do której ludzie wierzący mają nie tylko prawo, ale wręcz ich obowiązkiem jest ją prowadzić. Z niejasnych powodów zostało ono zapominane. Wojna sprawiedliwa to wojna obronna. Toczące się na ziemiach polskich powstania narodowe były de facto „wojną sprawiedliwą”: o wiarę, wolność dla Kościoła, w obronie polskiej rodziny, w obronie przed demoralizacją i rozpijaniem narodu prowadzonymi zwłaszcza przez Rosjan (należało do nich 80 proc. ziem Rzeczpospolitej).
Co takiego wydarzyło się w Kościele w ciągu ostatniego stulecia, że podczas gdy Benedykt XV w orędziu skierowanym do Polaków w 1918 roku mówi o „niewypowiedzianych katuszach ludu polskiego”, o jego „męczeństwie”, o „ciemiężonym narodzie”, o „narodzie wiernym i rycerskim”, abp Gądecki grzmi o obciążającym nas grzechu bałwochwalstwa i o tym, że na rozbiory po prostu zasłużyliśmy? Benedykt XV oczekuje, że cierpienia i bohaterstwo Polaków zostaną uwiecznione w najnowszej historii Kościoła, jak najpilniej, szef Episkopatu układa w misterne ciągi nasze małości i zdrady (przywołując autorytet niemieckiego psychiatry).
Niepodległość i savoir vivre
Abp. Gądecki poświęcił także fragment homilii konieczności „odnowy naszej wiary” i „odnowy naszych sumień” oraz o „odnowie naszej kultury”, posługując się obszernymi cytatami z Jana Pawła II. Jest z pewnością wielkim przywilejem móc odnaleźć się we wspólnocie etycznej, jaką stanowiło w ciągu wieków historii polskie społeczeństwo, powiązane religią, kulturą, pamięcią. We wspólnocie wiary i losu, która jest jednocześnie wspólnotą słowa. Jednak gdy w zakończeniu homilii abp. Gądecki, mówi o „odnowie polityki” ignoruje potrzebę takiej wspólnoty. Akcentuje zupełnie inne umocowanie norm społecznych: „prawo”, a także „interesy”, „opinie” oraz “styl”. Pojawia się zarzut wobec sprawujących władzę: „I nie myślę tutaj jedynie o sporze o reformę sądownictwa, ale o czymś znacznie bardziej podstawowym, o prawach, które w zasadniczy sposób są sprzeczne z prawdą o człowieku i w konsekwencji uznają życie niektórych ludzi za »niewarte życia«. Jakże bym pragnął, aby ludzie, którym na sercu leży praworządność, z pełnym przekonaniem zaangażowali się w zniesienie takich praw, bo jak istnieją fake news, tj. fałszywe informacje, tak też istnieją fake laws, czyli fałszywe prawa. Wprawdzie instytucje publiczne wytrzymają wiele, a wolna polityka bez konfliktowego elementu jest niemożliwa – skoro nasze interesy, opinie i przekonania konkurują ze sobą – niemniej jednak wolnościowy ład potrzebuje pewnego politycznego stylu, jeśli coraz więcej obywateli nie ma się odwrócić od niego ze wstrętem”. Autor homilii powołał się tu na kolejny niemiecki autorytet, politologa Bernharda Sutora, autora Etyki politycznej. Obarczanie winą obecnego rządu za proceder aborcji, zrzucanie odpowiedzialności za ten fakt wyłącznie na ustawodawcę – przy tak mocnym akcentowaniu roli indywidualnego sumienia w tej samej wypowiedzi, z obszernym przywołaniem Jana Pawła II – jest chyba równie trafne jak przypisywanie XVIII – wiecznym Polakom bałwochwalstwa. Zwłaszcza, że pamiętamy, iż przez wiele lat, w tym przez lata rządów PO i lata wcześniejsze, biskupi o grzechu aborcji milczeli; sprawa stała się nagle aktualna dziś. Nadal nie mówi się jednak o grzechu wobec Boga, co jest przecież zadaniem Kościoła, ale o winie wobec człowieka, wobec jego praw.
W homilii tak niespodziewanie „rozrachunkowej” znalazło się miejsce na swoiste odcięcie się od katolików sprawujących rządy w państwie. Arcybiskup daje wyraźny komunikat, że nic nie łączy hierarchii Kościoła z ekipą rządzącą. To skądinąd logiczne, skoro nie łączy historia, nie łączy też wspólnota. Nie łączy nade wszystko – i to jest chyba najbardziej zagadkowy element rocznicowego wystąpienia – wiara.
Wśród licznych i obszernych cytatów (oprócz Starego Testamentu, Karola Wojtyły, także dokumentów ostatniego Soboru), które stanowią zasadniczą objętość homilii, słowa przygany wobec rządzących są niczym „armaty ukryte w kwiatach”, albo raczej ostre szpileczki wysuwające się co kilka akapitów. Po wysłuchaniu wystąpienia w Świątyni Opatrzności Bożej nasuwa się przypuszczenie, że część hierarchii Kościoła – z pewnością nie wszyscy polscy biskupi – znalazła się w rodzaju dysonansu poznawczego. Świadczy o tym lansowanie przez Episkopat pomysłów Angeli Merkel przygarniania przez Polskę islamskich uchodźców. (tymczasem zasada ordo caritatis pozwala sprzeciwiać się masowemu przyjmowaniu imigrantów w zgodzie z chrześcijańskim przykazaniem miłości). Ignorowanie wysiłków obecnych władz politycznych dla dźwignięciu państwa, brak odniesienia się do ich oszczerców w Polsce i za granicą, milczenie w sprawie afer i przestępstw poprzedniej ekipy, to kolejne cechy tego dysonansu. W tej sytuacji zarzucanie polskim władzom braku „pewnego politycznego stylu, jeśli coraz więcej obywateli nie ma się odwrócić ze wstrętem”, co aluzyjnie czyni abp. Gądecki, jest nie najbardziej fortunnym i nie najbardziej eleganckim chyba, zważywszy na czas i miejsce, gestem.
Końcowe zdanie homilii ks. arcybiskupa: „Na koniec prośmy więc Boga – słowami ojca Piotra Skargi – o suwerenność i niepodległość naszej Ojczyzny” znalazło się w tekście przedrukowanym 13 listopada w „Naszym Dzienniku”, lecz zniknęło z tego zamieszczonego na stronach Episkopatu Polski (po nim następują cytaty ks. Skargi i Antoniego Góreckiego). Prosi się na ogół o coś, czego się nie posiada. Czyżby zdanie to zawierało kolejną ukrytą aluzję, którą polscy katolicy powinni odczytać? Że nasza dzisiejsza suwerenność i niepodległość nie jest tą właściwą?
_______
Tekst opublikowany w bieżącym numerze (3-9 grudnia 2018) tygodnika “Do rzeczy”