Folklor i nie tylko
Kilka lat temu jeden z najstarszych tygodników katolickich wydawanych w Polsce opublikował zdjęcie Benedykta XVI, któremu podano do potrzymania małego krokodyla. Ojciec Święty się uśmiechał, w tle widać było wielu fotoreporterów.
Co pewien czas tygodnik ten pokazywał także relacje z odwiedzin w Pałacu Watykańskim gromady klaunów z wielkimi czerwonymi nosami i małymi oczkami na białych twarzach. Tygodnik uznał widocznie to za „wydarzenia”. (Na innej stronie tych samych łamów autorka felietonu przekonywała czytelniczki, że istotą ich stroju powinno być, by „wyglądały seksownie”. Gdy zwróciłam uwagę – jako stała autorka tygodnika, że taka opinia nie licuje z jego katolickim charakterem, wkrótce byłam zmuszona pożegnać się z moją pracą w tym miejscu).
Jarmarczność była zawsze przez kulturę katolicką odrzucana. Budziła instynktowny opór ludzi wierzących. W wielkim jarmarcznym widowisku, jakim stają się Orszaki Trzech Króli, organizowane w Polsce od kilku lat, ten sprzeciw, ten opór jest zniwelowany przez powszechny entuzjazm, przez aplauz mas. Media przekazują obrazy wesołej kompanii w pociesznych nakryciach głowy, wyposażonej w parateatralne czy cyrkowe rekwizyty i radującej się głośno na widok cyrkowych atrakcji. Zwierzęta sprowadzane z ZOO są jedną z większych. Niedługo wielbłądy i alpaki się opatrzą i trzeba będzie sprowadzić tygrysa albo lwa. Podskoki anielic w kostiumach przywołują niesławnej pamięci „balet” podczas drogi krzyżowej w Krakowie w czasie Światowych Dni Młodzieży.
Szkoda, że widowisko to zaszczyciła swoją obecnością głowa państwa. Dziwacznie zabrzmiały słowa prezydenta – który tak często w kampanii wyborczej podkreślal swój katolicyzm – o “szacunku dla godności ludzkiej”, właśnie przy tej okazji – jak godność ludzka ma się do upamiętnienia przez Kościół Objawienia się Boga? Co ma z nim wspólnego? Chyba, że ulegamy złudzeniu, że wszystko jest – po trosze – wszystkim. Być może tak uważaję niektórzy ludzie uformowani przez pełną sprzeczności posoborową doktrynę. Ale to nie katolicyzm tylko panteizm.
Wątpliwym, a wręcz niesmacznym jest również, z punktu widzenia zwykłego katolika, pomysł, by do słów dostojnej kolędy „Bóg się rodzi” zatańczyć zbiorowo poloneza. Ale w tak rozochoconej gromadzie uchodzi wiele… To wszystko pokropione wodą święconą i zderzone z postaciami duchowieństwa w strojach kapłańskich oraz z modlitwą – kolędy przecież także są formą modlitwy. “Koledze (nieco zgorszonemu) powiedziałem, że nie idę na ten cyrk, który w Rumi rozrósł się w kierunku jakiejś imprezy, w którym miesza się wszystkie możliwe wątki (orszak atakują po drodze jakieś diabły). Każdy dostaje koronę, więc Trzej Królowie giną w całej tej jarmarcznej gawiedzi. Wszystko zaś kończy się grochówką”, napisał jeden z moich przyjaciół w relacji z 6 stycznia.
Coraz więcej ludzi przychodzi jednak na te jarmarki z całymi rodzinami, uznaje, że to „fantastyczny pomysł”, że doskonale się bawią, i że dobrze się stało, że Kościół odzyskał Święto Trzech Króli jako dzień wolny od pracy. Dialog usłyszany w Polskim Radio: – A więc zostaliście Świętą Rodziną? – Tak. To jest Dzieciątko, na imię ma Krzyś… – Jest też Rodzina Zastępcza…
A przecież to jedno z najstarszych świąt Kościoła katolickiego jest upamiętnieniem ukorzenia się ludzkiego rozumu przed Bogiem, który objawia się poganom. Może właśnie ze względu na doniosłość, głębię oraz piękno, niezwykły urok i majestat biblijnej sceny – nie „opowieści”, a faktu – doznaje ona dziś tak karykaturalnego przetworzenia i zamieniona zostaje w kiczowaty show. Wykorzystuje się bez skrupułów motywy tego wydarzenia historycznego i religijnego, jego zewnętrzne atrybuty, by zatrzeć w zbiorowej świadomości jego istotę.
Atak na Objawienie
Hilaire Belloc w swojej książce o wielkich herezjach zauważa, że obecny – być może już ostatni – atak wymierzony w Kościół katolicki odznacza się niejednorodnością, rozproszeniem. Jest prowadzony z wielu stron na raz, wygląda jakby brakowało mu koordynacji, ale ma zarazem pewne typowe cechy. Jedną z nich jest nienawiść do rozumu – i do piękna.
„Cechą charakterystyczną nadciągającej fali – o charakterze ateistycznym – jest odrzucenie przez nią ludzkiego rozumu”, mówi angielski pisarz. Ten nowożytny atak jako czysto ateistyczny „jest z konieczności obojętny na prawdę. Gdyż Bóg jest Prawdą. (…) A wraz z natarciem tego nowego i straszliwego wroga na wiarę i całą tę cywilizację, która jest wytworem wiary, nadchodzi nie tylko pogarda dla piękna, ale wręcz nienawiść do niego. A bezpośrednio w ślad za nią pojawia się pogarda i nienawiść do cnoty”. Nigdy jednak nie deklaruje on wprost swoich celów, ukrywa się pod wieloma postaciami, szyldami i hasłami.
Dziś także nierzadko pod szyldem „nowej ewangelizacji”, której rzekomo wszystko wolno, która może swobodnie posługiwać się sztuczkami kuglarskimi, uliczną paradą, miejskim folklorem, prezentować smoki azjatyckie jako “symbole religijne”, zderzać tradycyjne jasełka z cyrkiem i rewią. Gdyby ktoś nieśmiało przypomniał wodzirejom tej parady, że smok w naszej kulturze i religii ma jednoznaczne konotacje, że jest postacią biblijnego węża, zaraz okrzyknięto by go staroświeckim nudziarzem i ponurakiem, który nie umie się bawić, nie lubi się śmiać. Łatwiej jest być kukiełką w teatrzyku niż ocalić swoją tożsamość katolika.
„Lepsi naiwniacy, mniej zepsuci konwertyci na stronę wroga, mówią niejasno o ponownym dostosowaniu się, nowym świecie, nowym porządku, ale nie zaczynają od mówienia nam – jak sugeruje zdrowy rozsadek – na jakich zasadach ten nowy porządek ma powstać. Nie określają celu, który mają na widoku” (Hilaire Benson, Wielkie herezje).
Z obawy przed wiarą, z lęku przed rozumem
Robert H. Benson był konwertytą z anglikanizmu. Wcześniej pastor, po nawróceniu ksiądz katolicki. Był człowiekiem trzeźwego rozumu i gorącego serca. Gdy angażował się w obronę wiary, nie miał oporów przed używaniem wielkich słów, ale wraz z nimi prostych, jasnych, i w swej prostocie głębokich, logicznych argumentów, które dziecko zrozumie. W Paradoksach katolicyzmu, jednej z najważniejszych swoich książek, zauważył całą grozę wzniosłości, wielkość i dramat, kryjące się w przyjściu na świat Zbawiciela. Wydarzenia, które dziś specjaliści od kultury masowej, pozbawieni tej subtelnej kultury właściwej katolicyzmowi, próbują przedstawić na modłę banalnego komiksu dla tych, którym trudno jest pojąć doniosłość prawd wiary. A prawdziwa kultura katolicka pełna jest właśnie nieznanych innym kulturom odcieni subtelności.
„Czy to dziwnie”, mówi Robert H. Benson, „że świat uważa zarówno wiarę, jak i rozum Kościoła, za zbyt skrajne? Albowiem wiara Kościoła wyrasta z jego Boskości, a rozum – z jego człowieczeństwa. A taki potok Boskości i takie wymowne człowieczeństwo, taka wspaniała ufność w Objawienie Boga i taka niestrudzona praca nad zawartością tego Objawienia są zupełnie niewyobrażalne dla świata, który w rzeczywistości obawia się zarówno wiary, jak i rozumu”.
Czego pouczającą próbkę, dodajmy, okraszoną wieloma atrakcjami, migającymi gwiazdami, skocznymi melodiami i wielbłądami, mieliśmy 6 stycznia na ulicach wielu polskich miast. Obawa, dodajmy, jest w pełni uzasadniona. Wiara jest potęgą, która jeszcze spaja ten świat. Jeżeli ktoś uważa, że obecność wiary na ziemi jest obojętna dla istnienia świata, jest w błędzie.
Mędrcy, zwani też Magami, czyli Uczeni, którzy studiowali prawa przyrody, dzięki mądrości, wiedzy, umiejętności obserwowania zjawisk astronomicznych dochodzą do wniosku, że we wszechświecie, w przyrodzie wydarzyło się coś absolutnie niezwykłego. Zawieszone zostały jej prawa (coś podobnego wydarzyło się także sto lat temu w Fatimie: Cud Słońca). To coś może oznaczać tylko jedno: na ziemię zstąpił jej Stwórca.
Rozum dyktuje człowiekowi, który to odkrył jedyną możliwą postawę: skoro przyszedł Bóg, przed Bogiem trzeba się ukorzyć. Oddać Mu hołd. Pogańscy myśliciele wędrują setki kilometrów, by dokonać aktu uniżenia swoich umysłów przed Bogiem – Prawdą, i ofiarować Mu cenne dary. Są mądrzy, czyli pokorni. Mądrzy tak dalece, że nie peszy ich Postać tego Boga, który zstąpił na ziemię, widzą bowiem maleńkie Dziecko leżące wśród całkowitej nędzy. Uznają w Nim jednak prawdziwego Króla, który przybył na ziemię, „którego panowanie ogarnia nie tylko wszystkie narody, ale i cały wszechświat”.
Klękają przed Nim, zdejmują z głów swe korony na znak, że wobec Niego są nikim i uderzają w ziemię czołem. Mędrcy – Królowie symbolizują ludzkość, która używając rozumu rozpoznaje swojego Boga. Wymowa tych gestów nie powinna być przez katolików zapomniana i rozmieniona na drobne emocje. Gesty te zapowiadają, że na Imię Jezusa zegnie się każde kolano.
_______
Polecam lekturę aktualnego komentarza:
http://niezalezna.pl/213721-mocny-glos-ws-dymisji-antoniego-macierewicza-jego-odwolanie-to-oznaka-slabosci-i-gest-gleboko-nielogiczny