Do kogo należy ostatnie słowo

Kiedyś, gdy będziemy już mogli czytać książki o tym jak jednego tylko marcowego dnia 2022 roku udaremniono w Kijowie trzy próby zabójstwa prezydenta Zełenskiego… Gdy dowiemy się z gazet i nagrań, w jakiej to betonowej czeluści ukrywał się w tym czasie dyktator Putin. Gdy będziemy mogli już spokojnie analizować wszystkie szczegóły napaści zwanej przez Rosjan „operacją” i podziwiać całą wirtuozerię i męstwo obrońców Ukrainy. Gdy wyjaśni się tyle tajemnic i intrygujących zagadek związanych z tą wojną… Oby pozostała wtedy nie zmieniona jedna jedyna rzecz: patrzenie na siebie nawzajem ludzi w naszym kraju innym wzrokiem.

Polska wspólnota – od nowa

Mówi się dziś ostrożnie o „ponad politycznym consensusie”, ale i o tym, że „potrzebna jest nowa pedagogika społeczna” (Jarosław Kaczyński), bo choć „wojna o serca i umysły toczy się cały czas, już od dawna”, to teraz nastąpił w Polsce faktyczny przełom. Odsłania się powoli nieznany kontynent innych relacji. Wielu ludzi, niegdyś wewnętrznie opancerzonych przed bliźnim, który “myśli inaczej”, przekonało się na własnym przykładzie, że podejrzliwość, nieprzejednanie, zapiekła wrogość wobec drugiego człowieka, Polaka, rodzą tylko paranoję. Pojawiła się szansa, byśmy się u nas uzbroili w zupełnie nową broń masowego rażenia:  Człowieku, nie wiem, co masz w głowie, nie wiem, czego chcesz, ale zakładam, że jesteś takim samym człowiekiem jak ja. Potrafisz przyjść z pomocą drugiemu, potrafisz nawet czegoś się pozbyć: wolnego czasu, jakichś pieniędzy, domowego komfortu, swojego samochodu na pewien czas, by temu drugiemu pomóc. Dlatego mam cię za brata.

Kiedyś w Polsce taką postawę wynosiło się z dobrych domów, często tych ziemiańskich. Przy stole nie rozmawiało się z gośćmi o polityce, żeby nie było niepotrzebnych kłótni i emocjonalnych sporów. Traktowano każdego człowieka, także tego prostego, służącego, fornala, chłopa, żyda z sąsiedniego miasteczka, z szacunkiem. Należał się on wszystkim. Wyjątkiem byli Rosjanie, których się do domu nie wpuszczało, ale nie dlatego, że byli gorszym gatunkiem człowieka, tylko dlatego, że reprezentowali politycznego wroga. Sowietyzm wniósł po drugiej wojnie coś innego, odrazę i lęk przez drugim człowiekiem. Obudził irracjonalne fobie (jak słusznie zauważył minister Jan Józef Kacprzyk: „Rosja to nie państwo, to stan umysłu”). Nie można było ufać nikomu. Sąsiad, kolega z podwórka, dozorca, sprzątaczka, każdy mógł donieść, każdy mógł zabić. Totalitaryzm, to także śmiertelne zatrucie duszy, hodowanie w sobie wroga.

Taką Polskę chcieli u nas stworzyć Sowieci, takiej chciał Stalin. O takiej marzyli rosyjscy zaborcy. Dziś ona pokutuje jeszcze w różnych środowiskach, ale już najwyraźniej ledwo dyszy, umiera.

Najlepsza broń

Ta nowa „broń”, która pojawiła się wraz początkiem inwazji rosyjskiej na Ukrainę w Polsce, to jest broń, przed którą Moskwa drży.

Czy ma ona duży zasięg? Trudno powiedzieć. Mały przykład. Scena przed supermarketem w moim osiedlu. Stara kobieta z jakimś tobołkiem klęczy skulona przy drzwiach. Podchodzi chłopaczek, może dwunastoletni. Wciska jej w rękę monetę i pyta, co jeszcze mógłby zrobić dla niej. Ona najpierw patrzy z lekka nieprzytomnie, a potem zaczyna go wypytywać. On opowiada o sobie. W końcu kobieta pyta, czy sama mogłaby coś dla niego zrobić, bo jego sytuacja jest chyba nie nadzwyczajna. Siadają obok siebie na murku i zagłębiają się w rozmowę.

Scena przed kioskiem z gazetami. Po stromych schodkach prowadzących do niego zaczyna wspinać się mozolnie kobieta z kulą. Nie mija pięć sekund, a dosłownie rzuca się do niej kilka osób, żeby jej pomóc. Ktoś wprost wyrywa jej siatki, ktoś proponuje, że ją wniesie.

Scena w aptece: Ukrainka, starsza kobieta kupuje aspirynę. Nie zna polskiego, nie potrafi zrozumieć, ile ma zapłacić. Parę osób spieszy jej z miejsca z pomocą, dwie oferują, że za nią uiszczą rachunek. Czy dla takiej Polski, w której objawia się coraz więcej podobnych postaw, niby to zupełnie drobnych, ale przecież rycerskich, nie należałoby wreszcie skończyć z knajackim językiem, także w naszych mediach, na naszych portalach, w naszych gazetach? Wykluczyć przekleństwa, obmowę, pokazywanie wszystkich możliwych przywar ludzkich, wszystkich upadków, grzechów, wynaturzeń, naśmiewanie się z każdego potknięcia kogoś, kogo ma się za obcego? Wyrzucić wszystkie obsceniczne reklamy. To wszystko, co zatruwa nasze powietrze – i mylnie utożsamiane jest z wolnością (a jest tylko przykładem złych, w istocie sowieckich z ducha obyczajów). Co nie pozwala oddychać.

Ukraińcy, którzy wszystko rzucili na jedną szalę i pokazują światu, czym jest rycerskość, walczą nie tylko o życie i bezpieczny dom dla swoich kobiet i dzieci, ale walczą za nas. To nie przenośnia, nie literacki frazes. Walczą nie tylko przy pomocy materialnej broni. Walczą pokazując wszystkie cechy rycerza – obrońcy ojczyzny, obrońcy słabszych. Walczą w imię wolności, ale i w imię prawdy. Nazywanie zła złem, a dobra dobrem to nie jest zawsze łatwa i oczywista rzecz. Ich wróg jest także naszym wrogiem. Ale jakże często oni udowadniają, że to nieprawda, iż człowieka określają tylko jego złe czyny – a popełniamy je czasem wszyscy, każdy je popełnia, bo każdy upada. Każdy człowiek jest wszakże zdolny do czegoś dobrego, do czegoś wielkiego, bo stworzony jest przez Boga. Nie jest dzieckiem ewolucji, lecz Boga.

Wybaczać, to także modlić się za wroga, z którym się walczy na śmierć i życie. Nie nienawidzić, bo nienawiść uderza przede wszystkim w nas samych. Jest najbardziej niszczącą siłą. I tu Ukraińcy dają przykład. Odsyłają jeńców do Rosji. Obrona kraju nie musi oznaczać barbarzyństwa i nienawiści, choć musi stanowczo eliminować naiwność i sentymentalizm.

 

Kościół grekokatolicki w Turce

Aż do końca świata

Znamienny jest przykład Wołodymira Zełenskiego. Przez wielu Ukraińców przed wojną uznawany za polityka prorosyjskiego.*)  A przecież nawet tym, którzy rozgrzeszali go z politycznych błędów jeszcze niedawno wydawał się podejrzany, bo nie przestawał być w ich oczach tylko zdolnym aktorem, który coraz lepiej gra rolę prezydenta. Odmawiali mu indywidualności i charakteru. Dla innych był człowiekiem, który sam „jest grany” przez swoją polityczną rolę. Ona go „stwarzała” (tak wypowiadała się m.in. znana pisarka Oksana Zabużko, dziś jego fanka). Te wątpliwości i rozterki zniknęły. Gdy padają słowa Zełenskiego: „Ukraińcy pokazali światu, kim są, a Rosja – jaka jest”, nikt nie ma wątpliwości, że to człowiek, który rozumie, jaka jest stawka tej wojny. Jest mężem stanu, któremu ufa cała Ukraina. I jeżeli „cała Ukraina przekształciła się w kijowski Majdan”, to jest to w dużej mierze jego zasługa.

Niebezpieczne są jednak złudzenia wyhodowane na micie postępu, że świat rzekomo staje się coraz lepszy, ludzkość „dojrzewa” samoistnie do ideału. A nade wszystko te, że losy świata są całkowicie niezależne od Boga, który go stworzył. O losach świata mają rzekomo decydować ludzie. Bezpieczeństwo, pokój, dalsze spokojne trwanie ludzkości, to będzie zasługa NATO, ONZ-u, odpowiednio skonstruowanych umów, dobrze rozlokowanej broni nuklearnej, rakiet i wszystkiego, czym można skutecznie postraszyć, lekcji wychowania obywatelskiego w szkole i zwykłego ludzkiego rozsądku, w imię „porozumienia i współpracy”…  A przecież w głębi ducha każdy wie, że tak nie jest, że to infantylne mrzonki. Że klęski spadające na świat w ostatnich latach i miesiącach mają jakiś inny wymiar. O coś innego tu chodzi.

Śmiesznie brzmią dzisiejsze żale i zawodzenia, jak można było tak „cofnąć się” w postępie i rozwoju, jak XXI wiek mógł pozwolić na coś takiego jak ta wojna. W domyśle: przecież wszystko na tym świecie zmierza ku dobremu, przecież jesteśmy coraz mądrzejsi, bardziej oświeceni, a więc lepsi. Jest czyściej, sprawniej, szybciej i więcej „wszystkiego”. Wielu ludzi jest przekonanych, że ta wojna jest dlatego „tak absurdalna”, bo zaprzecza ich utrwalonemu poczuciu bezpieczeństwa, wnosi w idealistyczną wizję świata zwróconego „ku dobru” niepokój, dowodzi, że niezachwiane przekonanie, iż kroczymy w pochodzie wszechświatowego postępu nie ma żadnego uzasadnienia. W istocie w wielu ludziach budzi się dziś dawno porzucona wiara w istnienie Opatrzności i – co za tym idzie – poczucie odpowiedzialności za własne czyny – bynajmniej nie przed “społecznością międzynarodową”, czy “środowiskiem”, ale przed Bogiem, który będzie Sędzią naszych czynów.

Być może Putin, który porozrzucał te klocki, niechcący stał się sprawcą tego innego myślenia. Myślenia, które dopuszcza przekonanie, że zadaniem człowieka jest nie tylko żyć w pokoju z innymi ludźmi, ale także – nade wszystko! – myśleć o swojej wieczności. Może to coś – tak dla wielu anachronicznego i przebrzmiałego – jak grzech, jest sprawcą całej tej katastrofy. Bo nie było i nie będzie innego świata, jak tylko ten, w którym dobro cały czas walczy ze złem – w każdym człowieku. Aż do końca świata. Ci, którzy brzydzą się wojną, którzy szczerze nienawidzą Rosji także potrafią upaść bardzo nisko.

 

Kościół św. Mikołaja w Kijowie

Putin – “konserwatysta, który naprawia zepsuty świat”

Ekspansja neopogaństwa w Rosji, zwłaszcza w elitach politycznych jest faktem. Odwiedziny Putina w cerkwiach, zapalanie świec przed ikonami, to tylko zasłona dymna, treścią duchową jest nie Tradycja chrześcijańska, a Tradycja pierwotna, złożona z mitów wielu religii, przede wszystkim wschodnich i z elementów pogańskich kultów, prowadząca człowieka do rzekomej „samorealizacji” poprzez wybór metafizycznego zła. Także w Polsce przybywa w ostatnich latach wyznawców Guénona i Evoli, popularyzowanych przez prorosyjskie środowiska “religijno-filozoficzne”.  Zauważmy jak skwapliwie Putin przystał na ultimatum Chin: najpierw igrzyska, potem rozlew krwi. Bawmy się, ekscytujmy się, przeżywajmy „zdrowe sportowe emocje”, zaraz potem będziemy zabijać. Bo przecież „Rosja ma prawo…” – tak jak Hitler, dla którego “rasa panów” musiała zawojować świat.

Czy Putin jest tylko ogarnięty geo – historyczną obsesją, czy może realizuje swoją wiarę we wszechmoc zła? Niektórzy twardzi konserwatyści w naszym kraju, nawet czasem przyznający się do katolicyzmu, cieszyli się, że Putin, “prawdziwy mężczyzna”, upora się wreszcie skutecznie z homoideologią na świecie i zaprowadzi porządek oparty na autorytecie imperatora tam, gdzie panuje zgnilizna Zachodu. Naprawi zepsuty świat jak naprawia się zepsutą zabawkę, odkręcając jej głowę; każąc dołączać mobilne krematoria do kolumn swoich czołgów. To jeden z najbardziej niebezpiecznych mitów, które wojna ta demaskuje.

Ostatnie słowo

Gdy słyszymy, że we Lwowie „każdy stał się barmanem, który przyrządza koktajl”, albo: „Nie bójcie się tych Czeczenów, to po prostu brodacze!”, gdy apelom o dostarczanie broni towarzyszą żarty i anegdoty, Polakom musi przypominać się czas Powstania Warszawskiego, ale i czas „Solidarności”.  Jest w tych zrywach coś wspólnego. U walczących na Ukrainie nie dostrzega się przygnębienia, w oczy rzuca się żarliwa nadzieja. Solidarność wolnego świata jest nie do przecenienia, ale może ważniejsze jest to, że wiara w zwycięstwo jest poparta nie tyle wiarą „w człowieka” i jego dobre serce, co wiarą w opatrznością pomoc Boga i ponadczasowy sens walki.

 

Użhorod – katedra grekokatolicka

 

Wszyscy realistycznie myślący ludzie wiedzą, że to, co zostało przez Matkę Bożą w Fatimie i Tuy nazwane błędami Rosji, które rozleją się na całym świecie, to ateistyczny materializm, i że błędy te nie zostały dotąd powstrzymane. Ale to sama Matka Boża obiecała interwencję. Jej interwencje są zawsze skuteczne. Po Jej objawieniach w Guadalupe nawrócił się cały kontynent południowo amerykański, po Fatimie – Portugalia, wcześniej przeżarta przez ateistyczny liberalizm. Nie jest możliwe, by Jej słowa nie były prawdą. Rosja ma się nawrócić – i nawróci się. Warunkiem jest poświęcenie tego kraju przez papieża wraz ze wszystkimi biskupami świata – w ten sposób także Matka Boża potwierdza prawdziwą strukturę Kościoła, opartą na hierarchii, nie na demokracji. I oto, po wielu latach głuchej ciszy, absolutnego milczenia na ten temat podnoszą się głosy upominające się o poświęcenie Rosji. Według pewnych wiarygodnych źródeł biskupi grekokatoliccy Ukrainy zwrócili się z prośbą w tej sprawie do Franciszka. Czy to tylko akt rozpaczy? To niewątpliwie akt wiary, świadectwo, że na Ukrainie ona nie zginęła. Tradycyjna wiara, w której ważne miejsce zajmuje uznanie wszech pośrednictwa Niepokalanej Dziewicy. Ale to także wyraźne upominanie się o powrót najwyższej hierarchii do roli, jaką wyznaczył jej sam Chrystus. Papież nie ma być humanistycznym guru, dobroczyńcą ludzkości, której oferuje swoją “bliskość” i “współczucie”, ale tym, który reprezentuje Chrystusa, który umierał za prawdę o Bogu: „Nie lękajcie się, Jam zwyciężył świat!”.

Zauważmy pozornie drobny szczegół, we wszystkich przekazach filmowych kobiety ukraińskie wyglądają jak kobiety, mężczyźni jak mężczyźni. Tu nie ma problemu w odróżnieniu jednej płci od drugiej, tu nie panuje terror mody. Nie idealizując nikogo, można jednak stwierdzić, że zarówno tradycyjne obyczaje, moralność objawiająca się publicznie, jak i wiara w Trójcę Świętą i cześć dla Najświętszej Maryi Panny tutaj przetrwały. Tu nie zapanował wszechwładnie ateistyczny materializm Rosji. Wielka w tym zasługa polskich księży.

Tu pamięta się, że ostatnie słowo należy do Boga. A w czasach ostatecznych, które są czasami Niepokalanej – do Maryi. „Rosja zostanie mi poświęcona i na końcu moje Niepokalane Serce zatryumfuje”.

 

Charków – Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – przed jej zniszczeniem przez rosyjskie rakiety 1 marca 2022 roku.

___________

 

*) Antoni Końko, dziennikarz z Równego: „…w ciągu kilku dni, odmawiając targowania się z Putinem o cenę państwa i rezygnując z ewakuacji, którą zaproponowali mu Amerykanie, stał się prawdziwym przywódcą narodu, wokół którego gromadzą się wczorajsi przeciwnicy… Wielkiego Władymira, który straszył Angelę Merkel psami, lekceważąco spóźniał się na spotkanie z Barckiem Obamą, teraz zwycięża, komik, za którym jak jeden mąż stoi naród ukraiński (za “Gazetą Polską Codziennie”, 2 marca 2022).

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.