Do dzieła, drogie damy! (II)
Gdy Karolina pisze o urządzeniu pokojów służących i potrzebie wyposażenia ich łóżek w materace, by nie spali na słomie, wie, że naraża się na bezlitosną krytykę przedstawicieli własnej sfery. „Prawda, że u nas niejeden się roześmieje! Rzuci książkę, powie: a to baba, dziwaczka, każe naszym Marynom i Paniskom, Maćkom i Kubom na materacach sypiać! Śmiejcie się zdrowo, moi Państwo! Ale śmiejąc się, pamiętajcie na to, aby drudzy przez was n i e p ł a k a l i ! Aby ludzie przez Opatrzność pieczy waszej powierzeni, za których Bogu odpowiedzieć kiedyś macie, z winy waszej szwanku na zdrowiu i siłach nie ponieśli. Zdrowie i siły są ich całym majątkiem”.
Karolina nie jest naiwną marzycielką. Wie, że nawyki pań z pałaców i dworów bywają mieszaniną gnuśności i pretensjonalności, że lenistwo, próżność i pycha są pokusą, z którą niełatwo można sobie poradzić w jej środowisku.
„Mężom tu dasz pokój, bo nie im przypisana ta książka, lecz wy, panie, przyznajcie, czyście tak czynne, jak żony, matki, gospodynie być powinny? Czy wam się nie marzy, że z a t r u d n i e n i e jest wam ubliżeniem, elegancją próżnowanie, p a ń s k o ś c i ą nie dbanie o swoje rzeczy, w y t w o r n o ś c i ą zasklepienie się w zaropiałych błędach? (…) nikomu Bóg leniwym być nie dozwala; przy zatrudnieniu stanie się życie wasze weselsze, ustronie domowe milsze i ozdobniejsze, (…) pańskością nigdy nie będzie nieporządek, boć i aktorka na scenę się wystroić potrafi… Bądźcie w i e l k i m i p a n i a m i, jeśli was Bóg na tym stopniu postawi! – odznaczajcie się datkiem, pomocą, opieką, doskonałością ułożenia, wyższą oświatą…”, napomina w namiętnym porywie autorka.
I zaraz po tym zwięzłym moralnym traktacie rzeczowo radzi, co zrobić, gdy sadze zajmą się w kominie („dobrze rzucić na ognisko garść siarki w proszku, osłaniając otwór komina mokrą płachtą”) oraz zaleca, jak mieć zawsze w zimie świeże ogórki („trzeba je w beczółce zakwasiwszy, tę szczelnie zabić, zapakować i wpuścić na dno studni lub stawu, sznur od niej na brzegu przytwierdzając, aby je z łatwością wydobyć”).
Rady „Dworu wiejskiego” trafiają w potrzeby pań domu o podobnym statusie społecznym jak autorka, wywodząca się z rodziny magnackiej, ale żyjąca oszczędnie i skromnie, starająca się co tylko można w gospodarstwie kobiecym unowocześnić, usprawnić i zarazem zadbać, by wynalazki dawnej tradycji domu (często bardzo pomysłowe i oryginalne) nie zostały zaprzepaszczone.
„Jeżeli cię więc Bóg postawił w stanie tej szczupłej mierności, choćbyś stu sławnych przodków, tytułami najświetniejszymi oznaczonych miała, trzeba ci zapomnieć o ich zaszczytach, raczej tylko pamiętać o tym, aby świetne pochodzenie żadnym brudnym czynem nie zeszpecić. Co zaś do gospodarności, przykładać się do niej we wszystkich szczegółach. Trzeba ci wiedzieć o krowach, o świniach i o kurach, mieć staranie o płótno, o ogrodzie, o kuchni… Pracować z córkami około odzieży, nauczycielką być dzieciom, nie trzymać obcych guwernantek, nie dawać błyskotliwego wychowania, wymierzonego na próżność… Nie jesteś w stanie trzymać lekarza dla włościan? Ale sama chorymi trudnić się możesz. Nie masz apteki? Ale jesteś w możności sadzenia, zbierania, suszenia ziół”.
I tu Karolina fachowo doradza jak założyć przydomową hodowlę pijawek – sprowadzając je z Litwy lub z Węgier, gdzie co do ich jakości nie można mieć zastrzeżeń (leczenie przy wykorzystaniu pijawek wraca dziś do łask!).
Autorka „Dworu wiejskiego” jest niezmordowana w wynajdywaniu godziwych zatrudnień dla rodaczek z dworów. „Nie masz szkoły?” [tj., nie stać cię na założenie jej przy dworze – przyp. EPP], pyta retorycznie i dodaje. „Ale ci nie jest wzbronionym samej nauczać cnoty i pierwszych umiejętności dzieci ubogich”. Tak, zakasać rękawy i brać się do roboty!
A przecież sama Karolina wywodziła się z jednej z najznakomitszych rodzin w Polsce, błyszczących zasługami i splendorem. Była córką pułkownika Adama Potockiego i Marii Antoniny Rostworowskiej. Ojciec, który zyskał sławę jako dowódca 11 pułku jazdy Księstwa Warszawskiego, był synem starosty olsztyńskiego, z tak zwanej linii prymasowskiej. Jako dwunastolatek został wysłany do szkół we Francji wraz z trzema innymi Potockimi. „W r. 1794 osiemnastoletni bił się już pod Kościuszką”, wspomina Józef Ignacy Kraszewski. W 1809 uzbroił własnym kosztem dwustu ludzi konnych ze swoich dóbr, którzy dzielnie walczyli przeciw Austriakom. Pułk, którego był współtwórcą został wcielony potem do dywizji generała Latour-Maubourg i poszedł walczyć pod Napoleonem. Adam Potocki ze swoimi żołnierzami był pod Mirem, Możajskiem, doszedł do Moskwy. Ta straszliwa kampania, „jej trudy, gorycze, doznane cierpienia, przedwcześnie, bo w trzydziestym piątym roku życia dobiły hr. Adama i osierociły rodzinę”, zaznacza Józef Ignacy Kraszewski.
Młodziutka Karolina była świadkiem zarówno patriotyzmu i ofiarności swego ojca, jego rozlicznych pasji naukowych i artystycznych, jak i rozbudzenia życia narodowego, na przełomie XVIII i XIX wieku, owych „błysków nadziei – i nieszczęść, jakimi je opłacono”.
Jej młodość naznaczona była dramatem śmierci ojca i utraty ojcowskiego majątku, który został objęty sekwestrem najeźdźcy. Po śmierci Adama Potockiego Karolina wychowywana była przez matkę, osobę lekkomyślną i rozrzutną, pozbawioną kobiecej mądrości, która w krótkim czasie roztrwoniła niemal cały pozostały majątek. Nie umiejąc utrzymać reszty rozległych dóbr i pokierować mądrze życiem córki, wydała – a w istocie wypchnęła – siedemnastoletnią Karolinę za Aleksandra Starzeńskiego. Małżeństwo zawarte pod presją zostało po kilku latach uznane przez Kościół za zawarte nieważnie. W 1826 r. Karolina poślubiła w Krakowie Henryka Mirosława Nakwaskiego (późniejszego posła na sejm okresu Powstania Listopadowego, działacza emigracyjnego i publicystę).
Młodzi małżonkowie przenieśli się z Galicji do Nakwasina na ziemi wyszogrodzkiej. Tu Karolina, podejmując obowiązki pani domu i gospodyni miała okazję poznać prawdziwe życie wiejskie w mężowskim majątku, także życie chłopów. Zajmowała się z wielką energią dziećmi, szpitalikiem i szkółką wiejską. Syna Stanisława trzymało do chrztu, oprócz rodziców męża, dziesięć par sołtysów z dziesięciu dziedzicznych folwarków. Tutaj rozwinęły się pasje społeczne, siła woli i niezmącony zdrowy rozsądek przyszłej autorki „Dworu wiejskiego”. Tu mogła znaleźć pole do popisu jej czynna natura i zapał do niesienia pomocy innym oraz pomysły, jak usprawnić codzienne życie domu i gospodarstwa.
Gdy pod Grochowem zagrzmiały działa, założyła razem z generałową Małachowską szpital dla rannych i chorych w salach redutowych teatru warszawskiego; w jego prowadzeniu pomagały aktorki teatru. Mąż tkwił po uszy w życiu politycznym powstańczej Warszawy. Gdy ona opatrywała rannych powstańców, ziemianie przybyli z Podola wybrali Henryka Nakwaskiego na posła na sejm Królestwa Polskiego z Województwa Bracławskiego – jako znamienitego właściciela majątku na tamtych ziemiach.
Po upadku Warszawy, we wrześniu 1831 roku, Henryk Nakwaski opuścił granice Królestwa razem z wojskiem, przez Pragę i Zakroczym. Rodziny członków sejmu miały zakaz wyjeżdżania ze stolicy. Karolina Nakwaska zmuszona do pozostania w Warszawie zajęła się pielęgnowaniem ciężko chorego ojca swego męża, senatora-wojewody Franciszka Salezego Nakwaskiego (w czasie powstania był prezesem senatu, potem organizatorem i prezesem komitetu opiekującego się rodzinami wojskowych oraz wspierającego ludność dotkniętą klęskami wojny). Dzięki jej zabiegom i staraniom rozkaz Wielkiego Księcia Michała skazujący senatora Nakwaskiego na wygnanie do Rosji nie został wykonany.
Dopiero w 1832 r. Karolina mogła połączyć się z mężem w Dreźnie. Tutaj jednak uchodźcom polskim nieustannie przypominano, że nie mogą pozostawać dłużej. Wyjazd małżonków wstrzymywała poważna choroba synka. Wreszcie zmuszono ich do opuszczenia Drezna wraz z wielu rodakami, m.in. z Adamem Mickiewiczem.
Z Drezna wyruszyli do Karlsruhe, ale i tu mogli zostać zaledwie kilka miesięcy. „Wyprawy emisariuszy do kraju, zaburzenia we Frankfurcie (…) sprawiły, że się Polakom nigdzie nie pozwalano osiedlić na stałe. Nieszczęśliwym trafem pp. Nakwascy znaleźli się 4 sierpnia 1833 r. w sercu bitwy pomiędzy Bazyleą a wiejską ludnością kantonu, w której Polaków powołano na instruktorów. Potem kilka spokojnych miesięcy mogli spędzić w Vevey”, pisze sumienny kronikarz życia Karoliny, Józef Ignacy Kraszewski.
Priorytetem dla małżonków była sprawa utrzymania ich własności na zabranych przez okupantów ziemiach. Dla ratowania resztek majątku w Galicji Karolina Nakwaska zdecydowała się wyjechać do kraju. Władze austriackie pozwoliły jej zaledwie dotrzeć do Łańcuta i zmusiły do powrotu do Szwajcarii. Gdy Nakwascy otrzymali obywatelstwo tego kraju, dane im było kilka lat wytchnienia, jeśli można tak nazwać czynne życie wśród niezliczonych obowiązków publicznych. „Wielu dziesiątkom nieszczęśliwych naszych współbraci, bezdomnych i głodujących wygnańców trzeba było dać jakiś przytułek i środki do życia”, przypomina Kraszewski. Demokratyczne przekonania Henryka spowodowały, że znalazł się poza najbardziej wpływowym nurtem emigracyjnym, jakim by Hotel Lambert księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Od 1833 do 1834 współwydawał Souvenirs de la Pologne i pisywał w prasie emigracyjnej na tematy oświatowe, rolnicze, bankowe; był też autorem pamiętników z lat 1830-50, których fragmenty drukował Józef Kallenbach w monografii Mickiewicza. Jego głównym celem było uwłaszczenie chłopów na terenach Rzeczypospolitej.
Emigracyjną tułaczkę, pełną dramatów osobistych (m.in. śmierć synka, który nie przeżył przymusowej eksmisji z Drezna) Nakwascy dzielili z grupą twórców i działaczy patriotycznych.
Po Powstaniu resztki mienia Potockich zostały zasekwestrowane, skonfiskowano też majątek męża Karoliny w Kępie Polskiej. Gdy w 1834 udało się jej uzyskać paszport emigracyjny, wyruszyła ponownie na Podole, by próbować ratować zniszczony majątek rodzinny i prosić o zdjęcie sekwestru.
Po cynicznej odprawie dokonanej przez gen. Bibikowa Karolina miała jeszcze nadzieję, że majątek rodzinny zostanie oddany córkom urodzonym przed rokiem 1830, i zatrzymała się w Kamieńcu, by nadać sprawie bieg; specjalny kurier z Petersburga przywiózł rozkaz, że ma natychmiast opuścić miasto. W środku surowej zimy, niedomagającą z powodu ciężkich warunków, z dzieckiem przy piersi, Karolina została zmuszona do oddania paszportu (w zamian wręczono jej jakiś świstek). W trzaskający mróz, z policyjną eskortą, odprawiono ją saniami do granicy austriackiej. Austriacy pozwolili jej łaskawie udać się do jej własnego majątku Bilcze. Chciała tu odpocząć po trudach wyprawy. Jednak zarządca majątku nie znał jej osobiście. Nie chciał przyjąć pod dach bilczewskiego dworu osobę bez paszportu. Wkrótce też administracja austriacka zaczęła robić trudności co do dalszego jej pobytu w Galicji. Potomkini fortuny Potockich okazała się także w Galicji persona non grata. (Bilcze, jedna z najpiękniejszych majętności w województwie tarnopolskim sprzedane zostało wkrótce za bezcen; dostało się księciu Leonowi Sapiesze). Karolina wciąż nie dawała za wygraną. Przejeżdżając przez Lwów próbowała u ówczesnego namiestnika Galicji, arcyksięcia Ferdynanda d’Este (dowódcy wojsk austriackich przeciw wojskom Księstwa Warszawskiego w 1809 r.) uprosić o pozwolenie na przyjazd męża, by mógł uregulować sprawy majątkowe. Arcyksiążę odmówił.
Na szczycie kobiecej doskonałości
Z pewnością rozdziały „Dworu wiejskiego” poświęcone architekturze i położeniu domu, rozplanowaniu gospodarstwa i ogrodu, porządkom domowym, zabezpieczeniu domu przez mrozem, wilgocią i złodziejami, mogą dla dzisiejszych czytelników nieść przydatną, zupełnie nie przedawnioną wiedzę. A rodzaje win i innych trunków, octów, olejów, „wód”, których sporządzanie we własnym zakresie Karolina Nakwaska zaleca i dokładnie opisuje, mogą wywołać lekką zazdrość pań domu. Podobnie jak rozdział o rodzajach nici. („Do cerowania i haftowania muślinów najlepiej jest brać wysnute nitki ze szkockiego batystu… nici saskie lniane są piękne i mocne… Do znaczenia bielizny najlepszy kolor jest czerwony, bawełna niebieska prędko się wypiera (Patrz: Pokrzywy)”. Rozdział zaś o nauczycielach domowych sprowadzanych z zagranicy udowadnia, że autorka była nie tylko biegła w psychologii, ale poznała osobiście środowisko, skąd wielu z nich się wywodziło. W Szwajcarii, Niemczech i Francji napatrzyła się i nasłuchała tych, których później przyjmowano w dworach polskich z wielką rewerencją jako „preceptorów”, często bez niezbędnej rekomendacji. Karolina przestrzegała przed naiwnością polskich rodziców, a zarazem perswadowała, by traktować obcokrajowców gościnnie, z szacunkiem i serdecznością.
Są w „Dworze wiejskim” wyliczone wszystkie zalety życia na wsi (nie straciły w niczym na aktualności!), jest sposób zakładania spiżarni, pasieki, drwalni, stolarni, pralni, kurnika… Jest paręset przepisów na dania pomysłowe i atrakcyjne, choć nieskomplikowane. Są wreszcie rady ułożone w porządku alfabetycznym. (M.in. Ból zębów, Ciężarność, Maligna, Małżeństwa, Mikstury, Morwy, Muchy i mrówki, Odwiedziny, Śluby, Własności pokarmów, Wścieklizna, Worki, Wykręcenie nogi lub ręki, Zachowanie się kobiet, Zegary i zegarki, Zgorszenia, Złoto, Zwierciadeł chędożenie…). Nie sposób nie przyznać autorce, że posiada wytrawną wiedzę chemiczną, botaniczną, zielarską oraz tę z zakresu medycyny, zwłaszcza naturalnej, tak dziś modnej. A co więcej, zna się na naturze ludzkiej. Nie idealizuje jej.
Przede wszystkim jednak czytelnik czuje, iż autorka wie, że polskie kobiety, damy, matrony i dziewczęta naprawdę zasługują na przyjacielską radę, że potrzebują pomocy, by mogła zabłysnąć w domowym gospodarstwie ich inwencja, inteligencja, wyobraźnia, polot. By pole do popisu miało kobiece serce.
By nie być “potworem towarzyskim”
„W Polsce, podług powszechnego uznania, kobiety tak szczodrze obdarzyła Opatrzność darami przyrodzenia, powabem, dowcipem, dobrocią serca, niechże i do tych zalet przyłączą roboczą skrzętność, a będą na szczycie niewieściej doskonałości (….). Wszędzie powtarzam, że żona jest r ę k ą, a mąż g ł o w ą… gdzie jest inaczej tam się wyradza potwór towarzyski, przeciw przepisom Boga i prawom ludzkim… Nie ma dla kobiety pożądańszego szczęścia na tej ziemi, jak w dopełnianiu obowiązków jej właściwych”, pisała autorka w przedmowie do pierwszego wydania „Dworu wiejskiego” w 1842 roku.
„Zawód kobiety nie jest tak błahy ani tak poziomy, jak to niektórzy myślą i mówią: w waszych bowiem rękach szczęście mężów, pomyślność dzieci, od was idzie przykład podwładnym, wy się uważać powinniście jako mające opiekę duchową nad tylu istotami waszej pieczy przez Opatrzność powierzonymi”. Takie przesłanie przyświecało tej polskiej matronie i damie, pełnej twórczej energii i szlacheckiego animuszu, która po kilku zaledwie latach posiadania własnego domu musiała rozstać się na zawsze z pragnieniem prowadzeniu kobiecego gospodarstwa we własnym kraju. Ziemianka bez ziemi nie zapomniała nigdy, jak nieoszacowanej wartości jest to dobro.
„Rozszerzyliśmy się nad życiem autorki „Dworu wiejskiego“ nie bez przyczyny”, wyjaśniał Józef Ignacy Kraszewski swoją fascynację Karoliną Nakwaską, tą nietuzinkową postacią polskiej emigracji, w listopadzie 1875 roku, tuż po jej śmierci. „Od dzieciństwa wśród walk, burzy, ciosów i klęsk, prześladowań… Jakiż to obraz losu naszych niewiast polskich, ich cierpień, poświęceń i pracy; jaki przebieg tego całego życia od kolebki senatorskiego domu do grobu na obcej ziemi: z miłością kraju w sercu, w ciszy, rezygnacji i spokoju. Zaprawdę, są męczeństwa w dziejach głośniejsze i świetniejsze, ale większych nad te w oczach Boga i ludzi po Bożemu świat pojmujących — nie ma!”.
„Przede wszystkim będę Ci mówiła o Bogu”, zaczynała swoje „Rady dla córki”, pisane tuż przed jej zamążpójściem Zofia z Czartoryskich Zamoyska, inna wielka dama tamtej epoki (i znakomita pisarka, choć pisząca tylko dla najbliższych). „Dwór wiejski” Karoliny Nakwaskiej można by opatrzyć podobnym podtytułem. Jest bowiem dziełem matki i żony, która rozumie, jak cenne otrzymała dary i wie, że kiedyś będzie musiała zdać z nich rachunek.