Do dzieła, drogie damy!
Jest dziś wokół nas wiele osób ciężko sfrustrowanych z powodu przymusowej izolacji. Zniechęconych brakiem aktywności, brakiem ruchu, swobodnego działania, brakiem pola do popisu dla swoich umiejętności. Są ludzie, którzy mają poczucie zamknięcia w klatce i wyją głucho, by móc do dawnej ruchliwości wrócić. Wyrywają się, by wreszcie mieć w co ręce włożyć. (I ulegają tak łatwo pokusie, by ten brak możliwości zewnętrznej aktywności odczytać jako groźne zniewolenie ze strony niedobrego (“totalitarnego”!) państwa (którego naturą rzekomo jest to, że zniewala)).
Katarzyna z Potockich Nakwaska (1798 -1875) także była istotą niezwykle ruchliwą (dziś pewnie byśmy powiedzieli: nadaktywną). Pełną energii, przedsiębiorczą, pomysłową. Z tych kobiet, co to nie mogą usiedzieć w miejscu, by czegoś w domu i wokół niego nie udoskonalić, poprawić, unowocześnić. Upiększyć albo uprościć. Ta polska arystokratka i emigrantka polityczna udowodniła zarazem swoim twórczym życiem, że można w każdych warunkach być kimś czynnym, pomysłowym, aktywnym. Że można w ramach wielu dokuczliwych ograniczeń wypełniać wielkie powołanie i misję tworzenia i pielęgnowania domu rodzinnego oraz mądrego zarządzania nim. Że można zawsze służyć innym i uczyć się od innych. Że można sławić i wzmacniać życie polskiego domu samej będąc domu pozbawioną.
Właśnie wtedy, gdy waliły się ściany domu ojczystego, w drugiej połowie lat trzydziestych XIX w., po klęsce Powstania Listopadowego, wyrzucona z własnego domu, postanowiła napisać poradnik dla kobiet swojej sfery dotyczący życia domu. A dom w tych czasach oznaczał dwór. Dwór położony najczęściej daleko od metropolii. Dwór zanurzony w gąszczu drzew i krzewów; niczym kamienna (albo modrzewiowa “lecz podmurowana”) wyspa pośród połaci pól, sadów i ogrodów.
„Jest naturalne, że dotknąć mysz, żabę, węża, kreta lub pająka nogą prawie nie odzianą, jest nader przykrą rzeczą”, pisała (nie bez lekkiej ironii) w zbiorze porad pt. „Dwór wiejski”. „Nie podobna chodzić po ogrodzie, dziedzińcu, folwarku, w lekkich prunelowych trzewikach z cieniutkimi podeszwami. Sądzę, że te cienkie obuwia czynią zapewne Polki tak czułymi i bojaźliwymi na widok jakiego bądź owadu lub jestestwa obrzydliwego”.
Autorka poradnika była typem niewiasty dzielnej, niepłochliwej. Traktowała życie na wsi jako przygodę i wyzwanie. “Im trudniej, tym lepiej”, mogłoby być jej zawołaniem. Skąd wziął się w Karolinie z Potockich Nakwaskiej ten pęd, by doradzać i uczyć – ale przecież nie „pouczać” – inne kobiety, zwykle delikatne, wychuchane w pokojach panieńskich i salonikach dworów i dworków, tego, co powinno być przecież ich naturalnym wyposażeniem? Czy uważała, że czegoś im w domowym wychowaniu brakuje, coś w przekazie tradycji rodzinnej w tym względzie szwankuje? Czy z perspektywy osoby bywałej w szerokim świecie dostrzegała, że Polki są kiepskimi paniami domu i nienadzwyczajnymi gospodyniami? Przeciwnie, autorka „Dworu wiejskiego” widziała w swoich rodaczkach mnóstwo zalet. A zarazem potrafiła dostrzec, że wiele ukrytych kobiecych talentów nie rozwija się jak powinno, wiele zdolności bezpowrotnie się marnuje, morze wewnętrznej energii nie znajduje nigdzie ujścia. Czas rozbiorów był dla każdego polskiego domu – czy był on dworem, dworkiem, czy zwykłą chatą – prawdziwym kataklizmem, małą apokalipsą. Zwłaszcza w zaborze rosyjskim (osiemdziesiąt procent ziem zabranych Polsce).
Tę tezę można zilustrować nieco paradoksalnie przykładem przywołanym przez Henryka Ciecierskiego. Autor „Pamiętników”, wydanych kilka lat temu przez „Arcana”, portretując swoją babkę, Konstancję z Grzybowskich Dominikową Ciecierską (1788-1857), wdowę po marszałku szlachty podlaskiej, rówieśniczkę Karoliny Nakwaskiej, przedstawił osobę zacną i przemiłą, „panią dawnego pokroju, gościnną bez granic, po staropolsku”, a zarazem kompletnie niezaradną, niepraktyczną i niesłychanie rozrzutną. „…gdy na przykład potrzebowała jakiegoś materiału na suknię, to kupowała całą sztukę. Zostawiła po śmierci sto kilkadziesiąt sukien jedwabnych.. Wina cypryjskiego sprowadzała tyle, że ojciec nieboszczyk przez całe życie nim gości w większe festy podejmował, po jego śmierci nas pięcioro rodzeństwa się nim podzieliło…Obiady babki równały się uczcie w Kanie Galilejskiej i ciągnęły się bez końca. (…) Opowiadano mi, że pewnego razu jakiś wątły, o słabym apetycie oficerek, do czegoś snadź babki faworu potrzebujący, na szarym końcu długiego stołu, blisko drzwi siedząc, sąsiada, współbiesiadnika, zapytał, jak ma się zachować, by się pani marszałkowej przypodobać? – Jeść przede wszystkim – brzmiała odpowiedź – i pić ile wlezie, bo pani marszałkowa gości swych obserwuje i często przez face à main w ich stronę patrzy. Biedny oficerzyna jadł gorliwie i pił, lecz, że się obiad przeciągnął, więc go zmogło. Chytrze się tedy a nieznacznie pod stół obsunął i chyłkiem wymknął się z sali, by się w pokoju gościnnym cokolwiek wyciągnąć. Nieszczęściem, leżąc – zasnął. Gdy się po paru godzinach ocknął i znowu chyłkiem do stołu powrócił, to jeszcze trzy dania i wety musiał w siebie wepchnąć”.
Ten bezlitosny opis staropolskich obyczajów szlacheckiego domu nie jest zarazem przedstawieniem jego gospodyni jako jakiejś despotycznej jędzy, która myślała tylko o tym, by się „postawić i zastawić” i jeszcze w dodatku swoich gości sterroryzować, przeciwnie, była to natura subtelna i romantyczna, która – wcześniej owdowiawszy – całym sercem chciała przyjaciołom, gościom – także pracownikom i służbie – nieba przychylić. („Staruszek Bartłomiej, ulubiony stangret babki, opowiadał mi, że ilekroć w porze słowików pani marszałkowa nocą przez las przejeżdżała [a jeździła zawsze poszóstną karetą, z forysiem na przednim lewym koniu i z lokajem na koźle], to zawsze kazała się zatrzymać, »żeby ptaszka posłuchać«…”). Brakowało jej jednak niezbędnej wiedzy, hartu ducha, siły woli, wsparcia silnych mężczyzn, by mądrze zarządzać domem i majątkiem, jak zresztą u wielu dam jej pokroju, które z bliska obserwowała Karolina Nakwaska w czasach swojej młodości. W dodatku zupełnie opacznie pojmowała swoją rolę społeczną. I temu wszystkiemu energiczna emigrantka postanowiła zaradzić.
Józef Ignacy Kraszewski poznał Karolinę Nakwaską w ostatnim okresie jej życia, we Francji, w Tours. W opublikowanym w jednej z poznańskich gazet wspomnieniu o autorce „Dworu wiejskiego” kreśli intrygującą postać. Barwną, wszechstronną, obdarzoną żywą inteligencją i ciekawością świata, a przy tym niesłychanie praktyczną i rezolutną we wszystkim, co dotyczy nie tylko gospodarstwa domowego, ale także codziennego życia rodziny, w którym tak potrzebna jest wiedza i wyobraźnia, a przede wszystkim kultura i dobre obyczaje. Wykształcenie jej było wszechstronne – niemal „encyklopedyczne”, podkreśla Kraszewski – posługiwała się kilkoma językami, była znawczynią historii, miała gruntowną wiedzę „o wszystkim, co z powołaniem kobiety, matki, żony, gospodyni, pani domu, jest związane, a przy tym smak dla sztuki i literatury wyrobiony”. No i znajomość świata wielką – ludzi w wielu krajach Europy, ich siedzib, zwyczajów, sposobu życia, oraz rodzin polskich i ich losów, wyniesioną z niezliczonych przymusowych wędrówek po całym kontynencie.
Jakiś ogień, rzeźwość, moc…
Są w tej pisarce – spontanicznie, z wdziękiem, ale i z prawdziwym znawstwem udzielającej porad innym kobietom – typowe cechy Potockich. Jakaś zawziętość w zbieraniu przydatnej wiedzy, konsekwencja w prezentowaniu zasad świata przyrody i prawideł moralnych, a zarazem żywiołowość i energia. Tu „z krwią i duchem przechowuje się jakiś ogień, rzeźwość, moc, jakaś potęga woli, na której drugim zbywa”, podkreśla pisarz. Za czasów Stanisława Augusta żaden inny ród nie prezentował też jego zdaniem „takiej galerii postaci aż do ekscentryczności dochodzących”.
„Wspomnijmy tylko typ polskiego magnata we Franciszku Salezym, wojewodzie kijowskim; dziwactwo starosty kaniowskiego, genialne rzucanie się w szukaniu prawdy Jana Potockiego, rolę polityczną i wspaniałą Ignacego i Stanisława, szaleństwo polityczne Szczęsnego, rzutkość Prota, dowcip Kossakowskiej, wybryki starosty szczerzeckiego…”. (Pisarz zagalopował się tylko przy Szczęsnym, bowiem jego „szaleństwo polityczne” powszechnie uznawano za przejaw żenującej miernoty intelektualnej i zwyczajnej hucpy. Historycy zgodnie podkreślają nie tylko jego nędzę moralną, która zaowocowała zdradą Rzeczypospolitej, ale tępy umysł).
Nie jesteście wytworne, moje panie…
„Wy zaś, moje panie dworu, nie sądźcie, że jesteście wytworne, gdy gardzicie wszelkimi wynalazkami, nie dopuszczając do siebie światła rozsądku, nie czytając, nie korzystając z nauk, z oświaty, z postępu… Zawsze złe skutki za sobą pociąga lenistwo, które wyradza się z dumy i próżności”, pisała w połowie XIX wieku Karolina Nakwaska. Tę zapomnianą autorkę warto odkryć dziś właśnie, bo jej dzieło – choć nie aspirujące do utworu literackiego – jest pełną uroku, ale nie wyidealizowaną i nie podkolorowaną apoteozą polskiego domu, ogniska domowego i prawdziwej kobiecości. Dziś, gdy dla wielu rodzin dom stał się na powrót domem, choć w wyniku przymusowej sytuacji światowej epidemii, zyskuje ona dodatkową wartość. A kobiecość to nie tylko umiejętność prania koronek (w oliwie!) czy przyrządzanie na kilka sposobów sztokfisza (dorsza), o czym pisze Katolina Nakwaska, ale także sztuka planowania budżetu domowego, prowadzenia rachunków, pisania listów, opiekowania się chorym pod własnym dachem, zorganizowania wiejskiej szkoły, opieki lekarskiej dla wsi, zadbanie w porę o zbiory owoców w sadzie, o pasiekę i staw, o przyjazny i wielkoduszny, ale nie pobłażliwy stosunek do pracowników, sprawowanie nad nimi rzetelnej moralnej opieki. Wiedza, co podać, gdy kogoś boli gardło czy brzuch, gdy ktoś ma migrenę, dreszcze, ugryzła go pszczoła lub żmija. Jak dom zabezpieczyć przed wiatrem, mrozem, złodziejami, inwazją myszy czy mrówek, co zrobić, gdy pojawiają się niespodziewani goście, jak zapobiec, by w zimie nie zgniły ogórki i w jaki sposób najlepiej ukwasić kapustę i doprawić barszcz.
Ważna to wiedza i nieoszacowanej wartości umiejętność, zaprawiona poczuciem humoru, taktem i hartem ducha autorki. Zwłaszcza dziś, gdy tak wiele rodzin z dziećmi, wiedzionych niezawodnym instynktem wybiera życie poza miastem. Im wszystkim warto zadedykować ten poemat prozą o pięknie i sile kobiecej natury, jakby przez dorosłą już Zosię z „Pana Tadeusza” napisany – „»Dwór wiejski« przez Karolinę z Potockich Nakwaską”, jak głosi napis na stronie tytułowej.
”Stoły były uroczyście nakrywane ślicznymi, cienkimi obrusami, w których tkane były wielkie herby z dewizą: Fait ce qui doit, advienne que pourra, podobne łacińskiemu Officium colle, caetera quiesce, czy dewizie, którą zwykłem teraz z żelazie, brązie, srebrze i na porcelanie w zmienionym utrwalać brzmieniu: Pełń swój obowiązek – kpij z reszty”, wspomina Henryk Ciecierski.
„Nie mieliśmy w owych czasach życia politycznego, a i praca społeczna była przez Moskwę zupełnie zahamowana”, podsumowuje ten ziemianin o wybitnym zacięciu społecznikowskim. (W wieku 55 lat zaciągnął się jako ochotnik do polskiego wojska, by walczyć w wojnie bolszewickiej). Wiele szlachetnych ambicji: zdobycie wykształcenia, przydatnego zawodu, realizacji społecznych pasji, spieszenia z pomocą innym, nie miało podczas zaborów szans realizacji. „Energia więc młodych ludzi z temperamentem, nie mogąc sobie znaleźć rozumnego, pożytecznego ujścia, pchała ich nieraz do żakowskiego baraszkowania i bałagulstwa. (…) Sądzę, że patrzeć powinniśmy na tych ludzi bez strojenia się w togi surowych sędziów i nie powinniśmy rzucać w nich kamieniami, co byle demagog partyjny potrafi, lecz powinniśmy brać pod uwagę niezależne od nich warunki, fatalne w skutkach, w których wzrastali i żyli. Ludzie ci byli często starymi dziećmi, ale dziećmi nie najgorszymi. I gdy wybuchło zbrojne Powstanie, to u nas przede wszystkim ta szlachta właśnie…, narażając cały swój i rodzin swych byt na zemstę wroga – do niego ruszyło”.
Niebezpieczna wichrzycielka i katolicka agentka
Karolina z Potockich Nakwaska była rówieśnicą marszałkowej Ciecierskiej. Jej program edukacji pań domu, by tworzyły gniazda rodzinne trwałe, mocne, solidne, i w sensie materialnym i moralnym, obejmował czystość, higienę, ułożenie, ład, skrzętność, plan, oszczędność, nowoczesność, wykształcenie, fachowość, kompetencje – gdzie było to możliwe i wskazane – oraz tradycyjność – gdzie należało utrwalić nieprzedawnione osiągnięcia dawnej daty. Zwłaszcza kulturę bycia, kurtuazję, szeroki gest, hojność wobec potrzebujących, pomoc księżom proboszczom, wspieranie Kościoła.
Zemsta zaborców wobec Potockich i Nakwaskich miała miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej, zanim powstał „Dwór wiejski”. Po klęsce Napoleona resztki mienia Potockich (ojciec Karoliny, hr. Adam Potocki powołał własnym kosztem pułk, by walczyć z Austriakami, potem bił się pod Napoleonem, doszedł pod Moskwę) zostały zasekwestrowane; po Powstaniu Listopadowym skonfiskowano majątek męża Karoliny w Kępie Polskiej. Nie powiodła się także heroiczna próba odzyskania własnego jej majątku na Podolu. Już wówczas ogromna rzesza polskich ziemian, którzy z bronią w ręku walczyli o wolność kraju, lub jak jej mąż stawali w szranki niezależnego życia politycznego, została ukarana odebraniem im własności. Majątki ziemskie w zamyśle Rosjan miały należeć tylko do pokornych. Gdy Karolina z emigracyjnym paszportem stawiła się u generała-gubernatora podolskiego i wołyńskiego (oraz gubernatora wojennego kijowskiego), Dmitrija J. Bibikowa, by upomnieć się o ziemię w Województwie Bracławskim, należącą do jej męża, ten przyjął ją z wyszukaną grzecznością, by oznajmić na końcu z zimnym uśmiechem: „Pani obowiązkiem jest starać się pomóc mężowi, a moim nie dopuścić, aby się to stało”. Sekwestr nie tylko nie został zniesiony, ale Bibikow robił wszystko, by wyrzucić ją jak najszybciej z zaboru rosyjskiego; samo jej przebywanie tu uznano za groźne dla porządku publicznego Rosji. Została uznana za niebezpieczną wichrzycielkę i oskarżona o katolicką propagandę. Bibikow był brutalnym rusyfikatorem, współinicjatorem i wykonawcą antypolskiego przedsięwzięcia, weryfikacji szlachectwa, w wyniku której ogromna ilość polskiej szlachty została pozbawiona praw stanu; wprowadził też do szkół, w których uczyli się młodzi Polacy, rygor wojskowy.
Ziemianie bez ziemi
Po tych szykanach emigranci polityczni, Karolina i Henryk Nakwascy mieli już tylko nadzieję, że przez jakiś czas pozwoli się im pozostać w Poznańskim i w Prusach zachodnich. Chcieli być jak najbliżej rodzinnych stron. Srodze się jednak zawiedli na „wyrozumiałości i ludzkości” pruskich władz. Fakt zawiązania w Paryżu w 1841 roku przez grono dawnych członków sejmu polskiego (do których należał mąż Karoliny) Stowarzyszenia Ojców Rodzin, które zaczęło organizować polską szkołę w Paryżu, w Batignolles, był dla administracji pruskiej sygnałem alarmowym. Henryk Nakwaski zbierał na rzecz szkoły składki w Księstwie; podejrzewano, że gromadzi fundusze na cele rewolucyjne. I kiedy małżonkowie znajdowali się na wsi, w Choryni, serdecznie goszczeni w dworze swoich przyjaciół, Taczanowskich, wyprawili się po nich żandarmi, by doprowadzić ich do Poznania, pod nadzór policji. Ostrzeżeni w porę Nakwascy potajemnie opuścili gościnny dwór.
Tu właśnie, w Choryni, w tym samym dworze, który gościł Mickiewicza i gdzie powstała „Reduta Ordona”, Karolina Nakwaska zdecydowała się, że napisze „Dwór wiejski”. Podsumowanie wiedzy, doświadczeń, przygód, obserwacji. Miała za sobą podróż po całym obszarze dawnej Rzeczpospolitej, poznała niezliczoną ilość polskich dworów i dworków, „od Dniepru do Bałtyku”. Przebywała w wielu majątkach, widziała sposób gospodarowania na własnej ziemi, tak odmienny w różnych regionach. Była też świeżo po lekturze „La maison de campagne” („Dom wiejski”), wydanego w 1830 roku przez Francuzkę Aglaé Adanson, cieszącego się w całej Europie wielką sławą. Ta książka pióra potomkini starego rodu, podupadłego i zubożonego przez Rewolucję Francuską, która stara się ocalić godność i miejsce rodzinnego domu i majątku we francuskim pejzażu kulturowym i gospodarczym, stała się dla niej inspiracją. Nadzwyczajna popularność pierwszego tomu „Dworu wiejskiego” pozwoliła jej wydać następne, korzystała z przedpłat stałych czytelniczek (wśród których większość nosiła historyczne nazwiska).
Po stracie trzyletniego synka Stasia i córki Marii i po wypadkach 1846 r. w Galicji pobyt Nakwaskich w Niemczech (mieszkali m.in. w Heidelbergu) stał się tak trudny i uciążliwy, że przenieśli się do szwajcarskiej wioski Laney pod Genewą, gdzie schroniło się kilkunastu Polaków. W roku 1862 przeprowadzili się do Tours. Stąd w roku 1870, z powodu wojny niemiecko-francuskiej musieli wyjechać do Bordeaux.
Gdy w Tours Józef Ignacy Kraszewski poznał Karolinę Nakwaską, była już schorowaną starszą panią. Pisarz był jednak pod wrażeniem świeżości jej umysłu, rozległości horyzontów oraz „gorącego przejęcia się wszystkim co Polski dotykało”. W stylu emigrantki dostrzegł jakieś ujmujące ciepło, bezpośredniość i polot, „coś sympatycznego, ożywionego, dobitnego, polskiego”. W „Dworze wiejskim” zobaczył nie tylko walory praktycznego poradnika, ale prawdziwe dzieło literackie.
„Trzeba ci wiedzieć o krowach, świniach i kurach…”
Ale dla kogo, tak naprawdę, pisany był „Dwór wiejski”? „Dorosła Zosia z Pana Tadeusza”, która o nim opowiada, to osoba nie tylko romantyczna, zachwycająca się przyrodą, kochająca ogród, kwiaty, strumyk szemrzący w parku i cieniste alejki, sielskie życie i zabawy z dziećmi na świeżym powietrzu, ale gospodyni w wielkim stylu. Ta “Zosia” poznała niezliczone realia i tajniki wiejskiego życia, w którym zmagać się trzeba z niewygodami, trudami, dzikimi zwierzętami, chorobami, klęskami nieurodzaju, kataklizmami, szkodnikami, niepogodą, nieproszonymi gośćmi, niesforną służbą i wszelkimi żywiołami. Jest oczytana, pracowita, wspaniałomyślna, odważna i przezorna. Nade wszystko lubi ludzi i chce im służyć. To dama i ogrodniczka w jednej osobie. Pasjonatka zajęć domowych i działająca z rozmachem i fantazją społeczniczka.
Ponadto, gdy „dorosła Zosia”, która nie jeden pałac, dwór i dworek polski poznała od podszewki, pisze w swoim poradniku o „lenistwie” i „pańskości”, staje się prawdziwą pogromczynią największych wad własnej sfery.
Dokończenie wkrótce