Czego nie rozumieją nasi wrogowie
Co jest najciekawsze w rocznicach? To, że prowadzą nas do wydarzeń, które zostały za nami, ale które potrafią przemawiać z wielką mocą o rzeczach dziś aktualnych. Nigdy dawne wydarzenia nie są czymś anachronicznym i archiwalnym. Czymś przebrzmiałym i trącącym myszką. O tym mówi rocznica wybuchu II wojny światowej, której pierwszym aktem był atak niemieckich bombowców na bezbronne polskie miasto Wieluń, gdzie dobrze wyszkoleni wojskowi piloci europejskiego kraju zdobywali odznaczenia za celne trafianie w cywilów. A potem bohaterska obrona Westerplatte przez garstkę naszych żołnierzy, przeciw pancernej potędze.
O tym mówi także wczorajsza rocznica podpisania porozumień strajkujących stoczniowców z politycznymi władzami PRL. Nie były to tak naprawdę żadne porozumienia. Był to fakt wymuszonego, niechętnego i tylko dla zamydlenia oczu uznania przez komunistów, że ktoś taki jak wolne społeczeństwo, wolni ludzie, w ich politycznym bastionie, obwiedzionym czerwoną linią i najeżonym bronią obcego państwa, jednak istnieje. Wstyd przyznać, wybaczcie, towarzyszu I Sekretarzu… Przewidywali inny scenariusz. Sądzili, że robotnicy będą uszczęśliwieni jak dostaną swoją kiełbasę. I obietnice, że będą mieli do końca życia pełną miskę i wczasy. A oni zażądali Mszy św. w radio, zniesienia cenzury i swojej reprezentacji we władzy. Nie zgodzili się z rolą, jaką im wyznaczono, roboli i ogłupiałych konsumentów. A w najlepszym razie – związkowych aktywistów, figurantów, których wcześniej czy później da się przekupić i będzie spokój.
Czyjś plan nie do końca się powiódł.
Czyż polscy robotnicy czterdzieści lat temu nie zrobili także dowcipu działaczom opozycji – tym zwłaszcza bardziej czerwonym nawet niż różowym – i to tym najbardziej zaufanym, którzy chcieli „tylko obudzić masy” idąc za instruktażem Lenina? (Ostatnio mówił o tej inspiracji bez cienia zażenowania Bogdan Borusewicz w Polskim Radio). A oni wyszli ze śpiewem “My chcemy Boga” i z wizerunkiem Matki Boskiej na murach strajkowej twierdzy. Prosili księży o spowiedź w stoczni, i by im odprawiali Msze św. na strajku.
Misterny plan spalił na panewce. A chłopcy ze stoczni i kopalń mieli być tylko taranem rewolucji… Ku utrapieniu niektórych ich elokwentnych wodzirejów i wszystkich przeciwników mieli zbyt czyste serca i czyste myśli… Mnóstwo jest białych plam w historii “Solidarności”.
Nie da się zaplanować historii tak jak plantacji podobnych do siebie jak dwie krople wody krzewów. Prędzej czy później odbije w bok jakaś niesforna gałązka, coś zdziczeje, coś uschnie, jakieś korzenie splączą się z inną odmianą, zacznie się nieobliczalny, żywiołowy rozrost. Krety zrobią swoją krecią robotę. Plantacja zacznie przypominać busz, który opanuje pół kraju. W powietrzu nasyconym zapachem nieznanych liści i kwiatów wyrośnie inne pokolenie.
Historia to żywioł, który dogląda z wysoka inny Ogrodnik. Nasi wyhodowani w Moskwie i ogładzeni na zachodnich uniwersytetach marksiści i ateiści wciąż z niepokojem obserwują fiasko swoich amatorskich założeń: „od – do”. Miało być dokładnie, jak w zegarku. Nic z tego nie będzie, panowie. Wszystkie wasze naukowe projekty opanuje rak – jak młody, nieudolnie zabezpieczony sad – i niebawem spłyną, gnijące, niczym warszawskie ścieki, do Bałtyku.
Tak jak nic nie zostało z Hitlera i Stalina. Obaj postanowili znieść z powierzchni ziemi ów niesforny kraj, który im zawadzał, z jego „polskim brudem”: wiarą, nadzieją i miłością, oraz cywilizacją, którą tylko one są w stanie wznieść. Obaj skończyli marnie.
„A wczoraj Lech Wałęsa stwierdził, że Solidarność była największym wydarzeniem 1000 – lecia (mając pewnie na uwadze swoją osobę, choć bez skazy zdrady – to zresztą kolejna odsłona manowców chorego sumienia)”, przypomniał jeden z Czytelników. „Nie wchodząc w polemikę z człowiekiem który złożył propozycję napisania Dekalogu na nowo, to sytuacja ta pokazuje rozbieżność planów tych, którzy chcieli tu budować de facto socjalizm, tyle że z tzw. ludzką twarzą, z pragnieniami społeczeństwa. Fenomenem jest jednak w historii to, co nazywam plusquamperfectum, fakt, że prawdziwe Źródło Polski bije głębiej niż skuteczne zdrady małych ludzi. Ten czas zaprzeszły oznaczający czynność wcześniejszą w stosunku do innej czynności przeszłej odwołuje się i do Chrztu Polski i do ślubów króla Jana Kazimierza. Zdrada “Bolka”, rozbiory – mimo przekonania że położyły wieko na trumnie “pańskiej Polski” – nie mogą zmazać tamtych dawniejszych (i ważniejszych co do zasady) zobowiązań, głęboko w to wierzę. Pod zastygłą mickiewiczowską lawą z “Dziadów” istnieje ogień, który płynie z głębszego Źródła, w czasie zaprzeszłym. Tej kwestii czasu, który jest w mocy Bożej na szczęście nie rozumieją nasi wrogowie”.
Pius X, święty papież, przypominał w encyklice Pascendi Dominici gregis. O zasadach modernistów (1907 r.) o nadprzyrodzoności, jako głównym elemencie w historii, negowanym przez modernistów, którzy wdarli się podstępem do Kościoła, by epatować wierzących swoim rzekomym “naukowym podejściem” do teologii, biblistyki, apologetyki, filozofii. Dziś historia jest dla wielu wierzących, już nie mówiąc o agnostykach, tylko zbiorem niepowiązanych ze sobą luźnych faktów, ludzkich usiłowań, albo literacką opowieścią, na poły mityczną. W Polsce pozostała jednak grupa ludzi, którzy czytają ją i śledzą jako mowę Boga. Należą do nich, dzięki opatrznościowemu zrządzeniu, także główni politycy i stratedzy naszego państwa.
„To była nie tylko wojna totalna, ale totalitarna, bo rozpętana przez dwa totalitarne reżimy. Totalitarne w swoim zamyśle, niszczycielskie, barbarzyńskie i w pełnym tego słowa znaczeniu zbrodnicze, ludobójcze (…)“. A “Polacy są dziś strażnikami prawdy” – mówił premier polskiego rządu w rocznicę wybuchu II wojny światowej w Wieluniu. „(…) to właśnie my stanęliśmy w obronie wartości europejskich”.
Pius XI przestrzegał zarówno przed bezbożnym komunizmem i sowietyzmem (encyklika Divini Redemptoris) jak przed zbrodniczym nazizmem i hitleryzmem (Mit brennenger Sorge) (obie encykliki z 1937 roku). Był doskonale świadomy, co się dzieje w obu krajach, na jakich fundamentach tworzy się tam państwowość, jak terroryzuje się własne narody, jaką przyszłość szykuje się światu. Nie żałował słów potępienia, przewidywał zbrodniczą ekspansję, gdy politycy wolnego świata udawali, że nic nikomu nie grozi, wszystko da się dyplomatycznie zagłaskać, ze wszystkimi się kuluarowo dogadać. Tylko Polska wiedziała, kim są nasi sąsiedzi i na co ich stać.
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Nasi rządzący dziś, po tych ośmiu dziesiątkach lat od wybuchu ostatniej wojny nie opowiadają banałów. Nie chcą za wszelką cenę zyskać popularności. Nie chcą być cenieni za nijakość i opływowość. Gorzka prawda przyda się Europie`2020 roku.
__________