“Drgną strachem lutrzy, Moskwa i poganie…”

Posted on 15 sierpnia 2022 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Ona zmiażdży głowę węża

 

Czy nasze czasy nie przypominają w jakiejś mierze czasów Konfederacji Barskiej? Inna jest tylko sceneria, inne oręże. Państwo jest dziś silne, znajduje się w rękach patriotów. Czy jednak w innych dziedzinach nie jest dziś tak, jak za dni tego szlacheckiego powstania (1768-1772)? Powstania przeciw spiskom i knowaniom wymierzonym w Rzeczpospolitą oraz przeciw jawnie wrogim poczynaniom dwóch ościennych państw, zwłaszcza Rosji? Taka sama jak wówczas jest dziś próba sparaliżowania i unicestwienia przez obcych legalnej polskiej władzy, odebrania możliwości podejmowania decyzji przez sejm, rozmontowanie wymiaru sprawiedliwości, zablokowanie wprowadzania reform, sianie anarchii, sporów, wywoływanie konfliktów, zaprowadzanie chaosu; przy niezliczonej liczbie agentów wpływu, tysiącach szpiclów rosyjskich i pruskich, uzależnianiu wpływowych osobistości od pieniędzy wrogów Polski. Szantaż, przekupstwo, terror obcej armii (wtedy 30. tysięcy Rosjan było na naszym terytorium, dziś – są tuż za naszą granicą).  Obojętność Europy wobec losu Polski, dziś – skryta wrogość wobec nas państwa, które trzęsie Unią Europejską.

I przeciw temu wszystkiemu garstka szlachty, wiernej Bogu, Rzeczpospolitej i temu, co oznacza honor Polaka i szlachcica – właśnie szlachetności. Nie „większość bezwzględna”, nie „cały naród”, ale jego faktyczna elita złożona z patriotów, ludzi wielkiego formatu, gotowych oddać życie za Polskę, prawdziwych rycerzy. Tak jak i dziś. By nie wymieniać z nazwiska wszystkich po kolei: przywódców państwa, środowisk patriotycznych, historyków, mediów prowadzących cierpliwie tę wojnę, choć bez wystrzałów armatnich, przeciw zdrajcom i nieprzyjaciołom naszego państwa.

Pośród tego wybuchu szlachetnych uczuć ludzi mężnych, wspaniałomyślnych, zdolnych do czynu, nie oglądających się na okoliczności, na sojuszników, protektorów, jakim była Konfederacja Barska – niezwykła postać zakonnika-karmelity, który zostaje ich przywódcą duchowym. Ojciec Marek Jandołowicz (1713-1799), przełożony klasztoru Karmelitów Trzewiczkowych w Barze, staje na murach tego miasta razem z konfederatami, jako jego obrońca. Człowiek, który wraz z Józefem Pułaskim przygotowywał Konfederację, nazywany nieraz jej prorokiem. Późniejszy bohater dramatu Słowackiego „Ksiądz Marek”.

 

Ojciec Marek Jandołowicz na portrecie nieznanego malarza

 

Był on także autorem słynnego w owych latach proroctwa, ujętego w formę poematu, dotyczącego przyszłych losów Polski. Warto dziś przytoczyć fragment tego utworu, pochodzącego z 1762 roku, ponawiając pytanie: czy tamte bohaterskie dni – do których odwoływali się także obrońcy ojczyzny w 1920 roku, z Józefem Piłsudzkim na czele, które były mottem i inspiracją, jak wszystkie powstania narodowe, dla polskiego wojska stawiającego czoła nawale bolszewickiej – nie niosą dziś zadziwiająco aktualnego przesłania? A samo proroctwo – czyż właśnie nie wypełnia się na naszych oczach?Wbrew wszystkim przeciwnikom naszego Państwa i ich podłym rachubom.

 

Dokąd jest Polska, berło niekwitnące,

Dokąd nie będzie wstępnie działające;

Ale jak tylko na wstępnem zostanie,

Drgną strachem lutrzy, Moskwa i poganie!

 

Następnie autor wymienia przyszłe losy narodów wyobrażonych symbolami: Żydzi są tu nazwani „pielgrzymem” – autor zdaje się wieszczyć ich nawrócenie u grobu Chrystusa – Ukraina i kraje bałkańskie „niewolnikiem”, „Strzelec” to Turcja. „Róża natury” – kraje skandynawskie. „Kogut, oznacza w języku przenośnym zawsze Francję”, zaznacza Adam Mickiewicz – który poświęcił ks. Markowi Jandołowiczowi i Konfederacji Barskiej jeden z wykładów wygłaszanych w Paryżu w lutym 1842 roku – która „jak wąż się wyleni”, co jest zapowiedzią rychłego przewrotu we Francji.

 

Natenczas pielgrzym, wielkie swoje śluby,

Złoży przy grobie, Bogu trybut luby.

Niewolnik, wolny będzie bez okupu,

Strzelec pozbędzie łakomego łupu.

 

Róża natury chłód w ciepło zamieni,

Kogut z chytrości jak wąż się wyleni,

Tak nasze runo znowu w swoje wieki,

Wieszcz opowiada czas już niedaleki.

Ale ty Polsko! Po czasu niewiele,

W smutnym się musisz wprzód pogrześć popiele.

(…)

I wreszcie zaskakujące zakończenie:

A ty jak Fenix z popiołów powstaniesz,

Całej Europy ozdobą się staniesz!”

 

Mickiewicz komentując te słowa zaznacza, że autor nie mówi o konieczności odzyskania tronu dla króla, który nie będzie uległy wobec Rosji; nie ma tu też mowy o walce stronnictw, o sukcesie reform. Kapelan konfederatów „podnosi rzecz całą znacznie wyżej, ujmuje ją ze stanowiska, na którym zostawił ją był słynny kaznodzieja i prorok, ks. Piotr Skarga”. Przypomina też, że choć w owym czasie świat nie pojmował jeszcze całej doniosłości wydarzeń rozgrywających się w Polsce, a i „sami konfederaci nie mieli jeszcze jasnej świadomości swoich działań”, to jednak „pierwszy to raz królowie zadrżeli na widok źle uzbrojonych i źle dowodzonych garstek wojska; zatrwożyli się widząc, że ich systemat równowagi europejskiej i sankcji pragmatycznej jest zagrożony”.

Europa odczuła mrowienie chodzące po plecach. „Królowie połączyli się, by zniszczyć te ideę”. Czy czegoś nam to nie przypomina?

 

Kazimierz Pułaski, przywódca Konfederatów Barskich pod Częstochową – mal. Józef Chełmoński

 

Mickiewicz podkreśla, że u księdza Marka „znajdują się pierwszy raz wyrażone myśli wyznaczające Polsce posłannictwo europejskie”. (Staje się to także inspiracją dla twórców Pieśni Konfederatów Barskich, hymnu tego pierwszego polskiego powstania).

Ten wiersz – przepowiednia, podobnie jak jego autor – uwięziony po klęsce obrońców Baru (sześć lat ksiądz Marek spędził w więzieniu w Kijowie, traktowany tu jako człowiek wyjątkowo niebezpieczny; o jego losach decydowała osobiście Katarzyna II) – zniknął z pamięci Polaków w epoce stanisławowskiej, został jednak przypomniany w czasie zaborów, gdy formowały się i walczyły Legiony Polskie. Potem znajdowano go – w różnych wersjach w rękopisach, wspomnieniach, poematach, a sam temat proroctwa pojawił się m.in. u Seweryna Goszczyńskiego („Proroctwo księdza Marka”), u Henryka Rzewuskiego (w „Pamiętnikach Soplicy”).

Przestrogi „fanatyka”

Ksiądz Marek, natchniony kaznodzieja i niestrudzony misjonarz ludowy na Podolu i Ukrainie, nie zwykł był nikomu, także konfederatom, schlebiać i głaskać ich w swoich kazaniach po głowie. Przeciwnie, w karceniu, wytykaniu grzechów był bezlitosny. Podobnie jak ks. Piotr Skarga zapowiadał, że bez poprawy moralnej nie może być mowy o zwycięstwie politycznym Polski. „Czyście sobie przedsięwzięli nużyć cierpliwość i dobrotliwość Bożą? Czyż chcecie innym narodom pokazać i dowieść, ile potrzeba grzechów, aby zgubić Ojczyznę?”, przestrzegał w jednym ze swych płomiennych kazań. A w innym wyrzucał: „Tać to jest tego wszędzie przyczyna, że dziś się błąkacie i walczycie, aby zdobyć to, coście przez grzechy wasze zgubili. Oby wam to było nauką, a waszym następcom przestrogą! Jeżeli dziś płyniecie na los szczęścia na kawałku belki, pochodzi to stąd, że z przyczyny waszych błędów wielki i stary okręt o skały się rozbił!”. Potrafił najbardziej bogobojnej i skruszonej braci szlacheckiej grozić, że „Najświętsza Maryja Panna, Królowa Polski, złoży niegodną siebie koronę, a panią narodu będzie schizma i luteranizm”.

Kochano go pomimo surowości tych napomnień, podobnie jak dwa wieki później ojca Pio, który nigdy nie chwalił, a zawsze niemal ganił swoich słuchaczy. Nie był to czas pochlebców w sutannach, rozgrzeszających gremialnie cały kościół i dziękujących, że ludzie zechcieli tu łaskawie przybyć.

Mickiewicz był bardzo wyczulony na brak rewerencji w podejściu do osoby kapelana konfederatów, traktowania jego przesłania i późniejszych losów jako ciekawostki historycznej. Przeczuwał być może nadciągającą modę, by spoufalać się nadmiernie z postaciami historycznymi, wyciągać ich wady, słabości, próbować je „odbrązawiać”. „Któryż to z młodych literatów ma prawo mniemać, że pojął ideę tego męża, i wprowadzi go w swe utwory, ażeby gadał, działał, poruszał się dla zabawienia czytelników gazet?”. Przestrzegał też, że to „pajęcze przędziwo rozedrze się w niezgrabnych rękach”, niczym prawdziwe wydarzenia historyczne sprowadzone do rangi anegdot w powieściach Walter Scotta. Nawet niektórzy powstańcy (przypadki odosobnione, na szczęście), przeniknięci oświeceniowym sceptycyzmem, jak Józef Wybicki, pozwalali sobie (wiele lat później, w spisanych wspomnieniach) na przypisywanie księdzu Markowi „fanatyzmu”. Na twierdzenie, że za życia na wyrost traktowano go jako cudotwórcę (a znany był szeroko jako utalentowany lekarz, przypisywano mu wiele uzdrowień, miał też dar zjednywania sobie ludzi, w których myślach, jak twierdzono, potrafił czytać). W swoich „Pamiętnikach” Wybicki przedstawiał postać księdza Marka jako krewkiego, szybkiego w reakcjach Sarmaty; pisał nie bez dozy ironii: „Ksiądz Marek był wieku podeszłego, nie miał miny surowego proroka, owszem, podług przysłowia ruskiego był cokolwiek hulaka. Jeżeli ciemność i uprzedzenie czyniły go cudotwórcą, umiałby odpowiedzieć oskarżającym go o imposturę” [impostura – oszustwo, fałszerstwo, szalbierstwo – EPP]. Warto zauważyć, że sam Słowacki dopiero po swym przełomie religijnym, już po ogłoszeniu „Beniowskiego”, inaczej ujmował postać ks. Marka; stał się wówczas piewcą Konfederacji Barskiej i jej proroka, „w duchu Mickiewicza” (jak zaznacza znakomity tłumacz i redaktor wykładów paryskich Mickiewicza – w ich przedwojennym wydaniu, tzw. sejmowym – prof. Leon Płoszewski).

 

Chorągiew konfederatów barskich (zbiory Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie)

 

W Konfederacji Barskiej „bierze górę starożytna idea polska”, nie waha się podsumować Mickiewicz, „idea szlachetności, poświęcenia się i zapału, która odrzuca wszelkie rachuby i łamie wszelkie trudności. (…) odrzucona najpierw przez królów, potem przez wielmożów, podjęta jest teraz przez drobną szlachtę, nie tylko w Koronie, ale również na Ukrainie i na Litwie; staje się ona ideą narodową, ogarnia cały obszar kraju”.

Porwanie, czyli iskra zapalna

Przypomnijmy, że hasłem do rozpoczęcia przygotowywania powstania stała się niebywała zbrodnia rosyjskiego ambasadora, Mikołaja Repnina. Ten zaufany sługa Katarzyny II targnął się w nocy z 13 na 14 października na wolność osobistą czterech dygnitarzy Rzeczypospolitej: hetmana polnego Wacława Rzewuskiego, jego syna Seweryna, posła podolskiego, biskupa kijowskiego Józefa Załuskiego, założyciela i fundatora biblioteki publicznej w Warszawie oraz biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, twórcę słynnego Uniwersału. Biskup Sołtyk był także znany ze swej żarliwości religijnej i niechęci wobec równouprawnienia schizmatyków i protestantów „i z tego powodu był nienawistny Moskwie”, dodaje Feliks Koneczny. Repnin porwał ich i wywiózł w głąb Rosji, do Kaługi, jakby byli poddanymi carskimi i podlegali administracji rosyjskiej, przypomina historyk. A wszyscy byli wówczas wybitnymi opozycjonistami (Seweryn Rzewuski został niestety później targowiczaninem), sprzeciwiają się panoszeniu się Rosji w Rzeczypospolitej, są też wzorami kultury umysłowej. Porwania dokonano podczas obrad sejmu.

„Jak mógł poseł rosyjski uwięzić kogoś w Polsce? (…) Na czyn Repnina jedyną odpowiedzią stosowną byłoby wypowiedzenie Rosji wojny, a do tego trzeba by odpowiedniego wojska” (Feliks Koneczny). Wtedy to właśnie patriotyczna opozycja poczęła się zbroić. Na Kresach szlachta zbierała się na tajnych naradach przygotowujących działania militarne w celu uwolnienia Rzeczpospolitej od obcych. Pierwsze z nich – w województwie bracławskim na Ukrainie, w dobrach Krasińskich. Wśród okolicznego duchowieństwa sprzyjającego Krasińskim, Puławskim (Józefowi i trzech jego synom, Kazimierzowi, Adamowi i Franciszkowi Ksaweremu) oraz drobniejszej podolskiej szlachcie wyróżniał się swą postawą i świętością ksiądz Marek, przyjaciel Józefa Krasińskiego, pisarza wielkiego koronnego.

 

 

Portret Kazimierza Pułaskiego, jednego z przywódców Konfederacji Barskiej

 

Kronikarz historii konfederatów

Francuski historyk, dyplomata i poeta Claude-Carloman de Rulhière (1734-1791), znawca historii Rosji i wielki sympatyk Polski, który opisał historię Konfederacji Barskiej zbierając rzetelnie relacje polskich emigrantów w Paryżu, nazwał zniszczenie Konfederacji i następujący po nim pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej „początkiem nowej ery”; uznał te wypadki, jak podkreśla Mickiewicz, za „najważniejsze wydarzenie czasów nowożytnych”. Przy czym postrzegał je wyjątkowo głęboko, nie jak publicysta historyczny, lecz myśliciel. Osobista sympatia Rulhière’a do konfederatów i przyjaźń z dwoma z nich, Andrzejem Mokronowskim i Michałem Wielhorskim, a także jego wnikliwa wiedza o istocie despotyzmu rosyjskiego, która wyniósł z pobytu w Rosji, gdzie na własne oczy oglądał, w jaki sposób przejmowała władzę Katarzyna II, spowodowały, że był pełen uznania dla republikańsko-wolnościowych idei polskiej szlachty. Nie traktował Rzeczypospolitej, śladem innych historyków, jako curiosum ustrojowe; widział, że jej droga, odmienna od innych krajów Europy, jest czymś godnym szacunku, ze wszech miar oryginalnym. Ten gorący francuski patriota skrytykował w swoim dziele raz jeden tylko politykę zagraniczną Francji: obwinił ją, że dopuściła do klęski Konfederacji Barskiej. Uznał ten fakt za historyczny i symboliczny przełom w dziejach Europy. Książkę o historii Polski pisał na zamówienie władz francuskich – miała być podstawą edukacji historycznej przyszłego Ludwika XVI, wnuka Marii Leszczyńskiej. Ukończył ją po dwóch latach, lecz do końca życia pracował nad rękopisem (jeszcze przez kolejnych lat dwadzieścia) stale coś uzupełniając i poprawiając.

 

Claude-Carloman de Rulhière

 

Dotąd monarchowie i państwa zawierali umowy, by pokonać przeciwnika silniejszego, który im zagrażał, względnie próbowali na drodze wojny zdobyć jakąś ziemię dla celów handlowych czy korzyści politycznych, wyjaśniał francuskiej publiczności w Paryżu Mickiewicz – będąc bardzo dobrze obeznany z dziełem Rulhière’a (cieszyło się ono wśród emigracji polskiej, także wśród historyków tamtego czasu dużym uznaniem). Teraz trzy wielkie mocarstwa jednoczą się przeciw państwu, którego słabość jest coraz bardziej widoczna. Wydawały się być niejako „zmuszone” do dokonania zbrodni rozbiorów Polski, „popychane czymś silniejszym” – podkreśla Mickiewicz za Rulhière`em – „własnym instynktem samozachowawczym; bo te stare państwa wyczuły, że wśród ludu słowiańskiego zabłysła nowa idea”. Idea nad wyraz niebezpieczna. Mickiewicz objaśnia ją powołując się na Kazimierza Pułaskiego – gdy chciano mu zaoferować amnestię, a nawet wycofać wojska rosyjskie z Polski, byleby tylko wezwał konfederatów do definitywnego złożenia broni, ten dowódca konfederackich oddziałów odrzekł, że „wówczas pójdzie bić Moskali w Rosji”. „Miał on postanowienie nie tylko oswobodzić swoją ojczyznę, ale także skruszyć państwo, które rozwój jej krępowało”.

Podobne intencje wyrażone są w Uniwersale biskupa Kajetana Sołtyka – całkowicie sprzeczne z ówczesnymi założeniami polityki władców i dyplomatów europejskich. Biskup „potępiając kombinacje ludzkie, rachuby polityczne, wywracał całą politykę europejską”. Pokazywał jej infantylność – doraźność, teatralność, brak wyobraźni. A wszystko oparte na nieumiejętności – lub zaniechaniu – rozróżnienia między dobrem a złem. Obnażał dwulicowość polityków i współrodaków, którzy potrafili jak nikt „z najsmutniejszych okoliczności wyciągnąć zysk”. Ta jasność, szczerość, jednoznaczność przerażały ówczesny dyplomatyczny świat. Jak i nieraz przeraża go postawa Polaków dzisiaj.

Gdy w 1773 roku Rulhière ukończył drugą część swojej najgłośniejszej pracy „Histoire de la révolution de Russie en 1762”, agenci carycy Katarzyny próbowali ją przechwycić – krążyła wcześniej w rękopisach i była dość szeroko znana we Francji – nie dopuścić do druku i zniszczyć. Książka o Konfederacji Barskiej wyszła drukiem już po jego śmierci i była bardzo ceniona przez Napoleona; uczył się z niej historii Polski.

Gdy prowadzi ręka kapłańska

Mickiewicz w wykładzie o Konfederacji Barskiej podkreśla, iż w Polsce jest rzeczą znamienną, że „ilekroć ogół narodu powstawał, sztandar narodowy niosła zawsze ręka kapłańska”. Trzeba zauważyć, że proroctwo księdza Marka nie było oparte tylko na intuicji, na wydumanym idealizmie, romantycznym porywie, chwilowym natchnieniu, upragnionej nadziei, zwanej też myśleniem życzeniowym – a dziś niektórzy drwią także z „polskiej donkiszoterii”, gdy hojnie wspomagamy Ukrainę – ale wyrażało pewną rzadką zdolność patrzenia na historię, rozumienia sekwencji jej odsłon i głębokich motywacji jej bohaterów. A nade wszystko jej sensu, który wskazuje zawsze na walkę duchową toczącą się na ziemi. Walkę między dobrem a złem.

 

Artur Grottger – Modlitwa konfederatów przed bitwą pod Lanckoroną

 

Nie wystarczy znać historię, trzeba ją też rozumieć. Są ludzie mający tę zdolność i dziś pośród nas. Są wśród nich wybitni politycy, są wojskowi, eksperci. Są obrońcy naszej granicy, obrońcy polskiej gospodarki i polskiego pieniądza. Są coraz liczniejsi woluntariusze rozumiejący sens i potrzebę działań społecznych i ci, którzy z pobudek patriotycznych spieszą na pomoc Ukrainie. Są ludzie nauki i ludzie pióra. Nie warto zastanawiać się nawet, ilu ich jest, bo jak zawsze w dziejach – na pewno są w mniejszości.

Ale Pan Historii nie jest buchalterem, który podlicza zastępy swoich wiernych, zanim podejmie decyzję, by użyczyć im swoich sił. Zarówno ksiądz Marek, jak Adam Mickiewicz, Józef Piłsudski (o kulcie dla Matki Bożej tego „bezbożnika” nie chce się dziś pamiętać, zwłaszcza wyrzucają ten fakt z pamięci narodowcy), czy ksiądz Skorupka, nie na ludzkich przyziemnych kalkulacjach opierali przeświadczenia i wybory, które pozwoliły im odegrać niepowtarzalną rolę w historii, biorąc na serio hasło konfederackie, by wobec potęgi nieprzyjaciela zawsze stawiać opór, nigdy się nie cofać. Ze szkaplerzem Matki Bożej na szyi i pod sztandarem z Jej wizerunkiem.

Ksiądz Marek uwolniony z więzienia na mocy amnestii znalazł się w Uszomierzu, potem w Annopolu, gdzie został przeorem klasztoru, wreszcie w Warszawie, u karmelitów na Lesznie. Dokonał życia w Horodyszczu na Wołyniu. Jego grób w tutejszym klasztorze o.o. karmelitów (fundacji Lubomirskich) stał się celem pielgrzymek. Rosjanie po powstaniu listopadowym skasowali klasztor, kościół zamienili na cerkiew, podziemia klasztoru zamurowali.

Horodyszcze było także miejscem jego urodzenia, tu jako dziewiętnastolatek wstąpił do karmelitów. Jak podkreśla prof. Feliks Koneczny, “poświęcił się tu głównie misjonarstwu wśród prawosławnych, za co popi odpłacali mu przez całe życie największą nienawiścią“.

Jednak, o paradoksie, to sami Rosjanie przechowali pamięć o jego darze dokonywania cudów, nieraz w oficjalnej historii kwestionowanym. Choć nikt nie był w stanie podważyć faktu, że gdy ksiądz Marek pojawił się na murach Baru razem z konfederatami, krzyż w jego ręku i płomienna przemowa do hetmana Branickiego, który szedł na czele wojsk atakujących twierdzę, powstrzymała pierwszy atak. Branicki odstąpił. Także według relacji żołnierzy (przytacza ją prof. Koneczny) – podczas szturmu pierwszej baterii moskiewskiej – “puszkarz przyłożył lont do zapału armaty, a patrzący na to z wału o. Marek armatę przeżegnał, armata została rozerwana“.  Po zdobyciu zaś twierdzy, po kolejnym ataku, żołnierze gen. Apraksina otrzymali rozkaz rozstrzelania kapelana konfederatów. Gdy jednak stanęli przed nim, zamiast go rozstrzelać, padli na kolana i poprosili o błogosławieństwo (przypomina ten fakt także Koneczny).

Czyż ta scena nie jest zapowiedzią przyszłej, tej z 15 sierpnia 1920 roku, która pojawia się w niektórych relacjach? Gdy bolszewiccy żołnierze podczas bitwy warszawskiej, widząc na niebie postać Matki Bożej, Patronki Warszawy, w popłochu porzucali broń i uciekali z pola bitwy, stwierdzając później w zeznaniach, że “z tą Panią nie chcieli walczyć”.

 

Kazimierz Pułaski pod Częstochową – akwarela Wojciecha Kossaka

 

„Ruś jest jak inny świat”        

O tym, że Polacy posiadali jakiś wyjątkowy zmysł rozpoznawania z jaką siłą mają do czynienia w przypadku Moskwy, świadczy także pochodząca z odległych wieków, z 1147 r. odpowiedź biskupa Krakowa Mateusza na list – wezwanie – św. Bernarda z Clairvaux, wystosowane do polskich książąt, by nie wahali się wesprzeć osobistym udziałem II krucjaty przeciw muzułmanom, ponownie okupującym Ziemię Świętą. Odpowiedź Mateusza była zaskakująca. Zawierała bogatą i kunsztowną argumentację, z wieloma erudycyjnymi nawiązaniami m.in. do Owidiusza i Horacego, przemawiającą za ideą wielkiej misji, jakiej Polska rzeczywiście mogłaby się podjąć… wobec Rusi. Misji duchowej, jakiej ta połać Europy pilnie potrzebuje. „Naród ów ruski, ową niepoliczalną liczbą gwiazdom podobny […] nie dochowuje przepisów wiary prawdziwej. […] Ruś jest jak inny świat”, pisał biskup Mateusz. Ów inny, ruski świat, „przesiąknięty zgoła heretycką przewrotnością”, Chrystusa „tylko imieniem wyznaje, czynami zaś całkowicie się wyrzeka, nie chce być zgodny ani z łacińskim, ani z greckim Kościołem, jeno odrębnie, oddzielony od obu”.

„Ta dramatyczna wizja – pisze prof. Andrzej Nowak, który list ten w swojej ostatniej książce przywołuje – nie jest tylko literackim obrazem. Jest potwierdzeniem obowiązku misji”. W dziejach Polski ta świadomość naszych rodaków raz po raz powraca. Biskup Mateusz pisząc do św. Bernarda z Clairvaux był przekonany, że aby podjąć misję nawrócenia Moskwy Polacy „potrzebują mocniejszej obecności światła i ciepła płynącego z ośrodka łacińskiej cywilizacji”, jak ujmuje to Andrzej Nowak.

„[…] Racz przeto, miły ojcze, który oświetliłeś inne kraje i nasze oświetlić ciemności, racz nieokrzesanych Słowian pouczyć na drodze obyczajów i zasad życia; racz obecnością swoją zagościć w lodowatej sferze, aby […] straszliwe zimno północy tchnieniem południowego wiatru i płomieniem Wulkanu złagodniało, aby nieogładzone barbarzyństwo waszymi naukami zostało okrzesane, aby nieczłowieczy ludzie waszą umiejętnością dali się ugłaskać, aby pod jarzmem Pańskim się uciszyli”.

Czy dziś, w dobie wojny Rosji z Ukrainą, a poniekąd z całym światem Zachodu, to wezwanie przedstawiciela Polski skierowane do wielkiego świętego średniowiecza, a za jego pośrednictwem, do całej chrześcijańskiej Europy, nie staje się czymś symbolicznym, o doniosłej treści, jakimś ważnym znakiem – a zarazem, czymś nad wyraz naglącym i pilnym?

 

Szkaplerz z II poł. XVIII w. (ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie)

 

 

___________________________
Źródła:
Adam Mickiewicz, Literatura Słowiańska. Wykłady w Collège de France. Kurs drugi. Rok 1841-1842. Tekst zrekonstruował, przełożył i opracował Leon Płoszewski, Warszawa 1926.
Andrzej Nowak, Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w., Kraków 2022.
Feliks Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego, Miejsce Piastowe 1937.

_______________________

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.