Cosik nowego (dokończenie)
„Ciężką bowiem zbrodnią jest psuć wiarę, która – jak zauważa św. Augustyn – daje życie dla duszy” (św. Tomasz, Summa teologiczna). Były wieki w historii chrześcijaństwa i naszej cywilizacji, gdy dobrze to rozumiano. Dziś jest z tym znacznie trudniej.
Warto przypomnieć w tym miejscu sylwetkę Giordano Bruno (1548-1600), tak wzniośle przedstawionego m.in. przez Czesława Miłosza w słynnym jego wierszu Campo di Fiori, znanego najbardziej jako “męczennik wolnej myśli, nauki i humanizmu, stracony z wyroku Inkwizycji”. (Wcześniej jednak wezwany został do wyrzeczenia się swoich poglądów i odwołania swoich tez, z czego nie skorzystał).
Ten syn włoskiego żołnierza, uznawany dziś w wielu środowiskach za wybitnego intelektualistę i nonkonformistę, już w czasie studiów seminaryjnych negował dogmaty wiary katolickiej. Miłośnik pism Erazma z Rotterdamu znajdował zarazem upodobanie w praktykowaniu okultyzmu i astrologii, twierdząc, że “uprawia filozofię”. Dwukrotnie wstępował do Dominikanów, dwukrotnie porzucał zakon. Usiłował znaleźć protektorów swoich naukowych, jak twierdził, poszukiwań, u protestantów. Wbrew romantycznej legendzie tworzonej po jego śmierci przez przeciwników Kościoła, współczesny polski dominikanin, prof. uniwersytetu we Fryburgu (rektor tego uniwersytetu w latach 1964-1966), Józef Maria Bocheński, znawca jego życia i poglądów, nie miał nigdy wątpliwości, kim jest ten wolnomyśliciel. „Bruno, to była prawdziwa kanalia”, napisał w jednej ze swoich książek.
W czasie rozlicznych podróży po Europie Giordano Bruno wygłaszał w miastach uniwersyteckich mowy, w których nie przebierając w słowach atakował wiarę i Kościół. Korzystając ze znajomości z protestantami drukował w ich drukarniach swoje pisma. Pierwszy raz publicznie wystąpił z oskarżeniami wobec Kościoła i papieża w Wittenberdze. Szukał protekcji u protestantów. W Helmstedt przystąpił do gminy luterańskiej, ale został z niej wydalony. Nawet wyznawcy Kalwina w Genewie uznali go za niebezpiecznego wichrzyciela, awanturnika i szydercę, aresztowali i poddali sądowi. Przyjęty gościnnie w sferach dyplomatycznych Anglii i (najprawdopodobniej) na dworze Elżbiety I napisał tutaj (oraz w czasie pobytu w Oksfordzie) i wydał „Dialogi”, w tym znany paszkwil na Kościół o tytule: Spacio della Bestia triompante proposto dal Giove affetuato dal Consilio.
Religię traktował jako uproszczoną wersję filozofii; liturgię i uczestnictwo w praktykach religijnych uważał za zabobon dobry dla ludzi bez wykształcenia, ignorantów. Negował Boskie dzieło stworzenia i Sąd Ostateczny. Jego poglądy były mieszaniną filozofii starożytnej, humanizmu, kabały i ezoteryki. Uważając się za „syna nieba i matki ziemi” dążył do powołania sekty, która będzie głosiła jego nauki, w tym osobliwe teorie kosmologiczne, dotyczące m.in. duszy wszechświata, jego nieskończoności i wieczności, spiralnego rozwoju wszystkich bytów oraz roli gwiazd jako aniołów. Był przekonany, że dzięki potędze magii jest w stanie zawładnąć dowolnym człowiekiem, zwłaszcza rządzącymi.
Gdy w 1592 roku znalazł się w Wenecji, pewien młody patrycjusz, Giovanni Mocenigo uznał, że warto go zaprosić do siebie, by zostać wprowadzonym w arkana magii, ezoteryki i posiąść umiejętności z zakresu mnemotechniki (“magicznej pamięci”), którymi szczycił się Giordano Bruno. Hojnie obdarowany prezentami i pieniędzmi Bruno żył przez pół roku luksusowo na jego koszt, jednak nie poczuwał się do wywiązania się z obietnic. Mocenigo nie patyczkował się, uznał go za aroganckiego oszusta i nocą 23 maja 1592 roku, wraz z przyjaciółmi, związał go. Nie omieszkał powiadomić o jego zatrzymaniu Trybunał Inkwizycyjny (Bruno był znany już w całej Europie ze swoich bluźnierczych wystąpień).
Kościół skazał go za herezję doketyzmu głoszącą, że ciało Jezusa Chrystusa było jedynie iluzją. Zarzuty Inkwizycji dotyczyły także m.in. faktu, że Giordano Bruno głosił, iż „jest wielkim bluźnierstwem ze strony katolików twierdzić, jakoby chleb przemienia się w ciało; że sam jest nieprzyjacielem mszy św., że Chrystus był nieszczęśnikiem, że czynił nieszczęsne dzieła, oczarowując lud, że był magiem i czynił pozorne cuda, tak jak i apostołowie (…) że trzeba zabraniać wstępowania do zakonów ponieważ zanieczyszczają świat, że wiara katolicka jest pełna bluźnierstw, że wysadzi w powietrze klasztor dominikański, gdy będzie zmuszony tam wrócić…etc.”. Pominąć tu wypada inne jeszcze, bluźniercze oskarżenia Jezusa Chrystusa i Kościoła, których nie godzi się cytować.
Mitem jest rozpowszechniony dziś pogląd o fatalnych warunkach w więzieniach Inkwizycji. „…przykład Bruna bardzo często służy historykom do przypominania, jak nieludzko traktowani byli osadzeni w więzieniach inkwizycyjnych“, zauważa Roman Konik w książce „W obronie świętej Inkwizycji”. “Zapominają jednak, że w tym okresie w porównaniu ze świeckimi więzieniami inkwizycyjne były wyjątkowo humanitarne i respektowano tam prawa więźnia. Osadzony mógł rozmawiać ze współwięźniami, miał prawo do zmiany bielizny (pościeli, obrusa i ręczników, których w więzieniach świeckich w ogóle nic było), dwa razy w tygodniu mógł korzystać z łaźni, pralni i fryzjera, przysługiwało mu prawo do naprawy i wymiany odzieży. Jadłospis był urozmaicony, do posiłków podawano nawet wino”..
Niesłychanie żywotnym mitem jest przekonanie o licznych przypadkach śmierci ludzi skazanych przez Inkwizycję. Tymczasem najczęściej płonęli nie oni, lecz ich kukły. Józef Tyszkiewicz w książce „Inkwizycja hiszpańska” przypomina, że z 234.526 ofiar spalono 9.660 „in efige” („w wizerunku”), bo winowajcy zdołali uciec), a 206.546 skazanych to ci, na których nałożone karę pokuty kościelnej. (Tak było m.in. w przypadku Galileusza, który z wyroku Inkwizycji do końca życia miał odmawiać codziennie trzy psalmy, żyjąc w doskonałych warunkach, ciesząc się przyjaźnią papieża i kilku kardynałów (podobnie jak oni byli to ludzie nauki), w swojej eleganckiej willi – darze Kościoła – o nazwie “Klejnocik”; rozpowszechniony mit głosi jednak, że spłonął na stosie. Z Galileuszem utrzymywał przyjazne stosunki kard. Robert Bellarmin, późniejszy święty, jeden z najsłynniejszych teologów, doktor Kościoła; on też nadzorował proces i egzekucję Giordano Bruno).
W ciągu trzech wieków istnienia w Hiszpanii Inkwizycji – tej, która zyskała opinię najbardziej okrutnej – stracono 216 osób, podczas gdy rewolucja francuska w ciągu trzech lat na mocy trybunałów rewolucyjnych zamordowała 300 tysięcy Francuzów. „O tych 216 straconych herezjatach i burzycielach ładu społecznego, od przeszło stu pięćdziesięciu lat piszą tomy za tomami, przedstawiając w najstraszniejszych barwach grozę wiejącą z postaci okrutnych mnichów, ale o mordercach i łotrach noszących nazwiska Robespierrów, Dantonów i Maratów od lat trzydziestu pieją ci sami hymny pochwalne. Dziś sprzysiężenie milczenia zamknęło usta i sumienia historyków i całej światowej prasy, wobec bandytów bolszewickich i meksykańskich zbójów”.
Warto wyjaśnić także okoliczności śmierci Giordana Bruna w 1600 roku w Rzymie, przedstawiane dziś w opracowaniach liberalnych heroicznie i poetycko. Bruno miał zginąć jako prawdziwy rycerz wolności.
W dniu Bożego Narodzenia 1599 roku otrzymał w swojej celi papier, pióro i kałamarz wraz z zaleceniem, by na piśmie odwołał swe herezje, nie skorzystał jednak z tego. Jak przypomina prof. Romano Amerio w Rzymie działało wtedy Bractwo św. Jana Chrzciciela, którego członkowie towarzyszyli skazańcom i do ostatniej chwili nie ustawali w wysiłkach i namowach, by mogli oni umrzeć pojednani z Bogiem (jak mówiono: “otrzymawszy łaskę u Boga”). Według protokołów tego Bractwa z datą 16 lutego 1600 roku, jeszcze na kilkanaście dni przed śmiercią Giordano Bruno “otoczyło go siedmiu spowiedników: dominikanów, jezuitów, oratorianów i hieronimitów, by w razie, gdyby nie trafiał mu do przekonania jeden rodzaj argumentacji, starać się do niego przemówić innym sposobem”. Kościół do końca walczył o jego duszę.
Dlaczego jednak kara śmierci? Dla dzisiejszej mentalności jest to całkowicie niezrozumiałe. Ten sam autor, Romano Amerio, dodaje, że przypadki nawróceń przed śmiercią w tamtych czasach nie należały do rzadkości. Dziś samo pojęcie kary straciło swój istotny sens. Powszechne jest przekonanie, że “pomimo ohydy zbrodni należy pochylić się nad ludzką słabością i uwzględnić fakt, że dopóki trwa życie człowieka, jest on w stanie podźwignąć się nawet z największego moralnego upadku”. Zarazem czymś absolutnym jest w przekonaniu wielu samo życie doczesne człowieka, jest ono traktowane jako samoistny cel, zatem jego odebranie staje się “zniweczeniem ludzkiego przeznaczenia”.
“Najdziwniejsze jest”, dodaje Amerio, “że w odczuciu wielu ludzi ten drugi argument oparty jest na przesłankach religijnych, podczas gdy jest on z gruntu areligijny. Jego zwolennicy zapominają, że według religii życie ziemskie nie jest celem lecz środkiem mającym prowadzić do moralnego celu życia: celu, który wykracza poza wszystkie wartości doczesne”.
Dlatego w owych dawniejszych wiekach, aż do czasu rewolucji ostatniego Soboru, odebranie życia człowiekowi jako kara nie było uważane bynajmniej za odebranie mu owego “nadprzyrodzonego przeznaczenia, dla którego został stworzony i które stanowi o jego godności”. (Ostatnim papieżem, który dowodził słuszności stosowania kary śmierci był Pius XII). Nikt więc nie twierdził, że Kościół jest “okrutny”, że Święta Inkwizycja zasądzając wyroki i oddając winowajcę w ręce świeckiego wymiaru sprawiedliwości zwraca się “przeciw człowiekowi”.
W istocie, o paradoksie!, to przeciwnicy kary śmierci “opowiadają się za państwem totalitarnym – przypisując mu dużo większą władzę niż ta, jaką rzeczywiście posiada, a mianowicie władzę pozbawienia człowieka jego przeznaczenia”.
“Śmierć zadana drugiemu człowiekowi nie może zniweczyć jego moralnego przeznaczenia i jego ludzkiej godności, a tym bardziej nie przekreśla ona Bożej sprawiedliwości: to ona ostatecznie osądzi wszystkie ludzkie wyroki. Dewiza, która jest wygrawerowana na mieczu oprawcy we Fryburgu: Panie Boże, Tyś jest sędzią, nie oznacza utożsamienia ludzkiej sprawiedliwości z Boską, lecz uznanie, że Najwyższy Sędzia osądza sprawiedliwość wymierzaną przez człowieka”
Dlatego niegdyś w świecie chrześcijańskim rozumiano tak dobrze ekspiacyjną wartość śmierci, dziś kompletnie odrzuconą. “W »religii antropocentrycznej« ekspiacja polega głównie na poświęceniu się innym ludziom – a na to trzeba dać skazanemu wystarczająco dużo czasu, zamiast ten czas skracać. Jednak w religii skierowanej na Boga ekspiacja polega przede wszystkim na uznaniu Boskiej mocy i Boskiego Majestatu. Cześć temu Majestatowi trzeba oddawać w każdym momencie, i w każdym momencie jest to możliwe”.
Niesłychana żywotność legendy Giordano Bruno jako szermierza wolności i ofiary niesprawiedliwości Kościoła sprawia, że o Świętej Inkwizycji mówi się dziś głównie jako o wstrząsającym przykładzie jednej z “czarnych kart” Kościoła. Trudno w tej sytuacji wyjaśnić, że słowo “herezja” ma konkretną, religijną treść, że nie jest żadną przenośnią, czy czymś archiwalnym, że herezje Kościół uważał zawsze za największe zagrożenie dla chrześcijan, których wiary zobowiązany był bronić, a potępienie błędu uważano niezmiennie za czyn miłosierdzia (piętnując błąd sprowadza się na dobrą drogę tego, który zbłądził i chroni się innych przed popadaniem w te same błędy); że słowo “heretyk” to nie żart, nie kpina. Poważna przestroga.
O ile bylibyśmy dziś w naszym świecie spokojniejsi, gdyby ta przestroga traktowana była serio. Być może bez lęku, który dziś jest wszechobecny, moglibyśmy patrzeć w przyszłość. Gdyby nie tworzono i nie propagowano tak wielu hałaśliwych mitów związanych z rzekomą wolnością od nauki Kościoła, która przysługuje prawdziwym filozofom – także prawdziwym politykom, tym, którzy tak bardzo pragną “więcej wolności” dla matek, którym przeszkadza własne dziecko, dla bluźnierców, dla deprawatorów, i nie wahają się tego głosić publicznie – wielu ludzi, którzy żyją obok nas nie stałoby się ofiarami demagogii i bezczelnego kłamstwa.
Nie słychać jednak głosu przestrogi ze strony Kościoła.
Tak, powtórzmy, myślenie ma przeszłość. Lecz błędne mylenie prowadzi zawsze do zguby.
Gdy myślimy o kimś, kto mógłby nas przed tymi błędami uchronić, zwłaszcza dziś, gdy każdy niemal błąd przyjmowany jest z aplauzem, cieszy się opinią nieszkodliwej nowinki, orzeźwiającej i podniecającej, kojarzy się z postępem w poszerzaniu przestrzeni ludzkiej wolności, beztroski i niezależności, przychodzi na myśl Postać, którą obdarzamy także (pośród wielu tytułów), jakże trafnie, tytułem Pogromczyni wszystkich herezji.
27 czerwca, w przeddzień wyborów prezydenckich w Polsce będziemy obchodzić kolejną rocznicę objawienia się Matki Bożej, Maryi Niepokalanej jako Królowej Nieba i Ziemi, w małej polskiej wiosce, w Gietrzwałdzie (w 1877 roku).
Z błogosławieństwem Królowej Polski wybierzmy na kolejne cztery lata polskiej prezydentury pana Andrzeja Dudę.
______
Cytaty: Romano Amerio, Iota unum. Analiza zmian w Kościele katolickim w XX wieku, Komorów