Bizancjum bis
Dlaczego Zachód bywa dziś tak zupełnie nie do strawienia – jak i Wschód? To porównanie potrafi wzbudzić w Polsce gorący sprzeciw. Ale przecież gołym okiem widać, że Zachód bywa niebezpieczny. Tym co o tym decyduje są cechy bizantynizmu, ujawniające się szczególnie mocno w Unii Europejskiej, która stała się dla wielu z nas synonimem Zachodu.
Choć Cesarstwo Bizantyjskie upadło, jego cywilizacja przetrwała – i to tak blisko nas. Odcisnęła silne piętno na państwowości germańskiej; rozpropagowała ją bizantyjska księżniczka, cesarzowa Teofano (956-991), żona Ottona II. Dzisiejsze Niemcy, które chcą być hegemonem Europy i podporządkowały sobie Brukselę, są jej spadkobiercami i coraz częściej przywiązanie do niej manifestują.
Unia Europejska pod przewodnictwem Niemiec to powtórka z historii, ukazanie „na żywo” czym było Bizancjum i bizantynizm. Warto przypomnieć celną diagnozę tego przypadku autorstwa prof. Feliksa Konecznego – Polaka z wyboru (z pochodzenia był Czechem). Koneczny ukazuje historię Bizancjum jako dzieje nieuniknionego upadku. W drugiej fazie istnienia Cesarstwo Bizantyjskie było państwem sztucznym. Rozrośnięty do absurdalnych rozmiarów aparat państwowy powodował niedorozwój społeczeństwa, schyłek nauki, sztuki i literatury. Przez stulecia ogromnym wysiłkiem podtrzymywano państwo bizantyjskie (jego kres nastąpił w 1453 r., gdy Konstantynopol zdobyli Turcy), wbrew interesom społeczeństwa. Koneczny podaje liczne przykłady obywateli cesarstwa cieszących się z podboju kolejnych prowincji przez barbarzyńców.
Państwo w cywilizacji bizantyńskiej tworzy potężną biurokrację i ustanawia prawo regulujące wszystkie dziedziny życia. Zmorą jego mieszkańców są drakońskie podatki (w czasach Bizancjum wywoływały one masowe ucieczki na pustynię – w Egipcie – i wyludnianie się całych prowincji). Jego obsesją jest dążenie do totalnej uniformizacji życia społecznego i nieustanne zwiększanie jego potęgi kosztem potrzeb życiowych obywateli. Choć religią oficjalną jest chrześcijaństwo, polityka jest zawsze niezależna od moralności; dla moralności jest miejsce tylko w życiu prywatnym – i to z wieloma wyjątkami, zwłaszcza dla władców. Zwierzchność nad władzą duchowną ma władza polityczna. Władcy bizantyjscy nie tylko osobiście wyznaczali biskupów, ale rozstrzygali spory dogmatyczne.
Tak naprawdę państwo jest tu Bogiem, a zwłaszcza superpaństwo – oto bizantynizm. Oto dzisiejsza Unia Europejska, z którą nie sposób się spadkobiercom cywilizacji łacińskiej dogadać. Po prostu mówimy różnymi językami. I o czymś innym.
Patrząc na piramidę Cheopsa
O niektórych „prawicowych” publicystach można powiedzieć, że nurtuje ich tak naprawdę jeden temat, rozsierdza jedna rzecz: Dlaczego rząd Prawa i Sprawiedliwości tak bez przerwy “się myli”? Błądzi. Nieustannie się kompromituje. Nic nie potrafi. Podczas gdy ja, autor tych konstatacji, jestem taki idealny. Wiem wszystko. Umiem wszystko. Ja to bym im pokazał! Tej Unii, tym Niemcom, Węgrom, Amerykanom… Tej Odrze. Rosji! Och, jak źle człowiekowi genialnemu z takimi nieudacznikami. Ile cierpieć musi!
Ten lament wypełnia szczelnie szpalty niektórych tygodników i portali – „naszych” rzekomo, bo PO to oni nie trawią. Zamiast rządzić, ich autorzy muszą pisać. Ta niesprawiedliwość wola o pomstę do nieba. Dlatego jak długo będą trwać rządy Prawa i Sprawiedliwości, tak długo płynąć będzie strumień gorzkich skarg, jadowicie szyderczych porównań, dobrych rad wygłaszanych paternalistycznym tonem i złośliwych pouczeń. (Symboliczną postacią jest tu autor podpisujący się inicjałami “WC”, który dla przedstawicieli naszego rządu ma zarezerwowany jeden termin: “głupki”). Syndrom ten zilustrował kiedyś Andrzej Mleczko rysunkiem: Góral i krakowianin w strojach ludowych i stosownych nakryciach głowy – z piórkiem – oglądają piramidę Cheopsa. Jeden mówi do drugiego: „Phi! My ze szwagrem nie takie rzeczy żeśmy po pijanemu robili!”
Bez śladu na ziemi
Sześć tysięcy rosyjskich żołnierzy w niewoli Ukraińców. Wielu zapewne z własnej woli. Wolą być jeńcami w obcym kraju niż wolnymi w swojej ojczyźnie. U nich „wolny” to niewolnik jeszcze bardziej upodlony niż więzień gdziekolwiek indziej. Sześć tysięcy ludzi przyznało rację słowom Adama Mickiewicza sprzed niemal dwustu laty: „…I hordy ludów wyszły z tej ojczyzny,/ Nie zostawiwszy śladów swego życia”. To wstrząsające podsumowanie.
Przejść przez życie tak, by nie móc zostawić po sobie nic, co wzbudzałoby wdzięczność i szacunek innych, by nie móc nic dobrego, mądrego, szlachetnego, prawdziwie ludzkiego, twórczego uczynić. By być zawsze w swoim kraju, jako człowiek stworzony przez Boga i przeznaczony do wielkich rzeczy, kimś zbędnym, niepotrzebnym. Z jedynym wyjątkiem – gdy potrzebne są siły ludzkie dla powiększania potęgi militarnej lub niezbędne „mięso armatnie”. Taki los milionów ludzi, setek pokoleń w Rosji jest naprawdę godny opłakania. “Lecz twarz każdego jest jak ich kraina/ Pusta, otwarta i dzika równina... “ — Mickiewicz nie miał wątpliwości, czym jest Rosja. Potrafił współczuć Rosjanom, ale i przestrzegać przed nimi. W przeciwieństwie do różnych Sartre`ów, Aragonów, Gilbertów Bécaud, zachwyconych, wzruszonych i olśnionych krainą niewolników.
Łacińskość czyli polska specyfika
Polska ma zarówno w przypadku Rosji jak i UE do czynienia z mentalnością całkowicie różną od łacińskiej. Rosja to barbarzyństwo, zwane przez Feliksa Konecznego cywilizacją turańską, naznaczoną pychą władcy, ślepym okrucieństwem wobec wszystkich, którzy stają mu na drodze, i żądzą niszczenia. Wódz jest postacią boską. Dla etyki, moralności miejsca tu nie ma. Człowiek jest tylko narzędziem w ręku tyrana. Potrafimy jednak się przed Rosją bronić, rozpoznajemy ją i oceniamy prawidłowo.
W przypadku naszych relacji z Unią Europejską – cóż, wpadamy nieraz w zastawiony ciąg pułapek. Dajemy się nabrać na piękne słowa i gesty, bo nie zakładamy z góry, że to tylko gra. Teatr, intrygi, uwodzenie to w bizantynizmie rodzaj rytuału, obowiązującej obrzędowości, ale też zwykłej metody działania politycznego. To cząstka natury tej cywilizacji. To także oręż dotkniętych tą spuścizną państw – w zasadzie jednego państwa, pruskiego. Naszym przeciwnikiem jest zatem wyćwiczona setkami lat przebiegłość w działaniach politycznych, lisia chytrość. To jest ekstrakt bizantynizmu. Jesteśmy dziś moralnie i intelektualnie silni, ale musimy okazać się bardziej przezorni wobec strategii bizantyjskiego podstępu – tak jak niegdyś, gdy mieliśmy do czynienia z Zakonem Krzyżackim. I tak właśnie się dziś dzieje.
Tak jak prawosławie nie zdołałoby się wykształcić bez wpływu bizantynizmu – dowodzi tego nie tylko prof. Koneczny, ale wielu historyków – analogicznie było w przypadku protestantyzmu. Oba nurty uznając wyższość władzy politycznej nad kościelną popadły w rażącą sprzeczność z zasadami i prawdami chrześcijańskimi. Władca bizantyjski nie uznaje nad sobą żadnej zwierzchności. Władza duchowna ma być u jego stóp. Była to pożywka dla nieposkromionej pychy wszystkich niemal cesarzy niemieckich – i rzecz jasna carów rosyjskich. Skutki widzimy na własne oczy.
Jeżeli dla urzędników UE „demokracja jest świetna pod warunkiem, że wygrywają ‘nasi‘” (Jarosław Fogiel), to widać, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy mają zasadnicze trudności z przyjęciem zarówno zasad etyki katolickiej jak i wynikających z nich norm cywilizacji łacińskiej. „Uważają ją tylko za fasadę, która ma legitymizować ich własne rządy, a tak naprawdę wybór obywateli mają za nic…” – to jest to właśnie bizantynizm w pigułce.
Teologia i polityka nie są od siebie tak odległe jak się powszechnie sądzi. Dopiero zauważenie ich bliskości pozwala pojąć, jaki to duch przenikał cywilizację, którą stworzyliśmy w Rzeczypospolitej. Co stanowiło punkt odniesienia dla naszych historycznych władców i dlaczego budowaliśmy przez wieki świetności naszego państwa taki a nie inny ustrój, chroniąc zasady, tradycje, obyczaje, zachowania składające się na naszą kulturę. Chroniąc instytucje chrześcijańskiej, a ściślej – katolickiej cywilizacji. To one najbardziej niepokoją wrogów Polski. To one są nie do zniesienia dla Rosji. Dla Niemiec – czytaj: Unii – są po prostu czymś zbędnym, utrudniającym życie, zwłaszcza, gdy mania robienia porządków, ujednolicanie wszystkiego poprzez paranoiczne nieraz przepisy prawne, osiąga apogeum. To kłody rzucane pod nogi paniom von Leyen i kanclerzom Scholtzom, którzy czują się całkowicie niewinni, bo chcą tylko robić wokół siebie porządek i dziwią się jak dzieci, gdy komuś to przeszkadza.
Specyfika instytucji dawnej Rzeczypospolitej miała silny rys przypominający o tym, co jest przeznaczeniem człowieka – zgodnie z prawdami naszej wiary, zgodnie z łacińskością, tj. także filozofią Arystotelesa i św. Tomasza. W polityce ludzi Prawa i Sprawiedliwości widać afirmację tego wszystkiego, wielki szacunek dla dorobku przeszłych wieków polskości.
Liberałowie, urzędnicy unijni, technokraci do bólu pragmatyczni, ideolodzy, z jakimi mamy do czynienia dziś w UE, odznaczają się cechą typową dla liberalnego umysłu, mianowicie „nie pokładają wystarczającej ufności w prawdzie” (o. Humbert Clérissac). Tacy ludzie są przekonani, że „prawda jest czymś należącym wyłącznie do sfery teorii, nie daje się zastosować w praktyce”. Prawda jest “bezużyteczna” z tysiąca powodów. Nie da się na niej zarobić. Nie służy bezpieczeństwu, komfortowi, świętemu spokojowi, karierze. Kto zarządzający nowoczesnym państwem, czy jakąś strukturą geopolityczną chciałby się z nią męczyć? A tymczasem odrzucanie w konkretnych sytuacjach życiowych prawd moralnych, czyli zasad, które ze swojej natury są również normami postępowania, dla spadkobiercy cywilizacji łacińskiej jest czymś absurdalnym, jest samobójczym aktem. Bo to one stworzyły tę cywilizację i zapewniają jej trwanie.
Brak wiary w praktyczną skuteczność katolickich zasad jest jedną z głównych cech współczesnego życia, także życia ludzi Zachodu. „Twierdzimy, że w nie wierzymy, jednak postępujemy wbrew nim” (kard. Billot). Oto bizantynizm, wróg wewnętrzny dzisiejszego Zachodu.
Dlatego dziś to my, Polska, napastowana tak brutalnie przez ostatnie stulecia lat przez Wschód, ale i Zachód – który wbrew swoim łacińskim źródłom dotąd nie uporał się z utajonym bizantynizmem – udowadniamy, że jesteśmy prawdziwym Zachodem. I – jak pisał Tymon Terlecki – mamy obowiązek bronić Zachodu (prawdziwego) przed Zachodem zjadanym od środka przez ten trujący grzyb na ciele Europy.