Bezbronność umarłych

Posted on 27 marca 2023 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Różne

Jest coś przejmującego w bezbronności ludzi zmarłych wobec wspomnień o nich. Któż bowiem sprawdzi, kto skoryguje to, co się o nich opowie…” – Kazimiera Iłłakowiczówna tak rozpoczynała wspomnienia o Józefie Piłsudskim. Każdy z nas  (…) m u s i  mieć chwilę głębokiego zawahania, kiedy przychodzi mu utrwalić to, co o zmarłym pamięta”.

Te zasady uznawane dziś za staroświeckie, pachnące myszką, były niewzruszone. Obowiązywały we wszystkich dobrych polskich domach: nigdy nie mówić źle o zmarłych. Zwłaszcza o rodzicach, dziadkach, o najbliższych. Ale także o nauczycielach, o kapłanach… Nigdy! Przekroczenie tej zasady było dyskwalifikujące, uważane za przykład najgorszego wychowania, kompletnego braku kultury.

Ale w ogóle mówienie źle o zmarłych było kiedyś w naszym kraju grubym nietaktem. To nie znaczy, że trzeba było zawsze tuszować wady czy błędy ludzi, którzy odeszli. Można a nawet trzeba było o nich wspominać, gdy był po temu ważny powód, cel dydaktyczny, jakaś ważna nauka. Polacy z dobrych rodzin nie mieli z tym najmniejszego problemu. Istniała nieskończona ilość sposobów, by wypowiadać się w takiej sytuacji w sposób subtelny, delikatny, wyważony. Tak by nie wzbudzać niepotrzebnych emocji, nie nadużywać swojej wiedzy, zachowywać pewne rzeczy dla siebie. By nade wszystko nie odbierać dobrego imienia wśród żywych tym, którzy są już na Sądzie Bożym. Nigdy zaś po to, by się z nich naśmiewać, urągać ich pamięci, skarżyć się na nich. Modlitwa była traktowana jako główny obowiązek wobec zmarłych.

 

 

 

W Polsce nie tak dawno jeszcze nie wolno było mówić źle o księżach. „Nie wolno” oznaczało, że nie robili tego ludzie, którym zależało na spokoju sumienia, na dobrej atmosferze w domu, na właściwym wychowaniu dzieci. Na dawaniu dobrego przykładu. Nie dlatego, że księża są jakąś inną kastą i należy obchodzić ich na paluszkach. Dlatego, że są ludźmi, których zadanie, a raczej misja wyróżnia ich całkowicie ze społeczeństwa; sakrament kapłaństwa wyciska niezatarte piętno przynależności do Boga na duszy człowieka. Niezależnie od tego, czy są osobiście gorliwi, przykładni, świątobliwi, czy nie. Ludzie w Polsce to rozumieli.

Po Bogu kapłan jest najważniejszy. Zostawcie parafię bez kapłana na dwadzieścia lat, a zaczną w niej adorować cielca”, przypominał swoim jędrnym językiem św. Jan Maria Vianney. „Kiedy ktoś chce zniszczyć religię, najpierw atakuje kapłana, gdyż tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary Mszy świętej, nie ma już kultu Bożego. Kim jest kapłan, jeśli nie tym, który tu na ziemi, reprezentuje Boga? Kiedy kapłan udziela wam rozgrzeszenia, nie mówi : «Bóg ci przebacza», lecz: «Ja odpuszczam tobie grzechy». Podczas konsekracji nie mówi: «Oto Ciało Pana», lecz mówi: «Oto Ciało moje!» (…) Nie znajdziecie żadnego dobra, które pochodzi od Boga, żeby za nim nie stał kapłan. Spróbujcie wyspowiadać się przed Matką Boską albo przed którymś z aniołów. Rozgrzeszą was? Nie. Czy mogą wam dać Ciało i Krew Pańską? Nie… Choćby stanęło przed wami dwustu aniołów, nie mają oni władzy odpuszczenia wam grzechów. Widzicie teraz, jaką moc posiada kapłan. Na jego słowo kawałek chleba staje się Bogiem! To przecież więcej niż całe stworzenie świata”.

 

Jan Henryk Rosen – Papież Innocenty XI modlący się przed bitwą pod Wiedniem (fresk w kościele św. Józefa na Kahlenbergu)

Dumna wolności słowa: skazuj, wieszaj i pal!

Niestety, dziś mówienie źle o innych, w tym o księżach, praktyka, dla której w naszej kulturze istniało jeszcze niedawno jednoznaczne określenie: obmowa, oszczerstwo – działanie, wobec którego normalny człowiek się wzdraga – zyskuje poklask, wywołuje rumieniec ożywienia. I nosi dumne miano wolności słowa. Wszyscy możemy być sędziami, jak najbardziej, czemu nie – byle nie we własnej, ale w cudzej sprawie! Wolno wszystko wyrzucić z siebie: ohydną plotkę, niesprawiedliwą opinię, czyjeś obsesje, arbitralne potępienia. Zapomina się, że mówienie źle o bliźnich bez wyraźnej potrzeby, to nie tylko niszczenie w oczach innych ich obrazu, deptanie ich dobrego imienia, ale niszczenie własnego człowieczeństwa.

Armaty wytaczane przeciwko Janowi Pawłowi II w postaci zarzutów o tuszowanie przestępstw wobec nieletnich są hańbą w naszym kraju. Nie łudźmy się, że chodzi „tylko” o niszczenie pamięci o Następcy św. Piotra. Chodzi o moralne osłabienie Polski, o zniszczenie jej obrazu w naszych własnych umysłach. Bo skoro „największy z rodu Polaków” był skażony moralną nieodpowiedzialnością w tej dziedzinie, tak dziś eksploatowanej medialnie, jak insynuują jego krytycy, to kim mamy się chlubić? I kim sami jesteśmy – my, którzy mu wierzyliśmy, do którego tak wielu z nas się modliło? Nędzą moralną. Człowiekowi, którego czcił cały niemal naród przypisuje się podłe intencje. „Nie chronił dzieci, tolerował zło. Był zepsuty, zgniły, zły”.

 

Francisco de Zubaran – Portret Grzegorza Wielkiego

 

Rosja i Niemcy zacierają ręce. Kraj nędzy moralnej nie będzie się długo opierał. Taki kraj jest wydmuszką. Jego autorytety są fałszywe. Jego dorobek iluzją. To domek z kart, sezonowy kraj. Taki jest prawdziwy cel szargania pamięci zmarłego papieża. Nikczemnicy nie byli w stanie zamordować go za  życia, próbują uczynić to dziś z jego dobrym imieniem.

Taran, który ma zniszczyć nie tylko przywiązanie Polaków do Jana Pawła II, ale wielowiekową tradycję naszego przywiązania do Kościoła i głęboką cześć dla Głowy Kościoła (niezależnie od tego czy był ideałem jako papież czy też nie, czy popełniał błędy, czy nie) nosi imię wolność słowa. Czy wolność słowa może unieważniać podstawowe zasady moralne? Czy w jej imię można je podeptać? „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu…”. Błędnie rozumiana wolność słowa staje się nową moralnością, jakimś nadrzędnym, arbitralnie ustanowionym prawem, które zakłada inne rozumienie relacji między ludźmi i wzajemnych zależności, jakie istnieją w każdym społeczeństwie. I staje się nieuchronnie tyranią. By uczynić zadość „wolności słowa” można dziś dowolnie kłamać, rzucać oszczerstwa, znieważać. Wolność słowa jest nieograniczona. Jakie są skutki? Wybuchy nieokiełznanych emocji, brak spokoju, życie w gorączkowym oczekiwaniu kolejnych ujawnianych zbrodni, przestępstw, skandali, napaści słownych, gwałtownych oskarżeń. Utrata wiary w dobroć, szlachetność, mądrość ludzi.  Jesteśmy podli, jesteśmy nikim.

Mnożąc znaki zapytania

Wielu zaczęło stawiać pod wpływem medialnej nagonki, przy imieniu polskiego papieża znak zapytania. „Dalsze badania wyjaśnią…”. Na pewno? Jeżeli dopiero badania mają ustalić, czy był winny, czy nie, to czym jest świadectwo jego życia? Nie ma ono żadnego znaczenia. Nie ma znaczenia to, co zawsze było dostępne, jawne, naoczne.  Ponury walec już się toczy, obrzydliwa logika obmowy już zbiera zgniłe owoce. Wagę zyskuje każdy domysł, podejrzenie, każda insynuacja – byle tylko zniszczyć obraz ofiary.

A jeżeli okaże się, że są dokumenty – nie wiadomo, czy nie sfabrykowane, zeznania – nie wiadomo, czy autentyczne, bo dziś fałszywi świadkowie tryumfują, ich się słucha, ich się nagłaśnia, im się wierzy (o czym świadczy rok spędzony przez kard. George`a Pella w zakładzie karnym dla najgroźniejszych przestępców), to wtedy, co? Wyprzemy się polskiego papieża? Załamiemy ręce nad tym, jak daliśmy się oszukać, bo przecież – niby taki wspaniały – po prostu „chronił pedofilów”?

Św. Jan Maria Vianney miał rację, gdy twierdził, że ten, kto obmawia drugiego człowieka, prawie zawsze okazuje się oszczercą, a każdy oszczerca jest podły. Obmowy dopuszcza się też ten, kto wyolbrzymia zło, jakiego dopuścił się bliźni. I ten, który bez dostatecznego powodu wyjawia ukryty błąd lub winę bliźniego albo tłumaczy sobie na niekorzyść jego uczynki. „Nie zadawajcie się zatem z ludźmi, którzy źle mówią o duszpasterzach”, przestrzegał Jan Maria Vianney, bowiem „wzgardę wyrządzoną Swoim sługom Bóg stawia na równi z osobistą zniewagą. Pan Jezus wyraźnie uczy: «Kto Wami gardzi, mną gardzi»”.

 

Horace Vernet – Pius VIII niesiony na Sedia gestatoria

 

Św. Franciszek z Asyżu nie patyczkował się ze współbraćmi, którzy w jego klasztorze dopuszczali się obmowy. „Trzeba zamknąć gębę śmierdzielom!”, wołał ten człowiek, uchodzący za wcielenie delikatności, obrońcę ptaszków i innych zwierzątek. Nakazywał surowo robić w klasztorze porządek z oszczercami pewnemu zakonnikowi, którego z racji postury i siły fizycznej nazywano Bokserem (pisał o tym powołując się na historyczne źródła Vittorio Messori).

Te czasy stawiają nas wszystkich w nowej sytuacji. Wymaga ona wielkiego hartu ducha. Nie można się bać mediów i ich trybunałów, które są niczym sądy doraźne w czasach rewolucji – ferują naprędce wyroki, byle tylko skazać „wrogów ludu”. W tym wypadku wrogów nowego porządku, który chce wyeliminować z życia współczesnych wiarę i Kościół. A wraz z nimi zniweczyć prawdziwą wolność człowieka, niepodległość państw. Nigdy, ale zwłaszcza teraz nie można drżeć przed siewcami strachu posługującymi się kłamliwym słowem i spreparowanym dowodem.

Ściskając rękę Ojca Świętego

Moje spotkanie z Janem Pawłem II w Rzymie, podczas pielgrzymki młodych dziennikarzy katolickich do Włoch, w końcu lat osiemdziesiątych, nie było wcale wypełnione „radością”, o jakiej się czyta w tak wielu wspomnieniach, gdzie uwiecznia się żarty i bon moty papieża, jakby to one były jego największą zasługą. Warszawski duszpasterz środowisk twórczych przedstawił mnie Ojcu Świętemu w Sali Klementyńskiej pewnego czerwcowego przedpołudnia. Wzruszenie odbierało całą pewność siebie. Kolega, który stał obok trząsł się tak, że słyszałam szczękanie jego zębów (dziś pracuje w jednym z najbardziej zajadle antykatolickich czasopism). Ściskając rękę Ojca Świętego – nikt mnie nie nauczył, że trzeba przyklęknąć i ucałować jego pierścień! – wyrecytowałam długo powtarzane w myślach zdanie. Zapamiętałam uważne oczy i twarz człowieka bezgranicznie zmęczonego. Otaczał go rozentuzjazmowany tłum. Było ze trzysta osób, każdy chciał coś powiedzieć, przekazać, o coś poprosić. Miałam wrażenie, że papież chwieje się na nogach i po prostu marzy o chwili ciszy i samotności. I że został obsadzony w dziwnej roli “przyjaciela wszystkich ludzi na świecie”. Dlatego musi się nieustannie ze wszystkimi ściskać, gawędzić, żartować. Najświętszy i najmądrzejszy, by temu nie sprostał. I nie jest to rola właściwa Głowie Kościoła. Nie tego się oczekuje od papieża.

Jeden z mitów tworzonych na użytek mediów o Janie Pawle II, to ten, że był przywódcą ludzkości. Niknie w nim to, co jest owocem każdego prawdziwego powołania – więź z Bogiem. Modlitwa za Kościół, za świat, za Polskę. Także za wrogów i nieprzyjaciół.

 

Fragment fryzu Jana Henryka Rosena wykonanego na zamówienie Watykanu – “Polska, Matka świętych i tarcza chrześcijan” (1936 r.)

 

 

 

 

 

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.