Bazar “Europa”

Posted on 10 marca 2017 by Ewa Polak-Pałkiewicz in Porządkowanie pojęć

Są takie momenty w historii, które przypominają sytuację, gdy kurtyna idzie niespodziewanie w górę zanim jeszcze aktorzy ukończyli charakteryzację i pojawili się w kostiumach. Dekoracje są w nieładzie, a reżyser miota się po scenie w ostatnich utarczkach ze scenarzystą.

Albo, gdy w trakcie oficjalnego przyjęcia poda się zbyt dużo trunku i wszyscy pozują w szampańskich nastrojach do zdjęć. Nie są one eleganckie, nie są nawet śmieszne. Są żałosne.

Coś podobnego wydarzyło się wczoraj podczas unijnego szczytu w Brukseli. Wszystkim coś uderzyło do głowy, albo zbyt wcześnie uniesiono kurtynę. „Elegancki”, zdaniem niektórych, „świat” (słowo „Europa” ma wciąż w Polsce dobre konotacje), ukazał się jako ordynarne podmiejskie targowisko. – Tu króluje „interes”, a nie „zasady”, moja pani. „Zasady” może pani sobie mieć w swoim domu, my tu pilnujemy naszych straganów i naszych pieniędzy.

 

Henri Gervex - Wieczór w Pre -Catelan

Henri Gervex – Wieczór w Pre – Catelan

 

Manifestacyjne odrzucenie zasad przez ludzi, którym inni ludzie powierzyli przyszłość swoich państw może się wydawać czymś horrendalnym tylko wtedy, gdy zapomnimy, że od wielu dziesięcioleci mamy na naszym kontynencie do czynienia z systemem opartym na absolutnej przyziemności. System ten kategorycznie wyklucza myślenie, że jakieś zasługi doczesne miałyby być wynagrodzone w innym, przyszłym życiu. Tak samo jak wyklucza myśl, że zbrodnie, kłamstwa, wiarołomstwo, zdrada, krętactwa, bezczelne grabieże miałyby zostać ukarane w przyszłości. W przyszłości niedalekiej, która nadejdzie niechybnie, tak jak deszcz przychodzi po słonecznym dniu, zima po upalnym lecie.

Skoro te kategorie z myślenia „wyparowały”, skoro nie obowiązują polityków, cóż może kogokolwiek powstrzymać, by pluł na zasady obowiązujace między ludźmi kulturalnymi, ze swoich wysokich stołków, lub codziennie, po dobrej kawie z rogalikiem, wymyślał zabawny zestaw „nowych zasad”, obowiązujących od południa aż do rana dnia następnego?

Jakieś umowy, obietnice, wspólne ustalenia, słowo honoru? – A daj pan spokój! Musiałabym zamknąć na kłódkę mój wesoły kramik z arbuzami i cebulą – oświadcza właśnie „polityk” zza Odry – który daje mi dobry dochód.  Goszczę kogo chcę na zapleczu. Przyjmuję wciąż nowy towar, świeży, prosto z Afryki, od Arabów. Pachnie czosnek, muzyka z radyjka gra!

— A paniusia niech się swoimi zasadami naje, jak ma ochotę! – zarechotał inny elegant bazarowy, zwracając się do przedstawicielki niebazarowej części świata, naszej szefowej rządu.

W systemie katolickim życie wieczne i wieczna śmierć stanowią najwyższy wyraz absolutnej wartości osądu moralnego – tak uczyły dawne katechizmy. Ale dziś słowa: absolutny, moralny, osąd są już nieaktualne i niezrozumiałe. Kto by sobie głowę zawracał wiecznością! Nasz kontynent nie ustanowił instancji, która by pilnowała, żeby słowa te nie wyszły z użycia. By nie zatracono ich wśród słów informujących przez całą dobę, na cały głos, o naszym dobrym lub złym samopoczuciu, o tym, że ząb boli i że kolejny raz udało się kogoś ograć na giełdzie. W tym teatrzyku dziecięcych marzeń o ludzikach – nie ludziach – które będą fikać i podrygiwać za każdym razem, gdy im się pokaże banana, czy jakieś elekroniczne i cybernetyczne cacko z dziurką.

Pytanie jednak, czy to wszystko możemy nazwać jakimkolwiek rozwojem, czy postępem, skoro nosi wszelkie symptomy rozkładu, rozpadu, generalnej katastrofy.

Jean-Francois Raffaelli - Wędrowny ostrzyciel noży

Jean-Francois Raffaelli – Wędrowny ostrzyciel noży

Subiektywne kryteria, etyka sytuacyjna, dostosowywanie się do zachcianek tego, kto czuje się hegemonem. Założenie, że nie istnieje żadna miara czynów człowieka, żaden sąd, owocuje kompletnym pomieszaniem pojęć. W życiu zaś politycznym – pozornymi, jednodniowymi sukcesami, a tak naprawdę chaosem i rozkładem. W rezultacie, w dalszej perspektywie, także zniweczeniem sensu ludzkich wysiłków podejmowanych dla dobra innych, dorobku kultury i cywilizacji europejskiej – to przecież oczywiste dla każdego, kto nie utracił resztek zdrowego rozsądku. Barbarzyńca nie musi już zakradać się nocą, został zaadaptowany, wychuchany w czterogwiazdkowych hotelach, ufetowany na bankietach, nagrodzany owacjami na stojąco podczas gali rozdania nagród i pucharów. Jest zwycięzcą rankingów popularności.

Jeżeli Unia Europejska przypomina dziś nowoczesną, chwiejącą się już u swego szczytu Wieżę Babel, albo wielką piaskownicę, to Polska jest ostatnim państwem na kontynencie, którego twarde „nie” w sprawie łamania zasad, lekceważenia umów, pomiatania słowem, pogardzania prawdą, daje jednak wszystkim “maluchom” do myślenia.

Prowadzi mianowicie do pytania, zadawanego może już tylko przez zwykłą ciekawość, skąd pochodzić może ta siła moralna, nie największego przecież i nie najmocniejszego ekonomicznie czy wojskowo państwa? Gdzie leżą przyczyny jego uporu, by nie grzebać się z innymi państwami-zabawkami w śliskim piasku i ustawiać tam swoich żołnierzyków i swoje piaskowe fortece? By tę piaskownicę po prostu ignorować. Patrzeć ponad nią.

Prowadzi to nieomylnie ku zapomnianemu przez wielu, mglistemu już często przeczuciu, ale jednak kołaczącemu się gdzieś na dnie świadomości, że człowiek sam nie jest dla siebie miarą. Że nie może zawdzięczać sobie samemu dosłownie niczego. Nie stworzył sam siebie, i kiedyś odpowie za swoje czyny. A może nawet – kto wie – może odezwie się w czyimś umyśle, zamroczonym dziś rozkoszną zabawą „w politykę”, „rządzenie” i “wspólnotę”, niejasne echo czyichś słów, że wszystkie włosy na głowie – każdego z nas, bez wyjątku – są policzone.

Ktoś może kiedyś na Starym Kontynencie uświadomi sobie, ile zawdzięcza  Polsce.

 

Jean-Francois Raffaelli - Widok na katedrę Notre-Dame w Paryżu

Jean-Francois Raffaelli – Widok na katedrę Notre-Dame w Paryżu

 

 

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.